Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2006-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2006 na stronie nr. 10.

Tekst: Robert Sendek, Zdjęcia: Krzysztof Mania,

Natchnienie Orfeusza


Wybrzeże Bułgarii łączy czar morza, które wdziera się w ukryte zatoczki i na złote plaże, ze wzgórzami pokrytymi winnicami i sadami, które sięgają w głąb toni palcami przylądków i półwyspów. A miasta? Powstały w miejscu stykania się różnych kultur, różnych narodów, zadziwiają nastrojem, zaskakują przeszłością, zdumiewają słońcem i kolorem morza. O bułgarskim wybrzeżu i jego historii można by długo...

 

W historii tego skrawka świata niezatarty ślad pozostawiły najróżniejsze narody: Trakowie, Grecy, Słowianie, Protobułgarzy, Turcy, Ormianie, Rumuni, Cyganie, Żydzi, Gagauzi i Rosjanie. Oprócz Bułgarów najsilniej związani z tymi ziemiami są Grecy, począwszy od pierwszych kolonistów, którzy przybyli tu w połowie I tysiąclecia p.n.e., aż po współczesność. Do dziś w miastach nadczarnomorskich mieszka sporo Greków. Niektórzy z bułgarskich Greków trwale wpisali się w dzieje greckiej kultury i sztuki, tak jak na przykład urodzony w Burgas Kostas Varnalis, który uznawany jest za jedną z ważniejszych postaci we współczesnej literaturze greckiej. Już samo nazwisko świadczy o jego pochodzeniu: rodzina pisarza wywodziła się z Warny.
Wiele legend, mitów, opowieści, podań czy też zwykłych bajęd związanych jest z grecką przeszłością całego bułgarskiego wybrzeża czarnomorskiego. Jak twierdzą bułgarscy uczeni, w miastach nadczarnomorskich zatrzymywali się bohaterowie mitu o Argonautach, którzy wyruszyli do Kolchidy w poszukiwaniu złotego runa. Nie ma zbyt wielu dowodów, które by to potwierdzały, a jedynie drobne poszlaki w rozmaitych wersjach mitu, ale czy komuś to dziś przeszkadza? Z Argonautami czy bez bułgarskie miasta na wybrzeżu Morza Czarnego mają nader interesującą historię.

 

 

Plaże, złote plaże...

Wybrzeże Bułgarii łączy czar morza, które wdziera się w ukryte zatoczki i na złote plaże, z bałkańskimi wzgórzami, pokrytymi winnicami i sadami, które sięgają w głąb toni palcami przylądków i półwyspów. Kurorty nadmorskie i kompleksy turystyczne, takie jak Albena, Złote Piaski, Słoneczny Dzień, Święci Konstantyn i Helena, Słoneczny Brzeg i Diuni usytuowane są w najpiękniejszych punktach wybrzeża. Większość plaż otrzymała prestiżową nagrodę ekologiczną – Błękitną Flagę Unii Europejskiej – w uznaniu dla czystości i użytkowania nacechowanego troską o należyty stan środowiska.

 

 

Między niebem a morzem

 

