Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2018-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2018 na stronie nr. 78.

Tekst i zdjęcia: Radosław Kożuszek, Zdjęcia: shutterstock,

Duch Mekongu


W mętnych wodach rzek południowej Azji żyje tajemniczy ssak. Dawniej pomagał rybakom w połowach, a dziś decyduje o prosperity pewnego kambodżańskiego miasteczka.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Oreczka krótkogłowa (Orcaella brevirostris) jest niewielkim delfinem oceanicznym, który mimo taksonomicznej przynależności do ssaków bytujących w wodzie słonej gustuje także w wodzie słodkiej lub słonawej. Z tego względu jest zaliczana do gatunków euryhalicznych, czyli takich, które znoszą różny stopień zasolenia środowiska zewnętrznego. Mierzy do dwóch metrów. Ma krótką, tępo zakończoną okrągłą głowę z szerokim otworem gębowym. Ssak co prawda nie ma rozwiniętej mimiki, jednak dla osób, którym udało się go zobaczyć, wygląda, jakby był ciągle uśmiechnięty.

Mimo zakwalifikowania oreczki do delfinów oceanicznych charakteryzuje ją – co jest typowe dla delfinów rzecznych – słabo wykształcona płetwa grzbietowa. Służy ona ssakom jako ster oraz stabilizator, a przydaje się głównie na pełnym morzu. U oreczek, które upodobały sobie zalewowe lasy namorzynowe, jeziora, zatoki i rzeki, płetwa ta nie spełniałaby swojej funkcji ze względu na dość trudny teren do manewrowania.

 

KAPITAN POKAŻE

Tutejsi rybacy zamiast na połów ryb częściej wypływają, aby pokazać turystom delfiny. Żeby je spotkać, trzeba najpierw wynająć łódź za 7 dolarów z doświadczonym kapitanem – jak ten z piwem, na zdjęciu po prawej.

POMNIK PRZYRODY

Ta stara już rzeźba rzecznego delfina naturalnej wielkości jest znakiem rozpoznawczym miejsca, w którego pobliżu można go zaobserwować.

 

POMOCNICY RYBAKÓW

 

Oreczka żyje w niewielkich grupach rodzinnych w strefie przybrzeżnej Azji Południowo-Wschodniej, w deltach rzek, jeziorach i samych rzekach, w których jest spotykana nawet 1000 km od ujścia. Można ją jeszcze spotkać w birmańskiej Irawadi, gdzie jest określana przez miejscową ludność mianem „rzecznego ducha”. Uważa się tu, że delfiny są formą reinkarnacji mieszkańców wiosek zlokalizowanych na brzegach Irawadi, i w żadnym wypadku nie wolno ich zabijać. Również tej rzece oreczka zawdzięcza swoją angielską nazwę, która w tłumaczeniu brzmi „delfin Irawadi”.

Dawniej, gdy tych delfinów było więcej, birmańscy rybacy korzystali z ich zdolności przy łowieniu ryb. Zauważyli bowiem, że oreczki są w stanie zagonić wypłoszone przez nie ławice prosto w rybackie sieci. Te, które chciały się wycofywać, były zjadane przez płynące za nimi delfiny. Rybacy po ukończonym połowie składali w podzięce swego rodzaju ofiarę z ryb, wrzucając część z nich ponownie do wody. Delfiny, które utożsamiono z dobrymi duchami przodków, zjadały ofiarę, a ludzką łódź kojarzyły z możliwością otrzymania pożywienia.

Niestety, dzisiejsza subpopulacja delfinów z Irawadi liczy mniej więcej 50 osobników, a spotkanie żywej oreczki należy tu do rzadkości. Pozostałe jej subpopulacje zamieszkują: zarośnięte lasem mangrowym wybrzeże Bangladeszu (ponad 5 tys. sztuk), borneańską rzekę Mahakam, filipińską cieśninę Malampaya, jeziora Songkhla w Tajlandii oraz Ćilka w Indiach, a także indochińską część rzeki Mekong.

Oreczki są co prawda liczniejsze niż typowo słodkowodne gatunki delfinów, jednak ich byt również jest zagrożony. Zazwyczaj giną poprzez utonięcie w wyniku zaplątania się w sieci skrzelowe oraz z powodu nielegalnych sposobów łowienia ryb (rażenie prądem, materiały wybuchowe), a także zanieczyszczeń środowiska i hałasu.

 

WCZASY POD STRZECHĄ

Turystyczna wioska Kampi, pobudowana pośrodku Mekongu, gdzie głębokość rzeki nie przekracza 1,30 m. Kilkanaście domów świadczy tu usługi noclegowe oraz oferuje bezpieczne miejsca do kąpieli.

