Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2018-02-01

Artykuł opublikowany w numerze 02.2018 na stronie nr. 86.

Tekst i zdjęcia: Wilhelm Karud, Zdjęcia: shutterstock,

Nad Niemnem


Odwiedziny turystów w przygranicznej części Grodzieńszczyzny nasiliły się rok temu. Dekretem prezydenta Białorusi wprowadzono ruch bezwizowy dla obywateli państw Unii Europejskiej. Bez uciążliwych formalności i opłat można korzystać z czterech przejść granicznych – dwóch z Polski i dwóch z Litwy. Pobyt do pięciu dni pozwala zwiedzić Grodno i okolice oraz tereny parku Kanał Augustowski.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Aby przekroczyć granicę, trzeba mieć paszport, ubezpieczenie zdrowotne i około 20 euro na każdy dzień pobytu. Wymagany jest też dokument uprawniający do indywidualnego zwiedzania Kanału Augustowskiego z wyszczególnionymi nazwami przejść granicznych. Wszystkie niezbędne informacje znajdują się na stronach internetowych ambasady Białorusi w Warszawie.

 

ŚLUZA DĄBRÓWKA

Została wybudowana przed dwoma wiekami, pod okiem inż. Jerzego Arnolda, i nadal jest czynnym obiektem żeglugowym. To druga z trzech śluz na białoruskim odcinku Kanału Augustowskiego, a siedemnasta – licząc od Biebrzy. Obok działa muzeum poświęcone budowie i dziejom kanału.

SOBÓR 

PRZY ORZESZKOWEJ

PODANO DO STOŁU

W restauracji Korolevskaya Ohota („królewskie polowanie”) w centrum Grodna same zimne przystawki wystarczają za niezły posiłek, a jak tu jeszcze zjeść danie główne i deser... Białorusini mają na to sposób: robią częste przerwy w jedzeniu, dużo tańczą i śpiewają.

 

ŚLUZOWANIE W POKOLENIU SZÓSTYM

 

Obok liczącego ponad sto lat domu rodziny śluzowego w Niemnowie spotykam się z Siarhiejem. Zastępca szefa Republikańskiego Związku Turystyczno-Sportowego ma dziś sporo na głowie. Od rana śledzi postęp prac przy rozbudowie stanicy dla kajakarzy i rowerzystów. Pilnuje dokładności układania kostki brukowej i pomaga dobierać kolory farb do elewacji noclegowni. Sprawdza stan techniczny kajaków, odbiera dostawę kapoków, wita holenderskiego „ptakoluba”, który zapuścił się nad rzekę Ostaszankę, by obserwować czaple siwe. Energiczny menadżer ma dla mnie tylko godzinkę, bo potem jeszcze musi być w Grodnie. 

Domy śluzowych powstawały wraz z postępującą budową kanału, rozpoczętą niemal dwieście lat temu. Od Biebrzy do Niemna było ich tyle samo, co śluz – osiemnaście. Te drewniane zostały zniszczone przez pożary i pierwszą wojnę światową, a murowane w większości zachowały się w niezłym stanie. W niektórych mieszka już szóste pokolenie rodzin zajmujących się śluzowaniem. W Dąbrówce dwa lata temu w takim właśnie budynku powstało Muzeum Kanału Augustowskiego. 

Samorząd Augustowa wspierany przez partnerów z Białorusi wznowił ostatnio starania zmierzające do wpisania całego szlaku na listę UNESCO. Teraz zasadniczym argumentem będzie przedstawienie kanału jako unikalnego obiektu transgranicznego, harmonijnie łączącego wartości kulturowe z cenną przyrodą. Długi na ponad 100 km trakt wodny w pierwotnym zamyśle miał dopływami Wisły i częścią zlewiska Niemna omijać pruskie punkty celne w drodze do Bałtyku. Projekt polskich inżynierów nie spełnił swych gospodarczych celów, ale w istotny sposób przyczynił się do ucywilizowania dużego obszaru kraju. 

Chwilę stoimy przy stuletniej kapliczce morowej z napisami w języku polskim i rozmawiamy o dziejach Grodzieńszczyzny. W połowie średniowiecza była to część Księstwa Połockiego, a potem ważny ośrodek Czarnej Rusi. Właśnie z tym okresem Białorusini kojarzą początki rodzenia się własnej tożsamości narodowej. Z Księstwa Połockiego w XII w. wydzieliło się Księstwo Mińskie, a także Borysowskie, Witebskie i Gorodeńskie. Za czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów tereny te były niemal jądrem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Po rozbiorach Grodno i okolice stanowiły graniczące z Prusami terytorium, a po traktacie ryskim – kresy II Rzeczypospolitej. W okresie międzywojennym przeważała tu ludność polska, zdecydowanie mniej było Białorusinów, Litwinów, Rosjan. Po wojnie te proporcje zasadniczo się zmieniły, choć Polacy nadal stanowią znaczący odsetek ludności regionu. 

