Wchodzę do banku i widzę polichromie. Robię zakupy w dyskoncie i widzę zabytkowe malowidła ścienne. Toruń to wyjątkowe miasto, w którym drogocenne zabytki nie są zamknięte w gablocie, lecz dostępne dla wszystkich.
Dostępny PDF
Toruń kojarzy się przede wszystkim z Mikołajem Kopernikiem i piernikami, co nie daje jednak pełnego obrazu tego zabytkowego miasta, któremu bardzo pomogło wpisanie Starówki na listę UNESCO. To najlepiej zachowane, pod względem liczby zabytków, średniowieczne miasto w Polsce.
BRYŁA ZNAKOMITA
Ratusz Staromiejski to jeden z najznakomitszych przykładów średniowiecznej architektury mieszczańskiej w Europie Środkowej. Mieści się w nim muzeum ze zbiorami sztuki od gotyku po czasy współczesne.
WC KRZYŻAKÓW
Gdanisko to inaczej latryna. Toruńskie jest jedyną częścią zamku krzyżackiego, która zachowała się w całości, a jednocześnie jednym z najlepiej zachowanych gdanisk w Polsce.
FORTECA SIĘ POLECA
Twierdza Toruń składa się z 200 obiektów. Niemal wszystkie zachowały się w niezmienionym stanie od II połowy XIX w. Część można zwiedzać, niektóre są wykorzystywane jako miejsca pikników. Na zdjęciu fort nr 1 – najmłodszy w twierdzy.
SNOBISTYCZNY PIERNIK
– Mało kto pamięta, że Toruń w okresie międzywojennym był stolicą województwa pomorskiego – mówi Paweł Kociński, przewodnik toruński. Gdańsk był wówczas Wolnym Miastem, Gdyni jeszcze nie było. Mało kto wie też, że koło 1600 r. Toruń był jednym z największych miast Rzeczypospolitej, zaraz po Gdańsku i Krakowie. Ale jeśli chodzi o pierniki... W średniowieczu piernik był tym, co wyznaczało bogactwo, bo przyprawy były bardzo drogie. Pieprz w XIV w. kosztował trzy, nawet cztery razy tyle co złoto. Jedzenie czegokolwiek, co było z przyprawami, uważano za snobizm.
Już w XV w. utarł się zwyczaj zabierania ze sobą pierników przez rajców toruńskich, którzy wyjeżdżali na obrady hanzeatyckiego sejmu i chcieli najprawdopodobniej zademonstrować bogactwo miasta i jego potęgę. – Toruń to jednak nie tylko Kopernik i pierniki – mówi Paweł. – Dziś będzie o Toruniu trochę mniej znanym.
MIASTO UFORTYFIKOWANE
Toruń ma wiele miejsc, które są unikatami na skalę europejską, a nawet światową. Należą do nich fortyfikacje. Obiektów związanych z twierdzą było ponad dwieście. Do dziś na terenie miasta przetrwało około stu sześćdziesięciu. Kwalifikują się one do najlepiej zachowanych twierdz w Polsce i w Europie. Część fortów jest wykorzystywana turystycznie, a część przez firmy jako siedziby. Jedziemy na fort nr 8.
W 1939 r. pełnił on funkcję więzienia. Przetrzymywano tu Polaków, inteligencję z okolic Torunia. Niektórzy z nich tu zginęli, ale nie w wyniku rozstrzelania, lecz śmierci z powodu tortur czy chorób.
– Twierdzę fortową budowano w Toruniu przez lata 70., 80. i 90. XIX w. i wydano na nią olbrzymie sumy pieniędzy – mówi Paweł Kociński. – Niektóre forty kosztowały kilka milionów marek, podczas gdy na przykład sprzątaczka u oficera w prestiżowej dzielnicy Wilhelmstadt zarabiała około dziesięciu marek tygodniowo.
Forty nigdy nie zostały użyte bojowo. Mimo to pieniądze nie poszły na marne. Twierdza spełniła swoją funkcję. Nie tyle odparła atak wroga, ile w ogóle do niego nie dopuściła. Podczas I wojny światowej Rosjanie zrezygnowali z ataku na miasto, bo doszli do wniosku, że jest zbyt trudne do zdobycia. Według sztuki wojennej tamtych czasów, żeby zdobyć twierdzę, potrzeba było mniej więcej dziesięć razy tyle żołnierzy, ile liczył garnizon. Nieliczne forty zostały zbombardowane, na przykład ósemka, na której właśnie stoimy.
Schodzimy na dno fosy. – Możesz postawić się w roli Rosjanina, który podchodzi do takiej twierdzy – mówi Paweł. – Jeśli w ogóle udałoby mu się podejść, to musiałby pokonać fosę. Była oskarpowana murami. W głębi widzimy kaponierę, gdzie były trzymane armaty, z których strzelano. Gdyby ktoś się tu dostał, to trafiłby od razu w ogień armatni.