EKOFLOTA

Łodzie nad Mekongiem w pobliżu miasta Krâchéh, gdzie można je wynająć, aby z miejscowym rybakiem odwiedzić tereny wylęgu żółwi rzecznych, pływające wioski czy nadbrzeżne pola uprawne.

 

BIZNES W STREFIE OCHRONNEJ

 

Najpewniejszym miejscem, aby zobaczyć te niesamowite ssaki na własne oczy, jest wybrzeże Bangladeszu lub kambodżański odcinek Mekongu. Mimo że rzeka przepływa również przez Laos i Wietnam, to spotkanie oreczek na terenach tych państw jest bardzo trudne. W jej środkowym biegu, w okolicy kambodżańskiego miasta Krâchéh, zamieszkuje kilkadziesiąt osobników, a spotkanie się z nimi oko w oko nie należy do rzadkości. Rząd Kambodży, widząc zainteresowanie ze strony turystów, wytyczył strefę ochronną dla oreczek. Władza i okoliczni mieszkańcy są zainteresowani profitami, jakie można w ten sposób uzyskać. Zakazuje się tam używania sieci skrzelowych, ogranicza komercyjny połów ryb oraz przepływ łodzi motorowych. Do dbania o bezpieczeństwo delfinów powołano kilkudziesięciu strażników rzecznych. Okazało się, że taki typ ochrony wystarczył, aby przynajmniej na chwilę zatrzymać tendencję spadkową w ich liczebności.

Odwiedzając zatem Krâchéh, wykupując bilet wstępu na chroniony odcinek Mekongu, wypożyczając łódź, korzystając też z miejscowych noclegów i gastronomii – turyści przyczyniają się pośrednio do ochrony oreczek. Ale niektórzy ekolodzy mają zgoła inne zdanie. Uważają, że zbyt duża penetracja przez przybyszów chronionego odcinka rzeki może zaburzyć naturalne zachowania delfinów i przyczynić się do spadku ich liczebności. Jest to prawda, jednak na razie strumień pieniędzy płynący od miłośników przyrody jest dla miejscowych głównym argumentem za tym, by chronić oreczki.

Sytuacja wygląda zdecydowanie gorzej w górnym i dolnym odcinku rzeki, gdzie delfiny w zasadzie już wyginęły. Obszar ich występowania jest ograniczony – z jednej strony ruchliwą deltą, którą Wietnam wykorzystuje jako gigantyczny obszar transportowo-rolny, a z drugiej chińskimi i laotańskimi elektrowniami wodnymi, które przez nieregularnie zrzuty hektolitrów wody zaburzają tryb życia rzecznych ryb. Ponadto Laos nosi się z zamiarem wybudowania na Mekongu nowych elektrowni, które nie tyle ograniczą migracje delfinów, których na terenie tego państwa i tak zostało zaledwie kilka, ile przyspieszą śmierć biotopu całej rzeki.

 

CHROŃ ORECZKI!

W miejscu, gdzie wypływa się na spotkanie delfinów, rozwieszono kilka plakatów i billboardów informujących o przyczynach ich stopniowego ginięcia.

 

NA SPOTKANIE Z ORECZKĄ

 

Dawniej delfiny wspierały rybaków w połowach ryb – dziś pomagają w utrzymywaniu ich rodzin. Lokalny biznes kręci się wokół tych sympatycznych ssaków. Widokówki, foldery, koszulki, breloczki i niewielkie drewniane rzeźby przedstawiają właśnie oreczki. Każdy hotel proponuje turystom wyjazdy pakietowe, w których żelaznym punktem jest wizyta nad brzegiem Mekongu. Co prawda, aby wypatrzeć delfiny, Mekong można penetrować w wielu miejscach, jednak najpewniejszym miejscem ich pobytu jest to wyznaczone przez rząd – znajdujące się 15 km na północ od Krâchéh, obok wioski Kampi.

Po 40 minutach jazdy asfaltową, a potem szutrową drogą wita nas leciwa rzeźba przedstawiająca dość swobodne wyobrażenie oreczki krótkogłowej. Za nią znajduje się gigantycznych wielkości, jak na warunki kambodżańskie, parking. Kilka straganów oferuje pamiątki z delfinami oraz produkty rękodzieła ludowego. Po wykupieniu biletu wstępu za 7 USD mamy możliwość skorzystania z łodzi motorowej z obsługą. W miejscu, gdzie występują oreczki, znajduje się niemały klif, dlatego zejście nad brzeg prowadzi kilkudziesięcioma schodami. Schodząc, zobaczymy kilka plakatów opisujących przyczyny wymierania tych zwierząt i prezentujących dobrej jakości zdjęcia delfinów, a jednocześnie informujących, że miejscem tym opiekuje się WWF.

