Tuż po wschodzie słońca na przestronny plac w miasteczku Birkash przyjeżdżają setki ciężarówek. Wszystkich przyciąga Souq al-Gamaal, targ wielbłądów. Jeden z największych w Egipcie – autentyczny, nienastawiony na turystów. To miejsce, w którym spotykają się hodowcy lokalni oraz przyjezdni z Sudanu, rolnicy, a także właściciele kairskich restauracji, które serwują wielbłądzie mięso.
Dostępny PDF
Zaprzyjaźniony kairski kierowca zapytany o Souq al-Gamaal w pobliżu stolicy wygląda na zdziwionego. Pierwszy raz słyszy o tym miejscu. Wyraz jego twarzy mówi, że nie zwykł być zaskakiwanym przez przyjezdnych. Dopiero po zasięgnięciu języka u spotkanych na skrzyżowaniu taksówkarzy ruszamy za miasto.
NIE UCIEKNIE I NIE KOPNIE
Handlarze czekają przed giełdą na swoją kolej, aby wystawić zwierzę na licytację. Przedmiot sprzedaży ma podwiązaną nogę, co uniemożliwia mu ewentualną ucieczkę, czyli przejście w trudny do opanowania wielbłądzi galop.
BEZ PANIKI
Pod koniec dnia właściciele zaganiają niesprzedane zwierzęta do zagród lub przygotowują je do transportu. Opanowanie stada stanowi nie lada wyzwanie, bo nawet pojedynczy osobnik może wywołać panikę w całym stadzie.
KONSORCJUM NA LUZIE
Część kupców organizuje się w kilkuosobowe grupy i dokonuje szeregu zakupów jednego dnia. Po pierwszej większej transakcji jeden z nich pozostaje, aby pilnować już kupionych zwierząt, a reszta odpoczywa.
ZŁOŚLIWY, LECZ UNIWERSALNY
Zbliżanie się do celu zwiastują coraz częściej mijane pick-upy, z których wyglądają głowy zaciekawionych wielbłądów. Niestety, trafiamy także na leżące ciała zwierząt, które nie dotarły na targ. To też potwierdza, że obraliśmy prawidłowy kierunek. Jedziemy zniszczoną drogą z Kairu, wypełnioną z nieznanych powodów progami spowalniającymi, i docieramy po ponad godzinie do skupiska chaotycznie ustawionych domów. Na skraju osady stoi meczet, przy którym na placu wypełnionym piaskiem odbywa się w każdy piątek, czyli pierwszy dzień muzułmańskiego weekendu, tradycyjny targ wielbłądów. Jesteśmy w Birkash.
Wielbłądy zostały udomowione około sześciu tysięcy lat temu i były wykorzystywane jako środek transportu, źródło mleka i wełny. Posiadanie ich znacznej liczby mogło też określać wysoki status właściciela. Wybór wielbłądów jako towarzyszy życia na pustyni nie był przypadkowy. Mają możliwość przetrwania bez picia nawet przez tydzień, a w garbie, wbrew obiegowej opinii, nie jest wcale magazynowana woda, lecz tłuszcz, który może dostarczyć energii, kiedy zabraknie pożywienia podczas długich wędrówek. Chroni on także przed upałem. Ciekawostką jest, że wielbłądy wypacają wodę zawartą w mięśniach, a nie we krwi, i w ten sposób mogą tracić nawet do trzydziestu procent masy działa bez uszczerbku na zdrowiu. Piją wodę zarówno słodką, jak i słoną, a kiedy są spragnione, potrafią wypić ilość płynów równą jednej trzeciej masy ciała. Są w tym naprawdę szybkie – dwieście litrów w trzy minuty!
Interesująca jest budowa ich oczu. Trzy powieki oraz dwa rzędy długich rzęs chronią zwierzęta przed piaskiem i pyłem. Wielbłądy potrafią także zamykać nozdrza. Jeśli trzeba, mogą jeść roślinność składającą się głównie z krzewów pokrytych cierniami i traw. Doskonałe są właściwości wielbłądziego mleka, które ma trzy razy więcej witaminy C niż krowie. Całości dopełnia wełna, która chroni zarówno przed upałem dnia, jak i chłodem pustynnej nocy.
