Największy i najludniejszy kraj Zakaukazia, ale zarazem najmniej znany i rzadko brany pod uwagę przy planowaniu urlopu. Kojarzony z wydobyciem ropy, a rzadko – z pięknymi krajobrazami. Do niedawna zdobycie wizy wjazdowej było skomplikowane. Obecnie e-wizę można uzyskać w dwa dni. Pewnie niedługo Azerbejdżan podzieli los sąsiedniej Gruzji, zadeptywanej przez turystów. Na razie można tu niemal w samotności kontemplować majestat Kaukazu.
Dostępny PDF
Wiele osób odstrasza także fakt, że Azerbejdżan to kraj islamski. To prawda, że kulturowo bliżej mu do bratniej Turcji czy Iranu, jednak lata bycia radziecką republiką zrobiły swoje – wciąż czuć tu ducha tych nie tak odległych czasów. Kobiety w burkach to rzadkość, zaś Allah zdaje się nie zabraniać picia alkoholu, tym bardziej że wytwarzane tu wina i koniaki nie ustępują jakością trunkom z Gruzji czy Armenii.
MIEDZIANA WIOSKA
W tej dolinie leży wioska Lahicz. Słynie od wieków z rękodzieła, zwłaszcza z wyrobów miedzianych.
ŁADA RZĄDZI
Jest podobno nie do zdarcia i można nią dojechać wszędzie. To najpopularniejsza postradziecka marka w tym regionie.
WIELKI BULGOT
Na terenie Półwyspu Apszerońskiego znajduje się największe na świecie skupisko czynnych wulkanów błotnych. Ten kilkumetrowy na zdjęciu należy do większych.
NAJCZYSTSZA Z SIŁ
Azerbejdżan dosłownie leży na gazie i ropie. Wystarczy wyjechać na obrzeża Baku, aby ujrzeć krajobraz usiany tysiącami szybów i pracujących kiwonów. Ma to swoje odzwierciedlenie w przyrodzie. Zachodnie wybrzeże Morza Kaspijskiego obfituje w cuda natury, które wyróżniają te tereny w skali całego świata. Jedną z geologicznych ciekawostek są wulkany błotne. We wschodnim Azerbejdżanie znajduje się ich największe skupisko na świecie, około 400 sztuk, co stanowi ponad połowę wszystkich takich znanych wulkanów na Ziemi. Można je zobaczyć m.in. w Parku Narodowym Qobustan.
Okolica jest szara i surowa, przez brak roślinności przypomina krajobraz księżycowy. Można odnieść wrażenie, że odbywamy misję kosmiczną, z tą różnicą, że nie lecimy statkiem Apollo, a przyjeżdżamy starą, wysłużoną ładą, której pilotem jest złotozęby Rusłan. Złoża gazu ziemnego są tu tak bogate, że ciśnienie samoistnie wypycha go na powierzchnię. Kiedy na swojej drodze trafi na wodę, a następnie zmiesza się z gliną oraz iłem – zaczyna wydobywać się błotna magma, która zasychając, tworzy coraz to większe stożki. Takie „konstrukcje” mają wysokość od kilku centymetrów do kilku metrów, nieustannie pracują, bulgoczą i co pewien czas wybuchają. Lepiej wtedy nie znajdować się w pobliżu krateru... O ile takie błoto ma właściwości zdrowotne i stanowi naturalny kosmetyk, to jest zupełnie nie do sprania.
Gaz jest łatwopalny, co demonstruje Rusłan, przykładając zapalniczkę do jednego z kraterów. Niewielki płomyk po chwili gaśnie, są jednak w Azerbejdżanie miejsca, gdzie raz zapalony gaz płonie przez dziesięciolecia. Opisywał je w XIII w. Marco Polo, który przemierzał Jedwabny Szlak. Jeszcze wieki przed nim odkryli to zjawisko wyznawcy zaratusztrianizmu, którzy największą czcią obdarzali właśnie ogień, uważając go za najczystszą ze wszystkich sił.
Obecnie najbardziej znane i najbardziej imponujące są „płonące skały” Yanarda? znajdujące się na Półwyspie Apszerońskim. Miejscowi chętnie opowiadają historię, jak to kilkadziesiąt lat temu ogień został wzniecony przez pasterza przypadkowo rzuconym niedopałkiem. Od tamtej pory, niezależnie od warunków pogodowych, deszczu czy śniegu, na długości kilkunastu metrów spod skały buchają języki ognia tworzące hipnotyzujące zjawisko. Można się tu przekonać, że hasło promocyjne Azerbejdżanu „kraina ognia” nie jest zwykłym sloganem reklamowym.
WIELKI BULGOT
Na terenie Półwyspu Apszerońskiego znajduje się największe na świecie skupisko czynnych wulkanów błotnych. Ten kilkumetrowy na zdjęciu należy do większych.
RZUĆ PALENIE!
