Któż słyszał o wyspie zwanej (najczęściej) Kastellorizo? Geograficznie należy do Azji Mniejszej, a politycznie do Grecji. Dzisiaj wydaje się być zapomniana przez Boga i ludzi, ale czeka ją jeszcze – tak myślę – świetlana przyszłość. Taka, jaką miała przeszłość!
Jest to najdalej na wschód wysunięta ostatnia z wysp Dodekanezu (europejskość Grecji zaciera świadomość, że Dodekanez i wyspy na północ od niego to już wyspy azjatyckie! – Grecja jest więc częściowo krajem azjatyckim!), siedemdziesiąt dwie mile morskie od Rodos, w kierunku Cypru. Należy do Grecji, chociaż leży zaledwie o półtorej mili morskiej od tureckiego brzegu. Obecnie jest z rzadka odwiedzana ze względu na odosobnienie i grecko-tureckie zatargi. Ma jednak za sobą bogatą i barwną przeszłość.
Jest to zamieszkana od dawien dawna olbrzymia – długości 6,5 i szerokości 2,5 kilometra, wysokości niemal 300 metrów – lita skała. O dawnych jej mieszkańcach świadczą neolityczne narzędzia, cyklopie mury, kamienne siekierki znajdowane w grotach i mykeńskie groby.
Jako ostatnie dotarło na nią achajskie plemię Dorów. Według greckiego podróżnika i geografa, Strabona, żyjącego między 65 rokiem przed Chrystusem a rokiem 20 naszej ery na wyspie o nazwie Megisti znajdował się akropol, zwany przez mieszkańców Palaeongastro, zaś miasto, stolica, zwało się Kisthene. To od Strabona wywiedziono jej obecną oficjalną grecką (jednak mniej popularną) nazwę – Megiste (Meyisti). Po okresie rzymskim wyspa przypadła Bizancjum, lecz w XIII wieku zajęli ją rycerze zakonu joannitów (ci sami, co na Rodos), którzy wracając z Ziemi Świętej, odremontowali twierdzę. Zakonnicy do odbudowy zamku wykorzystali skałę czerwonego koloru i stąd powstała jego francuska nazwa Chateau Roux.
W roku 1944 nastąpił potężny wybuch zbiorników paliwa, który zniszczył ponad tysiąc domów w porcie.
Od katedry Agios Konstandinos okazała promenada prowadzi do zamku joannitów. Spotkaną na niej Greczynkę chciałoby się odziać w jeden z tych wspaniałych ubiorów sprzed lat.
Obszerne akwatorium doskonale osłoniętego portu dobrze rokuje na przyszłość, gdy wrócą tu żagle i będzie niczym w XIX wieku.
Tutaj musimy sobie uzmysłowić, że ówczesny świat wyglądał zupełnie inaczej. Na dalej na wschód leżącym Cyprze rządziła w latach 1191–1489 francuska dynastia Luisignanów, tytularnych królów Cypru i Jerozolimy. Stolicą królestwa była Famagusta – w XIII wieku najbogatsze miasto świata! Dlatego ruch na trasie na Bliski Wschód u brzegów Kastellorizo musiał być ogromny.
W roku 1440 wyspę zagarnął sułtan Egiptu Djemal ed Din, a w roku 1450 ponownie zajął ją król Neapolu, Alfons I. Muzułmanie pod wodzą Sulejmana II opanowali wyspę; 1 stycznia 1523 roku ostatni Wielki Mistrz Szpitalników na Rodos, Viller l’Isle Adam, opuścił wyspy Dodekanezu. Wenecjanie przejmowali wyspę przejściowo w latach 1570 i 1659 podczas wojny z Turcją o Kretę. Wówczas Wenecjanie i inni Włosi zwali ją po swojemu: Castel Rosso (Castelrosso, Kastellorizo).
Podczas greckiej wojny o niepodległość (lata 1821–1830) wyspę zajęli Grecy, ale „siły europejskie” w roku 1833 zmusiły ich do zwrotu Turcji wraz z innymi wyspami także Kastellorizo.
Był to okres prosperity, największego rozkwitu. Mieszkańcy zrobili fortunę, transportując żaglowcami towary wzdłuż brzegów Anatolii, węgiel drzewny do portów syryjskich i egipskich oraz drewno cedrowe do Egiptu. Mieszkało tu wówczas 20 tysięcy ludzi.
Włosi ponownie zajęli wyspę dopiero w 1913 roku i przebywali na niej, podobnie jak na innych wyspach Dodekanezu, do 1947 roku.
Główny deptak miasteczka to portowa keja.
Dzisiaj wydaje się być zapomniana przez Boga i ludzi, ale czeka ją być może jeszcze świetlana przyszłość.
Wojna grecko-turecka w 1923 roku przyczyniła się do ostatecznego regresu żeglugi będącej podstawą dobrobytu. Lata trzydzieste przyniosły kolejne ożywienie, gdy wyspa i port stały się lądowiskiem rejsowych potężnych czterosilnikowych hydroplanów.
W czasie drugiej wojny światowej w latach 1943–1944 na wyspie znajdował się garnizon brytyjskich komandosów. W roku 1944 nastąpił potężny wybuch zbiorników paliwa, który zniszczył ponad tysiąc domów w porcie. Ten fakt, izolacja, napięte stosunki z sąsiednią Turcją i spadek znaczenia ekonomicznego spowodowały exodus ludności: do Grecji, USA i Australii. Na wyspie pozostało raptem dwieście osób!
Przez kolejne lata niewiele się zmieniło. Jeden z przewodników podaje, że Kastellorizo jest najpiękniejszym portem między Pireusem a Bejrutem. Jest to dzisiaj niewątpliwie przesada. Być może taki był przed wybuchem w 1944 roku. Może jednak znów będzie? Miejsce jest świetne, a obszerne akwatorium doskonale osłoniętego portu dobrze rokuje na przyszłość, gdy wrócą tu żagle i będzie niczym w XIX wieku.
Główny deptak miasteczka to portowa keja. Jeden z butików specjalizuje się w sprzedaży dawnych strojów – panie mają w czym przebierać. Pyszne, bogato lamowane i szamerowane, eleganckie, gustowne kostiumy i ozdoby wzbudzają ogromny zachwyt.
Od katedry Agios Konstandinos okazała promenada prowadzi do zamku joannitów. Spotkaną na niej Greczynkę chciałoby się odziać w jeden z tych wspaniałych ubiorów sprzed lat. Trochę tylko zabezpieczona warownia nie robi takiego wrażenia, jak musiało to być przed wiekami. Z jej szczytu z blanków rozpościera się wspaniały widok na sąsiednią zatoczkę, na liczne skały i małe wysepki w cieśninie do stałego lądu. Do lądu wydaje się stąd jeszcze bliżej niż z poziomu morza. Dalej ścieżynka prowadzi w dół do portu. Na jego lewym skraju stoi meczet ze strzelistym minaretem, nadający wejściu do portu orientalny charakter. Nieopodal z pomnika radośnie uśmiechają się delfiny...