Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2017-08-01

Artykuł opublikowany w numerze 08.2017 na stronie nr. 22.

Tekst i zdjęcia: Zygmunt Malinowski,

Terror odkryty w Arktyce


W 1845 r. Imperium Brytyjskie wysłało pod dowództwem sir Johna Franklina dwa statki specjalnie wyposażone do wypraw arktycznych: HMS Erebus i HMS Terror. Wszelki ślad po nich zaginął. Szukano ich do współczesnych czasów, kolejne wyprawy wracały z niczym. Dopiero po 170 latach, w 2014 r., kanadyjska grupa archeologów odkryła HMS Erebus. Gdy wybierałem się do Arktyki, losy HMS Terror były jeszcze nieznane.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Słynny międzynarodowy, a zarazem bardzo elitarny Explorers Club, założony w 1904 r., który skupia podróżników i odkrywców, ma w swojej siedzibie wiele ciekawych eksponatów. Jednym z nich jest obraz Alberta Opertiego „Rescue at Camp Clay”. Przedstawia on dramatyczne wydarzenia z czerwca 1884 r., kiedy to statek ratowniczy dotarł do przylądka Sabine na Wyspę Ellesmere’a, gdzie odnalazł zdziesiątkowaną załogę wyprawy Adolphusa Greely’ego, która trzy lata wcześniej wyruszyła w rejony arktyczne na statku Proteus. Ilekroć zjawiałem się w klubie, zawsze zatrzymywałem się pod tym płótnem. Tak było i tym razem – stałem, wpatrując się w arktyczny krajobraz, kiedy podszedł do mnie Stefan Kindberg, również członek klubu i znawca tamtych rejonów. Powiedział, że organizuje wyprawę na Arktykę, z możliwością dotarcia na Wyspę Ellesmere’a. Nie zastanawiałem się ani sekundy i natychmiast zgłosiłem gotowość do wzięcia w niej udziału.
Czy to właśnie surowy krajobraz z dzieła Opertiego skłonił mnie do takiej deklaracji? Pewnie tak, lecz również fakt, że naukowe doniesienia na temat ostatnich zmian w Arktyce, jej klimatu, fauny i flory nie były zbyt optymistyczne – pomyślałem, że może to ostatnia szansa, by zobaczyć coś, co wkrótce może przestać istnieć.

 

DŁUGIE BŁĘKITNIENIE

Błękitny lodowiec przy wyspie Beechey. Niebieski kolor to efekt zmiany struktury śniegu, z którego powstaje lodowiec. Jest to długoletni proces, trwa 150–200 lat.

ŚLADAMI FRANKLINA

Autor na wyspie Beechey. Na niskim pagórku znajdują się trzy groby członków załogi admirała Franklina.

BY MI ZABEŁTAĆ BŁĘKIT W GŁOWIE

Karrat Fjord, Grenladia. Taki olśniewający widok nie potrzebuje dodatkowego komentarza.


 

