Według mitologii greckiej Wyspy Szczęśliwe to część Hadesu, do której trafiali cnotliwi zmarli. W tej rajskiej krainie cieszyli się wiecznym odpoczynkiem w nagrodę za szlachetne życie. Przez wieki trwał spór o to, gdzie wyspy te mogą leżeć. Typowano Azory, Maderę, Wyspy Kanaryjskie, Wyspy Zielonego Przylądka... Mam na ten temat własne zdanie: Wyspy Szczęśliwe to Indonezja!
Dostępny PDF
SŁODKI CIĘŻAR
Sprzedawczyni owoców na wyspie Gili Meno. Na głowie ma spory ciężar dojrzałych owoców. Jedyny sposób, aby jej ulżyć, to skusić się na te kokosy czy ananasy.
KWIATEK DO WULKANU
Wspinaczka po masywie Bromo prowadzi do parującego krateru. Można do niego wrzucić ofiarę z kwiatów i poprosić o spełnienie życzenia. Pan kwiaciarz czeka na klientów...
EKOWYSPY
Na koralowych wysepkach Gili nie ma pojazdów silnikowych. Każdą z trzech wysp: Gili Air, Gili Meno i Gili Trawangan można objechać wyłącznie oślą bryczką.
Wyobraźcie sobie swoją emeryturę. Wiek koło siedemdziesiątki, turkusowy ocean, leżak nad basenem skryty w cieniu palm, przy stoliku drinki z sokiem ze świeżo wyciskanych owoców. Na twarzy powiew oceanicznej bryzy, a na waszym opalonym ciele kojący dotyk dłoni młodej masażystki... Tak, to możliwe, pod warunkiem że jesień życia postanowicie spędzić w Indonezji.
Jestem fanką wysp. Kolekcjonuję je i zgłębiam jedną po drugiej, jak osobne mikroświaty. Na wyspach życie płynie wolniej, a ludzie są łagodniejsi. Mniej tu dużych miast i przemysłu, za to więcej czasu. Morskie wody odcinają mieszkańców od zgiełku wielkiego świata. Prędzej czy później musiałam więc trafić do Indonezji – kraju rozciągającego się na 17 508 wyspach. Znalazłam tu wszystko, czego domagał się mój wyspiarski apetyt, a nawet więcej.
PODRÓŻ DO EDENU
Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych
Wieczorem ląduję w Dżakarcie, a już następnego ranka pędzę koleją daleko w głąb Jawy. Pociąg mija wzgórza i plantacje herbaty, przecina bananowe gaje, meandruje wzdłuż serpentyn ryżowych tarasów. Wysiadam na stacji końcowej w Yogyakarcie i przenoszę się w czasie do kolonialnych Indii Wschodnich. Yogya urzeka ptasim targiem, Kratonem (pałacem sułtana), baśniowym pałacem wodnym i Malioboro, główną ulicą pełną starych, malowanych riksz, w których drzemią uśpieni słońcem kierowcy.
Jedenaście godzin rozklekotanym busikiem na wschód leży wulkan Bromo (2329 m n.p.m.), wynurzający się z porannych mgieł nad księżycowym pustkowiem z zastygłej lawy.
Ci, którzy wolą stożki o zachodzie słońca, mogą udać się na zaciszną wyspę Lombok lub koralowe wysepki Gili, które dzięki białym piaskom i lazurowym wodom znajdują się w czołówce pretendentów do miana ziemskiego raju. Rozciąga się stamtąd widok na balijski wulkan Agung (3142 m n.p.m.), tak zachwycający jak sama Bali. Na tej ostatniej każdy znajdzie coś dla siebie: oceaniczne plaże z morskimi żółwiami, plantacje kawy, rzędy strzelistych palm i huczące wodospady spływające z gór porośniętych skłębioną dżunglą.
WONNE KADZIDŁO
Ten hotelowy szyld nie zachęca, ale spokojnie... owe bardzo znane u nas słowo po indonezyjsku znaczy „wonne kadzidło”.
PLAŻOWE PARTY
Gili Trawangan to imprezowa przystań dla backpackerów. Wzdłuż plaży ulokowały się bary, restauracje i dyskoteki. Zwykłe życie mieszkańców spokojnie toczy się w głębi wyspy.
WIECZNY WYPOCZYNEK
Ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.
