Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2018-01-01

Artykuł opublikowany w numerze 01.2018 na stronie nr. 12.

Tekst i zdjęcia: Magdalena Zelewska,

Mentawai wyspy pełne duchów


Dobiega północ. Aman Soromut, wiekowy, acz niewielki mężczyzna, nabija tytoniem trzynastą już tego wieczoru lufkę, kaszląc przy tym sowicie. Wyjmuje z przymocowanego u pasa woreczka kępkę suchych liści i z namaszczeniem liże brzeg bibułki, by na ślinę zamknąć tytoniową tutkę. Soromut ma twarz mędrca i śmiejące się oczy.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Wąskie biodra ma przepasane szarą spódniczką, która oprócz torebki z zestawem papierosowym, kilku wisiorków i jaskrawego zegarka stanowi jedyny element jego garderoby. Soromut nie jest jednak nagi. Całe jego ciało przyozdabiają przepiękne, przypominające biżuterię tatuaże. Czarne punkty są widoczne nawet na twarzy i szyi – całkiem sprytnie udają na niej koralowe paciorki.

Tego wieczoru przyglądałam się szamanowi szczególnie uważnie, nieświadoma, że podczas mojej wędrówki po Mentawai jemu podobnych spotkam jeszcze wielu.

 

TYTUŁ

Podpis

TYTUŁ

Podpis

TYTUŁ

Podpis

 

OBYCZAJE SPRAWIEDLIWYCH

 

Mentawai to sieć siedemdziesięciu wysp rozsypanych u zachodnich wybrzeży Sumatry. Przez stulecia odcięte od świata, stały się świetnym gruntem dla niespotykanych nigdzie indziej gatunków roślin i zwierząt. UNESCO ogłosiło je nawet strefą chronioną. Jego mieszkańcy noszą tę samą nazwę, co archipelag: Mentawai. Szacuje się, że jest ich około 6,5 tys.

Izolacja geograficzna wysp wpłynęła znacząco na ich własną kulturę – wykształtowali odrębny sposób postrzegania świata, system wierzeń, rytuałów. Część z nich żyje zresztą zupełnie jak ich praprzodkowie, prowadząc półkoczowniczy tryb życia i pozyskując wszystko, co jest do niego potrzebne, z rzek i lasów deszczowych. 

Gromadzą się jak kiedyś w kolektywnych domostwach, zwanych uma, a na czele każdego klanu stoi szaman – sikerei. Jest on dla mieszkańców uma uzdrowicielem, przewodnikiem duchowym, ale także pośrednikiem w relacjach z duchami lasu – bo jako jedyny potrafi się z nimi porozumiewać. Mentawajowie wierzą bowiem, że zwierzęta, rośliny, kamienie, a nawet woda mają dusze. Te zaś komunikują się ze sobą, dążąc do pełnej harmonii. Kiedy człowiek ingeruje w ich naturę, burzy ten układ. Za każdym razem, gdy do tego dojdzie, sikerei usiłuje przebłagać duchy dżungli, aby się nie gniewały. Również przed polowaniem prosi ducha zwierząt o oddanie ciała jednego z nich (najczęściej małpy lub dzika). Po rytualnym uboju szaman wiesza czerep ofiary nad wejściem do uma. Czyni to z szacunku dla zwierzęcia i w nadziei, że jego duch będzie czuwać nad mieszkańcami chaty. W efekcie większość uma jest udekorowana girlandami z czaszek zbieranych od lat.

Kobiety mają niższy status społeczny niż mężczyźni. Nie mają kontaktu z duchami lasu, nie mogą więc zostać szamankami. Są związane za to z duchem wody i korzeni. Zajmują się głównie łowieniem drobnych ryb i krewetek oraz wychowywaniem dzieci. Do nich należy też przygotowywanie sagou z miąższu drzewa sagowego. Drzewo to ma tutaj szczególne znaczenie. Mentawajowie traktują je jak osobę (co wynika z legendy), a jego ścięcie odbywa się podczas specjalnej ceremonii i towarzyszy mu zawsze posadzenie nowego. Kobiety owijają miąższ z jego pnia w liść bananowca, obwiązują i zapiekają na ogniu. Sagou jest dla Mentawajów odpowiednikiem naszego chleba.

Podczas posiłków wszyscy dzielą się żywnością sprawiedliwie. Dzieci i starcy otrzymują tyle samo co dorośli, a szamani – tyle co kobiety i dzieci. Zasada egalitaryzmu w społeczności Mentawajów jest zresztą widoczna w wielu aspektach ich codzienności. Sikerei są dla innych autorytetami, ale to nie do nich należy ostateczna decyzja w sprawie roztrząsanych sporów. Gdy taki się pojawi, wszyscy gromadzą się wieczorem w uma i paląc papierosa za papierosem, debatują dopóty, dopóki nie osiągną ogólnej zgody. Jeśli jednak do niej nie dojdzie, debatę przenosi się na kolejny dzień, kiedy to większość będzie przekonywać resztę do swoich racji. Takie negocjacje trwają nieraz nawet kilka tygodni...

 

 

TYTUŁ

Podpis

TYTUŁ

Podpis

TYTUŁ

Podpis

 

 

ODZIANI W TATUAŻE

 

W lasach deszczowych jest bardzo gorąco i wilgotno. Zwyczajne ubrania nie przetrwałyby tu długo. Toteż mieszkańcy niemal zupełnie z nich zrezygnowali. Odzież zastępują im tatuaże (zwane titi), które od stóp do głów zdobią ich ciała. Zapytani o powód tych osobliwych dekoracji, wszyscy są zgodni, że mają one upiększyć, aby „zniechęcić duszę mieszkającą w środku do odejścia”. Uważają, że harmonia między ciałem a duszą jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania człowieka jako całości. Niektóre z tatuaży mają też znaczenie rozpoznawcze, określają przynależność do klanu.

