Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2006-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2006 na stronie nr. 64.

Tekst: Zuzana Kohútková,

Tam gdzie Klinsgor siadał

Bratysława

W bratysławskim zamku co siedem lat, przez jedną noc, tajemna siła siała zniszczenie. W pył rozbijane były lustra i szklane puchary, po kątach rozrzucane meble. To Klinsgor – czarodziej olbrzym, podróżując z Rumunii do Niemiec, w Bratysławie robił sobie przerwę i odwracając do góry nogami zamek, przysiadał na nim niczym na stołeczku.

 

Górująca nad Bratysławą czworokątna, zwieńczona wieżyczkami budowla to najbardziej charakterystyczny widok i symbol miasta.

 

 

Koleje losu

 

Zamkowe wzgórze, obmywane przez wody Dunaju, także kryje skarbiec przeszłości. W drugim wieku przed naszą erą zakładali tu osadę Celtowie. Po nich w początkach naszej ery przybyli Rzymianie, potem Germanowie. Ślady Słowian pochodzą z VII wieku.
Rezydencją królewską bratysławski zamek został w roku 1427, kiedy król Zygmunt Luksemburczyk rozpoczął jego przebudowę. Wówczas miasto nad Dunajem nazywało się Preszburg i związane było z dynastią Habsburgów – z czasem sukcesorów tronu węgierskiego. Kiedy w połowie XVI wieku do stolicy Węgier, Budy, wkroczyli Turcy, Preszburg przez ponad dwa wieki był stolicą Węgier. Czasy świetności miasta związane są z cesarzową Austro-Węgier Marią Teresą, która rozbudowała zamek i założyła teatr.
Gdy po pierwszej wojnie światowej skończyła się epoka austro-węgierskiej monarchii i powstała Czechosłowacja, stolicę Słowacji zaczęto nazywać Bratysławą. Od 1993 roku, kiedy federacja podzieliła się na dwa odrębne państwa, Bratysława przeżywa rozkwit, odnawiane są stare, pamiętające czasy Habsburgów budowle i powstają nowe symbole słowackiej stolicy.

 

 

Czumil i Napoleon

 

W Bratysławie co krok natknąć się można na rzeźby i posągi, urokliwe fontanny, które współtworzą przyjazny klimat miasta. Wędrując uliczkami podzamcza, można się natknąć na życzliwego turystom krasnoluda Czumila. Trzeba tylko patrzeć pod nogi, żeby się o niego nie przewrócić. Czumil to podglądacz, który zrobił sobie przerwę w pracy i wychylając się z ulicznego kanału, gapi się dziewczynom pod spódnice. Postać, dzieło artysty Viktora Hulíka, zyskała sympatię turystów i stała się ulubionym obiektem do fotografowania. Można też zrobić sobie fotkę z Pięknym Naczkiem – to postać historyczna, warta pamięci z powodu niezwykłej wierności swemu miastu. Żył w latach 1897–1967 i codziennie można go było spotkać na spacerze uliczkami podzamcza. W ręku zawsze trzymał paczuszkę z ciastkami z cukierni. I tak został uwieczniony. Piękny Naczko przywodzi na myśl poplątane losy tego miasta, w którym tacy jak on starzy „pressburgerzy” rozprawiali o polityce w trzech językach: węgierskim, niemieckim i słowackim.
Kawałek dalej od Pięknego Naczka stoi oparty o ławeczkę zamyślony Napoleon. Cesarz odwiedził miasto w 1805 roku, kiedy zawierany był kolejny pokój preszburski. Jego figura stoi przed ambasadą Francji i jest ulubionym miejscem spotkań zakochanych.

 

 

Starówka jak nowa

 

Bratysławska starówka to najbardziej gwarna część miasta. Kiedy sprzyja pogoda, trudno o miejsce w którejś z licznych tutejszych knajpek. Bratysławianie nie muszą się specjalnie umawiać, żeby się tu spotkać. Mieszkańców i turystów latem przyciągają często organizowane koncerty pod gołym niebem. Najsłynniejszą zimową atrakcją jest sylwester na Kamenne Namestie (Kamiennym Placu), wtedy trudno się tu przecisnąć.
Nowym atrakcyjnym miejscem spotkań jest zrekonstruowane Hviezdoslavovo Námestie (plac Gwiazdosława, nazwany imieniem słowackiego poety, który w XIX wieku zabiegał o wolność i edukację Słowaków). Przy historycznym placu warte uwagi są budynek słowackiego teatru narodowego i opery oraz hotel „Carlton”, którego bogato zdobiona elewacja przypomina Bratysławę z lat trzydziestych. Podziw budzi określany jako architektoniczna perła – łączący dwa brzegi Dunaju most Powstania Narodowego. Szkoda tylko, że ta budowla związana jest ze zburzeniem w latach siedemdziesiątych zabytkowej żydowskiej dzielnicy, która niemal w nienaruszonym stanie przetrwała wieki.
W Bratysławie szkołę słynną w całym żydowskim świecie prowadził Chatam Sofer. Grób rabina znajduje się na XVII-wiecznym cmentarzu. Stary cmentarz, dewastowany podczas przebudowy miasta, został zrekonstruowany i stanowi jedno ze świętych żydowskich miejsc, do którego pielgrzymują żydzi z całego świata.
Wspomnieniem nowszej historii miasta jest pomnik Slavin, upamiętniający śmierć prawie siedmiu tysięcy żołnierzy Armii Radzieckiej, którzy zginęli u schyłku drugiej wojny światowej podczas wyzwalania miasta. Słavin to popularne w Bratysławie miejsce wiosennych i letnich spacerów. Rozciąga się stamtąd wspaniała panorama na słowacką stolicę i bliskie Karpaty.

 

 

Do opery lub na wino

 

Bratysława może nie jest nazbyt często odwiedzaną europejską stolicą, ale i to zaczyna się powoli zmieniać. Słynne są wycieczki austriackich miłośników sztuki do tutejszej opery narodowej. Turystyczną atrakcją są też okolice Bratysławy.
Na zachodnim krańcu miasta znajduje się kolejny jego symbol – zamek Dewín. Zbudowany w miejscu, gdzie rzeka Morawa uchodzi do Dunaju. To ulubione miejsce weekendowych wycieczek bratysławian. Na drugim krańcu miasta jest dzielnica Racza. I mało kto nad Wisłą wie, że te okolice słyną z produkcji wina. We wrześniu zjeżdżają tu amatorzy młodego wina na burczak (uwaga, nie mylić z beaujolais nouveau). Burczak jest mętny, brązowy – i można go pić tylko na przełomie września i października.
Do burczaka najlepiej smakują tradycyjne przekąski: loksze (placki z ciasta ziemniaczanego, które można zjeść same lub nadziewane na przykład pasztetem z gęsich wątróbek lub tylko posmarowane smalcem i porządnie osolone), langosze – puchate słone placki, smażone na oleju, smarowane czosnkiem, może być z dodatkiem śmietany, i tartym żółtym serem.
Jesienią Bratysława ściąga melomanów na festiwal Bratysławskie Dni Jazzowe. Jest to impreza o wieloletniej tradycji. W ciągu trzech dni, kiedy nad Dunaj ściągają legendy światowego jazzu, sale koncertowe pękają w szwach. Mówi się wówczas, że jeżeli na festiwalowej scenie nie zagra Polak, to nie jest to prawdziwy festiwal. Polska szkoła jazzu cieszy się w Słowacji dużym uznaniem. I dotychczas na festiwalu zawsze można było polskich jazzmenów usłyszeć...