Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2018-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2018 na stronie nr. 12.

Tekst i zdjęcia: Marta Legieć, Zdjęcia: shutterstock,

Podróż po dobry nastrój


Przejechanie jej samochodem ze wschodu na zachód zajmuje sześć godzin. Z północy na południe – znacznie krócej. I choć dystans wydaje się niewielki, spędziłam długie godziny, by przemierzyć Łotwę wzdłuż i wszerz. Im dłużej oglądałam ten kraj, tym częściej odnosiłam wrażenie, że choć miasta czy prowincję trudno uznać za cukierkowe, mają wyjątkowy urok i wabią spokojem. Mieszczuchowi to wystarczy, by oderwać się od codziennego zgiełku.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Wiosna nie spieszy się tu z przyjściem. Kiedy w Krakowie przekwitają magnolie, w Rydze nieśmiało zaczynają się rozwijać żółte kwiaty forsycji. Bywa chłodno, wietrznie. Na szczęście lato może przyjemnie zaskoczyć temperaturą, a kwiaty ozdabiające miejskie skwery są wdzięczne i za deszcz, i za słońce. Wyłaniające się zza chmur ciepłe promienie cieszą również mnie. Nie lubię odkrywać nowych miejsc w chłodzie, a tym bardziej w deszczu. Taka pogoda może zepsuć wrażenia z każdego miejsca. I choć Łotwa już na przywitanie dała mi znać, żebym raczej nie oczekiwała tu temperatur zbliżonych do tych na Sycylii, w zamian mile zaskakiwała obrazkami sielskich wsi i kameralnych miasteczek. Odkryła przede mną miejsca, do których chce się wracać.

 

KIEDY ZNÓW ZAKWITNĄ

W stolicy Łotwy życie toczy się jakby wolniej, spokojniej. Może jest tak dzięki wszechobecnej zieleni, wśród której łatwo znaleźć odpoczynek.

MAŁA UNIA

Daugavpils to drugie co do liczby mieszkańców miasto Łotwy. Jest nazywane miniaturą Unii Europejskiej ze względu na wielokulturowość. Jednym z symboli miasta jest cerkiew Borysa i Gleba.

BAŁTYK BEZ PARAWANU

Nadbałtyckie Jurkalne zachwyca pięknymi klifami. Nawet w lecie nie ma tu tłumów.

 

WEHIKUŁ CZASU

 

Zaczęłam klasycznie, od stolicy. Szybko zauważyłam, że trudno odmówić Rydze uroku. Tętni życiem, przyciąga całe rzesze turystów. Z jednej strony wydaje się swojska, z drugiej zaś stylowa. Przybysze z Zachodu niespiesznie odkrywają miasto, turyści ze Wschodu znają zakamarki Łotwy i zwykle wpadają tu trochę po sąsiedzku. Zdziwiło mnie, że język rosyjski jest tu tak powszechny. Sami Łotysze często i, odnosiłam wrażenie, chętnie porozumiewają się w języku wschodnich sąsiadów, również między sobą. Statystyki mówią, że rosyjski jest pierwszym językiem dla ponad 1/3 populacji Łotwy. Nie stał się on jednak drugim językiem oficjalnym, choć kilka lat temu debatowano o stosownych zmianach konstytucji. Poza rosyjskim łatwo się tu porozumieć po angielsku, szczególnie w Rydze. Pod tym względem różnica między innymi europejskimi miastami jest praktycznie niezauważalna. 

Łotewska stolica jest kolorowa i pełna życia. W średniowieczu Ryga była jednym z ważniejszych portów bałtyckich, a w późniejszym czasie także członkiem Hanzy. Pochodzę z Gdańska i ta przeszłość miasta jest dla mnie widoczna jak na dłoni. 

Mieszkańcy miasta nad Dźwiną są wdzięczni losowi, że tereny te ominęły ogromne zniszczenia II wojny światowej. Dzięki temu zachowały się tu różne smaczki architektoniczne, a Ryga jest uznawana za jedno z największych w Europie skupisk architektury secesyjnej. Zerknijcie na kamienice z finezyjnymi zdobieniami przy ulicy Alberta, których widok przenosi człowieka w czasie. Zresztą to nie jedyny taki wehikuł w łotewskiej stolicy. Sam plac Ratuszowy jest warty baczniejszej uwagi. W końcu to serce miasta. W oczy rzuca się Dom Bractwa Czarnogłowych, znany dawniej jako Dwór Artusa, a wzniesiony z przeznaczeniem na spotkania rycerstwa i bogatych kupców. W centralnym punkcie stoi pomnik Rolanda, patrona miasta. Stąd już tylko kilka kroków do monumentalnego gotyckiego kościoła św. Piotra. Jeśli na zwiedzanie Rygi przeznaczyliście kilka godzin, musicie się wdrapać na jego wieżę, a mówiąc ściślej, wwiezie was tam winda. Z góry roztacza się widok na całe miasto. Na wyciągnięcie ręki jest wysoka wieża radiowo-telewizyjna (368 m), trzecia co do wysokości tego typu konstrukcja w Europie i najwyższa w Unii Europejskiej. Już na pierwszy rzut oka widać, że to wariacja w temacie konstrukcji paryskiej wieży Eiffla. Z góry można dostrzec też imponującą katedrę zbudowaną (razem z klasztorem) jeszcze w XIII w. 

