Słowenia to raj dla miłośników aktywnego spędzania czasu, kryjący wiele skarbów natury, które docenią poszukiwacze przygód. Na przybyszów czekają skałki wspinaczkowe, bungee, rafting, kanioning, lodowate potoki, mnóstwo zieleni, górskie krajobrazy i dużo przestrzeni.
Dostępny PDF
Do Słowenii wjeżdżamy od strony Włoch. Trafiamy w okolice miejscowości Nova Gorica w zachodniej części kraju. Poszukujemy spotu wspinaczkowego Dolga Njiva, który powinien znajdować się parę kilometrów dalej na północ. Wiem, że poszukiwania nie będą łatwe. Mamy namiary tylko w języku włoskim, nie udało nam się znaleźć nikogo, kto umiałby to przetłumaczyć na angielski. I tu pierwszy szok kulturowy w Słowenii. Pomaga nam sprzedawca brzoskwiń. To młody chłopak, który biegle mówi po włosku, angielsku i oczywiście słoweńsku. Przy okazji pogawędki częstuje nas brzoskwiniami i opowiada o tej części kraju. Kelnerka w restauracji, przypadkowo spotkany rowerzysta i wszyscy inni też mówią po angielsku. Odnajdujemy skałki i wszystko się dobrze zapowiada.
NIEZŁY KOZJAK
Wodospad Kozjak ukryty na Szmaragdowym Szlaku w okolicy miejscowości Kobarid.
BAZA LUDZI Z MGŁY
Baza wypadowa w miejscowości Bovec. Widok na szczyt Svinjak. Nawet w niepogodę krajobraz da się polubić.
SKOKI W KANALE
Kamienny most w miejscowości Kanal. To tutaj jest organizowany doroczny lipcowy festiwal skoków do wody. Najodważniejsi skaczą z wysokości 25 m.
AJAJAJ, EJEJEJ I LOT Z MOSTU
Z trudem pokonujemy kilka dróg o oryginalnych nazwach: Ajajaj i Ejejej czy Neč do Neča. Łatwiejsze z nich są w przedziale 4a-5a, ale dla wprawionych wspinaczy znajdą się również znacznie trudniejsze. Miejsce jest zacienione i mało uczęszczane. W ciągu kilku sesji spotykamy zaledwie dwóch Włochów i kilku Słoweńców. Żeby znaleźć ten spot, wystarczy zaparkować auto w trzecim dostępnym miejscu, 2–3 km na północ od restauracji Dolga Njiva. Tę restaurację też warto polecić. Serwują znakomite szaszłyki ćevapčići z grillowanymi warzywami i inne rewelacyjne potrawy z tradycyjnego węglowego rusztu. Można tutaj też spędzić noc na kempingu. W sam raz, aby kolejnego dnia ponownie wyruszyć na skałki.
Przed nami deszczowy sobotni poranek. Z czasem nadciąga burza, myślę więc, że niestety zostanie odwołane zaplanowane na dziś bungee. Co za pech. Okazuje się jednak, że na Słowenii nawet ulewny deszcz nie stanowi żadnej przeszkody. Tłumaczę to sobie tym, że mają po prostu inne liny niż te stosowane w bardziej rozreklamowanych miejscach. W każdym razie prowizoryczne stanowisko przypięte do mostu i cała ekipa wzbudzają zaufanie, szczególnie po tym, jak zobaczyliśmy kilka osób, które wyszły z tej przygody w jednym kawałku.
Przed nami 55-metrowy lot z mostu Solkan zawieszonego nad rzeką Soczą. Przyjemność ta kosztuje odrobinę stresu i 50 EUR. W zamian otrzymujemy kilka sekund wspaniałych wrażeń, co w cenie poniżej 1 EUR za metr lotu daje dość dobry przelicznik. Ela skacze pierwsza i robi to z wyjątkową gracją i pełną kontrolą – leci w idealnej pozycji pionowo w dół. Czy ona naprawdę robi to po raz pierwszy? Mimo wewnętrznego zwątpienia wiem, że już za późno, by się wycofać. Zdecydowanie lepiej mieć to już za sobą. Trzy... dwa... jeden... bungee!
