– Jezu, lądujemy na Marsie! – Islandia znad Keflaviku wyglądała nieziemsko. Rozległe, pofałdowane tereny przecinała wąska wstęga, która z podniebnej perspektywy wyglądała jak zmarszczka na chropowatym ciele wyspy. To główna droga okrążająca Islandię, łącząca różne części kraju i przecinająca surowe pola lawy.
Dostępny PDF
Islandia reklamuje się jako „land of fire and ice”, a chwytliwy slogan ma zachęcić turystów do odwiedzenia różnorodnych form powulkanicznych i polodowcowych występujących na tym obszarze. Ich częsta obecność wynika z położenia geologicznego – na granicy dwóch płyt tektonicznych, eurazjatyckiej i północnoamerykańskiej. W Islandii znajduje się ok. 130 wulkanów, a w ciągu ostatnich 500 lat wydostała się z nich ilość lawy równa wszystkim pozostałym erupcjom na całym świecie.
WIĘCEJ WIDAĆ
Reykjanesviti, najstarsza latarnia morska na półwyspie Reykjanes. To częste miejsce wycieczek dla tych, którzy na Islandię wpadają na krótko i chcą szybko i dużo zobaczyć.
KOLORY W CIEMNOŚCI
W środku Raufarhólshellir (u góry), jednego z najpopularniejszych tuneli lawowych. Do niedawna jeszcze – jak większość jaskiń oraz innych naturalnych atrakcji – był on w pełni otwarty dla zwiedzających. Bajkowa sceneria islandzkich jaskiń to wynik utlenienia i zastygnięcia metali oraz związków chemicznych, które rozświetlają skały różnymi kolorami.
KRAJOBRAZ PO APOKALIPSIE
Można powiedzieć, że wulkany rozsławiły Islandię, a szczytowym „zabiegiem marketingowym” był wybuch Eyjafjallajökull w 2010 r. Wówczas oczy całego świata zwróciły się ku wyspie. Trzy wybuchy i tysiące drobnych trzęsień ziemi co prawda na dłuższy czas zakończyły działalność erupcyjną w tym rejonie, za to wielodniowa emisja pary wodnej i gazów będzie długo pamiętana na naszym kontynencie, skoro unieruchomiła przestrzeń powietrzną większości europejskich krajów.
Można by wymieniać co ważniejsze i piękniejsze wulkany Islandii (choć przeczytanie ich nazw graniczyłoby z językową ekwilibrystyką), a na ich odwiedzaniu i zdobywaniu spędzić całe miesiące. Większość z nich jest bowiem prawdziwie zachwycająca i przede wszystkim – dostępna. Islandzkie pejzaże, zwłaszcza w centralnej i północnej części wyspy, gdzie nie dociera wielu turystów, mimo ich dziewiczości charakteryzuje rodzaj otwartości. W wielu miejscach nie ma wytyczonych tras (a tym bardziej drogowskazów), co nie znaczy, że w ten rejon nie można się udać i zdobyć wybranej góry.
Dostarcza to tyleż przyjemności, co trudności. W większości przypadków wystarczy obecność kilku śmiałków na stromych zboczach, aby ich powierzchnia stała się gładka i śliska. W niewielu miejscach można liczyć na pomoc schodków – jak w mającym „zaledwie” 4000 lat Saxhóll, czy łańcuchów – jak w przypadku końcowego etapu krateru Eldborg. Zdobycie skalistej korony krateru (200 m średnicy, 50 m głębokości) jest zresztą charakterystyczne dla wulkanicznych wypraw: najpierw trzeba przejść dwuipółkilometrowe pole lawy, by rozpocząć wspinaczkę na szczyt. Spacer po polach lawowych jest atrakcją samą w sobie.
W wielu miejscach, aby dotrzeć do trasy prowadzącej do wulkanu, pole lawowe trzeba przejechać samochodem. Drogi – poza główną „jedynką” – to prawdziwy rollercoaster i biada temu, kto nie wykupił ubezpieczenia. Przeszkodą są nie tylko żwir czy kamienie, ale i skały czy strumienie prawie jak rzeki. Część dróg jest zresztą przystosowana tylko dla samochodów z napędem na cztery koła (głównie w interiorze – wówczas numer drogi poprzedza literka „F”), jednak czasami – nawet mimo braku oficjalnych oznaczeń – można spodziewać się kursu niemal off-road. I chociaż wulkan majaczy nam na horyzoncie, i wydaje się, że zostało już tylko wdrapać się na szczyt, to długość przejazdu lub wędrówek do podstawy krateru okazuje się złudzeniem, islandzką fatamorganą.
