Los Angeles to miejsce, gdzie nikt nikogo nie ocenia lub wszyscy wzajemnie się oceniają; gdzie każdy jest kimś albo nikim i gdzie wszyscy znają wszystkich, ale tak prawdziwie nie znają nikogo. To tu nadciągają z różnych stron świata ci, którzy albo przed czymś uciekają, albo czegoś szukają, i nie zawsze jest to akurat prawdziwe szczęście.
Dostępny PDF
Miasto Aniołów, uznawane za jedno z najbogatszych i najbardziej wpływowych świata, każdego roku przyciąga tysiące ludzi, którzy są gotowi za wszelką cenę stanąć wraz z innymi w kolejce po sławę, pieniądze, a czasami nawet urodę. Dawne, dziewicze tereny Meksyku, zagospodarowane z czasem przez Amerykanów na rzecz wielkich wytwórni filmowych i muzycznych, stały się stolicą showbiznesu i chyba najbardziej zepsutą moralnie metropolią na świecie. Piękna pogoda i zapach kalifornijskich kwiatów mogą na wstępie wprowadzić w błąd, sugerując, że nasz amerykański sen właśnie się rozpoczął i może być tylko lepiej.
To frapujące centrum rozrywki, kultury, mediów i biznesu daje wielu ludziom szansę na osiągnięcie światowego sukcesu. Rozwojowi kinematografii od początku towarzyszył przemysł marketingowy i reklamowy. To tutaj w Dolby Theater odbywa się coroczna uroczystość wręczenia Oscarów, nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Transmisję tego wydarzenia ogląda cały świat. Swoją sławę zdobyły tu największe legendy, jak Marilyn Monroe, Clark Gable czy James Dean. Dowodem na to, że cała bajka ma pokrycie w rzeczywistości, jest udekorowany czerwonymi gwiazdami chodnik wzdłuż Hollywood Boulevard i Vine Street, gdzie najbardziej utalentowani artyści zostawili odciski swoich dłoni. Według szacunków sektor kreatywny w Los Angeles przynosi około 290 mld dolarów rocznego zysku i zapewnia około 300 tys. miejsc pracy. Chętnych do poczęstowania się tym tortem nie brakuje.
Z ULICY WIĄZÓW
NA ALEJĘ SŁAW
DEWELOPERSKA PAMIĄTKA
14-metrowy napis usytuowany na południowym zboczu Lee początkowo miał być tylko reklamą budowanego osiedla mieszkaniowego o nazwie Hollywoodland.
NAWRACACZ
Spacerując po mieście nie sposób nie usłyszeć o nadchodzącym końcu Świata. Tu wielu utrzymuje się z nawracania zagubionych owiec.
ZANIM WSZYSTKO STRACISZ
Poza aleją gwiazd w Hollywood trzeba koniecznie zobaczyć Disneyland, udać się na spacer po Universal Studios, odwiedzić plaże w Santa Monica i przejść się ulicą Rodeo Drive – tą samą, po której przechadzała się tytułowa bohaterka filmu „Pretty Woman”. Modne butiki i luksusowe salony jubilerskie prezentują tutaj kolekcje najdroższych marek. W godzinach pracy panuje tu spory ruch, mieszkanki Beverly Hills uwielbiają bowiem robić zakupy.
Choć moda jest jednym z ulubionych tematów Kalifornijczyków, trudno uznać ich za znawców dobrego stylu. Wypełnione do granic możliwości kwasem hialuronowym usta, opięte sukienki i wszechobecne logotypy znanych marek straszą tandetą na koktajlowych imprezach w Santa Monica. Przechodzący przez skrzyżowanie Hollywood Boulverd i Highland Avenue tłum przypomina wielką paradę równości, przed którą transwestyci na zjeździe w Dżakarcie wstydziliby się z powodu braku kreatywnych stylizacji. Jeśli nie masz więc kapelusza w grochy, neonowych trampek, podartych spodni i nie trzymasz jointa w dłoni, trudno będzie ci się tam wtopić w tłum.
