Oregon to miejsce dla tych, którzy chcą na niewielkiej przestrzeni odbyć wiele podróży podczas jednej. Stan ma powierzchnię 255 tys. km2, co czyni go dziewiątym co do wielkości obszarem federacji USA. Terytorium niewielkie, biorąc pod uwagę fakt, że można tu doświadczyć wszystkiego, czego zapragnie dusza obieżyświata.
Dostępny PDF
Tym bardziej zaskakuje aż tak duża niejednorodność obszaru. Nie dziwiłaby ona w stanach wielkości Kalifornii, Teksasu czy Alaski, ale w Oregonie? Różnorodność form natury wynika z położenia stanu oraz topografii terenu. Sąsiaduje on od południa z pustynnymi Kalifornią oraz Nevadą, od wschodu – z równie suchym Idaho, a od północy – z pochmurnym i deszczowym Waszyngtonem. Zachód Oregonu na całej długości skąpany jest w grzmiącym i potężnym Pacyfiku.
STEP ZWANY PUSTYNIĄ
High Desert we wschodniej części stanu zajmuje dużą jego część. W przeciwieństwie do nazwy większość obszaru nie jest na tyle sucha, aby nazwać go pustynią. Biologicznie są to stepy.
WYSPA CZARODZIEJÓW
Tak nazywany jest stożek wulkaniczny na Crater Lake. Położenie jeziora w niecce sprzyja stałej temperaturze wody, która wynosi ok. 13°C. Znany jest tylko jeden przypadek zamarznięcia jeziora.
OD GĘSTWINY DO PUSTYNI
Sąsiedztwo Oceanu Spokojnego powoduje, że wilgotność powietrza na wybrzeżu sięga aż 80 proc., przez co wytworzyły się doskonałe warunki dla wzrostu najwyższych drzew na świecie – sekwoi wieczniezielonych. I choć rekordzistka, mająca ponad 115 m wysokości, znajduje się w Redwood National Park w Północnej Kalifornii, Oregon ma równie wyśmienite warunki dla tych majestatycznych i monumentalnych pomników przyrody. Większość sekwoi pamięta czasy Wielkiej Karty Swobód oraz odkrycie Ameryki przez Kolumba. Najbardziej leciwe mogłyby być świadkami narodzin Chrystusa.
Dlaczego właśnie tutaj sekwoje osiągają takie rozmiary? Wszystko za sprawą równoleżnikowego ruchu powietrza znad Oceanu. Systematyczne naloty miliardów cząsteczek wody są wywołane dużą różnicą temperatur między rozgrzanym lądem a chłodniejszym Pacyfikiem (stosunkowo niedaleko stąd znajduje się najgorętsze miejsce na świecie – Dolina Śmierci). Masy powietrza nacierają z zachodu na wschód. Codzienny mleczny spektakl występuje w pasie o szerokości do 50 km wzdłuż linii brzegowej. Najdalej też w takiej odległości od oceanu występują sekwoje.
Gorące powietrze unosi się i zwalnia miejsce ciężkiemu i wilgotnemu znad Pacyfiku. Nielubiąca pustki natura pcha mleczną bryzę w głąb lądu. Równomiernie rozproszone w powietrzu związki wodoru i tlenu zraszają powierzchnię ziemi i przynoszą życiodajną wodę. Permanentna mgła skutkuje także ograniczeniem widoczności oraz zachmurzeniem. Niektóre miasta, jak np. Astoria przy granicy z Waszyngtonem, tuż nad Oceanem Spokojnym, czy Eugene, znajdujące się już wewnątrz stanu, mają odpowiednio średnio 50 i 75 dni słonecznych w roku. Zbyt mało, żeby udobruchać „pochmurnych” mieszkańców.
Wędrówka mas powietrza kończy się na łańcuchach Gór Nadbrzeżnych oraz Kaskadowych. Oba masywy spinają północ z południem stanu. Wypiętrzone południkowo zapory dzielą Oregon na dwie części: zieloną i obficie nawodnioną oraz suchą i bardziej monotonną, zajmującą czwartą część stanu – pustynię.
