Yangon to największe miasto Mjanmy. Turystów przyciąga kapiąca złotem pagoda Schwedagon, monstrualny posąg śpiącego Buddy Chaukhtatgyi i Muzeum Narodowe. Nie bogactwo świątyń ani różnorodność muzealnych artefaktów urzekły mnie jednak w pięciomilionowym mieście, lecz kontekst, w którym pewnego poranka zjadłam smażony makaron...
Dostępny PDF
Handlarz zieleniną ze swych plonów ułożył fantazyjny chlorofilowy kapelusz. Na chwilę zamarłam, starając się odgadnąć istotę jego fryzury. Okazało się, że stanowią ją łodygi kilku kilogramów pietruszki.
Gorczyca sarepska, piżmian, trukwa... nie mogłam się nadziwić różnorodności warzyw.
W czasie kolonii miasto było mieszanką kulturową. Przed II wojną ponad połowę ludności stanowiła społeczność hinduska. Po przejęciu władzy przez wojskową juntę jednolitość etniczna znacznie wzrosła na rzecz Bamarów. Na targu można jednak nadal spotkać przybyszów z Chin, Indii, a także Bangladeszu, Sri Lanki, Nepalu i Tybetu.
Żona rzeźnika na miejscu ćwiartowała obdarte dopiero co ze skóry mięso i sprzedawała je na kilogramy. Posłuży ono sprzedawcom streetfoodu do komponowania przepysznych zup, makaronów i kanapek. Tego ranka sama pożarłam monstrualnych rozmiarów porcję nudli z kurczakiem.
Codziennie odbywa się tu malowniczy spektakl. By móc go obserwować, najlepiej przyjść wcześnie. Młody sprzedawca selerów, owoców morza i słonecznika bulwiastego jako pierwszy zawitał na targu, gdzie począł ochoczo rozkładać swoje towary.
Żona rybaka jakby przybrała suknię balową z ryb. Bogato rozstawione blaty były zapewne efektem nocnego połowu jej małżonka.
Na środku ulicy rozłożyła się handlarka zieleniną, blokując ruch uliczny. Pieczołowicie układała przed sobą rozmaite przysmaki. Wśród nich rozpoznałam przepękle, okrę, kunduri i topinambur.
Podobno świeżość to drugie imię yangońskiego jedzenia ulicznego. Nic więc dziwnego, że chiński targ i jego pyszności są na pierwszym miejscu na liście każdego łowcy smaków.
Krewetki gambas w lodowej kąpieli zachęcająco strzygły wąsami. Ledwo co dotarły na miejsce znad Morza Andamańskiego, a pewnie jeszcze przed południem zostaną nabite na bambusowe patyki i upieczone w palącym ogniu barbecue.
Ponad stuletnia obecność Brytyjczyków daje o sobie znać na każdym kroku, chociażby niszczejącą architekturą. To Anglicy w 1845 r. ogłosili Yangon stolicą kraju, który nazwali Birmą. Status stolicy miasto utraciło dopiero w 2005 r. na rzecz Naypyidaw. Znaczenie w rozwoju gospodarczym i kulturalnym utrzymało do dziś, jest najczęściej odwiedzanym przez turystów miejscem w Mjanmie.