Po wyruszeniu na Mekong kapitan łodzi dość wcześnie wyłącza silnik i dalej wiosłuje ręcznie lub podpiera się długą tyczką. Tłumaczy, że delfiny nie lubią warkotu silnika, a poza tym wirnik może je zranić. Już po paru minutach od wpłynięcia na środkową część rzeki widać zawirowania na wodzie, które świadczą o tym, że oreczki są gdzieś pod powierzchnią i jest tylko kwestią czasu, kiedy zobaczymy wynurzające się lub parskające wodą sympatyczne zwierzę. Jak na ssaki przystało, delfiny oddychają płucami, dlatego co jakiś czas muszą wynurzyć się na powierzchnię. W związku z tym, że są zwierzętami stadnymi, istnieje też duże prawdopodobieństwo, że w miejscu wynurzenia się jednego osobnika pojawią się także i inne.

Po 30 minutach aktywnego pływania łodzią wracamy do brzegu. Kapitanowie dobrze wiedzą, że turysta szczęśliwy to ten, który zobaczył oreczki. Poza tym wtedy chętnie wręczy jeszcze kilka dodatkowych dolarów. Z tego względu robią wszystko, aby pokazać przyjezdnym jak najwięcej.

Innym i dużo mniej popularnym miejscem, gdzie można obserwować te zwierzęta, jest Koh Pdao, oddalone o 40 km od Krâchéh. Tu co prawda nie wykupuje się biletu wstępu, jednak trzeba wynająć rybaka z łodzią, co w konsekwencji wyniesie tyle samo. A w drodze powrotnej do Krâchéh warto jeszcze wdrapać się po schodach na szczyt udekorowanej dziesiątkami rzeźb mnichów i wcieleń buddy pagody Phnom Sambok oraz zajrzeć do pływającej wioski Kampi. Co prawda lata oryginalności ma ona za sobą, bo w jej granicach nie mieszka już ani jedna osoba, ale warto zajrzeć tu choć na chwilę, żeby zobaczyć, jak dawniej konstruowano przeprawy przez rzekę. 

Dziś cała osada przybrała formę centrum rekreacyjnego, które jest popularne zarówno wśród turystów, jak i miejscowych. Na środku Mekongu znajduje się kilka drewnianych i bambusowych platform, na których postawiono kilkanaście budynków rekreacyjnych krytych strzechą. Z obydwu brzegów do rzecznej osady prowadzą dwa drewniane mosty, a opłata za jej zwiedzanie wynosi 1 USD. Mekong w okolicach wioski jest dość płytki (1,30 m) i tworzy wiele wysepek, dlatego jest to popularne miejsce do kąpieli i biwakowania. 

 

NIE TYLKO DELFINY

 

Sama podróż do Krâchéh z Phnom Penh, stolicy kraju, trwa ponad 5 godzin, dlatego turyści bawią tu zazwyczaj 2–3 dni. Oprócz tropienia delfinów mogą obejrzeć z bezpieczniej odległości nabrzeżne łachy piaskowe, na których lęgną się żółwie rzeczne, oraz pobliską pływająca wioskę Koh Trong, która w odróżnieniu od Kampi jest żyjącą osadą zamieszkaną głównie przez rybaków i ich rodziny. Oryginalnym zajęciem miejscowych dzieci jest pływanie po Mekongu w metalowych miskach.

Wolny czas można spędzać m.in. na zwiedzaniu postkolonialnej zabudowy Krâchéh czy miejskich targowisk lub na przesiadywaniu w kilku lokalnych punktach gastronomicznych oferujących dania kuchni khmerskiej. Godnymi polecenia są warzywno-mięsne zupy z makaronem, naleśniki na ostro, potrawy z wołowiny, tropikalnych grzybów oraz fish amok – filety ryb zapiekane z mlekiem kokosowym, cebulą, czosnkiem, trawą cytrynową i przyprawami. Danie to dość często jest serwowane w liściach bananowca. Twardziele mogą skosztować smażonej szarańczy, karaluchów, gotowanych ślimaków, grillowanych jelit czy potraw z larwami owadów. Wraz z nastaniem zmroku nad rzeką otwierają się niewielkie punkty gastronomiczne oferujące napoje orzeźwiające, kawę, alkoholowe drinki, owoce i drobne przekąski.

A na zakończenie dnia miłym akcentem może być spacer promenadą nad Mekongiem w promieniach szybko zachodzącego słońca.