Im bardziej na wschód, tym mniej pochmurnego nieba oraz mniej wody. Kontynentalny klimat przejawia się mniejszą wilgotnością powietrza. Gęstwina roślin, charakterystyczna dla zachodnich kresów stanu, w tej części Oregonu ma postać szczątkową. Na horyzoncie skały odsłaniają różnokształtne sylwetki. Rdzawopiaskowe połacie lądu przyozdobione są gdzieniegdzie sukulentami, poprzetykane kępami traw. Na horyzoncie niebo wyraźnie odcina się od spierzchniętej ziemi. Terytorium przybiera zupełnie inne oblicze – bardziej surowe i mniej przyjazne dla człowieka.
CUD W KRATERZE
Wspomniane Góry Kaskadowe, które przyczyniają się do pustynnienia wschodniego obszaru Oregonu, skrywają jedno z piękniejszych zjawisk natury w tej części świata – Crater Lake. Naturalny rezerwuar w kalderze stratowulkanu Mazama, pretendujący do miana jednego z siedmiu cudów natury. Jezioro Kraterowe powstało w wyniku potężnej erupcji magmy oraz materiałów piroklastycznych, na skutek której stożek wulkaniczny zapadł się i utworzył naturalną nieckę. Wypełniła ją krystalicznie czysta woda.
Crater Lake jest najgłębszym jeziorem w Stanach Zjednoczonych i jednym z najczystszych na świecie. Brak dopływów w postaci rzek powoduje, że jest ono zasilane wyłącznie opadami oraz wodą z topniejących śniegów. Pozwala to utrzymać nieskazitelną czystość zbiornika. Woda mieni się tutaj najgłębszymi odcieniami błękitu oraz najbardziej szmaragdową zielenią. Spektakl barw ogląda się z brzegów wygasłego wulkanu. Podobnie jak w teatrze greckim, gdzie widzowie z theatronu spoglądali na orchestrę położoną w dole, z tą różnicą, że tutaj aktorem jest przyroda.
Rozległe lasy, liczne uroczyska oraz górskie, mało gościnne przestrzenie Oregonu zapewniają wspaniałe bogactwo fauny. Wrodzona ciekawość i miłość do natury nie pozwala przejść obojętnie obok obfitości ryb w rwących rzekach, niedźwiedzi śpiących w barłogach, czy też szopów kłębiących się w zaroślach. Przy odrobinie cierpliwości spotkamy tutaj każde z tych zwierząt. Mieszkańcy stanu są zapalonymi wędkarzami. Częstym ich zwyczajem jest łowienie ryb o brzasku i jedzenie tuż przed pracą śniadania w plenerze, przyrządzonego (a jakże!) ze świeżo złowionych okazów. Rzeki tutaj są tak czyste, że grzechem byłoby nie zarzucić wędki. Tym bardziej, że pływają w nich łososie – jeden z symboli Oregonu.
WALKA Z PRĄDEM
Mordercza wędrówka w górę rzeki Columbia. Łososie pacyficzne różnią się od norweskich. Są naturalnie czerwone lub intensywnie różowe. Pod koniec życia wędrują tam, gdzie się narodziły.
MIĘDZY OLBRZYMAMI
Wijąca się między sekwojami droga Redwood Highway prowadzi z Oregonu do Kalifornii. Drzewa rosną tak blisko pobocza, że można ich dotknąć ręką wystawioną z auta.
WSPINACZKA OCEANICZNA
Pacyfik w okolicach Brookings. Wybrzeże oceanu w Oregonie wyróżniają gęsto rozsiane głazy wystające z wody. Ptakom dają odpoczynek i schronienie, ludziom rzucają wyzwanie do wspinaczki.
IM DALEJ W LAS
Cechą ludzkiej natury jest otaczanie czcią zjawisk, rzeczy, zwierząt, którym zawdzięczamy wiele lub przed którymi czujemy respekt. I tak Beduini składają hołd wielbłądom, w Amazonii oddają cześć jaguarowi, na Alasce hołubi się zaprzęgi maszerskie. A w Oregonie? Tu szczególnym szacunkiem otacza się drzewa.
Około połowę powierzchni stanu pokrywają lasy. Czy to dużo? Biorąc pod uwagę współczynnik zalesienia na świecie (30 proc.) – sporo. Dla porównania w Polsce lasy zajmują powierzchnię 29 proc. Oregon plasuje się na pierwszym miejscu pod względem pozyskiwania drewna w Stanach Zjednoczonych. Leśnictwo jest najważniejszą gałęzią miejscowej gospodarki. Zielona jodła na tablicach rejestracyjnych Oregonu jest potwierdzeniem doniosłej roli, jaką lasy odgrywają w życiu człowieka. Wciąż powszechnym zawodem jest drwal pilarz, obecnie profesja mniej oblegana ze względu na dużą mechanizację.