Najsłynniejsze „panie”: Hekla, Katla, Eldgjá czy Baula, leżą w południowo-zachodniej Islandii, więc są chętnie nawiedzane przez turystów. Północna i środkowa część wyspy to przede wszystkim kratery na lodowcu Vatnajökull oraz popularne Krafla i Askja. Odwiedzający Islandię na krótko znajdą mniej wymagające czy odległe wulkany, choć dające równie wspaniałe widoki i wrażenia. Przykładem jest znajdujący się 30 km od Reykjavíku Keilir, nastręczający nieco trudności – ale nie morderczy – niewysoki stożek, z którego można oglądać całe południe wyspy w perspektywie 360 stopni.
EKOBAJKA
Elektrownia Krafla powstała w miejscu aktywnego wulkanu. Dostarcza jedną czwartą energii produkowanej na Islandii. Dzięki takim inwestycjom kraj uchodzi za najbardziej ekologiczny na świecie.
POSPACERUJMY, NIM WYBUCHNIE
Obszar Krafla z różnorodnymi formacjami wulkanicznymi jeszcze niedawno były terenem erupcji (ostatnio w 1984 r.). Dzisiaj jest otwarty dla zwiedzających, którzy mogą obserwować niezwykłe zjawiska przyrodnicze, z wyczuwalnym „życiem podziemnym” włącznie.
DZIKIE I GORĄCE
Landmannalaugar, tęczowe góry – to najsłynniejsza część islandzkiego interioru, w której można dostrzec prawdziwą dzikość wyspy, z jej gorącymi źródłami włącznie.
PODRÓŻ DO WNĘTRZA ZIEMI
Gdyby powyższy śródtytuł wziąć w cudzysłów, należałoby napisać kilka słów o Parku Narodowym Snæfellsjökull i wulkanie o tej samej nazwie w zachodniej części półwyspu Snæfellsnes. Dzięki jego ostatniej erupcji ok. 200 r. n.e. powstały Fiordy Zachodnie. Mnogość fantazyjnych formacji skalnych oraz różnorodnych form pól lawowych pobudza wyobraźnię. Wejście do tytułowego „wnętrza Ziemi” umiejscowił tutaj Juliusz Verne. Widoki ze szczytu są ponoć zachwycające, lecz nie udało nam się ich zobaczyć ze względu na – nierzadkie na Islandii – złe warunki pogodowe i opanowującą półwysep mgłę. Pozostało więc wykorzystać okazję i udać się do podziemnych korytarzy wulkanicznych.
Jeszcze do niedawna wszystkie jaskinie i tunele lawowe były darmowe i otwarte dla zwiedzających. Islandzki żywioł zaczął jednak przyciągać turystów i postanowiono wykorzystać rosnące zainteresowanie. Przemianowano jeden z najsłynniejszych tuneli lawowych Raufarhólshellir na swojsko brzmiące „The Lava Tunnel”.
– Tunel lawowy nie „rośnie” jak jaskinia wapienna, i dziś wygląda niemalże dokładnie tak samo jak 5000 lat temu – podkreśla przewodniczka Kaśka, Polka mieszkająca w Islandii. Na wielobarwnych ścianach jaskini można wyczytać ich genezę, zobaczyć kolejne piętra magmy zastygającej nad potokiem lawy o temperaturze 1200°C i płynącej z prędkością 3 m/sek. Tęczowe niemal kolory powstają w wyniku utleniania metali i związków chemicznych zawartych w lawie.
– W tych tunelach można podziwiać jednocześnie potęgę natury, jej kreatywność oraz solidność. Potrafiły one przetrwać setki silnych trzęsień ziemi, są więc prawdopodobnie jedną z najtrwalszych budowli na Ziemi – opowiada Kaśka.