Moją uwagę zwrócił budynek Akademii Nauk, łotewskiej siostry naszego Pałacu Kultury i Nauki, choć szybko zauważyłam, że miejscowi nie bardzo chcą się nim chwalić. Chętnie za to pokazują srebrzystą bryłę Biblioteki Narodowej, widoczną z wielu punktów miasta, również podczas spacerów brzegiem Dźwiny. Sam budynek jest uważany za jeden z najważniejszych obiektów wzniesionych na Łotwie po upadku komunizmu. Lubię nowoczesne miejsca, dlatego wnętrze biblioteki mnie nie rozczarowało. Ci, dla których jest tu zbyt sterylnie, wracają na Starówkę. Tuż przy kościele św. Piotra, gdzie swe kramy rozstawiają lokalni rzemieślnicy, można poczuć się bardziej swojsko. Na drewnianych stołach widać mnóstwo kolorowych gadżetów. Wśród nich wypatruję wydziergane na drutach rękawice i kapcie. Handlarze przeglądają się w witrynach kameralnych sklepików, w których wystawiono misternie rzeźbione ozdoby z bursztynu. Jest też biżuteria, bliźniaczo podobna do tej, jaką sprzedaje się na polskim wybrzeżu.

 

BOOM NA PIWO

 

Po Rydze spaceruje się przyjemnie, bez pośpiechu, można zobaczyć najciekawsze miejsca i nie dostać przy tym zadyszki. Spod kościoła św. Piotra w kilka chwil można się dostać pod Statuę Wolności. Pomnik jest jednym z charakterystycznych punktów miasta. Został wzniesiony przez Łotyszy w latach 1931–1935 jako symbol niezależności kraju. Trzy gwiazdy na szczycie symbolizowały trzy historyczne regiony państwa: Inflanty, Kurlandię z Semigalią i Łatgalię. W 1945 r. planowano wysadzenie pomnika w powietrze. Ocalał dzięki temu, że gwiazdy zaczęto interpretować oficjalnie jako symbol jedności republik bałtyckich. 

Wokół pomnika rozciąga się piękny park, pełen zieleni i kwiatów. A ponieważ miejsc bliskich naturze tu nie brakuje, miasto zyskało status najczystszej stolicy europejskiej. Parki dają wytchnienie, dzięki nim też Ryga wydaje się mniej zabiegana niż Berlin czy Londyn. Ludzie się spieszą, owszem, ale jakby wolniej. Snując się leniwie po kameralnych uliczkach, łatwiej wtopimy się w tłum, posłuchamy dobrej muzyki na żywo w przyjemnych knajpach i na koniec dnia napijemy się piwa. Ostatni punkt jest tu wręcz obowiązkowy. Taki był i dla mnie, choć piwa nie pijam i zwyczajnie się na nim nie znam. Jednak co zrobić, kiedy złoty napój jest przedstawiany jako jedna z miejscowych atrakcji? W Rydze panuje właśnie boom na piwa rzemieślnicze, przejawiający się wysypem interesujących i innowacyjnych lokalnych browarów połączonych z niewielkimi pubami i restauracjami w dobrym guście.

 

ZABAWKA DLA SAMOBÓJCÓW

 

Łotwa jest wymarzonym miejscem dla poszukujących spokoju i dziewiczej natury. Aż trudno sobie wyobrazić, że na tak niewielkim obszarze jest dwanaście tysięcy rzek i trzy tysiące jezior. A ponieważ drogi są tu stosunkowo niezłe, bez ociągania się wsiadłam w samochód, by eksplorować wschodnią część kraju.

W Livani odkryłam muzeum szkła i rzemiosła. Dyneburg (Daugavpils) zaskoczył mnie możliwością odwiedzenia zakładu amunicji. To jedyne tego typu miejsce w krajach bałtyckich, do którego mogą wejść turyści. Wciąż działa tutejsza wieża strzelnicza, najstarsza w Europie. Na deser zajrzałam do kompleksu sztuki współczesnej, kultury i edukacji, mieszczącego się w budynku arsenału. W odrestaurowanych pomieszczeniach dawnej zbrojowni zebrano prace i reprodukcje dzieł urodzonego w Dyneburgu Marka Rothko, najdroższego malarza tworzącego po II wojnie światowej. W maju 2013 r. jego obraz „Pomarańczowe, czerwone, żółte” z 1961 r. sprzedano za blisko 87 mln dolarów. 