Jednym z najlżejszych uzależnień, jakim ulegają bogaci mieszkańcy Hollywood zaraz po zakupoholizmie, jest seksholizm. W tym kontrowersyjnym mieście singli prawie nikt nie uzależnia się od prawdziwej miłości, wszyscy są jednak od czegoś uzależnieni i każdy kolejny nałóg, którego chcą się pozbyć, zastępują nowym. Odkąd zalegalizowano tam palenie leczniczej marihuany, jej zapach czuć na każdym rogu, w drogich i tanich restauracjach, w klubach, na szkolnych boiskach i w autobusach. Jest to jednak najsłabszy narkotyk, po jaki się tu sięga regularnie. Wszyscy ci, którzy z narkotykami dobrze zdążyli się już zapoznać, pragną w końcu poznać i Boga. Spacerując po Hollywood Boulevard, nie sposób nie usłyszeć o nadchodzącym końcu świata i że za wszystko odpowiedzialni są Jan Paweł II z Billem Clintonem w komitywie. Tutaj, gdzie przebrani za postacie z najsłynniejszych hollywoodzkich produkcji, niedoszli aktorzy zarabiają na chleb, pozując do zdjęć z turystami, o znalezienie nowych przyjaciół nietrudno. Między chałturzącym Batmanem, Kobietą Kot, Freddym Krugerem i Yeti w tłumie przechodniów przeciskają się przedstawiciele rozmaitych sekt, szukając „zagubionych owiec” od rana do wieczora.
Kilka kroków dalej od całego zgiełku, w pobliżu H&M i Forever21 – popularnych sklepów z odzieżą dla nastolatków, panowie w drogich, czarnych garniturach stojący u drzwi jednego z biur scjentologów kurtuazyjnie zapraszają do środka. To wszystko czeka na nas od samego początku wędrówki do spełnienia marzeń.
ZAKUPY NA RODEO
Usłana drogimi butikami ulica Rodeo Drive to miejsce, gdzie każda karta kredytowa może zasłabnąć. Nawet nie warto pytać, czy mają „korzystne raty”.
ANIELSKA CIERPLIWOŚĆ
Wieczne korki to przekleństwo Miasta Aniołów – przejazd z jednej dzielnicy do drugiej może zająć nawet kilka godzin. Trzeba się uzbroić w cierpliwość.
WSPINACZKA DO GWIAZD
Kalifornijczycy uwielbiają niedzielne wspinaczki. Pod koniec wyprawy można zobaczyć panoramę miasta ze wzgórza, na którym znajduje się obserwatorium Griffith.
POD GOŁYM NIEBEM
Gdy ogląda się wieczorem panoramę Los Angeles z obserwatorium Griffith, w obliczu miliona migoczących światełek, nie sposób nie ulec wrażeniu, że miasto kryje w sobie wiele zagadek i kontrastów. Trudno obiektywnie ocenić tamtejszą rzeczywistość. Z jednej strony mamy przed sobą piękne obrazki Beverly Hills, gdzie wysokie palmy, nieustannie flirtując z promieniami słońca, są idealnym tłem dla spacerujących z białymi pudlami gospodyń domowych. Z drugiej strony mamy natomiast dzielnicę Skid Row, gdzie czas płynie równie wolno, choć akcja rozgrywa się w zupełnie innej scenerii.
W tym niechlubnym zakątku Miasta Aniołów szeregi namiotów, kartonów i innych konstrukcji tworzą niemałe osiedle własnoręcznie zbudowanych domów. Skid Row to taka część Downtown, gdzie nikt nikogo nie ocenia. Mieszkają tam bowiem schizofrenicy, narkomani, alkoholicy, byli więźniowe, podrzędni dilerzy narkotyków i tanie prostytutki, a wśród nich najczęściej ofiary nieszczęśliwego romansu, niedoszli aktorzy, modele i niespełnieni artyści wszelkiej maści. Każdy z nich ma jakąś historię do opowiedzenia i zazwyczaj trafił tu w momencie, kiedy stracił już wszystko. W Los Angeles żyje bowiem jedna z największych populacji bezdomnych w USA. W mieście znanym z błysku fleszy i szeroko pojętego blichtru znajduje się największa liczba bezdomnych, którzy z braku jakiegokolwiek schronienia sypiają na ulicach.