I tu klops. W obawie przed niedokręceniem przesadzam trochę z wyskokiem, przekręcam się ponad 270 stopni i lecę w dół prosto na plecy. Czy bolało? Nie wiem. W ciągu tych kilku sekund emocje przechodzą na inny poziom. Strach staje się sprzymierzeńcem, ból zmienia się w adrenalinę, a krzyk to tylko uzewnętrznienie radości i satysfakcji, że się udało!
Na dole czeka na nas kajak pneumatyczny. Widzę go doskonale, gdy wiszę do góry nogami – kilkanaście metrów wyżej. Gość w kajaku pomaga wyczepić się z uprzęży i przewozi na brzeg rzeki. Dopiero na stałym gruncie zaczynają docierać pozostałe emocje. Tuż po ochłonięciu, gdy serce powraca do normalnego rytmu, a umysł odnajduje rzeczywistość, jednoznacznie stwierdzamy, że trzeba to będzie powtórzyć!
Oglądamy most pod różnymi kątami, patrzymy na skaczących na bungee z boku, z góry i z dołu, a przy okazji trafiamy na zawody kajakarskie. Okazuje się, że nieopodal mostu na Soczy są rozgrywane mistrzostwa Europy juniorów. Tam poznajemy Kubę Brzezickiego, jednego z polskich kajakarzy górskich, który tego dnia zajmuje drugie miejsce. Aż by się popływało kajakiem...
RZEKA Z CHARAKTEREM
Kajaki na Soczy. Ekstremalny charakter słoweńskich rzek stwarza idealne warunki do uprawiania kajakarstwa górskiego.
ZABAWING W KANIONING
Kanioning w dolinie Soczy, czyli schodzenie w dół rzeki w kanionie Sušec i starania o wyjście z tej zabawy bez kontuzji.
DLA KAŻDEGO COŚ TRUDNEGO
Wspinaczka skałkowa na spocie Dolga Njiva niedaleko miejscowości Nova Gorica. Jest tu mnóstwo dróg o zróżnicowanej trudności.
NA SZMARAGDOWYM SZLAKU
Po południu wybieramy się ponownie na skałki, a cały dzień uwieńczamy wieczorną biesiadą w knajpie Dolga Njiva. Przez kolejne dni będziemy powoli przemieszczać się na północ wzdłuż Szmaragdowego Szlaku rzeki Soczy. To prawdopodobnie najciekawsza część Słowenii, która jest naszpikowana szlakami pieszymi, punktami widokowymi, atrakcjami dla poszukiwaczy wrażeń i zabytkowymi miasteczkami, które kryją wiele tajemnic.
Krčnik to wyrzeźbiony przez przyrodę most skalny. W Kožbana udajemy się na jeden ze szlaków Kwitnącej Wiśni, a konkretnie na pętlę o nazwie Trcinka, która prowadzi przez drobne wioski, plantacje winogron, lasy i kamieniste ścieżki. Szlak jest dobrze oznakowany, więc raczej trudno się zgubić. We wszystkich napotkanych wioskach panuje spokojna i beztroska atmosfera zawieszenia w czasie.
Jedziemy w stronę Kanal, zabytkowego miasteczka o przeważającej kamiennej zabudowie. Słynie ono z rozgrywanych co roku zawodów w skokach do wody z mostu o wysokości 18 m. To argument za tym, aby pojawić się tu w sierpniu.
Zatrzymujemy się na noc w Tolminie. W miejscu, gdzie potok Tolminka wpływa do Soczy, rozpoczyna się Triglavski Park Narodowy. W tutejszych przełomach Tolmin Gorges występują ciekawe formacje skalne, które doczekały się nazw w stylu Głowa Niedźwiedzia czy Jaskinia Dantego. Wtórują im Most Diabła i inne przewieszone, chybotliwe mosty, które umożliwiają poznawanie zakątków rezerwatu. Jednym z najbardziej spektakularnych wodospadów na naszej trasie jest Kozjak w okolicy miejscowości Kobarid.
Z RAFTINGU NA KANIONING
SZCZYT FLAGOWY
Widok na panoramę wapiennych Alp Julijskich i najwyższy szczyt Słowenii (Triglav, 2864 m n.p.m.) od strony północnej. Wizerunek tej góry widnieje na fladze i herbie kraju.
