Kraj to niby bliski, a zarazem jakby daleki – chciałoby się powiedzieć o Rumunii, do granic której, z Katowic czy Krakowa, mamy bliżej niż nad nasz Bałtyk. I przecież, całkiem niedawno, Polska i Rumunia graniczyły ze sobą. Ale zarazem daleko, bo dziś niewiele o dawnych sąsiadach wiemy, wybieramy na podróże raczej inne kierunki i często nie zdajemy sobie sprawy, jakimi atrakcjami powita nas Rumunia.
Dostępny PDF
Ostatnio kraj ten jest odkrywany na nowo, najpierw „Śladami hrabiego Drakuli”, a teraz dzięki „Perłom Karpat”, jak biura podróży reklamują wycieczki do Rumunii. Bo to nie tylko niezliczone (chyba rekord w skali Europy) zamki, pałace, cerkwie i monastyry. Na malowniczość i atrakcyjność Rumunii mają ogromny wpływ Karpaty i Dunaj – one kształtują jej krajobraz. Karpaty – z bałkańską tradycją i pasterskim folklorem oraz Dunaj, stanowiący zarówno naturalną, jak i terytorialną rubież (mosty graniczne z Serbią i Bułgarią). Dunaj, który po wchłonięciu licznych wypływających z gór rzek, w końcowym biegu, nim wpadnie do Morza Czarnego, tworzy wielką deltę – jedyną taką w Europie.
TRASA WODZA
Wybudowana na polecenie Nicolae Ceau?escu Trasa Transfogaraska wpierw miała znaczenie militarne, a dziś stanowi wielką atrakcję (i ułatwienie) dla penetrujących Karpaty.
JEZIORO WŁADA
Choć jezioro Vidrarau to sztuczny zbiornik, turyści kojarzą je z osławionym Drakulą, gdyż w pobliżu pozostały ruiny twierdzy Poenari, z której rzuciła się w otchłań oblubienica Włada.
OKO W OKO…
...z niedźwiedziem. W rumuńskich Karpatach to nie rzadkość. Nic dziwnego, że na trasach zobaczymy tablice ostrzegające przed spotkaniem z „królem gór”.
MALOWNICZA PODKOWA
Aż trzy czwarte pasma Karpat rozpościera się właśnie na terytorium Rumunii, tworząc wyjątkową scenerię. Pełno tu głębokich, stromych dolin lub sięgających horyzontu zboczy górskich, w większości porośniętych gęstym, malowniczym lasem. Widać tam rozległe, złocące się w słońcu połoniny, na których można dostrzec stada owiec i towarzyszących im pasterzy. To rzadkość, bo tereny te są dość słabo zaludnione, co potęguje odczucie dzikości i piękna.
Karpaty na terytorium Rumunii zataczają łuk, tworząc swego rodzaju podkowę, i dzielą się na trzy zasadnicze części: Karpaty Wschodnie i Południowe oraz tzw. Góry Zachodnie lub Zachodniorumuńskie. Wyznaczają trzy główne krainy, niegdyś odrębne państwa-księstwa: położoną na wschód od Karpat Mołdawię, górzystą Wołoszczyznę (z rum. Muntenia, bo munte to góra) oraz Transylwanię, czyli Siedmiogród, na zachodzie. Karpaty Wschodnie wznoszą się na wysokość 1000–1500 m n.p.m. i tylko w części północnej przekraczają 2000 m n.p.m. – najwyższy szczyt, Pietrosul Rodnei, ma 2303 m n.p.m. Natomiast Karpaty Południowe, zwane też Alpami Transylwańskimi, są znacznie wyższe, bo przewyższają 2500 m n.p.m. Te Wschodnie są pokryte rozległymi lasami słynącymi z bogatych drzewostanów, zwłaszcza bukowych, stąd np. nazwa Bukowiny – krainy w obrębie Mołdawii.
Nie mniejszy podziw budzi fauna, a zwłaszcza imponujące populacje wilków i niedźwiedzi brunatnych – tych naliczono w Rumunii 6300, najwięcej w Europie. To właśnie w tutejszych lasach upolowano największe w skali Starego Kontynentu okazy niedźwiedzi, jeleni karpackich i dzików. Od wieków tak było i bogactwo to znalazło odzwierciedlenie choćby w godłach Mołdawii (głowa żubra) i Wołoszczyzny (orzeł).