Rozległe lasy to też rozległe pożary. W suche lata wybuchają kilkutygodniowe pożogi, które spowijają doliny górskie duszącym dymem. W takie dni zaleca się niewychodzenie z domu, a jeśli to konieczne, trzeba zaopatrzyć się w maskę, aby nie podrażnić dróg oddechowych. Przy niekorzystnym wietrze kłęby dymu wpychane są w najniżej położone obszary. Ze względu na stosunkowo dużą ilość pożarów także zawód strażaka jest tutaj popularny.
Biscuit Fire – jeden z większych pożarów w historii stanu – pochłonął w 2002 r. prawie 2 tys. km2 lasów nieopodal miasta Grants Pass. Mimo że wydarzył się kilkanaście lat temu, na zboczach górskich wyraźnie jeszcze widać opalone kikuty drzew.
BURGUNDIA AMERYKI
Oregon nie tylko lasem stoi. Zadomowiła się tutaj na dobre kultura wytwarzania wina rodem z Europy. Jak się okazuje, na świecie są dwie (co najmniej) Burgundie: ta właściwa w centralnej Francji oraz Burgundia Ameryki – Oregon. Nazwany tak przez kiperów, stan zawdzięcza swój przydomek znakomicie rozwiniętemu winiarstwu, choć i browarnictwo stoi tutaj na bardzo wysokim poziomie.
Obie Burgundie leżą na podobnej szerokości geograficznej – okolice 45. równoleżnika. Mimo tego ich klimaty różnią się od siebie. Oregon jest zimniejszy. W zasadzie to jeden z chłodniejszych obszarów na świecie, na którym zakłada się na taką skalę winne apelacje. Tutejsi plantatorzy borykają się z nie tak dobrym nasłonecznieniem jak we Francji, wiosennymi i jesiennymi przymrozkami, krótszym okresem wegetacyjnym, chłodnymi latami i mokrymi jesieniami. Czas, w którym winogrono powinno dojrzeć, jest krótszy niż przeciętnie. Ale gleba niczego sobie – bazaltowe podłoże pochodzenia wulkanicznego. Bogate w surowce mineralne, żyzne i płodne. Winnice ciągną się od Kalifornii po Waszyngton wzdłuż Gór Kaskadowych (najwięcej apelacji w dolinie Willamette) oraz na północnych rubieżach stanu.
Wina produkowane w Oregonie słyną ze swojej barwy, szlachetnego i głębokiego smaku oraz aromatyczności. Ich jakość zależy od tego, czy grona zdążą dojrzeć przed deszczową jesienią. Koneserzy to się w nich zakochują, to odkochują. Zależy od rocznika. Najbardziej popularnym szczepem jest pinot noir. Również najbardziej chronionym przez prawo stanowe. Aby nosić plakietkę pinot noir, wino musi być czystym, 100-procentowym pinotem, bez żadnych domieszek. Popularne są także chardonnay, merlot, pinot gris, cabernet-sauvignon czy riesling. W Oregonie co roku odbywa się Międzynarodowe Święto Pinot Noir – jedno z największych świąt wina w USA.
GDY MINIE GORĄCZKA
Aż trudno pomyśleć, że ten uroczy i przepiękny zakątek ziemi nie cieszył się dużą popularnością wśród kolonizatorów. Oregon był mało atrakcyjnym miejscem do zamieszkania. Oddalony o kilka tysięcy kilometrów od wschodniego wybrzeża, słabo skomunikowany, nieodkryty, nieznany. Dopiero gdy gruchnęła wieść o znalezieniu złota w sąsiedniej Kalifornii, głodni wrażeń poszukiwacze skarbów zaczęli zjeżdżać w te strony. W tym samym czasie w mieście Jacksonville, kilkadziesiąt kilometrów od granic Kalifornii, również odkryto złoto. Było to jedno z pierwszych miejsc na terenie Oregonu, które wpadło w szaleńczy wir kopania, przesypywania, płukania, zrywania ziemi. Dla złota. Dla bogactwa. Dla chwały.
