Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2017-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2017 na stronie nr. 26.

Tekst i zdjęcia: Rafał Pikuła,

Między kierownicą a wędzidłem


Po nakryciu głowy ich rozpoznasz. Kirgiz chętnie założy wysoką czapę z szerokim rondem, Uzbek woli niską, w kształcie tamburynu. Rosjanin najchętniej wybierze zwyczajną bejsbolówkę. Kirgistan, gdzie żyją obok siebie te trzy nacje, szuka pomysłu na siebie. Ta niewielka górzysta republika lawiruje pomiędzy Zachodem, Rosją i Chinami.

W opublikowanym w 1968 r. zbiorze reportaży ze Związku Radzieckiego Ryszard Kapuściński zapowiadał, że „Kirgiz schodzi z konia”. Faktycznie, dziś mieszkańcy Kirgistanu masowo przesiedli się z wierzchowców do aut – najczęściej starych, zdezelowanych, sprowadzanych z Niemiec czy Francji. Mimo to widok licznych końskich stad pasących się na zielonych łąkach pod Niebiańskimi Górami nikogo nie powinien dziwić. Te domowe zwierzęta wciąż są elementem inwentarza i miarą bogactwa gospodarzy. A rozdarcie pomiędzy kierownicą maszyny a końskim wędzidłem symbolizuje całą złożoność Kirgizów, którzy wciąż szukają swojej nowej tożsamości.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

 

KRWAWE MIASTO W RAJSKIEJ DOLINIE

 

Kirgistan uzyskał niepodległość wraz z rozpadem ZSRR 31 sierpnia 1991 r. Dar wolności okazał się sporym wyzwaniem, bo paradoksalnie to właśnie pod dominacją Moskwy Kirgizom żyło się chyba najlepiej. Dziś ta najbardziej na wschód wysunięta środkowoazjatycka republika dawnego sowieckiego imperium jest targana licznymi konfliktami – politycznymi, ekonomicznymi i etnicznymi. Te ostatnie cyklicznie wybuchają w regionie Kotliny Fergańskiej, zamieszkiwanej licznie przez uzbecką mniejszość.
W czasach ZSRR nastroje nacjonalistyczne były mocno uśpione, a pierwszy konflikt w Ferganie wybuchł na chwilę przed tym, jak Kirgizi i Uzbecy powołali do życia swoje niezależne państwa. W Osz, największym mieście regionu, i w jego okolicach doszło do krwawych czystek. Uzbecy prześladowali Kirgizów, Kirgizi farbami znaczyli uzbeckie domy. Skala pogromów była mniejsza niż w Rwandzie czy na Bałkanach, ale metody walki podobne. Wtedy niepokoje zostały skutecznie stłumione jeszcze przez radzieckie władze. Decydenci z Moskwy zadbali także, aby świat nie dowiedział się o problemie. Według oficjalnych statystyk miało wówczas zginąć 1200 osób, choć niezależni obserwatorzy ONZ podawali nawet dziesięciokrotnie większą liczbę ofiar.
Dwadzieścia lat później, w 2010 r., uśpiony konflikt znów wybuchł. Kolejne zamieszki pochłonęły ok. 2 tys. osób i zmusiły do emigracji prawie 400 tys., głównie Uzbeków. Dziś region jest spokojny, ale wciąż czuć napięcie. Uzbecy nie ufają Kirgizom, Kirgizi Uzbekom, na obie narodowości zaś z pogardą patrzą Rosjanie.

 

ZWYCIĘSTWO PONAD WSZYSTKO

Góry zajmują 93 proc. terytorium Kirgistanu. Najwyższe znajdują się w łańcuchu Tienszan, gdzie króluje Szczyt Zwycięstwa (7439 m n.p.m.), bardziej znany jako Pik Pobiedy.

SOWIECKIE NOSTALGIE

Powszechna w tym kraju tęsknota za bajkowymi czasami ZSRR przejawia się m.in. tym, że na ulicach wciąż pełno posowieckich pamiątek.

JURTY PRZEWOŹNE

Zewnętrzny wygląd tutejszych jurt niewiele się zmienił w ciągu wieków. Dziś jednak są one nowocześnie wyposażone, no i przewożone ciężarówkami.

