200 lat łagodności
W 2018 r. świętujemy nie tylko nasz polski jubileusz stu lat niepodległości. Jest inna ważna rocznica. Mniej lokalna, za to jeszcze bardziej zbliżająca ludzi, bo łączy ich niezależnie od szerokości geograficznej.
Dostępny PDF
Najpierw jednak cofnijmy się w czasie nieco bardziej. Wyruszmy też dalej na mapie, bo aż na drugą półkulę. 10 kwietnia 1815 r. na indonezyjskiej wyspie Sumbawa, należącej wówczas do Holenderskich Indii Wschodnich, nastąpiła najpotężniejsza erupcja wulkanu, jaką kiedykolwiek odnotowano w historii. Wulkan Tambora wybuchł z siłą 7 stopni w 8-stopniowej skali Richtera i pochłonął życie setek tysięcy ludzi. Huk eksplozji było słychać z 2 tys. km, a słup dymu przekroczył wysokość 40 km. Cząstki popiołu okrążyły kulę ziemską i unosiły się w atmosferze jeszcze przez wiele miesięcy, ograniczając dostęp promieni słonecznych do powierzchni planety. Obniżenie temperatury spowodowało znaczny spadek plonów w Europie i Ameryce Północnej. Rok 1816 przeszedł do historii jako „rok bez lata”.
MIASTO MUZYKI
Historia Salzburga nierozerwalnie wiąże się z muzyką. To rodzinne miasto Wolfganga Amadeusza Mozarta i Josepha Mohra, a dziś scena słynnego Festiwalu Salzburskiego.
KOLOROWYCH JARMARKÓW!
Kraje niemieckojęzyczne kochamy za świąteczne jarmarki. Christkindlmarkt w Salzburgu należy do najpiękniejszych.
NARODZIŁ SIĘ W UBÓSTWIE
To były ciężkie czasy dla świata. Europa, spustoszona przez wojny napoleońskie, pogrążyła się w głębokim kryzysie, spotęgowanym przez klęskę głodu. Ludność, trapiona przez nędzę i desperację, rozpaczliwie potrzebowała nadziei. W tych ponurych okolicznościach dorastał Joseph Mohr, urodzone w Salzburgu nieślubne dziecko szwaczki i dezertera z armii austriackiej, który uciekł także od roli męża i ojca. Chrzestnym chłopca został ostatni salzburski kat, bo nie było innych chętnych. Za to chrzcielnica była ta sama, w której chrzczono Wolfganga Amadeusza Mozarta. Może dzięki temu na małego Josepha spłynęła cząstka geniuszu? Bo chociaż za życia nie zaznał sławy i bogactwa jak starszy kolega, to na zawsze zapisał się w historii muzyki. Słowa, które napisał, śpiewa do dziś cały świat.
Joseph Mohr zawsze miał pod górkę. W domu nigdy się nie przelewało. Jako nieślubne dziecko musiał ubiegać się o specjalną zgodę na rozpoczęcie edukacji kościelnej. W 1815 r. został księdzem i tak rozpoczęła się jego tułaczka od parafii do parafii. Wrażliwy, niepokorny, często popadał w konflikty z przełożonymi i nigdzie nie mógł długo zagrzać miejsca. Spokojną przystań znalazł dopiero po dwudziestu latach, w Wagrain w Alpach Salzburskich, gdzie przez 12 lat kierował miejscową parafią.
Dziś ma się tu ochotę uciec przed całym światem i zostać na zawsze. Drewniane domy z ukwieconymi balkonami, cudowne widoki na górskie łąki, cisza i czyste powietrze – sielanka. Ale w XIX w. w alpejskich wioskach żyło się ciężko. Panowała bieda, dzieci zamiast do szkół posyłano do pracy, parobkowie i służące, kiedy tylko przestawali być przydatni, kończyli bez dachu nad głową. Proboszcz Joseph Mohr był czuły na ludzką niedolę. Nieustannie pukał do drzwi zamożnych z prośbą o datki, zbudował przytułek dla starców i szkołę, funkcjonujące do dziś, sam uprawiał ziemię i dzielił się plonami. Zmarł na zapalenie płuc, którego nabawił się, odwiedzając chorego.
Krótko po święceniach młody wikariusz został wezwany do rodziny ubogiego węglarza, którego żona właśnie urodziła. Niektórzy twierdzą, że było to w Wigilię. Mohr ochrzcił dziecko, ale serce mu się ściskało na widok nędznej, zimnej chaty i kobiety tulącej płaczące maleństwo. Myślał o nich przez całą drogę powrotną. Tego samego wieczora usiadł w swojej izbie i zaczął pisać wiersz, który do dziś powoduje łzy wzruszenia. Tak powstały słowa kolędy „Cicha noc”.