Forty są nie tylko zabytkiem, ale stanowią też „rezerwat przyrody” dla mieszkających tu nietoperzy lub, jak fort numer 8, są miejscem pamięci narodowej. Niektóre można zwiedzać, inne są niedostępne, bo należą do wojska. Ósemka wiosną i latem bywa wykorzystywana przez studentów jako miejsce piknikowe.
TORUŃSKIE BYDGOSKIE
Jeden z najpiękniejszych domów na Bydgoskim Przedmieściu przy Bydgoskiej 34 zachwyca ornamentyką. W XIX w. należał do bogatych przedsiębiorców. Obecnie mieści się w nim przedszkole.
BYDGOSKIE PRZEDMIEŚCIA
Historia Bydgoskiego, jak skrótowo nazywają dzielnicę miejscowi, sięga średniowiecza. Wówczas mieszkańcy zakładali tu ogrody, winnice i letnie rezydencje. Z tamtego czasu nie zostało wprawdzie nic, ale dzielnica Bydgoskie Przedmieścia, która powstała w XIX w., ma duży potencjał turystyczny.
Najstarsze budynki pochodzą z końca XVIII i początku XIX w. Bogaci kupcy i oficerowie armii zaczęli budować tu wille, powstał pierwszy park miejski Cegielnia, dziś nazywany Parkiem na Bydgoskim Przedmieściu. W miejscu, w którym powstał, znajdowały się bowiem kiedyś wyrobiska, z których pozyskiwano materiał na cegły służące do zbudowania Starego Miasta.
Do czasów międzywojennych Bydgoskie było reprezentacyjną dzielnicą, która zaczęła podupadać po wojnie. Do wielkich 220-metrowych mieszkań zaczęto wprowadzać chłopów i robotników. Każde mieszkanie podzielono na cztery lub pięć mniejszych, co zapoczątkowało upadek dzielnicy, który trwał przez lata komunizmu aż do lat 90.
Dziś Bydgoskie się odradza. – Do lat 90. mieszkańcy innych dzielnic specjalnie się tu nie zapuszczali. Ewentualnie na ulicę Mickiewicza, która zawsze była ulicą handlową – mówi Paweł Kociński. – Tam jeszcze w ciągu dnia było w miarę spokojnie, ale po zmroku działy się różne rzeczy. W najlepszym wypadku można było dostać w zęby, stracić portfel i zegarek. Ale obecnie bardzo się tu zmieniło. Kamienice są remontowane i coraz więcej młodych ludzi chce tu mieszkać. – Mijamy kopę węgla zrzuconego na ulicy. Paweł wskazuję na nią i mówi: – Tu toczy się codzienne życie, którego na Starówce praktycznie już nie ma. Tu mieszkają wszyscy, pełen przekrój społeczny, od bezrobotnych po milionerów. A w pubach można nawet posłuchać jeszcze gwary toruńskiej.
Idziemy po Bydgoskim. Z jednej strony pięknie odnowione kamienice, z drugiej – zaniedbane. Niektóre budynki znikają, a puste miejsca po nich czekają na ponowne zagospodarowanie. Amatorzy architektury modernistycznej odnajdą się bez problemu na Bydgoskim.
Paweł twierdzi, że to ostatnie podrygi dzielnicy w wersji zmiksowanej. Bydgoskie niedawno przeszło rewitalizację. Ruch samochodowy jest jednokierunkowy. Pojawiły się ścieżki rowerowe, jest coraz więcej spacerowiczów. Zaczęły się też pojawiać restauracyjki i kawiarnie, a za parę lat najprawdopodobniej będą też tłumy turystów.
Na rogu ulic Konopnickiej i Krasińskiego z jednej strony dostrzegam kamienicę z początku XX w. zbudowaną przez najstarszą w Toruniu spółdzielnię mieszkaniową. A naprzeciwko – cały zespół małych, piętrowych domków z pruskiego muru, z których słynie Bydgoskie. Już niewiele ich zostało. – Plagą dzielnicy są pożary. Takie domy wymagają ogromnych nakładów, żeby je odnowić. I często właściciel czy nowy inwestor wybiera najprostszą drogę.
Poddzielnicą Bydgoskiego i najstarszą dzielnicą Torunia są Rybaki. Poza nazwą, która zachowała się od średniowiecza, ostało się też kilka tradycyjnych chat z tego okresu. Rybaki mają zaledwie kilka ulic. Schodzimy Stromą do Wisły na dawne tereny zalewowe. To jest nieco inny Toruń. Nie mogę się pozbyć wrażenia, jakbym spacerowała przez wieś, a znajduję się zaledwie pięć minut od historycznego centrum miasta. Schodzimy do parku, w którym w XIX w. mieściło się mnóstwo kawiarenek. Dziś nie ma ani jednej. – Trudno sobie wyobrazić, że Toruń w XIX w. nazywano ufortyfikowaną knajpą – mówi Paweł. – Na miasto, które liczyło 30 tys. mieszkańców (dziś 200 tys.), przypadało 70 tys. żołnierzy, a w związku z tym powstało ponad sto różnego rodzaju knajp, szynków i oczywiście fortyfikacji.