 

WIELKI AUTOSTOPOWICZ I ŚWIĘTO KOŁPAKA

 

Jeszcze 30 lat temu wszyscy żyli tutaj w zgodzie. Uzbecy żenili się z Kirgizkami, Rosjanki z Tadżykami – opowiada Anas, podstarzały kierowca, który wiezie nas z Osz do stołecznego Biszkeku. Zdaniem Anasa przyczyną wzrostu nacjonalizmu jest powszechna bieda. – Nie ma pracy. Młodzi wyjeżdżają do Rosji, starzy jeżdżą na taksówce. Wszyscy są sfrustrowani – ocenia. W Kirgistanie można odnieść wrażenie, że wszyscy mężczyźni są kierowcami, tak jakby chcieli pogodzić potrzebę marnego zarobku z koczowniczym genem. – Wiele starszych osób tęskni za Sowietami. Dla nich to były złote czasy. Była praca, były inwestycje – wspomina kierowca, ale też trzeźwo przyznaje: – Moskwa zbudowała Kirgistan, ujednoliciła język, wytyczyła granice i zrobiła z miejscowych jedną sowiecką nację, Kirgizów. A dziś są czasy, że każdy musi być kimś nazwany, w ludziach tkwi potrzeba znalezienia punktu odniesienia.
Według Anasa nacjonalizm jest tutaj ideą popularniejszą niż islam. Zresztą religijność Kirgizów jest typowa dla mieszkańców regionu – w Azji Centralnej dominuje powierzchowny islam z elementami tradycyjnego szamanizmu. Chociaż dziś ludzie chętniej niż w ateistycznych czasach chodzą do meczetów, to fundamentalizm nie znajduje takiego zainteresowania jak na Bliskim Wschodzie. Kirgiz rano odmówi podstawową modlitwę Salat Al-Fard, ale wieczorem chętnie napije się taniej wódki z bazaru.
Właśnie bazar jest kolejnym miejscem, gdzie widać jak na dłoni kirgiski miks. Spotykają się tutaj wszyscy mieszkańcy republiki i wszelkie towary północnej odnogi nowego Jedwabnego Szlaku – chińska tandeta, fergańskie owoce, radzieckie pamiątki; europejski styl w orientalnej ornamentyce i wschodni luz z zachodnim kapitalizmem. W Biszkeku znajduje się największy plac handlowy w całej rozległej środkowej Azji. Bazar Dordoi, bo o nim mowa, zasługuje, żeby się przy nim zatrzymać. Żyje z niego Biszkek, a może i pół Kirgistanu. Jest połączeniem kijowskiego Rynku Besarabskiego, arabskiego targu z Marrakeszu oraz ujgurskiego placu handlowego w Hoten. Zjesz tu tradycyjny płow (ryż w mięsem i warzywami), syberyjskie lepioszki, arabski kebab, ostrą zupę przypominającą pho i hamburgera. Popijając kumys, herbatę lub wódkę, wysłuchasz różnych opowieści o Kirgistanie.
Będzie to na przykład obraz o odrodzonym państwie w oparach nacjonalizmu, który przybiera niekiedy groteskowe formy. Z jednej strony – oficjalny kult Manasa, bohatera epopei narodowej, który miał walczyć o zjednoczenie plemion kirgiskich; z drugiej – święto kołpaka, narodowej czapki z białego sukna pokrytej haftem, a do tego cały ten radziecki skansen, z pomnikami braterstwa broni oraz ojczulka Lenina, który wywołuje tu raczej ciepłe uczucia. (Jeden ze słynniejszych postumentów bohatera Rewolucji Październikowej znajduje się w Osz i przez turystów jest nazywany, z racji swojej przydrożnej ekspresji, pomnikiem Wielkiego Autostopowicza).
To właśnie ta różnorodność, dawny duch zaklęty w rodzącej się demokracji, żywiołowość i pewna dzikość ludzi i przyrody – cały ten Kirgistan „w pół drogi” jest dla turystów tym, co najciekawsze.

 

OD SPORTU DO NARODU

Polowanie z sokołem, jeździectwo i łucznictwo to nie tylko uciecha dla turystów, lecz również sposób na odbudowanie kirgiskiej tożsamości.

POWRÓT KOZŁA

Kokboru, czyli zawody polegające na „wydzieraniu sobie kozła”. Dzięki dużemu zainteresowaniu sport ten ma spore szanse na odrodzenie.

JEST GDZIE POSZALEĆ

Obok trekkingu, jazdy konnej czy wspinaczki dostępny jest tu także off road. Tereny Kirgistanu stwarzają ku temu ogromne możliwości.

