Świat w obiektywie
Podróż po zimowych Lofotach nie należy do najprostszych. Jednego dnia spada pół metra śniegu, a drugiego można chodzić w samej bluzie. Na jednej wyspie szaleje śnieżyca, a na drugiej panuje cisza. Wróciłem wysmagany przez wiatr i od razu wiedziałem, że czegoś mi brakuje. Gdy spojrzałem po czasie na zdjęcia, uświadomiłem sobie, że tęsknię za szumem fal. Marcowe słońce pojawia się z samego rana i ślizga po skałach do wieczora. Tak jak latem najlepiej tu być o zachodzie słońca, tak zimą odwrotnie – trzeba zjawić się o świcie.
Dostępny PDF
Siedziałem w samochodzie przez kilka godzin. Najpierw padał deszcz, później śnieg, później znowu deszcz, a po wszystkim zaczęło wiać. Miałem problem z otworzeniem drzwi. Jednak wiatr wyczyścił niebo, a światło pozwoliło na sfotografowanie plaży Unstad.
Najpiękniejsze w tych plażach jest to, że co kilka godzin zmienia się tu krajobraz. Sztorm czy większa fala – i wszystko wygląda inaczej. Te kamienie na plaży Uttakleiv wypatrzyłem dużo wcześniej i czekałem tylko, aż fale wyczyszczą ślady stóp dookoła.
Tu kończy się droga, a z klifu widać tylko wodę i wyspy w oddali. Do wsi przyjeżdża wiele osób, które marzą o zdjęciu pod tablicą z jej nazwą – Å.
Reine to niewielka wioska rybacka położona prawie na samym końcu Lofotów. Małe czerwone domki przyczepione do skał, a w tle bardzo malownicze góry.
Całą noc padał śnieg i rano ruch był niewielki. Nie chciałem jechać za pługiem, więc zatrzymałem się przy ogromnej zaspie. Z ciekawości zajrzałem, co kryje się za nią, i zobaczyłem ten widok.
Do sfotografowania plaży Uttakleiv ustawiają się kolejki. Powstają wtedy miliony podobnych zdjęć. Ja przyjechałem w to miejsce w deszczu i podczas sztormu. Byłem sam i spokojnie mogłem sfotografować ten „mały kamyk”.
Hamnøy to najsłynniejszy widok Lofotów. Fotografuje się go... z mostu. Trudno znaleźć wolne miejsce przy barierce. To jedyna droga łącząca te wysepki, więc za plecami przejeżdżają ciężarówki.
Niepozorna, mała plaża Vik na trasie do wielkiej i słynnej Uttakleiv. Zimą trudno rozpoznać to miejsce, bo nie ma nawet parkingu. Jak jednak widać, warto tu trafić.
Na zorzę trzeba polować. Nauczyłem się tego właśnie na Lofotach. Ten wieczór był jednak wyjątkowy, a piękne zjawisko całkiem mnie zaskoczyło.