W POSZUKIWANIU PRZEJŚCIA


Członkowie Explorers Club są znani ze wspaniałych osiągnięć od ponad stu lat. Edmund Hillary jako pierwszy zdobył Mount Everest; Don Walsh jako pierwszy zszedł na dno Rowu Mariańskiego. Sam uściskałem w tym miejscu dłoń Buzza Aldrina, jednego z dwóch astronautów, którzy wylądowali na Księżycu. W holu klubu do tej pory stoi globus, na którym Thor Heyerdahl planował swoją wyprawę. W historii klubu nie brakuje też i polskich nazwisk – Piotr Chmieliński jako pierwszy przepłynął kajakiem całą Amazonkę. To on postarał się o to, by Aleksander Doba po przepłynięciu Atlantyku miał w klubie spotkanie. Ja byłem uczestnikiem wyprawy pod kierownictwem Andrzeja Piętowskiego i Piotra Chmielińskiego do źródeł Amazonki, a polarnik Marek Kamiński i Marcin Jamkowski reprezentowali polski oddział TEC.
Tymczasem do klubu przyjechał John Geiger – dyrektor wykonawczy Royal Canadian Geographical Society – by wygłosić odczyt o sensacyjnym odkryciu HMS Erebus, jednego z zaginionych statków niefortunnej wyprawy admirała Franklina zorganizowanej w celu znalezienia Przejścia Północno-Zachodniego.
W 1845 r. Imperium Brytyjskie wysłało pod dowództwem sir Johna Franklina dwa specjalnie wyposażone statki: HMS Erebus i HMS Terror. Ich kadłuby zostały wzmocnione, zainstalowano tam najnowszy sprzęt, dodano pomocniczy silnik parowy do śruby napędowej, a także wyposażono w prowiant na trzy lata. Wyprawę miała obsługiwać 129-osobowa załoga. Był to czas wielkich poszukiwań i odkryć geograficznych – oczekiwano, że odnalezienie przejścia, które prowadziłoby przez wewnętrzne wody Archipelagu Arktycznego, z Morza Baffina do Morza Beringa, znacząco skróciłoby szlak morski z Europy na Daleki Wschód. Jednak ślad po statkach zaginął. Królewska Marynarka wysyłała kolejne wyprawy w poszukiwaniu zaginionych, ale bez rezultatów.
Z czasem do Anglii dotarła wiadomość, że Inuici spotkali grupę wygłodzonych mężczyzn, ciągnących za sobą łódź, oraz donos, że doszło do aktów kanibalizmu. Wiktoriańska Anglia zaprzeczyła jednak tym szokującym stwierdzeniom tubylców.
Dopiero w 2014 r. kanadyjska grupa archeologów z Parks Canada odkryła HMS Erebus, a John Geiger przyjechał do Nowego Jorku, aby opowiedzieć o szczegółach wyprawy.
 

CHŁODNE POWITANIE


Wreszcie, po wielu przygotowaniach, w drugiej połowie września ubiegłego roku poleciałem do Edmonton, stolicy kanadyjskiej prowincji Alberta, gdzie wsiadłem do czarterowego samolotu do Kugluktuk, małego osiedla Inuitów tuż za północnym kołem podbiegunowym. I tak rozpoczęła się wyprawa. Po pięciu godzinach lotu wylądowaliśmy na płaskim polu pokrytym żwirem. Padał drobny marznący deszcz. Podróżników takie błahostki nie zniechęcają. Wkrótce miało się okazać, że może być znacznie gorzej...
Tymczasowy budynek na uboczu stanowił poczekalnię, gdzie – hucznie śpiewając pieśń „North West Passage” – przywitała nas grupa, która czekała na powrotny lot. My załadowaliśmy się na lekką łódkę zodiak, która miała nas dostarczyć do zakotwiczonego niedaleko statku Ocean Endeavour. W dalszym ciągu ciął lodowaty deszcz, a wiatr próbował zerwać kaptur mojej wodoszczelnej kurtki. Ocean Endeavour był przygotowany do przepłynięcia Przejścia Północno-Zachodniego. Rejon ten dawniej często nie odmarzał nawet latem. Dla nieszczęsnego admirała Franklina i wielu innych miało to nieraz poważne skutki, włącznie z utratą życia i zmiażdżonymi przez lód statkami.
Część załogi stanowili eksperci, którzy na bieżąco mogli uzupełniać naszą wiedzę o faunie i florze. Byli tam między innymi: Edna Elias – Inuitka i znawczyni lokalnej kultury, znany biolog morski Pierre Richard, Latonia Laherty – specjalistka w archeologii arktycznej, Lynn – której nazwiska nie zapamiętałem – geografka, Stephen Smith – filmowiec, biolog i podróżnik oraz oczywiście Stefan Kindberg, kierownik wielu wypraw na Arktykę i Antarktykę.
Było wiadomo, że do punktów naszej wyprawy mogliśmy dopłynąć jedynie zodiakiem. Statek nie miałby możliwości zacumowania, bo przybrzeża są płytkie. Nasz rejs był uzależniony od warunków atmosferycznych i pomocniczej technologii. Codziennie dochodziły przez internet mapy zmieniających się warunków i pokrycia lodu. Nieco później mogliśmy doświadczyć, czym są nagłe zmiany pogody w tym rejonie – natknęliśmy się nie tylko na dwa potężne sztormy z wiatrem o sile 50 węzłów i falami wysokimi na 7 m, ale też na miejsca zablokowane lodem.