 

TURYSTYKA, CZYLI POWRÓT DO ŹRÓDEŁ

 

Kirgistan nie ma tylu niezwykłych zabytków co Uzbekistan ani tylu surowców naturalnych co Kazachstan. Jest za to bezpieczniejszy i bardziej cywilizowany niż na przykład Tadżykistan. Jest trochę państwem „pomiędzy”, przez to może nieco zapomnianym. Prawdziwym bogactwem tego kraju jest przyroda. Niebosiężne i nieokiełznane szczyty, Tienszanu (Niebiańskie Góry), liczne górskie jeziora z krystalicznie czystą, turkusową wodą to atrakcje, które sprawiły, że ten mały biedny kraj jest nazywany czasem Szwajcarią Azji Centralnej. Przez lata przybywali tutaj alpiniści zdobywający Śnieżną Panterę, radzieckie wyróżnienie alpinistyczne nadawane za zdobycie pięciu siedmiotysięczników, które w przeszłości znajdowały się w granicach ZSRR, a dziś są na terenie Kirgistanu i Tadżykistanu. Wejście na Pik Pobiedy (Szczyt Zwycięstwa) do dziś jest uznawane za spory wyczyn.
Latem Kirgistan przeżywa oblężenie – turyści, głównie z Rosji i zachodniej Europy, masowo uprawiają trekking, rozjeżdżają rowerami i terenówkami łąki i pastwiska, plażują nad potężnym jeziorem Issyk-kul. Władze dostrzegły w turystyce ogromną szansę i zniosły wizy dla obywateli wielu krajów, w tym Polski. Na pniu powstają dziś hostele, campingi czy etnobiwaki, które oferują możliwość spędzenia nocy w „tradycyjnej jurcie”. Co ciekawe, turystyczne jurty są dużo skromniejsze i prymitywniejsze niż te, w których pomieszkują współcześni pasterze. W odpowiedzi na romantyczne potrzeby turystów udostępniane im jurty są pozbawione telewizora, lodówki i innych sprzętów, które znajdziemy oczywiście w namiocie Kirgiza.
Napływ turystów stał się inspiracją do odrodzenia wielu tradycyjnych sportów wywodzących się z tutejszych koczowniczych tradycji. Polowanie z sokołem, jeździectwo, łucznictwo są dziś zarówno uciechą dla przybyszów, jak i elementem budowania nowej kirgiskiej tożsamości. Sporym zainteresowaniem cieszy się gra kokboru, czyli zawody polegające na „wydzieraniu sobie kozła”. Dwie konne drużyny rywalizują ze sobą o bezgłowe kozie truchło. Turystyka wyraźnie wspomaga narodowe odrodzenie – na ile okaże się to autentyczne, czas pokaże.
Mój dziadek sokoły widywał z daleka, mój ojciec tylko w telewizji, pół życia spędził w Moskwie, drugie pół w Biszkeku – opowiada Islom, trzydziestolatek, który przyjechał do Karakoł na międzynarodowe mistrzostwa koczowników, gdzie będzie startował jako sokolnik. – Ja polowania z sokołem nauczyłem się jako dorosły chłopak – wyznaje. Islom, jak wielu przedsiębiorczych Kirgizów, wyczuł w tym biznes i zajął się zabawianiem turystów. Jazda konna, sokolnictwo, strzelanie z łuku, zdjęcia w uszatkach z czerwoną gwiazdą – paleta atrakcji jest szeroka.

 

TYGIEL ZAPALNY

Osz – drugie pod względem liczby ludności miasto kraju, a zarazem tygiel kultur, języków i tradycji. Także, niestety – zapalne miejsce ponawiających się konfliktów etnicznych.

BYĆ MODNYM JAK GRUZJA

 

Biszkek, pomimo miliona mieszkańców, wciąż przypomina senne, prowincjonalne miasteczko z nadmiarem socrealistycznych pomników i budowli. Wszędzie, poza ścisłym reprezentacyjnym centrum, tłoczno i głośno od koni. Oczywiście mechanicznych. Kirgizi przyklejeni do kierownic aut, krzyczący z głębi swoich marszrutek lub w typowym przykucu czekający na nie wiadomo co – tak mogłaby wyglądać mało PR-owa pocztówka z Biszkeku.
Oficjalne, coraz liczniejsze foldery zachęcają turystów do poznania tego ładniejszego Kirgistanu – polecają wypożyczalnie jeepów i wycieczki pod twierdzę Burana. Ani słowem przy tym nie wspominają o narkotykowym szlaku i niedawnych konfliktach etnicznych. Miejscowa infrastruktura podróżnicza przestaje być już tak bardzo „partyzancka”, no i coraz częściej można się tu dogadać po angielsku. Być może Kirgistan stanie się w końcu tak modny jak wciąż dzika, ale oswojona Gruzja. Turystyka napędzi tutejszą upadłą gospodarkę i sprawi, że mieszkańcy przestaną marzyć o nowej opiece Wielkiego Brata, a postradzieckie sentymenty staną się tylko komercyjnym gadżetem.
Szansą jest również geopolityczne położenie tego kraju – pomiędzy Rosją, Kazachstanem i Chinami. Dziś Kirgistan jest członkiem sterowanej przez Rosję Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, ale wspiera też zaangażowane w Afganistanie NATO i Stany Zjednoczone, utrzymuje kontakty z Pekinem i Berlinem.