BRZYDKI ZAPACH PO KRZYŻAKACH
Historia Torunia zaczyna się od Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego, potocznie nazywanego zakonem krzyżackim. Toruń został założony w 1233 r. Wtedy wielki mistrz krzyżacki Hermann von Salza i mistrz Herman von Balk wydali przywilej chełmiński, czyli akt założenia miasta Torunia i miasta Chełmna. Powstało Stare Miasto. Nowe Miasto założono w 1264 r. Pomiędzy jednym a drugim znajdują się ruiny zamku krzyżackiego.
Zamek składał się z zamku wysokiego, którego ruiny się zachowały, i z kilku przedzamczy, z których niewiele pozostało. Przetrwały jedynie dwa młyny, które obecnie są hotelem, i infirmeria, czyli szpital zakonny, oraz gdanisko.
Zamek jest w ruinie, ponieważ w 1454 r. mieszkańcy Starego i Nowego Miasta zbuntowali się przeciwko Krzyżakom. Zdobyli zamek po trzydniowym oblężeniu i zabrali się do rozbiórki. Z jednej strony kierowała nimi złość na Krzyżaków za ucisk, z drugiej obawiali się, że król może przysłać swojego człowieka, który będzie ich nękał podatkami tak samo jak Krzyżacy. Na wszelki wypadek postanowili się zamku pozbyć. Z całej budowli pozostawili tylko jedną rzecz: toaletę zamkową, zwaną gdaniskiem. To jedno z trzech gdanisk, obok kwidzyńskiego i malborskiego, najlepiej zachowanych w Polsce. – Dlatego mówimy, że w Toruniu po Krzyżakach został tylko brzydki zapach – mówi Paweł.
Poza zamkiem moją uwagę zwraca Ratusz Staromiejski. Powstał pod koniec XV w., a jego wieża jest najwyższą i najstarszą tego typu w Europie Środkowo-Wschodniej. Liczy 730 lat. Ratusz wygląda w całości na gotycki, choć jest gotycko-renesansowy. To zasługa architekta z Gdańska, który tak sprytnie dobudował w 1600 r. jedno piętro, że nikt tego na pierwszy rzut oka nie dostrzega.
Miejska legenda mówi, że ratusz miał przypominać kalendarz. Wielka wieża oznaczała jeden rok, cztery wieżyczki – pory roku. W środku urządzono dwanaście sal, które miały symbolizować miesiące, a pięćdziesiąt dwa mniejsze pomieszczenia – tygodnie. Ratusz miał mieć 365 okien i drzwi. Ale że rok co cztery lata jest przestępny, jedno okno zamurowywano co cztery lata, choć pojawiają się głosy, że przez cztery lata w roku nie można go było po prostu otwierać.
ZWIEDZANIE BIEDRONKI
Na Nowym Mieście nie sposób nie zwrócić uwagi na nazwy ulic: Warna, Ślusarska, Piernikarska, Sukiennicza. We wszystkich zapisane są nazwy zawodów. Zajmowano się tu produkcją dóbr, podczas gdy na Starym Mieście, gdzie mieszkali bogaci kupcy – ich sprzedażą.
Na ulicy Królowej Jadwigi, która jest częścią najdłuższego deptaka w Toruniu i która łączy Stare Miasto z Nowym, w bruku można znaleźć herby miast, z którymi Toruń handlował. Pierwotnie te herby znajdowały się na budynku Dworu Artusa na Starym Mieście. Dwór jednak rozebrano w XIX w., a podczas ostatniego remontu ulicy herby postanowiono przenieść. Trzeba być czujnym, bo jeśli przygląda się tym pod stopami, można nie zauważyć tych wywieszonych na latarniach.
– Wchodzimy – mówi Paweł i wciąga mnie do Biedronki. Nie pomaga protest. Przecież nie potrzebuję zakupów. Idziemy do działu z owocami. Przeciskamy się przez tłum ludzi, stajemy przy jabłkach i spoglądamy w górę. Nad nami pięknie malowane stropy, a na pierwszym piętrze, w dziale z chemią XIV-wieczne polichromie na ścianach: postacie w ówczesnych strojach i scenki rodzajowe z tamtego okresu, a przy samym suficie malowane smoki, potwory i XV-wieczne drewniane belki. – To jedyna Biedronka w Polsce, którą się zwiedza z grupami turystów – śmieje się Paweł. – W Toruniu jest tak w wielu miejscach. Wystarczy wejść do banku, sklepu z butami. A co remont, to dochodzi nowy punkt, który możemy pokazywać turystom. I za to lubię Toruń, że drogocenne zabytki mamy na wyciągnięcie ręki, a nie zamknięte w gablocie w muzeum. Ale też za to, że to miasto ma duszę. Tą duszą są oczywiście ludzie.