Jeśli weźmiemy to wszystko pod uwagę, łatwo zrozumiemy, dlaczego Beduini darzą dromadery szacunkiem zmieszanym z sentymentem. Obecnie nie występują już one w stanie dzikim, lecz nadal dla wielu ludzi stanowią symbol wolności i tęsknoty za dawnymi, dobrymi czasami. Chociaż z drugiej strony – są to według powszechnej opinii wyjątkowo złośliwe i niewdzięczne stworzenia.
BOSS I POMOCNICY
Poważni kupcy przyjeżdżają na targ z pomocnikami, którzy w ich imieniu wyszukują odpowiednie zwierzęta i biorą udział w licytacjach.
POPYCHANIE I HANDLOWANIE
Transakcja to skomplikowany rytuał. Negocjacje przebiegają z zasady burzliwie, a szarpanie, popychanie i wyzwiska stanowią ich nieodłączną część.
ZIMNY TUSZ I W DROGĘ!
Koniec handlowania następuje już przed południem. Zanim ruszą w drogę powrotną, kupcy odświeżają się. W tle stoją wielbłądy z wymalowanymi znakami nowych właścicieli.
ZWIERZĘ, CZYLI PRZEDMIOT
Czerwcowa temperatura przekracza tu w cieniu 40°C, dlatego pierwsi kupcy pojawiają się na parkingu w Birkash tuż po wschodzie słońca. Żółty piasek unosi się ku palącemu słońcu, wzbijany w powietrze przez tysiące wielbłądzich kopyt. Dromadery, czyli wielbłądy jednogarbne, są pędzone lub przywożone na targ ciężarówkami nawet z Sudanu, Somalii, Maroka, Kenii...
Często zwierzęta spędzają w ciężarówkach nawet dobę. Jeżeli przetrwają transport, to często są poranione, a nawet mają połamane nogi. Przy rozładunku dochodzi do drastycznych scen. Dromadery są wypychane, wyciągane i bite bambusowymi kijami. Upadają często na boki, głowy, tracą równowagę. Dalszymi uderzeniami w szyje, oczy czy pysk są ponaglane do wstania. W tym procederze uczestniczą nawet kilkuletni chłopcy.
Targowisko składa się z obszernego placu przechodzącego w długą aleję, wzdłuż której stoją zagrody ze snopkami siana ułożonymi na dachach. Większość zwierząt ma podwiązaną przednią lewą nogę, aby nie mogły biegać. Trudno się dziwić, bo zatrzymanie ważącego kilkaset kilogramów zwierzęcia, rozpędzonego do ponad sześćdziesięciu kilometrów na godzinę, może stanowić poważne wyzwanie. Pojedyncze niespętane sztuki biegają wzdłuż murów, gonione przez poganiaczy, którzy powalają je na ziemię kijami i głośno przy tym pomstują. Nie jest to przyjemny widok.
Gdyby nie białe, poobijane pick-upy i telefony komórkowe w rękach handlarzy, można by uznać, że targ odbywa się w średniowieczu. Postacie, które poruszają się w tumanach kurzu, ubrane w zniszczone stroje z turbanami na głowach i uzbrojone w długie laski, tworzą atmosferę orientu sprzed lat. Twarze mężczyzn są zniszczone słońcem i ostrymi podmuchami wiatru niosącego piasek. Nieliczne tu kobiety kryją się w cieniu zabudowań, a jeżeli pojawią się na otwartej przestrzeni, to praktycznie zawsze są zakryte abajami.
Oglądający zwierzęta są w swoim żywiole. Celem większości zakupów nie jest wcale chęć zdobycia wspaniałego dromadera do podróżowania przez pustynię – który daje prestiż niczym najnowszy model sportowego samochodu w kulturze Zachodu – lecz zakup zwierzęcia do pracy na polu, jazdy wierzchem lub po prostu na mięso, które jest cenione nie tylko ze względu na walory smakowe. (Jak mnie zapewniano, stosunkowo długo może być ono przechowywane, ponieważ nie rozwijają się w nim pasożyty).