 

ZODIAKIEM DO ZAMKU

Zatoka Radstock, Nunavut. Zodiak umożliwił dotarcie do niedostępnych miejsc. Formacje skał przypominały ruiny zamku czy warowni.

POLARNY KAMUFLAŻ

Białe niedźwiedzie są prawie niewidoczne na krach lodowych. Te zwierzęta są częścią arktycznego krajobrazu. Poruszają się po krach szybko i lekko.


 

DZIESIĘĆ W SKALI BEAUFORTA


Do najbardziej dramatycznych momentów wyprawy należało przepłynięcie Cieśniny Bellota, czyli przesmyku pomiędzy wyspą Somerset i półwyspem Boothia. To jedno z kluczowych przejść przez archipelag, historycznie zablokowane lodem. Ma 26 km długości i 2 km szerokości. Tym razem przejście było wolne od lodu, a morze spokojne. Niestety, globalne ocieplenie dotarło i tutaj – ułatwiło drogę podróżnikom, ale zniszczyło bezpowrotnie dawny naturalny klimat tego miejsca. Przedostaliśmy się zatem z zachodniej Arktyki do wschodniej, omijając Zenith Point, najbardziej na północy wysunięty skrawek kontynentalnej Ameryki Północnej. Zaśnieżone strome skaliste pagórki i panująca tam cisza sprawiały, że krajobraz był równie przerażający co piękny. Warunki jednak zmieniły się znów bardzo szybko. Zanim przystąpiliśmy do przepłynięcia cieśniny, spadła temperatura, a marznący deszcz zamienił się w śnieg. Rozpoczął się sztorm o sile 10 stopni w skali Beauforta.
Chociaż na dzień przed zaplanowanym dopłynięciem na Wyspę Ellesmere’a mapy satelitarne informowały nas, że morze jest tam otwarte, następnego ranka dryfujący pak lodowy blokował do niej dostęp. Na wyspę nie dopłynęliśmy. Nasz statek z klasyfikacją „1B ice class” ze wzmocnionym kadłubem mógł co prawda płynąć przez cieńszy lód lub rozsuwać napotkane mniejsze lodowce, ale – niestety – nie był lodołamaczem.
Któregoś dnia po statku rozeszła się nieprawdopodobna wiadomość, która dotarła do nas drogą elektroniczną. Okazało się, że grupa Arctic Research Foundation odkryła drugi zaginiony statek Franklina – HMS Terror. Stało się to możliwe dzięki informacji od pewnego inuickiego myśliwego Sammy’ego Kogvika. Był on członkiem załogi kanadyjskiego statku badawczego Brigman i opowiedział o tym, że kilka lat wcześniej zauważył podczas polowania coś, co przypominało część masztu wystającego na powierzchni lodu. Ta informacja skutecznie przyczyniła się do odkrycia zaginionego statku. Maszt nie był już widoczny, ale przy pomocy echosondy statek odnaleziono w ciągu zaledwie dwóch i pół godziny. Wrak, w dobrym stanie, osiadł na dnie oceanu na głębokości 21–24 m. Prawdopodobnie zabezpieczony na zimę, miał zamknięte luki i okna, kiedy opuszczono go w 1848 r.
Wiadomość głośno rozeszła się w mediach i nabrała posmaku takiej sensacji, że nawet porównano ją do odkrycia grobowca Tutenchamona. Wkrótce specjalna ekipa sprawdziła i zidentyfikowała niektóre z elementów statku – rurę kominową z parowego silnika, ster i dzwon, podobny do tego, który był na Erebusie – po porównaniu ich z archiwalnymi planami i dokumentami wyposażenia.
 