Płonące skały Yanarda? palą się nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat. A wszystko podobno za przyczyną niedopałka rzuconego kiedyś przez pasterza.
STÓJCIE I PODZIWIAJCIE
W Qobustanie można podziwiać liczące tysiące lat ryty naskalne.
TA WIOSKA MA PIĘĆ TYSIĘCY LAT!
Wspomniany Park Narodowy Qobustan kryje kolejną niesamowitą atrakcję – jedne z najstarszych na świecie dzieł sztuki. Są to odkryte dopiero w latach 30. petroglify przedstawiające: zwierzęta dzikie i domowe, postacie ludzkie, sceny tańca, łodzie... Te ostatnie posłużyły do wysnucia ciekawej teorii. Otóż słynny podróżnik i etnograf Thor Heyerdahl odkrył ich niezwykłe podobieństwo do łodzi wikingów, uwiecznianych w jaskiniach na terenie jego rodzinnej Norwegii. Uznał więc, że Skandynawowie wywodzą się z rejonu Morza Kaspijskiego, skąd wyemigrowali na północ.
Dotychczas odkryto ponad 6 tys. rytów, najstarsze z nich liczą 40 tys. lat. Pierwotnie znajdowały się w jaskiniach, które rozpadły się na skutek erozji i trzęsień ziemi. Obecnie tę pradawną kolebkę ludzkości można podziwiać, spacerując po swoistym muzeum pod gołym niebem. Między skałami została wytyczona ścieżka i choć petroglify nie są dokładnie oznaczone, dużo radości daje ich samodzielne odkrywanie. Na końcu szlaku można dostrzec prehistoryczną perkusję, tzw. muzyczny kamień. Jest to pusty w środku ogromny piaskowiec, który po postukaniu mniejszym kamieniem wydaje z siebie metaliczne dźwięki w różnych tonacjach.
Dla większości osób odwiedzających Azerbejdżan kraj ten zaczyna się i kończy na Baku i najbliższych okolicach. Warto jednak wyruszyć na północ, gdzie pośród szczytów Wysokiego Kaukazu skrywają się liczące setki, a nawet tysiące lat górskie wioski. Z racji trudno dostępnego położenia nie były celem agresji kolejnych wojsk najeżdżających Azerbejdżan. Zamieszkująca je ludność zachowała odrębne tradycje i kulturę, porozumiewa się własnym językiem, wręcz niezrozumiałym w innych częściach kraju. Dojazd do wiosek jest możliwy jedynie od późnej wiosny do wczesnej jesieni. Sztandarowym przykładem jest tu X?nal?q, której historia liczy, według niektórych źródeł, 5 tys. lat. Niegdyś prawie niedostępna, kilka lat temu została połączona asfaltową drogą i powoli staje się żywym skansenem. Mieszkańcy, potomkowie starożytnych plemion albańskich, których pozostało zaledwie kilkadziesiąt rodzin, żyją tu własnym rytmem wyznaczanym od setek lat.
X?nal?q leży na 2335 m n.p.m. Droga wije się serpentynami, wznosi kilkaset metrów w górę, by za chwilę gwałtownie opaść. Kolejna przełęcz, kolejny kanion cofa nas w czasie, a wehikułem jest – a jakżeby inaczej – wiekowa łada, którą pilotuje tym razem Murad. Ma on w X?nal?q rodzinę, więc za przyzwoitą cenę korzystamy z jego usług. Kilometr za kilometrem wdzieramy się w Kaukaz, mijając stada owiec, których strzegą pasterze na koniach. Nagle zza zakrętu wyłania się, przypominający wielki mrówczy kopiec, nasz cel podróży.
Spacerujemy samotnie wśród kamiennych domów, które stanowią architektoniczny majstersztyk. Strome zbocze, na którym zostały wzniesione, sprawia, że dach niżej położonych jest jednocześnie podwórkiem kolejnych. Pomijając anteny na dachach, faktycznie można odnieść wrażenie, że czas stanął tu w miejscu. Co krok na słońcu suszą się brykiety krowiego nawozu, który stanowi doskonały opał. Nad drzwiami wejściowymi do domów wiszą, niczym amulety, czaszki zwierząt, co ma odpędzać złe moce oraz przynosić szczęście i pomyślność. Magię miejsca wzmacniają wznoszące się wokoło szczyty Wielkiego Kaukazu poryte bliznami górskich rzek.