NIE Z TEJ ZIEMI
Widok z wulkanu Hverfjall na okolice jeziora Mývatn. To gotowy plan zdjęciowy dla filmów o kosmosie z niskim budżetem na scenografię.
CZYSTOŚĆ RASOWA
Konie islandzkie to jedyna tutaj rasa tego zwierzęcia. Prawo zakazuje importowania innych koni, a i tutejsze, gdy zostaną wywiezione, nie mogą już wrócić do ojczyzny.
OWCZA WYSPA
Choć za symbol Islandii są uważane maskonury, to odwiedzający wyspę częściej dostrzegą setki swobodnie żyjących owiec.
PARA BUCH, ZIEMIA W RUCH
Nietypowe położenie Islandii na grzbiecie śródoceanicznym wpływa nie tylko na aktywność wulkaniczną, ale także na energię geotermalną, wykorzystywaną do produkcji energii elektrycznej. Dzięki niewyczerpalnemu źródłu energii Islandia jest jednym z najbardziej ekologicznych państw na świecie. Działa tu pięć elektrowni geotermalnych. Niskie koszty uzyskania gorącej wody sprawiają, że ogrzewa się nią 90 proc. domostw na wyspie, jak również chodniki w największych miastach.
Najsłynniejszą jest elektrownia Svartsengi na półwyspie Reykjanes. Część jej wody ląduje w pobliskim jeziorze Błękitna Laguna – jednym z najbardziej turystycznych miejsc w Islandii. Znajdująca się na półwyspie elektrownia przypomina twierdzę rodem z filmów science fiction: szerokie rurociągi ciągną się po rozległych polach zastygłej lawy, regularnie zaś występujące odwierty wyglądają z daleka, jakby nastąpiła tu jakaś awaria buchającej maszynerii.
Najciekawsze pod tym względem są okolice położonego wśród pól lawy jeziora Mývatn. To tu znajduje się Krafla – elektrownia chętnie odwiedzana przez turystów. Została zbudowana w latach 70., w miejscu olbrzymiego aktywnego wulkanu, którego wnętrze – szerokiej na 300 m kaldery – wypełnia jezioro. Miejsce wzbudza tym większe zainteresowanie, że na stosunkowo niewielkim obszarze można dostrzec różnorodne formacje wulkaniczne. Na obszarze Krafli erupcje odbywały się od dawien dawna, ostatnia zdarzyła się w 1975 r. i trwała aż 9 lat. Jednym z miejsc uformowanych wówczas jest pole lawowe Leirhnjúkur, znajdujące się w pieszej odległości od wulkanu. Ciągnące się po horyzont rezultaty wybuchu przypominają krajobraz po kataklizmie. Kilometry ciemnego podłoża – pełnego pęcherzy, pseudokraterów, niewielkich stożków i zastygłej lawy – mogą przyprawić o dreszcze.
Złowrogi dygot można zauważyć także w samej ziemi, już kilka kilometrów dalej, na obszarze geotermalnym Hveri. Podczas spaceru zdamy sobie sprawę, że ona żyje – drży, kipi, oddycha, rezonuje. Kałuże bulgoczą, woda wrze, bucha para, kociołki błotne generują opary, podłoże się zapada...
Szeroka dostępność gorących źródeł termalnych, zarówno płatnych, jak i darmowych, występujących niespodziewanie w różnych miejscach wyspy, jest jedną z największych atrakcji Islandii. Warto jednak uważać na zanurzanie ciała w jakichkolwiek zbiornikach czy strumykach, bo może się okazać, że w płynącej niedaleko zwiedzanego wulkanu wodzie można raczej zaparzyć herbatę, niż dokonać rozgrzewającej ablucji.
Jeśli „the land of fire and ice” byłby sloganem reklamującym film, to na Islandii spodziewalibyśmy się dreszczowca lub co najmniej kryminału. Jest w nim tajemnica, zapowiedź emocji, turystycznego zaskoczenia. Tymczasem monumentalność wyspy i jej krajobrazu zakorzenia w odwiedzającym melancholijny spokój. W pejzażach tak aktywnie kształtowanych przez naturę od czasów prehistorycznych występuje piękno i srogość – wzbudzające rodzaj cichego zachwytu nad pokatastroficznym krajobrazem. Takie postapokaliptyczne wyciszenie...