Te i inne uroki Bali odkrył Sijf van Zuilen, holenderski emeryt prowadzący hotel Rattan Resto w Lovinie. Niech was nie zwiedzie imię gospodarza – miejsce spełnia najwyższe standardy, także estetyczne. W przeciwieństwie do wielu obiektów w okolicy, jak choćby odstraszający nazwą hotel Dupa, Rattan jest jak furtka do krainy czarów. Wokół tropikalnego ogrodu z orzeźwiającym basenem rozmieszczono kameralne apartamenty, z których każdy ma własny styl i dekoracje: muszle, gałęzie drzew lub tytułowy rattan. Kiedy biorę prysznic w łazience pod gołym niebem i kwiatami migdałowca, słyszę śpiew dziesiątków gatunków ptaków, które w hotelu rezydują na stałe.
Sam Sijf w niczym nie przypomina typowego seniora: krzepki i opalony, żyje według motta wiszącego w nastrojowym barze Rattanu: There’s no better life than a good life. Kiedy zdejmuję z patelni śniadaniowy omlet z pomidorami, Sijf jest już po porannej kąpieli w gorących źródłach w malowniczym Banjarze. Mówi, że słońce, ciepłe kamienie i masaż kokosowym olejkiem są najlepsze na kości. Jego urocza balijska przyjaciółka niesie z milczącym uśmiechem dzbanek doskonałej kawy...
Wieczorem wpadną do nich przyjaciele: niespełniony pisarz z Niemiec i emerytowany kierowca z Australii, którzy też spędzają tu drugą młodość. W karcie z drinkami widzę dedykację: To all Bali expats who died on the island they loved.
Podejrzewam, że świetna forma tutejszych seniorów to także efekt indonezyjskiej diety. Aby to sprawdzić, idziemy do warungu (jadłodajni rodzinnej) Apple w turystycznej uliczce prowadzącej na szarą wulkaniczną plażę w Lovinie. Zaczynamy od świeżych soków owocowych zmiksowanych z kruszonym lodem. Do tego przystawka – sałatka z tropikalnych owoców: mango, papaja, arbuz, salak. Zapomnijcie, że uda się wam odtworzyć te smaki w Polsce! Czas na główne danie. Mamy ochotę na odmianę od wszechobecnych, smażonych z kurczakiem, jajkiem sadzonym lub warzywami, mie goreng (makaronu) i nasi goreng (ryżu). Zamawiamy więc gado gado (warzywa w orzechowym sosie) i pepes z merlina, czyli rybę pieczoną w liściach bananowca.
W warungach stołujemy się dość rzadko. Prawdziwe smaki Azji sprzedaje się na ulicznych straganach. Budki widma wyrastają tam, gdzie jeszcze przed chwilą nic nie było. Koło południa na wiejskim rogu parkuje skuter obudowany turystyczną lodówką i kuchenką. Za chwilę do kierowcy i kucharza zarazem ustawi się kolejka chętnych na zupę, wlewaną do foliowych woreczków. Po zmroku (równo o 18.00) wzdłuż miejskich deptaków rozkładają się drobiowe garkuchnie. Dywan do siedzenia, kilka niskich ław, kuchenka – i można zaczynać. Curry, skrzydełka, udka, malutkie szaszłyki sate w sosie sezamowym – kurczak to król indonezyjskiej nocy, nie tylko ze względu na walki kogutów.
System straganowy przyjęły nawet eleganckie restauracje na imprezowej Gili Trawangan. Kiedy spaleni słońcem goście z wolna przyczłapują z plaży, obsługa wysypuje lód na wspaniałe wyszynki z soczystymi mięsiwami, egzotycznymi sałatkami i tęczowymi rybami z raf koralowych.
W tym samym czasie senny placyk obok poczty przemienia się w kulinarny festiwal. W onirycznej oprawie pysznią się wspaniałości z głębin oceanu: sprężyste kalmary, dostojne ośmiornice, pulchne krewetki z Sumbawy. Na grillach skwierczą szaszłyki z tuńczyka, wydzielając oszałamiający zapach. Co chwila ostrzegawczo syczą krople pikantnych sosów spadające na rozgrzany węgiel. Ostra słodycz ananasów tnie język jak blender, który w dzbanku stapia miąższ w złoty nektar. Największa kolejka jest przy deserach – puszyste kokosowe chmurki, banany zapiekane w cieniutkich naleśnikach, złociste ciasta z cukrem palmowym. Gdyby ktoś jeszcze nie czuł się dość bosko, to ta ambrozja działa jak katapulta do raju.