W uroczym Cesis (Kieś), położonym na terenie najstarszego na Łotwie Parku Narodowego Gauja wielbiciele historii odkryją ruiny średniowiecznego zamku wzniesionego przez zakon kawalerów mieczowych w XIII w. Poszukiwaczom adrenaliny polecam przejażdżkę w tandemie na jedynej tego typu na świecie kolejce linowej, która na pierwszy rzut oka wygląda jak zabawka dla samobójców. Adrenaliny można też szukać w Siguldzie, w lodowej rynnie na tutejszym torze bobslejowym. Konstrukcja to radziecka inwestycja, enerdowska myśl techniczna i jugosłowiańskie wykonanie. Kto nie czuje się na siłach, by ruszyć przed siebie, może po prostu podziwiać tę wyjątkową zakręconą budowlę.

 

LATAĆ KAŻDY MOŻE

To jedyna tego typu kolejka linowa na świecie. Dwie osoby zawieszone na linie mogą latać i podziwiać panoramę najstarszego na Łotwie Parku Narodowego Gauja.

ŁADUJĄ NAD GAUJĄ

Nad rzekę Gauję przyjeżdżają mieszkańcy dużych miast, aby tutaj, wśród wszechobecnej zieleni, „naładować 

 

NAGA ATRAKCJA

 

Ze wchodu przemieściłam się na zachód, aż do Kurlandii, pięknej krainy, gdzie żyje się w zgodzie z naturą. Granicę państwa w większości wyznacza tu wybrzeże Morza Bałtyckiego. Jest pięknie i pusto. Zwykle tak właśnie bywa w miejscach położonych na uboczu międzynarodowych szlaków. Kurlandii nie zalewa fala wczasowiczów, to najmniej ludny region Łotwy.

Mając Bałtyk na co dzień na wyciągnięcie ręki, z ciekawością poszłam zobaczyć, jak znane mi dobrze morze prezentuje się z drugiej strony. Niczym we Władysławowie słychać huk fal, łoskot wichru, czuć świeżą morską bryzę, a woda wgryza się powoli w piach wielkich wydm. Gdzieś w oddali przebłyskują wierzchołki spienionych bałwanów, a pod nogami skrzypi jasny piach. Różnicy nie byłoby widać, gdyby nie wszechobecna pustka. Trudno mi wyobrazić sobie polskie wybrzeże bez letników. Tu jest to możliwe. Nie ma wielkich hoteli, ośrodków wypoczynkowych, smażalni ryb, wypożyczalni leżaków, barów i całego zgiełku, który towarzyszy zwykle letniej plaży. Być może winna jest kurlandzka pogoda: mokra, wietrzna i nieprzewidywalna. Położona na zachód od Rygi kraina jest bowiem najwilgotniejszym regionem Łotwy, choć lato potrafi tu mile zaskoczyć.

Są tu też urocze miasteczka. Przy ich brukowanych uliczkach stoją niskie domy z przełomu XIX i XX w. ozdobione delikatnymi ornamentami w drewnie i czerwonymi dachówkami, a samochody toczą się powoli brukowanymi uliczkami. Tak właśnie wygląda kameralna, rozłożona na łagodnych pagórkach Kuldiga, tworząca scenerię jak z bajki. Jest uroczo do tego stopnia, że miejscowość zyskała miano łotewskiego Hollywoodu, bowiem niczym wytrawna aktorka, zagrała już w kilku filmach. Trudno nie odnieść wrażenia, że Kuldiga przypomina nieco Kazimierz Dolny.

Jest coś jeszcze – rzeka Aleksupite tworzy tu jeden z najszerszych wodospadów Europy. Najlepiej widać go z czerwonego, ceglanego mostu. Właśnie na nim w noc świętojańską miejscowi i przyjezdni urządzają wyścigi. Biegną zupełnie nago, stając się tym samym jedną z atrakcji Kuldigi, na którą zjeżdżają tłumy widzów z całego kraju. Podobnie jak na oglądanie „latających ryb”, czyli obserwację łososi wkładających dużo siły, by przeskoczyć wodospad i popłynąć pod prąd. 

 

UCIECZKA OD CYWILIZACJI

 

Nie sądziłam, że po widoku spokojnego wybrzeża Bałtyku coś tu jeszcze może mnie zaskoczyć. Aż nagle odkryłam magiczne bagna, jakby wprost wyjęte z „Władcy Pierścieni” Tolkiena. W takim miejscu widok spokojnej wody meandrującej wśród lasów, z daleka od ludzi, uspokaja i wprawia w dobry nastrój. Ciszę przerywają dzięcioły, które stukotem wybudzają mieszkańców lasu ze snu. Pod szczególną opieką są tutejsze bociany czarne, orły, wilki, lisy i bobry oraz wiele gatunków roślin. 

W Parku Narodowym ?emeri można do woli podglądać ptaki, które upodobały sobie dziuple w wysokich drzewach. Po drewnianej kładce powoli zagłębiam się w tę przedziwną krainę, otoczoną potężnym sosnowym lasem. Woda pode mną wydaje się czysta do tego stopnia, że bez większych oporów można by pić ją w potrzebie. Aż dziw bierze, że to miejsce od Rygi dzieli zaledwie 40 km.