Sesje tatuowania urządza się dosyć często, a o ich formie decydują wszyscy mieszkańcy uma (propozycja wychodzi jednak najczęściej od starszyzny). Do nanoszenia wzoru używa się pędzelka zwanego patit, z czubkiem zakończonym mosiężnym szpicem. Jako barwnik służy wydrapana z garnków sadza zmieszana z sokiem trzcinowym. Kobiety i mężczyzn tatuuje się w ten sam sposób, choć u kobiet często omija się nogi i ramiona.

Mentawajowie dużą wagę przywiązują do wyglądu. Nawet mężczyźni dekorują się często kwiatami hibiskusa, przez co też zyskali przydomek „ludzi kwiatów”. Ponadto, by zakryć przyrodzenie, zakładają spódniczki, które wykonują z kory drzew. Zdzierają ją plastrami z pnia, a potem długo uklepują w wodzie, by nabrała elastyczności. Następnie suszą na słońcu, by wreszcie przepasać nią biodra.

Do bycia szamanem prowadzi długa droga. Chłopcy już od najmłodszych lat uczą się tajników polowania, duchowej relacji z lasem, rytualnych śpiewów, przyrządzania leczniczych mikstur i całej sztuki Mentawai. Dowiadują się też, jakie są liczne tabu i jaką ceremonię należy odprawić, kiedy się jedno z nich złamie. Ci, którzy osiągnęli wiek czterech lat, mają już prawo do własnej maczety.

 

TYTUŁ

Podpis

TYTUŁ

Podpis

TYTUŁ

Podpis

 

LASY UTRACONE...

 

Wiele bałaganu w spokojnym życiu Mentawajów wprowadziła wieloletnia dyktatura Suharto. Postanowił on bowiem w ramach „cywilizowania zacofanego ludu” przesiedlić plemię z dżungli do wiosek, a dzieci posłać do szkół. Nakazał im też obrać jedną z monoteistycznych religii, a jednocześnie zakazał szamanistycznych tatuaży i rytuałów. Szamani nie odnaleźli się z dala od lasu, który dotąd był ich jedynym żywicielem, a zetknięcie się z ideą pieniądza i „nowoczesności” na zawsze zmieniło ich świadomość. Lasy deszczowe zaczęto wycinać, a na ich miejsce zakładać wydajne plantacje palmowe. Rzadkie zwierzęta uciekły lub powymierały. 

Kilka dekad trwała niesprzyjająca plemionom i biosferze polityka dyktatora. Zelżała dopiero pod koniec XX w. Część sikerei wróciła wtedy do lasu, zrekonstruowała chaty uma i do dziś wiedzie życie jak dawniej. Duch lasu nie sprzyja im jednak jak kiedyś. Polowania trwają nawet kilka dni, podczas gdy przed laty wracano ze zdobyczą po zaledwie kilku godzinach. Szamani wiedzą też, że ich kultura nie przetrwa bez odpowiedniej edukacji najmłodszych. Posyłają więc dzieci do szkół, oddalonych często o wiele godzin marszu. Chłopcy większość dnia poświęcają na naukę i drogę do szkoły. W efekcie nie mają wiele czasu, żeby – jak ich poprzednicy – odkrywać tajniki sztuki Mentawai i żeby w przyszłości stać się sikerei. A bez tej wiedzy pradawna kultura jest skazana na zniknięcie.

Kilka organizacji, wśród których największą rolę odgrywa dziś Suku Mentawai, wdraża programy edukacyjne zawierające elementy wiedzy o kulturze tego ludu. Mają one na celu uświadomienie najmłodszego pokolenia o dorobku kulturalnym ich własnej społeczności. Wiele dobrego zrobił też w tej kwestii Rob Henry (dzięki któremu notabene mogłam przyjrzeć się codzienności Mentawajów z bliska). Po tym, jak przez rok mieszkał z rodziną szamana Mesit Dere, zdał sobie sprawę z kruchości plemienia, które go gościło. Założył więc stowarzyszenie As Worlds Divide, broniące jego praw. Nakręcił też film dokumentalny propagujący na całym świecie kulturę Mentawajów. Mówi wszędzie o naglącej potrzebie ich wspierania, organizuje pogadanki i slajdowiska, tatuuje Australijczyków za pomocą patit, a pozyskane z tej aktywności fundusze przekazuje na edukację najmłodszych członków plemienia. 

Dziś szacuje się, że mieszkańców lasów deszczowych jest około tysiąca, a ich liczba stale maleje. Pesymiści powiedzą, że ten lud nie przetrwa, i bezradnie opuszczą ręce. Ja powiem, że trzeba o nich mówić, pisać książki, kręcić filmy, podpisywać petycje i wspomagać organizacje szerzące edukację najmłodszych czy zbierające fundusze na odbudowanie chat klanom chcącym powrócić do lasu (np. Uma Project z Native Planet). Trzeba zrobić wszystko, aby plemię z tak bogatą kulturą i organicznym podejściem do natury nie stało się już tylko folklorystyczną wydmuszką albo historycznym zapiskiem dawnego etnografa.