HANDEL JEST TEATREM
W pobliżu meczetu handlarze zapędzają wielbłądy, z wymalowanymi na bokach symbolami właścicieli, w grupy. Pomiędzy stadami zaczynają krążyć pierwsi kupcy. Przechodzą ze znudzonymi minami i z pozornym zniechęceniem obserwują towar. Podchodzą i sprawdzają grubość kości oraz rozmiar i umiejscowienie garba, oceniają wartość zwierzęcia. Odchodzą. Wracają. W końcu z niesmakiem wypisanym na twarzach rzucają proponowaną cenę zakupu. Ich mimika oraz mowa ciała mówią: oferuję ci zdecydowanie za dużo jak za takie wielbłądy, ale trudno, niech stracę. Rozpoczyna się spektakl. Właściciel błyskawicznie traci cierpliwość. Rzuca przekleństwa, ale potencjalny kupiec obstaje przy swoim. Panowie łapią się za dżalabije. Uderzają się po twarzach, popychają, wykręcają ręce. Pozornie wydaje się, że transakcja nie ma najmniejszych szans powodzenia, przecież kupiec śmiertelnie uraził sprzedawcę, a ten zrewanżował się wyzwiskami oraz spoliczkowaniem.
Dla obserwującego jest prawie pewne, że zaraz dojdzie do rozlewu krwi. Potencjalni kontrahenci są odciągani od siebie, aby za chwilę znowu mogło dojść do zwarcia. Zwierzęta będące przedmiotem zażartego sporu są odprowadzane na bok przez pomocników. W końcu właściciel gwałtownie wyciąga rękę po pieniądze, które szybko lądują w jego kieszeni. Rzuca do kupca krótkie mobruk (gratuluję) i odchodzi. Potem wielbłądy są czyszczone i kupiec maluje na nich swoje oznaczenia. Transakcja pomyślnie dobiega końca. Bez ofiar w ludziach. Taka kultura negocjacji.
Naturalnie nie wszystko przebiega w tak burzliwy sposób. Zdarza się, że kupiec, który przeważnie przyjeżdża z grupą pomocników, ocenia wielbłądy i zapisuje dane interesujących go zwierząt na wymiętej kartce. Gdy lista zostaje zamknięta, proponuje swoją cenę albo jeżeli jest zbyt niska dla sprzedającego, to przystępuje do licytacji. Ta druga opcja budzi emocje także wśród widzów, którzy zbierają się na podwyższeniach liczących kilka stopni. Nabywcy stoją w grupach, oglądają z poważnymi minami kolejne zwierzęta i składają oferty. Słychać okrzyki, nerwowe narady i kolejne przebicia ceny. Sprzedany! Zwycięzca maluje swoje symbole na wielbłądzie, a jego znajomi zabierają nowy nabytek do ciężarówki.
ELEGANT I BAMBUS
Na targu dominują tradycyjne stroje, a większość kontrahentów jest uzbrojona w bambusowe kije do poganiania wielbłądów.
GORĄCY, UDANY DZIEŃ
Liczba transakcji przeprowadzanych jednego dnia sięga kilku tysięcy! Wiąże się to z poważnym przepływem gotówki. Wartość zwierzęcia zależy od jego wieku, kondycji, rasy oraz przeznaczenia. Wielbłądy somalijskie i egipskie są duże, a dzięki szybkości i łagodności wybiera się je do jazdy wierzchem. Mniejsze, marokańskie i libijskie, są wykorzystywane do pracy na polu, natomiast sudańskie i kenijskie z racji agresji i mniejszej wytrzymałości przeznacza się na mięso.
Jeden wielbłąd kosztuje od pięciu do siedmiu tysięcy funtów egipskich, czyli od trzech do ponad czterech tysięcy złotych. Tak więc wejście w posiadanie liczniejszego stada wymaga sporego kapitału.
Dzień handlowy kończy się szybko, około godziny jedenastej, gdy upał staje się nie do zniesienia. W piasku wzbijanym przez zaganiane do zagród lub pakowane na ciężarówki zwierzęta niknie wszystko, nawet szary minaret górujący nad targiem. Sprzedawcy rozsiadają się pod murami, podsumowują na skrawkach papieru dokonane transakcje. Popijają spokojnie herbatę, patrzą na ostatnie grupy zwierząt znikające za zniszczonymi murami zabudowań.
W następny piątek o wschodzie słońca plac w Birkash ponownie wypełnią krzyki kupców oraz porykiwania tysięcy wielbłądów.