W ciągu roku Grodno i okolice odwiedziło około 50 tys. polskich turystów. Przyjeżdżają głównie przez przejście Kuźnica Białostocka – Bruzgi. Modne stały się spływy kajakowe Kanałem Augustowskim, wyprawy rowerowe i piesze. Najaktywniejsi korzystają z przejścia Rudawka – Lesnaja. Wodniacy kontynuują spływ kanałem, kierują się w stronę Niemna, a nawet na Litwę. Rowerzyści korzystają z oznakowanych ścieżek, a piesi jadą dalej środkami lokalnej komunikacji. Duża część przyjeżdża z sentymentu. Chce odwiedzić kraj przodków, poszukać śladów naszej bogatej historii. Inni nad Czarną Hańczą, Niemnem i Marychą raz jeszcze przeżyją przygodę z literaturą. Podążą ścieżkami bohaterów powieści Elizy Orzeszkowej czy Melchiora Wańkowicza. Na Grodzieńszczyznę jadą też wędkarze, bo wody tam coraz czystsze, a łowić można bez specjalnego zezwolenia.

 

CO MÓWIĄ WIEKI

 

Centrum Informacji Turystycznej w Grodnie powstało niedawno. Po zniesieniu wiz nagle wzrosło zapotrzebowanie na fachowe informacje krajoznawcze oraz związane z zakwaterowaniem i poruszaniem się po regionie. W niewielkim pomieszczeniu przy ul. Orzeszko 38 zgromadzono bogaty zasób wielojęzycznych map, przewodników i folderów. Jest dużo gratisów, między innymi dokładna mapa Suwalszczyzny i obwodu grodzieńskiego. Dołączono do niej informator z opisem atrakcji wzdłuż całej trasy Kanału Augustowskiego. W Centrum można załatwić noclegi, wycieczki indywidualne i grupowe, przewodnika oraz transport. Departament Sportu i Turystyki Komitetu Wykonawczego Obwodu Grodzieńskiego ma kolejne plany. Przy brzegach białoruskiego odcinka Kanału Augustowskiego, liczącego niemal 20 km, wkrótce powstaną małe osady etnograficzne. Projektuje się kompleksy agroturystyczne i obiekty gastronomiczne serwujące tradycyjne dania regionu. Całkiem możliwe, że odprawy bezwizowe wprowadzi się wkrótce na lotnisku Grodno, oddalonym od miasta o kilkanaście kilometrów.

Stoję przed statuą wielkiego księcia Witolda, między dwoma zamkami. Stary Zamek, skromny i do końca nieodbudowany, pamięta czasy książąt ruskich, Jagiellonów i Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Początkowo drewniany, a po wielu pożarach murowany, gotycki z pięcioma basztami, przeżywał oblężenia Krzyżaków, Szwedów i Rosjan. Znosił niesnaski Witolda z Jagiełłą, pełnił rolę sali sejmowej i rosyjskich koszar. Był rezydencją królewską i miejscem śmierci Kazimierza Jagiellończyka, jego syna św. Kazimierza oraz Stefana Batorego. 

Z kolei Nowy Zamek powstał za panowania Augusta III Sasa. Barokowa siedziba króla miała zastąpić stary gród, poważnie zniszczony podczas wojen północnych. W jej salach podpisywano jeden z traktatów rozbiorowych i przyjmowano abdykację ostatniego króla Polski. Zaborcy rosyjscy doprowadzili do zniszczenia części architektury zamku, a niemieckie bomby w 1941 r. zamieniły go w ruinę. Po wojnie obiekt odbudowano w stylu socrealizmu, zachowując barokowy kształt skrzydeł bocznych. 

Łagodne wzgórza, na których przez tysiąc lat rozbudowywało się Grodno, są pełne pamiątek z dziejów Polski. Zachowały się pałace Stefana Batorego, rodu Sapiehów i Stanisława Augusta Poniatowskiego. Są kościoły, pojezuicki i pobernardyński, oraz dwa klasztory działające przy innych świątyniach rzymskokatolickich. W domu, gdzie kilkanaście lat życia spędziła Eliza Orzeszkowa, jest muzeum poświęcone wielkiej pisarce. Ze wzgórza zamkowego widać większość świątyń, nie tylko tych związanych z naszymi dziejami. Na prawym brzegu Niemna wznoszą się surowe mury cerkwi Świętych Borysa i Gleba. To najstarsza cerkiew prawosławna w Grodnie i jedyny w zachodniej Białorusi zabytek architektury staroruskiej sprzed najazdu mongolskiego. Nieco dalej widzimy Wielką Synagogę zwaną Chóralną, wybudowaną w pierwszych latach ubiegłego wieku. Imponująca budowla w stylu eklektycznym i mauretańskim powstała w miejscu poprzednich drewnianych bóżnic. Neogotycki, ewangelicko-augsburski kościół św. Jana w Grodnie stoi przy ul. Akademickiej. Powstał na potrzeby niemieckich rzemieślników sprowadzonych do Grodna w końcu XVIII w. 