Zgodnie z decyzją sądu federalnego mają do tego prawo. Według raportu Departamentu Gospodarki Mieszkaniowej i Urbanistyki w hrabstwie Los Angeles zamieszkuje około 55 tys. bezdomnych i tylko 25 proc. żyje w schroniskach. Władze USA uważają, że nie mają wystarczających środków, aby zaradzić temu problemowi. Niedawno plagę bezdomnych próbowały uznać za klęskę żywiołową, żeby wydatki sfinansować z puli pieniędzy przeznaczonych do naprawiania szkód po pożarach i trzęsieniach ziemi. Kilkadziesiąt tysięcy bezdomnych stara się więc przetrwać kolejny dzień na ulicy z przekonaniem, że taki styl życia jest ich wyborem. Nierzadko odurzeni tanim substytutem narkotyków, jakim są wciągane do nosa, rozkruszone środki do czyszczenia toalet, stanowią spore zagrożenie dla reszty społeczeństwa.
ZGODNIE Z PRAWEM
Do cudzej biedy łatwo się przyzwyczaić.
BUDKA RATOWNIKA
W SANTA MONICA
MIASTO ZOMBIE
Wielu bezdomnych z Los Angeles cierpi na schizofrenię lub inne choroby psychiczne. Jeśli nie stać cię na własny samochód, podróż taksówką lub wcale nie taki tani kurs uberem, to na pewno spotkasz niejednego z nich w komunikacji miejskiej nawet w biały dzień. Spanie na przystankach autobusowych nie jest rozwiązaniem dla kalifornijskich bezdomnych, bo prawie nigdy nie mają one ławek i pomimo rzadko wspominanych, a tak często występujących tam deszczowych dni – nie mają też dachów. Tym, którzy nie mają namiotu lub własnoręcznie zbudowanego dachu nad głową, pozostaje więc wsiąść do któregokolwiek autobusu i zamieszkać tam tak długo, aż któryś z kierowców nie poprosi o opuszczenie pojazdu – co zdarza się jednak rzadko.
W metrze czas jakby zatrzymał się jeszcze na początku lat 90. Czarnoskórzy, podrzędni gangsterzy z ciężkimi łańcuchami na szyi nadal katują swoją muzyką innych podróżnych, a wyglądający niczym zombie bezdomni przekrzykują ją, by porozmawiać ze swoimi niewidzialnymi przyjaciółmi lub najczęściej – wrogami. Nie chcesz, żeby cię z nimi pomylili? To nie patrz w ich stronę.
Kiedy zapada zmrok, zombie idą grzecznie spać – to czas, kiedy do życia budzi się reszta miasta. Los Angeles to bowiem miejsce, w którym warto bywać. Od Hollywood poprzez Downtown, skończywszy na Santa Monica przez 7 dni w tygodniu do drugiej w nocy mieszkańcy Los Angeles sączą drinki, po to aby wzajemnie wymienić się wizytówkami... a potem przychodzi czas na afterparty. Najlepsze odbywają się w prywatnych rezydencjach Beverly Hills – i tu pojawia się kolejna okazja do udowodnienia, kto jest ważniejszy, kto zna kogo i kto jest na liście zaproszonych gości, a kto nie. Bez spektakularnego indeksu wpływowych znajomości w Los Angeles nic nie znaczysz. Jeśli więc ich nie masz, a chcesz osiągnąć sukces, musisz nauczyć się kłamać, tak jak cała reszta.
W mieście, w którym podpisane niezliczoną ilością graffiti ulice czasami nie mają nazw, ludzie często się gubią. – To, co mnie tu trzyma, to prawdziwa miłość i przyjaźń – powiedział jeden z bezdomnych o swoim życiu na Skid Row. Poza pracującymi w barach szybkiej obsługi, uśmiechniętymi od ucha do ucha Meksykanami wydaje się jednym z niewielu, którzy odnaleźli tam prawdziwe szczęście.