KOSZYCZKI NA SZCZĘŚCIE
Na hinduistycznej Bali wszędzie można napotkać koszyczki z kwiatami i słodyczami. Mają one przekonać bóstwa, aby strzegły ofiarodawców oraz zapewniały im pomyślność.
TAJEMNICZA BOROBUDUR
Fragment jednej z największych na świecie buddyjskich świątyń. Borobudur, powstała na przełomie VIII i IX w., leży w dżungli na Jawie. Żadne źródła nie podają ani celu powstania budowli, ani jej zleceniodawcy.
SPA U SUŁTANA
XIX-wieczny pałac wodny Taman Sari w Yogyakarcie. Służył jako miejsce wypoczynku i medytacji. Z kąpiących się tutaj nałożnic sułtan wybierał sobie towarzyszkę na noc.
PRZYMKNIĘTE OKO OPATRZNOŚCI
Dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.
Dla Balijczyków karmienie ciała jest tak samo istotne, jak strawa dla duszy. Wszystkimi dobrami dzielą się z bóstwami. Od rana kobiety, spowite w tęczowe sarongi, szepczą modlitwy i rozkładają wszędzie malutkie trzcinowe koszyczki z zatkniętym kadzidełkiem, napełnione wcześniej kwiatami, ryżem i słodyczami. Kolorowe ofiary trafiają przed domy, warungi i na brzeg morza. Poczęstunek jest formą wdzięczności i prośbą o ochronę przed złymi duchami. Bogowie regularnie zgłaszają się po odbiór ofiar, sama widziałam. W centrum popularnego kurortu święty koszyczek opróżniał w spokoju szczur. Nikt poza mną nie dziwił się tej scenie, nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby go spłoszyć. To przecież boski posłaniec.
Podobne przenikanie sfery ziemskiej i boskiej widać w całej Indonezji. Kult ciała współistnieje z modą na duchowe poszukiwania. Wszechobecne salony masaży i urody sąsiadują z ośrodkami medytacji. Codziennemu funkcjonowaniu sklepów i punktów usługowych spod przymkniętych powiek przyglądają się posążki Buddy. Powszednie sprawy Indonezyjczyków przeplatają animistyczne legendy i wiara w duchy. Indonezja to największy muzułmański kraj na świecie, jednocześnie Bali jest w większości hinduistyczna, a Flores – katolicka. Wspaniałe świątynie konkurują tu ze sobą w walce o pielgrzymów. Mistyczne piękno ozdobnej Prambanan i otulonej dżunglą Borobudur przychyli nieba najbardziej niewzruszonym agnostykom.
EMANCYPANTKI
W Indonezji dominuje islam, jednak tutejsze kobiety prowadzą nie tylko domy, ale także skutery i własne biznesy. W wioskach zachodniej Sumatry panuje nawet matriarchat.
PIĘKNE ISTOTY
A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj.
Indonezja pełna jest pięknych ludzi. Urzekających dzieci z wielkimi oczami, oliwkowoskórych dziewcząt oraz filigranowych staruszków o śmiejącym się spojrzeniu. Bladzi i pulchni turyści szybko tu chudną i pokrywają się złotą opalenizną, a słona morska woda ujędrnia ich galaretowate ciała. Kontakt z mieszkańcami sprawia, że pięknieją także wewnętrznie.
Przyznaję, po doświadczeniach w innych azjatyckich krajach byłam nieufna. Kiedy ktoś podchodził i pytał, czy wskazać drogę lub zapozować do zdjęcia, odruchowo sięgałam po portfel. Niepotrzebnie – dla Indonezyjczyków byliśmy po prostu ciekawi. Są mili, a żeby cię nie zawieść, wskażą ci dowolny kierunek, choć czasami nie mają pojęcia, gdzie leży twój cel. A kiedy niczego nie kupisz od miejscowego sprzedawcy, wcale nie okaże rozczarowania. Ale jeśli na coś się zdecydujesz, pomoże ci jak najpełniej skorzystać na twoim nabytku: troskliwie zawiąże bransoletkę, rozłupie maczetą kokosa, pokaże, jak przeżuwać twardy miąższ. Uprzejmość i pogoda ducha jest wspólnym mianownikiem mieszkańców tego geograficznie i kulturowo rozstrzelonego kraju.
Narodowe hasło Indonezji to „Jedność w różnorodności”. W indonezyjskim archipelagu nie ma samotnych wysp. Są tylko wyspy szczęśliwe.