SIELSKO, ANIELSKO
Przytulne drewniane chaty, białe czapy na spadzistych dachach i ośnieżone szczyty Alp – Ziemia Salzburska sprawia wrażenie, jakby czas się tu zatrzymał.
ŚWIĘTA POCZTA
Praca wre na Poczcie Dzieciątka Jezus w Christkindl. Co roku powstaje inny stempel, a kolekcjonerzy polują na specjalne edycje znaczków.
WIGILIJNE OBJAWIENIE
Muzykę dwa lata później skomponował Franz Xaver Gruber, nauczyciel z Arnsdorfu, z którym Joseph Mohr zaprzyjaźnił się podczas posługi w Oberndorfie. Na temat powstania melodii „Cichej nocy” nie brakuje legend i rozmijających się teorii. Jedna z nich mówi o tym, że tuż przed Bożym Narodzeniem w kościele zepsuły się organy. Nie było szans na to, by organmistrz naprawił je przed świętami, dlatego pilnie był potrzebny utwór na gitarę, który można by zagrać podczas uroczystej mszy. Inna wersja jest taka, że Mohr, zawsze starający się być blisko ludzi, a nie kościelnych przełożonych, często stołował się w karczmach i tam zapałał sympatią do gitary. Jedno jest pewne: duchowny przekazał napisany przez siebie wiersz Gruberowi, a ten w ciągu jednego popołudnia miał już gotową muzykę.
Pierwszy raz zaśpiewali „Cichą noc” wspólnie w Wigilię 1818 r. w Oberndorfie. Kościół św. Mikołaja, podmywany przez niespokojne wody rzeki Salzach, już nie istnieje, na jego miejscu stanęła pamiątkowa kapliczka. Słowa kolędy – łagodne, ciepłe i kojące, były dokładnie tym, czego potrzebował świat, dlatego pieśń szybko go obiegła. Podobno maczał w tym palce wspomniany organmistrz, który zabrał pieśń w dolinę rzeki Ziller, a tam podchwyciły ją grupy śpiewaków, którzy występowali na jarmarkach bożonarodzeniowych w całej Europie.
Atmosfera tamtych czasów wciąż unosi się w czasie Christkindlmarkt, czyli Jarmarku Dzieciątka Jezus w Salzburgu. Szybko zapadający zmrok rozświetlają światełka wielkiej choinki i dziesiątki kramów ustawionych na placykach starego miasta. Czegóż tam nie sprzedają! Ręcznie malowane bombki, dziadki do orzechów, marcepanowe cudeńka, lampy w kształcie ośnieżonych kamieniczek, które kryją miniaturowe cukiernie, apteki i kawiarnie. Nad wszystkim unosi się zapach migdałów i Glühwein – aromatycznego grzanego wina, którym raczą się przytupujący z zimna spacerowicze. Po chwili robi im się naprawdę gorąco – w rozanielony tłum z rykiem wbiegają kudłate kreatury, okładające gawiedź rózgami. Te rozwrzeszczane i niezbyt przyjemnie pachnące stwory to krampusy – rogate diabły w koźlim futrze, podzwaniające bydlęcymi dzwonkami zawieszonymi na szyi.
Bieg Krampusów to część austriackiej bożonarodzeniowej tradycji. Podobnie jak perchty, które można spotkać w alpejskich wioskach między Bożym Narodzeniem a Świętem Trzech Króli. Ten okres to tzw. Rauhnächten – dwanaście nocy, podczas których po ziemi krążą demony i duchy zmarłych. Odstrasza się je poprzez conocne okadzanie gospodarstw kadzidłem zmieszanym z ziołami.
ŚNIEŻNY SZYK
Zdaniem wielu Salzburg najpiękniej prezentuje się zimą. Nie ma tu wtedy tłumów turystów, na które skarżą się mieszkańcy w czasie ciepłych miesięcy.
DUET WSZECH CZASÓW
Portret Josepha Mohra i Franza Grubera w domu pamięci w Hochburg-Ach. Tych dwóch serdecznych przyjaciół nie miało pojęcia, że przejdą do historii.
CICHA NOC
Tutaj w 1818 r. po raz pierwszy zaśpiewano słynną kolędę. W miejscu dawnego kościoła stanęła pamiątkowa kapliczka. Napis na drzwiach głosi: „Pokój ludziom dobrej woli”.