NOCNY HOŁD


Niesamowite było to, że znajdowaliśmy się w tym samym rejonie – z planem lądowania zodiakami na wyspie Beechey, miejscu ostatniego pobytu załogi Franklina, która przebyła tam zimę 1845–46 r. Kiedy w nocy o godz. 3.00 przepływaliśmy koło pozycji zaginionego statku, mimo sztormu kilku śmiałków wyszło na zaśnieżony, oblodzony pokład, a ja stanąłem przy mostku kapitańskim, aby oddać hołd zaginionej załodze Franklina. Huczał wiatr, a przenikliwe zimno przeszywało do szpiku. Nie trzeba było wielkiej wyobraźni, by pomyśleć o tym, co ponad 171 lat przedtem przeżywali uwięzieni tam i skazani na śmierć ludzie...
Beechey, mała wyspa o powierzchni 4,6 km2, była miejscem przezimowania wyprawy Franklina w 1845–1846 r. Kiedy dotarliśmy tam, przywitał nas niesamowity krajobraz: cała wyspa pokryta świeżym śniegiem, małe błękitne lodowce w zatoce, w oddali ośnieżone stołowe klify wyspy Devon, szarogranatowe niebo. Na niskim pagórku znajdują się trzy groby członków załogi Franklina. Byliśmy dogłębnie wzruszeni, a jednocześnie otaczał nas spokój i piękno dziewiczego śniegu wczesnej zimy.
Szliśmy wzdłuż wybrzeża, brnąc w śniegu przy lekkiej zadymce. Dotarliśmy do miejsca z resztkami budynku Northumberland. Mogliśmy zobaczyć tylko wystające belki. W latach 1852–53 pobudowano tu schronienie i zostawiono prowiant w wypadku, gdyby Franklin wrócił. Dziś rzuca się w oczy niski drewniany słup – pomnik z metalową tablicą, wzniesiony przez sir Edwarda Belchera, członka ostatniej wyprawy poszukiwania Franklina, ku czci zaginionych podróżników. Wkrótce okazało się, że mieliśmy sporo szczęścia – dwa dni po naszym odpłynięciu wyspę zablokował lód pakowy.
Z wyprawą dopłynęliśmy do 77.48 stopni równoleżnika i przepłynęliśmy Przejście Północno-Zachodnie, dawniej tak groźne i niedostępne. Wylądowanie na wyspie Beechey i wiadomość o odkryciu statku Terror przybliżyły nam legendarną wyprawę Franklina. Dalej podążyliśmy na zachód do północnej Grenlandii przy Quannak i na południe, wzdłuż zachodniego wybrzeża Grenlandii. Po drodze chodziliśmy w Kangerlussuaq po grenlandzkim lądolodzie, który topnieje i się kurczy.
W latach 1850–2010 znajdujący się w Ilulissat lodowiec Jakobshavn cofnął się – jak podaje NASA Earth Observatory – o 40 km, a w ostatnich latach spływa w przyspieszonym tempie. W ostatniej dekadzie zniknęło 13 proc. arktycznego lodu morskiego. Prognozy przewidują, że Arktyka do końca naszego stulecia w porze letniej prawdopodobnie zostanie bez lodu.
Kiedy lata temu sprawdzałem podczas pracy mapę bieguna północnego, utkwił mi w pamięci zakreślony rejon lodu, który zmniejsza się drastycznie w ostatnich latach. Mogłem zobaczyć to na własne oczy.