Środkowa część Karpat Wschodnich to najdłuższy w Europie łańcuch gór pochodzenia wulkanicznego, obfitujących w wody mineralne. Rumuni twierdzą, że to w ich kraju jest aż 3 tys. źródeł wód mineralnych, czyli... jedna trzecia wszystkich w Europie! Tu także wyróżnia się tzw. Siodła Bukowińskie – łagodne szczyty, pomiędzy którymi hospodarowie wznosili podziwiane do dziś klasztory i cerkwie. Jeśli mowa o Bukowinie, to nie wolno zapomnieć o mieszkających tu Polakach. To potomkowie rodzin pochodzących z Bochni, przeniesionych na te tereny przez rząd austriacki po odkryciu soli. Do dziś mówią oni starym polskim językiem, dialektem z Bochni, który funkcjonuje nie tylko w ich domach, ale także w szkołach i w sklepach.
Karpaty Południowe natomiast są wyższe i bardziej surowe. To tu, w Górach Fogaraskich, wznosi się najwyższy szczyt Rumunii – Moldoveanu, mierzący 2544 m n.p.m. Góry Zachodnie zaś są raczej płaskie, ale bardzo urokliwe krajobrazowo. Znajdziemy tam charakterystyczne dla zjawisk krasowych groty oraz liczne uzdrowiska.
GÓRY BEZ ETOSU
Opuszczamy Transylwanię, słynącą z tzw. saskich wiosek i kościołów warownych, by dotrzeć do Curtea de Arge? na Wołoszczyźnie, miejsca znanego z niezwykłego przyklasztornego soboru, będącego kompilacją architektury włoskiego renesansu z elementami bizantyjskimi i ormiańskimi. Jak głosi legenda, budowniczy cerkwi, mistrz Manolo, zamurował w niej swoją żonę, a potem skoczył z wysokości. Przez śmierć Manolo spełniło się życzenie hospodara Basaraba, by nigdzie więcej nie wybudowano drugiej tak pięknej świątyni. A w miejscu, gdzie zginął jej twórca, wybiło źródełko.
Gdy wjechaliśmy w wąwóz Olt, przed nami otworzyła się urokliwa trasa, wzdłuż której z jednej strony widać rzekę Olt, a z drugiej – stromą ścianę Gór Fogaraskich. Z nadzieją patrzyliśmy w górę, by zobaczyć najwyższy szczyt, czyli Moldoveanu. Ale chmury na to nie pozwoliły. Widać za to było jak na dłoni, że Rumunia to kraj bardzo górzysty. Zdawać by się mogło, że walory te stworzą wśród mieszkańców upodobanie do spędzania wolnego czasu właśnie w takim otoczeniu. Ale... i tu poznajemy mentalność mieszkańców tego karpackiego kraju.
– Nie, tu nie ma takiej tradycji alpinizmu, a nawet wędrówek po górach jak w Polsce – informuje przewodnik, Polak, od kilku lat mieszkający w Bukareszcie. – W tych dzikich górach jest mnóstwo przepięknych, wprost bajecznych miejsc, gdzie można schodzić do wiosek, kupować od gospodarzy ser, chleb i poczuć się jak w Polsce kilkadziesiąt lat temu. Ale Rumuni po górach nie chodzą, bo ich zdaniem „to jest męczące”. Jeśli wybierają się w góry, to wjeżdżają jeepami najwyżej jak się da i wtedy często widać, gdy elegancko ubrane panie wychodzą z samochodów na szpilkach. W efekcie rumuńskie Karpaty eksplorują głównie Polacy. I najlepszy przewodnik po Górach Fogaraskich ukazał się właśnie po polsku, wydany przez Bezdroża, w Rumunii podobnego nie spotkałem. W Polsce jest inny etos górski, wynikający z tradycji alpinizmu międzywojennego i pewnie z ruchu oazowego. Tego tu nie ma. Namioty można rozbijać gdzie się chce, ale taka forma turystyki też nie jest popularna.
