Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2019-01-01

Artykuł opublikowany w numerze 01.2019 na stronie nr. 30.

Tekst i zdjęcia: Jerzy Nowiński,

Ren, złoty Rolls i dwa smoki


Warowny Drachenfels z swej skały

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Chmurnie na Renu bieg spoziera,

Który rozdęte wodne wały

W dwóch winnych brzegach rozpościera.

Na wzgórzach drzewa kwitną gęste;

Niwy plon wróżą pożądany;

Wśród niw i wzgórzy wioski częste;

Lśnią w słońcu białych domków ściany...

„Wędrówki Childe Harolda” – poemat Lorda Byrona

 

Przejazd doliną środkowego Renu nie należy do najłatwiejszych, przy czym problemem nie jest wąska, kręta droga, ale leżące po obu stronach rzeki zamki. Kiedyś lokalni możni pobierali na nich myto, dziś jest jeszcze gorzej – przy każdej z ponad sześćdziesięciu warowni musimy zrobić sobie przynajmniej kilka zdjęć. Dodam, że w szybkim pokonaniu trasy nie pomagają urocze miasteczka, średniowieczne kościoły i malownicze winnice ciągnące się na zboczach doliny.

 

DAS IST ROMANTISCHE

Złote jelenie i pełno neogotyckich wieżyczek w pałacu Drachenburg to pozostałości po romantykach, którzy w XIX w. opanowali dolinę Renu.

WIEKOWE ZĄBKI

Już nie parowa, ale elektryczna – to wciąż najstarsza linia kolei zębatej w Niemczech.

ZADANO SZYKU

Pałac Drachenburg przywrócono do oryginalnego stanu, choć może i szkoda, bo wizja ekscentrycznego Paula Spinata była równie ciekawa.

 

SMOCZA SKAŁA

 

Taki natłok atrakcji to nie przypadek, bo długa na 130 km trasa jest jedną wielką lekcją historii. Na brzegach Renu osiedlali się Celtowie, później Rzymianie, następnie plemiona germańskie. Dolina znajdowała się w sercu państwa Karolingów, jednak większość zamków, które zachowały się między miejscowościami Bingen a Bonn, pochodzi z okresu Palatynatu Reńskiego. Dla lokalnych możnych kamienne fortece pełniły rolę punktów celnych i zabezpieczenia na wypadek buntów bądź najazdów. Jednak z biegiem czasu twierdze podupadły i do naszych czasów dotrwałoby wyłącznie kilka ruin, gdyby nie romantyzm, który w XIX w. opanował Europę. Dolina Renu stała się celem podróży pisarzy, muzyków, malarzy, odżyły dawne legendy i mity, a arystokracja wraz z bogatą burżuazją ruszyły do odbudowy rozpadających się warowni. Równolegle na wysokich zboczach możni stawiali pałace, których styl nawiązywał do epoki średniowiecza. Dziesiątki wieżyczek, kamienne ściany i malowidła udające antyczne miały w zamyśle kreować atmosferę prastarych wieków, jednak zaskakująco często dominował kicz. Przez cały ten czas na stokach doliny rosła winorośl, a w dębowych beczkach dojrzewał riesling...

Przyznam, że Smoczą Skałę zwiedziłem przez przypadek. Pomimo że miejsce to ściągało turystów z całego świata już od początków XIX w., aby tam dziś trafić, trzeba zboczyć z utartego szlaku. Wszystko za sprawą UNESCO, które po wpisaniu doliny środkowego Renu na listę światowego dziedzictwa ograniczyło ten zabytkowy obszar do wysokości Koblencji. Ze wstydem przyznaję, że podczas pierwszej wizyty perspektywa podziwiania sześćdziesiątego pierwszego oraz sześćdziesiątego drugiego zamku również i we mnie nie wzbudziła nadmiernych emocji.

A szkoda! Historia Smoczej Skały jest bowiem niezwykła i jeśli chcemy zrozumieć magię doliny Renu, najlepiej wybrać się właśnie tam. Na przestrzeni dosłownie jednego kilometra kwadratowego znajdziemy średniowieczny zamek, zabytkową kolej, neogotycki pałacyk, winnice oraz poznamy kilka romantycznych legend.

Drachenfels, bo tak po niemiecku nazywa się to wzniesienie, wchodzi w skład Siedmiogórza i już od czasów imperium rzymskiego pozyskiwano tu trachit, surowiec wykorzystywany m.in. przy budowie katedry kolońskiej. Jego wydobycie trwało przez setki lat, jednak działalność kamieniołomów negatywnie wpływała na stabilność wzgórza, które z czasem zaczęło się osuwać. Do zachowania tego pomnika przyrody przyczynili się romantycy, którzy w XIX w. upodobali sobie tę okolicę. Pod ich wpływem w 1836 r. rząd pruski za kwotę 10 tys. talarów wykupił całą górę i zapewnił jej prawną ochronę przed dalszymi zniszczeniami związanymi z eksploatacją trachitu. Wydarzenie to było znaczące, bowiem dziś uznaje się je za pierwszą próbę konserwacji przyrody w Prusach, a utworzony w ten sposób teren – za protoplastę niemieckich parków narodowych.