Ośrodek rozwijał się prężnie głównie w II połowie XIX w., aż do wyeksploatowania zasobów złota. Jacksonville było centrum finansowym południowego Oregonu. Obecnie to spokojne miejsce, ale wspomnienia o gorączce złota są wciąż żywe. Przy odrobinie szczęścia, gdzieś na obrzeżach miasta, można spotkać poszukiwaczy z sitem, wykonujących energiczne i zamaszyste ruchy kołowe. Wciąż wierzą, że nie całe złoto zostało wydobyte.
Dla Amerykanów miasto Jacksonville jest dziedzictwem kultury. Pięknie zachowane, niepowtarzalne domy zachwycają elegancją i prostotą, mimo secesyjnych naleciałości. Większość budynków jest opatrzona tabliczką z datą ich powstania. Duża część budowli jest wykonana z drewna, za wyjątkiem centrum miasta, kościoła i kilku gmachów przy głównej ulicy. Nawet urząd miasta i posterunek policji mieszczą się w drewnianych budynkach. Miejsce z charakterem, urokliwie, otoczone pagórkami. Zaraża spokojem. Ludzie też jakby inni – bardziej otwarci i mili. W okolicy silnie rozwinęło się szkolnictwo alternatywne w postaci szkół waldorfskich.
DREWNIANY MOSTECZEK UGINA SIĘ
Swinging Bridge, rozwieszony nad rzeką Illinois, był dawniej miejscem, w którym Indianie Siskiyou przekraczali rzekę suchą stopą. W tle pozostałości po pożarze Biscuit Fire.
ZGODA Z PRZYRODĄ
Pierwsi mieszkańcy Oregonu? Oczywiście Indianie. Oni byli pierwszymi dziećmi lasów. Biały człowiek wtargnął na ich tereny, podbił, zamknął w obozach, zdziesiątkował, wykupił od nich ziemie za bezcen i doprowadził kulturę Indian do zagłady.
Niegdyś obecne tereny stanu zamieszkiwały m.in. plemiona Nez Perce, Umpqua, Siskiyou, Chinook, Klamath, Bannock. Studiując mapę Oregonu, z łatwością odgadniemy, gdzie znajdowały się ich pierwotne siedliska: plemię Umpqua – Umpqua National Forest (na północny zachód od Jeziora Kraterowego), Klamath – okolice miasta Klamath Falls, Siskiyou – Rouge River – Siskiyou National Forest (południe Oregonu). Zmierzch cywilizacji Indian nastąpił w połowie XIX w., a więc niespełna pięć pokoleń temu. Pamięć o tej kulturze jest wciąż żywa. Jeszcze nie milkną echa bitwy pod Wounded Knee.
W mniej popularnych i bardziej niedostępnych obszarach można natrafić na pozostałości indiańskich siedlisk. Jedno z takich miejsc, Swinging Bridge, znajduje się na terenie Rouge River – Siskiyou National Forest. Dawne siedlisko Indian z plemienia Siskiyou. Jak sama nazwa wskazuje, Swinging Bridge to bujający się most, rozwieszony nad piękną doliną rzeki Illinois. Zrobiony jest z drewnianych klapek i stalowych lin. Można się po nim przespacerować. Ale trochę nas pobuja. Wokół roztacza się wspaniały widok na rozległe lasy, na których swoje piętno odcisnął, nie tak słodki jak jego nazwa, Biscuit Fire.
To, co najbardziej pociągające w Oregonie, stanowi zarazem jego najcenniejszą wartość. Natura. W dużym stopniu dzika i nieodkryta. A nawet jeżeli już nie dzika i odkryta, to majestatyczna. I nie chodzi o pocztówkowe zdjęcia Mount Hood, Crater Lake czy ujście rzeki Columbia z surferami szalejącymi na falach. Chodzi o miejsca niesztampowe. Natural Bridge – most z zastygłej lawy na Rouge River, przez który dawniej przeprawiali się Indianie. Hellgate – zwężenie w dolnym odcinku rzeki, gdzie wody na wiosnę tłoczą się w wąskim gardle, grzmią i ryczą, przybierają formę sinobiałych bałwanów. Lake of the Woods – jezioro wyłaniające się z lasów, otoczone wysokimi oregońskimi jodłami odbijającymi się w błękitnej wodzie. Miasto Ashland z pięknym teatrem elżbietańskim i hipisowską kulturą nie do podrobienia.
W każdym miejscu na świecie można odkryć piękno. W Oregonie jest to po prostu łatwiejsze.