W KAUKASKIEJ JEROZOLIMIE
Malowniczym miejscem, choć już bardziej turystycznym niż X?nal?q, jest położona w zielonej dolinie średniowieczna wioska Lahicz. Droga dojazdowa, początkowo łagodna i spokojna, nagle wrzyna się w góry i zwęża na szerokość ledwie dwóch samochodów. Jedziemy, mając z jednej strony pionowe, wznoszące się kilkaset metrów w górę kamienne ściany Kaukazu, z drugiej – głębokie, równie strome urwisko będące korytem rzeki. Nazim, nasz kolejny kierowca, nie daje czasu, aby delektować się majestatycznym widokiem. Wciska pedał gazu, przykładając głowę do popękanej przedniej szyby swojej białej łady. – Nie chciałbym, aby spadające głazy strąciły nas w przepaść – mówi, a mnie nieco rzednie mina i krew zaczyna szybciej krążyć w żyłach. Sądząc po gąsienicowej spycharce, którą mijaliśmy kilka kilometrów wcześniej, i wyglądzie przedniej szyby naszego samochodu, kamienie dość często muszą tu atakować pojazdy.
Jakoś szczęśliwie dojeżdżamy do Lahicz, którego mieszkańcy od wieków trudnią się rękodziełem. Wytwarzane tu wyroby z miedzi były słynne na całym Bliskim Wschodzie. Tradycja dalej jest podtrzymywana i wciąż można natknąć się na warsztaty, które wydają się trwać w stanie niezmienionym od lat. Spacerując wąskimi kamiennymi uliczkami, zauważamy ciekawy sposób budowania domów, w ścianach są bowiem umieszczane poziomo drewniane deski. Ten sposób budowy, czyli mieszanie drewna i kamieni, wytworzył się z uwagi na częste w tych rejonach trzęsienia ziemi. Drewniane deski mają amortyzować wstrząsy i chronić domy przed zawaleniem.
– Szalom! – W pierwszej chwili sądziłem, że się przesłyszałem. Ale jesteśmy przecież w kaukaskiej Jerozolimie! Tak więc: – szalom – odparłem. – Skąd jesteście, z Izraela? – ciągnął dalej staruszek, którego zmylił zapewne mój wydatny, garbaty nos. – Z Polski – odrzekłem. Ten zadumał się i po chwili skojarzył. – Aaaaa... marszałek Rokossowski, dobry był z niego człowiek, Polak!
Kaukaz stanowi niesamowity tygiel kulturowy. Jak to określił Wojciech Górecki, jest planetą tworzoną przez mozaikę ludów, kultur, języków i religii. W takiej mieszance nie może też zabraknąć Żydów. Ale skąd Żydzi na Kaukazie?
Wielu uważa, że są oni jednym z dziesięciu legendarnych zaginionych plemion, które zniknęły w starożytności po zniszczeniu Królestwa Izraela przez Asyryjczyków. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że przybywali tu stopniowo z Persji. Obecnie zamieszkują na przedmieściach Quby, w dzielnicy zwanej w czasach ZSRR Krasnaja Sloboda. Dzielnica wyróżnia się tradycyjną żydowską architekturą, jak również specyficzną atmosferą, która w niczym nie przypomina reszty Azerbejdżanu. Tutaj Żydzi cieszą się powszechną sympatią, od wieków żyjąc w harmonii z muzułmańskimi sąsiadami.
JEDŹ, NIE ZAWRACAJ
Droga do Lahicz, na której z trudem miną się dwa samochody. Obfituje w widoki przyprawiające o palpitację serca.
JAK TO NA KUBIE
Krasnaja Sloboda to żydowska dzielnica Quby. Wyróżnia się architekturą i specyficznym
RADA STARSZYCH
Kaukaz nadal słynie z długowieczności swoich mieszkańców. Ten krzepki staruszek z prawej ma już 105 lat.
BECZKA PROCHU
Na tych ziemiach źródłem wszelkiego zła mają być Ormianie. W fabryce koniaku ArArAt w Erywaniu znajduje się tzw. beczka pokoju, wypełniona trunkiem, która zostanie otwarta po zakończeniu wojny o Górski Karabach. Stosunki panujące między Ormianami i Azerami przypominają jednak bardziej... beczkę prochu. Koniak więc nieprędko zostanie wypity.
W przeszłości oba narody urządzały sobie nawzajem pogromy. W 2007 r. podczas rozbudowy stadionu piłkarskiego w Qubie osypało się jedno ze zboczy i odkryto zbiorową mogiłę ofiar rzezi, jaką w 1918 r. Ormianie, służący w bolszewickich oddziałach, urządzili muzułmańskim mieszkańcom miasta. Kości ofiar pozostawiono nietknięte, a zamiast stadionu wybudowano muzeum – przerażające miejsce pamięci, a zarazem milczące ostrzeżenie, że Ormianom, którzy wciąż marzą o powstaniu Wielkiej Armenii, nie wolno ufać. O wcześniejszym ludobójstwie dokonanym na Ormianach przez Turków nikt oczywiście tutaj nie wspomina.
Azerbejdżan bez cienia wątpliwości jest wart odwiedzenia. Kraina ognia może stać się turystyczną perłą. Ten kraj to nie tylko czarne złoto i gaz, ale także: majestatyczne góry, unikatowe w skali świata skarby natury, starożytne wioski ukryte wysoko w Kaukazie i – przede wszystkim – niezwykle gościnni i sympatyczni ludzie.