Nesebyr, dawna Mesembria (a jeszcze wcześniej Menembria, nazwana tak na cześć trackiego króla Menasa) należy do najbardziej urokliwych miast na brzegach Morza Czarnego. Piękna drewniana zabudowa z czasów bułgarskiego odrodzenia narodowego (XIX wiek), niewielkie średniowieczne cerkwie, jakby żywcem przeniesione z dawno minionego świata, częściowo zachowane do dzisiaj mury miejskie, błękitne niebo, granatowe morze i odbijające się w nim słońce – wszystko to tworzy oryginalną i urzekającą mieszankę, której nie sposób się oprzeć.
Oprócz bardzo cennych zabytków miasto ma też prawdziwie pasjonującą historię. Być może w szczegółach ustępuje ona nieco historii Wenecji czy Dubrownika, ale jest niemal równie barwna i porywająca. Do tego – o wiele dłuższa i zdecydowanie o wiele mniej znana. W starożytności niewielkie miasto portowe szczyt sławy osiągnęło w średniowieczu, stając się dużym centrum handlowym i ważnym punktem strategicznym, o które rywalizowały dwie największe bałkańskie potęgi tamtych czasów: cesarstwo bizantyjskie i państwo bułgarskie.
Nesebyr latem nie jest najodpowiedniejszym miejscem dla osoby, która w ciszy i spokoju chce kontemplować piękno architektury, szukać śladów historii i w blasku zachodzącego słońca rozczytywać się w starych kronikach. Rzesze przyjezdnych, którzy rozmawiają w tysiącu najróżniejszych języków, mogą w tym trochę przeszkadzać. Jeśli jednak ktoś chce poczuć klimat dużego miasta handlowego, jakim Nesebyr był przed wiekami, jeśli ktoś zechce się zanurzyć w ten wielobarwny, hałaśliwy tłum, w którym pojawią się przedstawiciele rozmaitych nacji, by wypocząć, wypić piwo, zrobić zdjęcia i popływać – lato będzie dla niego idealną porą. Wtedy tak naprawdę można czuć to, co w średniowieczu musiał czuć prowincjusz, który z głębi rzadko zaludnionego lądu przybywał na zatłoczone wybrzeże: zdumienie bujnością życia, jego różnorodnością, zmieszanie hałasem czy nawet lęk przed tłumem, do którego nie przywykł.
W Nesebyrze zachowało się do dziś mnóstwo średniowiecznych zabytków, dlatego też bywa on czasem nazywany „bułgarską Rawenną”. Malownicze cerkwie, wczesnobizantyjskie mury miejskie, wąskie uliczki zabudowane drewnianymi domami – wszystko to sprawia, że miasto ma w sobie klimat zamierzchłej przeszłości. Są tu zaułki, w których czas zatrzymał się wieki temu. I gdyby nie ludzie z aparatami fotograficznymi, wydawać by się mogło, że lada chwila zza rogu wyłoni się strojny, kipiący złotem orszak jakiegoś bizantyjskiego dostojnika, przybywający z Konstantynopola z listem od samego cesarza, a z portu odpłynie na południe potężna dromona z transportem doskonałego trackiego wina. Wrażenie jest bardzo silne, w końcu niektóre budynki, no i wszystkie mewy, słońce oraz morze są dokładnie takie same jak osiemset lat temu...
Błąkając się wąskimi uliczkami współczesnego Nesebyru, co krok odkrywamy skarb. Jedno z najpiękniejszych miejsc to usytuowany niemal pośrodku starówki niewielki zielony placyk, na którym stoi jakby malowana piórkiem cerkiew Chrystusa Pantokratora. Została ona wybudowana w XIII lub XIV wieku, kiedy miasto, zamieszkane w dużej mierze przez Greków, znajdowało się w granicach państwa bułgarskiego. Niezbyt wysoka sylwetka cerkwi jest prawdziwą kwintesencją bałkańskiego średniowiecza: doskonale zachowane ściany tworzą oryginalną, barwną kompozycję, zdobną w bogate wzory geometryczne. Mury cerkwi, wzniesione z przekładanych na zmianę warstw czerwonej cegły i jaśniejszego kamienia, doskonale komponują się z okoliczną drewnianą zabudową.
Takich miejsc jest w Nesebyrze mnóstwo. Każda cerkiew, każdy dom, każdy kamień mają jakąś swoją małą tajemnicę, jakąś romantyczną historię, która sprawia, że samodzielne ich odkrywanie staje się prawdziwą przyjemnością.
Ale Nesebyr to nie tylko budynki. Jak twierdzą miejscowi Grecy, do dzisiaj mieszkają tutaj potomkowie jednego z ostatnich cesarzy bizantyjskich, który miał się schronić w Nesebyrze po wygnaniu z Konstantynopola. Mieszka tu też podobno rodzina grecka, która wywodzi swój ród od... Lizymacha, legendarnego wodza, jednego z najbliższych towarzyszy samego Aleksandra Wielkiego, a później króla Tracji i Macedonii. Ponieważ wśród krewnych ród ów wymienia Konstantyna Wielkiego, najpopularniejszym imieniem męskim w rodzinie jest oczywiście Konstantyn.

 

 

Boom Złotych Piasków

Jeśli ktoś nie był w Złotych Piaskach przez jakiś czas, będzie miał niemałe kłopoty, by je rozpoznać. Ten od dawna znany kurort to jedna z najważniejszych przystani dla turystów na czarnomorskim wybrzeżu Bułgarii. Jednak dzisiejszy błyskawiczny rozwój tej miejscowości doprawdy oszołamia. Budowlany boom powoduje, że kolejne hotele pojawiają się we wszelkich dostępnych miejscach, a gromady urlopowiczów jeszcze przed rozpoczęciem wielkiego sezonu (w połowie czerwca) robią imponujące wrażenie.
Są to przede wszystkim ludzie młodzi, wdzięczna klientela fast foodów, dyskotek, licznych barów. Tłok, szum, wszechobecna muzyka, śmiech – oto typowe atrybuty bułgarskiego ośrodka na północnym odcinku wybrzeża, niedaleko Warny. Plaża, mnóstwo atrakcji, ciepłe, gościnne morze – to jest prawdziwy raj dla młodzieży. Nie szkodzi, że nie kameralny.