Przewodnik dodaje, że nie tylko w górach samochód jest ulubioną formą przemieszczania się. Także na czarnomorskim wybrzeżu, gdzie nierzadko widać auta wjeżdżające na same plaże. Dodaje też, że trudno doszukiwać się wśród tubylców postaw świadczących o poszanowaniu przyrody. A widomym tego znakiem są wszędobylskie śmieci.
KU PAMIĘCI PALOWNIKA
Do związków z Drakulą przyznaje się co najmniej kilka miast w Rumunii. Najbardziej odwiedzanym przez miłośników tej mrocznej tematyki jest zamek w Branie (w pobliżu Braszowa), z bogatą kolekcją pamiątek po władcy wampirze.
DZIŚ PRAWDZIWYCH
CYGANÓW JUŻ NIE MA?
BAJKA KRÓLA KAROLA
Wśród wielu zamków podziw budzi szczególnie letnia rezydencja króla Karola I, czyli bajkowy zamek Peleş. Zwiedzanie go to uczta dla oczu.
SŁYNNY KRWIOPIJCA
Następny etap naszej eskapady to zamek osławionego Drakuli. I od razu uwaga: w Rumunii zdania na temat tego krwiopijcy, uznawanego powszechnie w Europie za uosobienie zła, są podzielone, bo druga strona jego życia była heroiczna – walczył z Turkami, którzy najeżdżali na tutejsze księstwa. I Rumuni cenią go dziś za niebywały patriotyzm i dążenie do wyzwolenia kraju.
Chociaż turyści spragnieni mocnych wrażeń są zapraszani do imponującego komnatami zamku w Branie, uważanego za siedzibę słynnego wampira, to jednak zgodnie z historycznymi przekazami Drakula mieszkał w zamku Poenari. Dziś to tylko ruiny usytuowane w niezwykle pięknym miejscu, ale warto tam pojechać, bo żeby go zobaczyć, trzeba wznieść się znacznie wyżej, tzw. szosą fogaraską – urokliwą, ale i niebezpieczną, prowadzącą przez wąwóz obfitujący w zakręty i stromizny. Po obu stronach tego karpackiego kanionu piętrzą się prawie pionowe kilkudziesięciometrowe skały, odsłaniające ciekawą przeszłość geologiczną, a obok płynie strumyk. Taka podróż wywołuje dodatkowy dreszcz emocji, bo miejscowi kierowcy o zasady bezpieczeństwa raczej nie dbają.
Warto dodać, że ta malownicza droga powstała z pomysłu Nicolae Ceau?escu, żołnierze wybudowali ją ku chwale wodza i ojczyzny. W zamyśle „Geniusza Karpat” miała to być droga ewakuacji na wypadek napadu obcych wojsk, a zarazem została wybudowana, by można było zwozić z gór drewno. Bo wódz postanowił ułatwić życie mieszkańcom oraz robotnikom leśnym. Prace trwały prawie pięć lat, w tym czasie przerzucono niemal 4 mln m3 ziemi i skał, użyto 6 tys. ton dynamitu, którym można byłoby wysadzić nawet połowę kraju. Pracowano w bardzo trudnych warunkach terenowych i technicznych, a w trakcie robót zginęło, według oficjalnych danych, 38 żołnierzy. Trasę otwarto 20 września 1978 r. Ma ona długość ok. 110 km i przebija się przez najwyższe pasmo rumuńskich Karpat, pod ich szczytami. W tunelu przebiega nawet na wysokości 2024 m n.p.m.
My wjeżdżamy na ok. 800 m n.p.m., by zobaczyć tamę na sztucznym zbiorniku zwanym jeziorem Vidrarau oraz ruiny twierdzy Poenari. Trasa w całości jest dostępna od 15 czerwca do 15 września. I wtedy można ją pokonać na wszelki możliwy sposób. Wtedy też kursują autobusy z Sybina do Curtea de Arge?. Natomiast w innym okresie o przejezdność najlepiej pytać okolicznych mieszkańców, bo to są wysokie góry i bardzo wcześnie pojawia się tu śnieg, z czym wiąże się śliskość jezdni oraz zagrożenie lawinowe. Nikt jakoś specjalnie o tę drogę nie dba – często nie jest odśnieżana. Mimo to nierzadko próbują ją pokonać rowerzyści.