MISS DZIECIĄTKO JEZUS
Dlaczego salzburski jarmark nazwano imieniem Dzieciątka Jezus? Bo w Austrii to Ono, a nie Mikołaj, jest gwiazdą Bożego Narodzenia (i to Ono przynosi dzieciom prezenty). W czasie jarmarku w Salzburgu odbywają się doroczne wybory Miss Dzieciątko Jezus. Dzieciątko to świąteczna idea, która nie ma fizycznej postaci, ale na potrzeby marketingu trzeba było jakoś ją uosobić. Uznano, że zamiast niemowlęcia lepiej prezentuje się postać anielicy. Co roku młode dziewczyny przebierają się więc w anielskie szaty i występują w roli Dzieciątka Jezus. W czasie Christkindlmarkt odbywają się wybory najpiękniejszego Dzieciątka, a zwyciężczyni prezentuje się publicznie na balkonie rezydencji arcybiskupiej.
Dzieciątko Jezus ma też własny... urząd pocztowy. Mieści się on w miejscowości Christkindl i co roku wypuszcza specjalną linię świątecznych znaczków i stempli pocztowych. Przez tutejszą pocztę przechodzi blisko 2 miliony listów i kartek świątecznych. Austriacy wysyłają je z całego kraju, aby adresaci otrzymali życzenia opatrzone specjalnym świątecznym stemplem. Trafiają tutaj też listy do Dzieciątka pisane przez dzieci z całego świata.
ŚWIĄTECZNY SZLAK
Ziemię Salzburską można zwiedzić według klucza Bożego Narodzenia. Trudno o lepszy sposób, żeby wprowadzić się w świąteczny nastrój – ten szlachetny, a nie plastikowo-brokatowy, jaki od wczesnej jesieni serwuje się nam w supermarketach. Zacznijmy od wizyty w Muzeum Bożego Narodzenia, które umościło się w budynku starego Szpitala Mieszczańskiego w Steyr. Można tam zobaczyć kolekcję blisko 15 tys. eksponatów zebranych przez miłośniczkę świąt Elfriede Kreuzberger. Ręcznie robione ozdoby choinkowe sięgające pierwszej połowy XIX w. dowodzą niezwykłych zdolności i wyobraźni tych, którzy je wykonali. Podobną fantazją wykazał się projektant wagonikowej kolejki, która zabiera chętnych w podróż przez świąteczne scenki odgrywane przez lalki.
Miłośnicy lalkarstwa powinni udać się też na jedną z wystaw starych bożonarodzeniowych szopek. Można je obejrzeć m.in. w Christkindl, Hallein, Steyr (tutejsza szopka ma postać teatru lalkowego) i Muzeum Sztuki Ludowej Regionu Innviertel w Ried im Innkreis, którego skarbem jest oryginalna szopka z kościoła w Oberndorfie. To przed nią pierwszy raz zaśpiewano „Cichą noc”. Po rozebraniu kościoła w 1906 r. szopkę sprzedano kramarzowi z Salzburga. W jego sklepie rozpoznał ją ksiądz Veichtlbauer, który kupił ją do swej kolekcji eksponatów sztuki sakralnej. Tę kolekcję, zawierającą m.in. bożonarodzeniowe jajka i 10 tys. innych eksponatów, ksiądz przekazał muzeum.
Kolejny przystanek na świątecznym szlaku: miejsca związane z życiem Franza Xavera Grubera. Muzyk i nauczyciel urodził się w Hochburg-Ach w wielodzietnej rodzinie tkaczy. Dzięki zaangażowaniu miejscowego proboszcza, który rozpoznał talent chłopca, mały Franz mógł się uczyć gry na organach i robił w tym imponujące postępy. Dom Gruberów już nie istnieje, ale można zwiedzić identyczny w formie, stylu i wystroju, który zachował się w okolicy. Oryginalny jest natomiast zabytkowy budynek szkoły w Arnsdorfie, najstarszej wciąż działającej w Austrii (powstała w 1771 r.). Na piętrze zobaczymy skromne służbowe mieszkanie, które zajmował Gruber w czasach, gdy był tu nauczycielem, i dawne wyposażenie klasy – skrzypiące, drewniane ławki, uczniowskie tabliczki do pisania kredą. Tuż obok stoi kościół Maria im Mösl, którego kuranty wygrywają melodię „Cichej nocy”.
W Austrii można ją usłyszeć tylko w Wigilię. Chociaż tę kolędę śpiewa cały świat w ponad 300 językach i dialektach, w kraju pochodzenia jest zarezerwowana na ten jeden, wyjątkowy dzień w roku. Zamykam oczy i słucham delikatnego brzmienia kurantów. Wciągam nosem powietrze i przypominam sobie zapachy, które towarzyszyły mi w ostatnich dniach. Pachnące żywicą, skrzypiące drewno starego domostwa. Świeże igliwie stroików. Wosk figurek. Suszone owoce, goździki, orzechy i pierniki. To taka oprawa wystarczy. Prosta, czasem nawet skromna. Cicha. Święta.