 

 

Nesebyr. Między morzem a niebem.

Nowy Nesebyr rozwija się obok starożytnego centrum.To też ludne plaże i nowoczesne hotele jak spod igły, choć niższe i trochę mniej stłoczone niż w Złotych Piaskach.

Postanowiono więc zbudować w Warnie świątynię, która przewyższy wspaniałością wszystkie miejscowe cerkwie greckie. Udało się!

 

Orfeusz niezgody

 

Słonecznego i niemal sielankowego krajobrazu bułgarskiego wybrzeża nie psują lokalne spory, takie jak ten, który wybuchł ostatnio pomiędzy greckimi a bułgarskimi firmami turystycznymi. Otóż całkiem niedawno grecka federacja turystyczna przygotowała z myślą o turystach rosyjskich spoty reklamowe, w których pod hasłem „Przyjedźcie do kraju Orfeusza” zachęcała Rosjan do odwiedzenia Grecji. Bułgaria zareagowała na to dość gwałtownie, wywołując krótkotrwałe spięcie między obydwoma krajami.
Orfeusz, jako starożytne bóstwo trackie, wraz z Dionizosem i Spartakusem uznawany jest za ważny element narodowego dziedzictwa Bułgarów. Dzieje się tak, ponieważ Bułgarzy uważają, iż jako naród powstali poprzez asymilację trzech wielkich ludów, które zamieszkiwały niegdyś te tereny: Słowian, Protobułgarów i właśnie Traków. Wszystkie one, przemieszane drogą małżeństw, z czasem stopiły się w jeden naród, który choć mówi dziś językiem słowiańskim, to jednak przechował elementy pozostałych dwóch zasymilowanych ludów. W końcu na przykład imię Borys, które zrobiło światową karierę, jest podobno protobułgarskie, zaś znany z bułgarskiego wybrzeża oryginalny taniec nestinarów (tańczących gołymi stopami po rozżarzonych węglach) ma być spadkiem po starożytnych kultach trackich.
Kiedy więc Grecy ogłosili swą ojczyznę „krajem Orfeusza”, wybuchł skandal, tym bardziej że Grecja chciała uczynić krok dodatkowy i objąć imię Orfeusza „zastrzeżonym znakiem towarowym”, do używania którego mieliby prawo wyłącznie Grecy.
Dla człowieka z Europy Środkowej cały spór brzmi być może zabawnie, jednak na Bałkanach, gdzie słońce świeci mocniej, a rakija szybciej uderza do głowy, wszelkie spory mają o wiele burzliwszy przebieg.

 

 

Okruchy

 