Widoczne między drzewami, na wzgórzu, ruiny Poenari rzeczywiście nie imponują, ale legenda i magia otaczająca to miejsce przyciągają wielu turystów, oczywiście najczęściej obcokrajowców, którzy przyjeżdżają pokonać 1480 schodków wiodących do twierdzy – to wyprawa na cały dzień. Dla nich urządzono pensjonat o nazwie Cytadela i pole kempingowe. W drewnianych, stylizowanych kramach można kupić rozmaite pamiątki i smakołyki, a nawet jadło ze stołu... hrabiego Drakuli.
SFINKS W MAŁYCH ALPACH
Gór w Rumunii, jak się już rzekło, dostatek. Co jedne, to piękniejsze. Przemierzamy trasę między Sinaia a Braszowem, zwiedzając najbardziej turystyczny i zarazem narciarski region tego kraju. Widać przepiękne, stylizowane na wzór alpejski pensjonaty i hotele – niczym w Szwajcarii czy Austrii. To góry Bucegi, przyciągające także przyrodników. To tu wichry i deszcze nadały niektórym skałom kształt olbrzymich grzybów zwanych Babelami (prawdopodobnie miejsca kultu w zamierzchłych czasach), a jedna ze skał nosi miano Sfinksa, bo żywo przypomina egipskiego Wielkiego Sfinksa. Góry te są nazywane potocznie Małymi Alpami, ponieważ mają taką samą budowę geologiczną jak Alpy czy Tatry, czyli powstały w wyniku wypiętrzenia jednego potężnego trzonu krystalicznego. Nie dziwi więc, że w tak pięknym otoczeniu pierwszy król Rumunii Karol I (1881–1914) wzniósł swoją letnią rezydencję, czyli pałac Peleş.
Jego zwiedzanie to uczta dla oczu. Zbudowany w stylu renesansu niemieckiego, ma sale i pokoje w rozmaitych innych stylach, m.in.: renesansu włoskiego i angielskiego, barokowym, rokoko, hiszpańsko-mauretańskim. W pobliżu zaś jest usytuowany drugi pałac o nazwie Pelişor, również wzniesiony w stylu odrodzenia niemieckiego. Po powrocie do ojczyzny w 1995 r. ostatniego króla Rumunii Michała I stanowił on jego letnią rezydencję, aż do końca życia monarchy w 2017 r. Warto dodać, że Józef Piłsudski, odwiedzając królową Marię, rezydował właśnie w pałacu Pelişor, a w rumuńskich archiwach ponoć przetrwało wiele zdjęć z tych wizyt. I jeszcze jedno: w najbliższym otoczeniu tych okazałych rezydencji można przeżyć bliskie spotkanie z niedźwiedziami, o czym świadczą tablice z ostrzegawczymi napisami.
Krajobraz Rumunii jest bardzo zróżnicowany. Góry stanowią 30 proc. terytorium, tereny podgórskie i wyżynne – 37 proc., a nizinne – 33 proc. Dzięki temu urozmaiconemu ukształtowaniu powierzchni i korzystnemu klimatowi kraj może się pochwalić imponującym bogactwem roślinności. Znajduje to odzwierciedlenie w strukturze gatunkowej lasów, które w Rumunii rosną właściwie wszędzie i które z historią tego kraju są silnie związane, czego ślad pozostał choćby w nazewnictwie krainy Transylwania (trans silva z łac. „za lasami”).
Na koniec ciekawostka, nieco humorystyczna, którą usłyszeliśmy podczas wędrówki po Karpatach. Otóż Rumunia promuje się ostatnio w Europie hasłem: „Odkryj karpacki ogród”. I podobno satyrycy rumuńscy komentują to, dodając: „...ogród z ziemniakami z Polski, z kalafiorami z Polski i z kapustą z Polski”. Ponieważ mimo wspomnianego bogactwa naturalnych zasobów Rumunii większość warzyw jest sprowadzana właśnie od nas.