Czasem w podróży trzeba zrobić pranie i trochę się ogarnąć. Po kilku tygodniach nastał ten odkładany w czasie moment. Dojeżdżamy do Bovec, miasteczka, które uchodzi za lokalne centrum sportów ekstremalnych. Parkujemy na polu namiotowym Polovnik i w tym momencie zaczyna padać deszcz. Ubrania potrzebują dokładnie trzech dni, aby wyschnąć, szukamy więc sposobów na wypełnienie czasu. Na dobry początek zapisujemy się na rafting. Podobno w odcinku przy miejscowości Żaga rzeka ma trudność klasy I–III.
Po raftingu stwierdzamy, że jednak przydałoby się nieco więcej wrażeń. Chyba to kwestia zastąpienia odcinków klasy I i II tymi klasy III, bo optymalna trudność dla początkujących to właśnie III+. Warto zapamiętać na przyszłość, że w okolicy są odcinki o dowolnej trudności.
W plan standardowego dnia staramy się na bieżąco wplatać biegi górskie. Z okolicznych szczytów zdecydowanie polecam Svinjak, na którym byłem dwa razy. Na górę prowadzi ciekawa trasa, w większości przez las, ale w końcówce pojawiają się skałki i elementy techniczne.
Ustały deszcze, wyschły ubrania, więc wyruszamy na wschód. Nocujemy tuż przy skałkach Bellevue przy miejscowości Ribčev Laz nad Jeziorem Bohinjskim. O poranku niespodzianka. Budzi nas strażnik o 6.58 i stawia zarzut nocowania w Triglavskim Parku Narodowym, który „owszem jest otwarty, ale dopiero od 7 rano”. Po drobnych negocjacjach i podpięciu wykroczenia pod inny paragraf (złe parkowanie) z początkowych 100 EUR na osobę schodzimy do 50 EUR za dwoje.
Skoro już wstaliśmy, pozostaje wykorzystać ten dzień. Spot Bellevue oferuje zróżnicowane trasy, które są rozlokowane w kilku niezależnych strefach, dzięki czemu znajdą się drogi na każdy poziom umiejętności i raczej nie bywa tu tłoczno. Spędzamy też trochę czasu na poznawaniu okolic jeziora. Przemierzamy gęste lasy i wchodzimy na różne punkty widokowe. Jest tu nawet resort narciarski, do którego prowadzi szlak z Ribčev Laz do Rjava Skala. Zatrzymujemy się w miejscowości Srednja vas i wchodzimy do schroniska Uskovnica. Dojeżdżamy też do miasteczka Radovljica, a tam trafiamy na coś w rodzaju festiwalu rycerskiego.
Jezioro Bled przyciąga turystów malowniczą lokalizacją. Jest otoczone szczytami górskimi i zielonymi lasami, a na środku znajduje się mała wyspa ze średniowiecznym zamkiem. Nasze rozrywki w żadnym wypadku nie zostają uszczuplone tylko do spacerów po okolicy. Pojawia się możliwość kanioningu.
Skoro da się skakać na bungee w deszczu, to tym bardziej nie ma problemu ze spławianiem się skalistym korytem rzeki i skakaniem z wodospadów. Rzeka, którą będziemy przemierzać, znajduje się kilkanaście kilometrów na zachód od Bledu. Mimo opieki instruktora i sugestii, jak i gdzie należy skakać, aby nie skręcić kostki, cztery z dwunastu osób doznały drobnych kontuzji, w tym także ja podczas zjazdu na zip-linie. Najważniejsze, że Ela na każdej przeszkodzie skakała jako pierwsza i ostatecznie wyszła bez uszkodzeń z największym uśmiechem. Przygoda warta polecenia. Dodam, że tutaj nie mam zastrzeżeń co do braku emocji, jak to miało miejsce w przypadku raftingu, a klimatu dodają zalecenia instruktora w stylu: „Tutaj jest płytko, więc aby nic nie złamać, musicie podczas skoku podkulić kolana i wylądować dokładnie w tym miejscu”.
Przed rozstaniem ze Słowenią pozostaje nam jeszcze trochę biegania po górach i rozkoszowania się pięknem okolic Triglavskiego Parku Narodowego. Do zobaczenia, na pewno tu wrócimy!