Ślady greckiej obecności na bułgarskim wybrzeżu można odkryć właściwie w każdej nadmorskiej miejscowości. Ot, na przykład Warna, gdzie niemal do pierwszej wojny światowej język grecki był w powszechnym użyciu. Do dziś pozostały tu cerkwie, wybudowane jeszcze przez Greków, choć obecnie większość wiernych to już Bułgarzy. Okruchów greckiej przeszłości jest tu niemało, choć czasem trzeba ich poszukać.
We wnętrzu niewielkiej cerkwi Świętej Bogurodzicy Panagija zachowała się mała marmurowa płyta, która w języku greckim informuje: „Cerkiew tę, poświęconą świętej naszej Bogurodzicy, zbudowano dzięki pomocy wszystkich szlachetnych chrześcijan tego miasta, rok 1602”. Cerkiew jest niska i niepozorna, ale to najstarsza świątynia w mieście. To zresztą charakterystyczne, że najstarsze cerkwie Warny są greckie.
W chwili wyzwolenia kraju spod panowania tureckiego (1878 rok) w zdominowanej przez cudzoziemców Warnie istniały aż cztery cerkwie greckie i tylko jedna bułgarska, urządzona na dodatek w budynku szkoły. Bułgarzy, przez wieki podporządkowani greckiemu duchowieństwu i zależni od patriarchatu w Konstantynopolu, domagali się nabożeństw we własnym języku, swoich kapłanów i niezależności kościelnej, a drogą do tego było budowanie własnych cerkwi. Postanowiono więc zbudować w Warnie świątynię, która przewyższy wspaniałością wszystkie miejscowe cerkwie greckie. Udało się: zatrudnieni na tę okazję architekci, zainspirowani architekturą Peterhofu, rezydencji carów Rosji, stworzyli (w latach 1880–1886) cerkiew Zaśnięcia Bogurodzicy: dużą, obszerną, pięknie zdobioną.
Ale Grecy na wybrzeżu pozostawili po sobie nie tylko cerkwie. W tej części kraju szczególnie dużo jest nazw greckich. Wiele miast tego regionu miało, a nawet wciąż jeszcze ma, nazwy bądź to czysto greckie (jak przykładowo Achtopol, co wyprowadza się z greckiego Agatopolis – „miasto szczęścia”), bądź zgrecyzowane (jak Odessos – starożytna, zgrecyzowana tracka nazwa Warny).
Czasem ślady greckiej obecności wiążą się z najbardziej chyba ulotnymi zabytkami przeszłości: legendami. Na północ od Warny znajduje się niewielkie miasteczko, słynące z oryginalnego pałacu oraz przepięknego ogrodu botanicznego. To Bałczik. Miasto zostało założone przez greckich kolonistów w połowie I tysiąclecia p.n.e., jako jedna z najstarszych kolonii greckich na wybrzeżu bułgarskim. Zgodnie z legendą, która wyjaśnia starożytną nazwę miasta, pewnego dnia wielka burza wyrzuciła na brzeg morza posąg boga Dionizosa. Mieszkańcy miasta odczytali to jako znak niebios: zbudowali bogu świątynię, a miasto odtąd nosiło nazwę Dionizjopolis. Krążą także opowieści, jakoby w głębokiej starożytności miasto miało być lokalnym ośrodkiem kultu Afrodyty, ponieważ greccy koloniści wierzyli, iż tu właśnie, a nie na Cyprze, ze spienionych fal Morza Czarnego miała wyjść na brzeg piękna bogini. Ile w tym prawdy – chyba sama Afrodyta tylko wie, fakt jednak pozostaje faktem: uroda okolic, mocne wino oraz słońce mogą stanowić idealne natchnienie do powstawania najróżniejszych legend i mitów, nie tylko greckich.
O Bałcziku opowiada się także, iż zawędrował tutaj wygnany przez cesarza Oktawiana Augusta Owidiusz, nazywając go Białym Miastem. Może to i prawda, jeśli się jednak wnikliwiej przejrzy historię nadczarnomorskich miast Bułgarii i Rumunii, okaże się, że nieszczęsnemu Owidiuszowi życia by nie starczyło, by odwiedzić wszystkie miejsca, które przypisują sobie jego wizytę.
O bułgarskim wybrzeżu i jego historii można by długo... Nesebyr, Warna, Bałczik to tylko trzy miejsca. A gdzie słynący z drewnianej zabudowy Sozopol, cichy i spokojny Achtopol, niesamowity przylądek Kaliakra? To miejsca równie interesujące, mające własne legendy, własną przeszłość. Powstały w miejscu stykania się różnych kultur, różnych narodów, zadziwiają nastrojem, zaskakują przeszłością, zdumiewają słońcem i kolorem morza. Gdyby Orfeusz mógł na początku XXI wieku przespacerować się uliczkami Nesebyru, zanurzyć rozgrzaną słońcem skórę w spienionej wodzie morskiej, a wieczorem wychylić puchar rubinowego wina, z pewnością byłby zachwycony.
Może nawet, przegryzając w którejś tawernie szopską sałatkę, skomponowałby na cześć tych miejsc jakąś porywającą pieśń?

 

Z dala od zgiełku

Na coraz dłuższych odcinkach bułgarskiego wybrzeża nie ma już dawnej swobody, jaką daje wejście na dziką plażę z pobliskiej szosy czy dróżki. Żeby ją znaleźć, trzeba jechać na południe, w kierunku tureckiej granicy, do pięknego Sozopola (zwanego przez starożytnych Greków Apollonią) albo i dalej. Piasek może nie tak piękny i drobny, mniej restauracji i barów, ale jest prostota, cisza i luz. Wielu Bułgarów wybiera się na wypoczynek właśnie tam. Dobrze wiedzą, co robią.