Ze wzgórza zamkowego schodzę w kierunku centrum miasta. Zatrzymuję się przed grodzieńskim Teatrem Dramatycznym. Bryła gmachu jest nazywana Koroną Batorego, choć sam król na wizerunkach przedstawiany bywał zwykle w węgierskiej czapie z piórkiem. Obchodzę mury cerkwi Narodzenia NMP i klasztoru bazylianek. Prawosławna świątynia i monastyr sąsiadują z placem Sowieckim, ulicą Komuny Paryskiej i Muzeum Historii Religii. Na ul. Stefana Batorego mija mnie turystyczny autokar z Olsztyna. Z hotelu Nieman wychodzą uczestnicy wycieczki z Izraela, kierują się w stronę Synagogi Chóralnej. Przecinam ul. Karola Marksa i staję przed bazyliką katedralną św. Franciszka Ksawerego. Trzynawowy barokowy kościół zbudowano trzy wieki temu. Długie lata pełnił rolę fary i stanowił centrum życia duchowego katolickiej społeczności miasta. Dziś nawet w dni powszednie odbywa się tu kilka mszy w języku polskim. 

Idę na ul. Sowiecką – główny deptak miasta. W jednej z licznych kawiarenek wypijam białoruski wariant espresso italiano i delektuję się bobrujskimi zefirkami. To żelatynowe kulki o różnych smakach, od lat popularne w Rosji, na Białorusi i Ukrainie. Te z Bobrujska ponoć nie mają sobie równych od Kaliningradu po Kiszyniów, Odessę i Omsk. 

 

SIELSKIE NIEMNOWO 

Idąc brzegiem Ostaszanki w kierunku Niemna, mija się pomalowane na zielono i niebiesko wiejskie domy Niemnowa pamiętające jeszcze czasy Orzeszkowej. W sadach rosną tu stare drzewa, ziemie nie są zbyt urodzajne, ale ludzie pracowici i zapobiegliwi.

 

ZAPROSZENIE DO STOŁU

 

Przysłowiowe „chleb i sól” to tutaj najczęściej ciemne treściwe pieczywo na melasie, pachnące miodem i kminkiem, oraz wędzona wieprzowa słonina. Do tego może być kwas chlebowy, kieliszek domowej nalewki na chrzanie albo ziołowa nastojka. W Kafe Dukat przy ul. Mostowej 37 w Grodnie – same chłodne przystawki wystarczyłyby za cały posiłek. Zestaw dojrzewających szynek, salami, śledź w śmietanie i kozi ser sąsiadują na stole z marynowanymi opieńkami, opiekaną oberżyną, rozmaitymi piklami i sałatkami. Do tego świeże miniaturowe bułeczki drożdżowe maczane w czosnkowym sosie mużdiej i pasztecik nadziany jagnięciną. Podobnie jest w restauracji grodzieńskiego hotelu Nieman, w korobczyckim Zamku Ziewany i wiejskiej sadybie Soniczi nad Kanałem Augustowskim. 

Co zrobić, aby jeszcze potem zjeść danie główne? Wołowy stek z grillowanym czosnkiem i pieczonymi ziemniakami albo kawał jagnięcego udźca z duszonym bakłażanem i zestawem serów? A jak pochłonąć deser w postaci gorącego naleśnika, w którego zawinięto konfiturę z zielonych pomidorów w towarzystwie mielonych orzechów i całość obficie polano czekoladą? Białorusini mają na to sposób – długo przy stole siedzą, dużo tańczą i śpiewają. 

Ziemie nie są zbyt urodzajne, ale ludzie pracowici i zapobiegliwi. W przydomowych sadach mają drzewa wiśni o pniach z ponad metrowym obwodem i potężne orzechy włoskie, zwane tu greckimi. Wszędzie dużo warzyw, które Białorusini, Polacy i Rosjanie potrafią przetwarzać i konserwować na wszelkie sposoby. Niedawno na Białorusi wydano reprint książki kucharskiej z połowy XIX w., autorstwa polskiej szlachcianki Anny Ciundziewickiej z d. Prószyńskiej. Suszeniu, kiszeniu, marynowaniu płodów ogrodowych i dzikich ziół poświęcono w niej kilkadziesiąt stron. 

Na Białorusi jest taniej niż w Polsce. Dobry, trzydaniowy obiad w średniej klasy restauracji można zjeść za 30–40 złotych. W sklepach mniej zapłacimy za chleb, masło, sery twarde, słodycze, papierosy i alkohol. Dość drogie są dobre gatunki mięsa, wędlin i – stanowiące podstawę wyżywienia – ziemniaki. Wyjątkowo tanie jest paliwo, bilety wstępu do muzeów i transport publiczny. Ceny noclegów, podobnie jak u nas, są bardzo zróżnicowane, ale średnio o około 30 proc. tańsze.

„Zapraszają do stołu, a chleba nie położyli” – mawiają Białorusini. I jeśli w dziedzinie turystycznej infrastruktury jest tutaj jeszcze trochę do zrobienia, to gościnności nie trzeba nikogo uczyć. Przekonywałem się o tym na każdym kroku, co należy oczywiście uznać za dodatkową atrakcję wycieczek do tego kraju.