Drachenfels ponownie wpisało się w historię Niemiec 17 lipca 1883 r., bo dokładnie wtedy oddano do użytku najstarszą w kraju, a siódmą na świecie kolej zębatą. Prowadzi ona na sam szczyt Smoczej Skały, jej długa na 1,5 km trasa wspina się 300 m i kończy przed ruinami zamku Drachenfels. Podjazd stromym zboczem, nachylonym pod kątem dochodzącym do dwudziestu stopni, był możliwy dzięki nowoczesnej jak na tamte czasy technologii trzeciej zębatej szyny. Koszt całego przedsięwzięcia zamknął się w kwocie 617 tys. marek niemieckich, czyli równowartości dzisiejszych 32 mln złotych. Jest to o tyle zaskakujące, że mówimy o epoce rewolucji przemysłowej, a kolejka pełniła rolę wyłącznie rekreacyjną.

Do 1957 r. turystów woziła lokomotywa parowa, natomiast dziś pod górę zabierze nas tramwaj elektryczny. Wnętrze wagonu jest niezwykle urokliwe, a wrażenia dopełnia starszy motorniczy i jego oryginalna torba na monety. Z czerwonej skórzanej ławy możemy podziwiać widoki Drachenfels dokładnie tak, jak od 1883 r. robili to niemieccy mieszczanie.

 

PRZY LAMPCE

Czy można wyobrazić sobie lepsze miejsce do wypicia reńskiego rieslinga niż tradycyjna winiarnia leżąca u podnóża Drachenfels?

 

SEN O ŚREDNIOWIECZU

 

Leżący na zboczach Smoczej Skały pałac Drachenburg jest idealnym przykładem stylu, jaki dominował w dolinie środkowego Renu pod koniec XIX w. Charakteryzują go odrobinę zbyt ekspresyjne złote jelenie, neogotyckie wieżyczki i „antyczne” malowidła przedstawiające sceny z greckich eposów. Całość, pomimo wrażenia lekkiego kiczu, zgrabnie wkomponowuje się w panoramę Drachenfels. Warto odwiedzić tę posiadłość choćby po to, żeby zobaczyć, jak kiedyś wyobrażano sobie średniowiecze – sekretne przejścia, wielkie tarasy i monumentalna klatka schodowa. Chwile spędzone w pałacowych murach to przyjemność, ale żeby zrozumieć Drachenburg, należy poznać jego losy.

Rezydencja została ufundowana przez Stephana von Sartera, syna oberżysty, który dorobił się majątku na spekulacjach giełdowych (i przypadkowemu finansowaniu Kanału Sueskiego). Za pieniądze kupił sobie tytuł diuka oraz wybudował neogotycką posiadłość, w której jednak nigdy nie zamieszkał. Po śmierci Sartera pałac Drachenburg przechodził z rąk do rąk. Kolejni właściciele planowali przekształcić go w kurort wypoczynkowy czy park rozrywki (burząc przy okazji zabytkową średniowieczną farmę). Ostatecznie ze śmiałych planów, w które wchodziła budowa hotelu i lądowiska dla zeppelinów, wyszło stosunkowo niewiele i na terenach przypałacowych powstało tylko kilka domków letniskowych, ogród, a we wnętrzu rezydencji urządzono galerię sztuki. Dalsze losy posiadłości były jeszcze bardziej zawiłe: przekształcono ją w katolicką szkołę Braci Szkolnych, następnie stała się elitarną placówką edukacyjną imienia Adolfa Hitlera dla młodzieży SS, pełniła rolę siedziby armii amerykańskiej, obozu dla uchodźców, centrum szkoleniowego związku kolejarzy RFN, aż wreszcie popadła w ruinę.

Kiedy już szykowano się do wyburzenia pałacu, uratował go ekscentryczny Paul Spinat. Drugi po Sarterze nowobogacki w historii pałacu Drachenburg zainwestował kilka milionów marek w odnowienie całej posiadłości. Prace renowacyjne były przy tym zaskakująco... odważne: ogrodowe posągi zrobiono z betonu, postawiono „oryginalną” rzeźbę Michała Anioła czy równie autentyczny tron Ludwika XIV, natomiast freski malowali okoliczni artyści, przy czym krążyła plotka, że Spinat zatrudniał każdego, kto miał siłę utrzymać w rękach pędzel.

Żeby w pełni oddać gust nowego właściciela, dodam, że pod Drachenburg podjeżdżał on pomalowanym na złoto rolls-royce’em. W trakcie bankietów, na których gościł m.in. Andy Warhol, gospodarz grał na organach, a do zaproszonych osobistości schodził po pięknie zdobionych schodach. Pewnie nie byłoby to aż tak szokujące, gdyby nie informacja, że instrument okazał się atrapą (o czym nie wiedziała nawet żona Paula), muzykę puszczano z playbacku, a wstawione na środku sali balowej schody prowadziły donikąd. Spinat na początku każdego bankietu chował się za kotarą i potrafił czekać tam nawet przez godzinę, żeby finalnie zejść i przywitać wszystkich gości.

Ostatecznie Drachenburg został wpisany na listę zabytków w 1986 r. Po śmierci ostatniego właściciela fundacja Północnego Renu i Westfalii zajęła się przywróceniem pałacu do oryginalnego stanu, w jakim możemy go dziś oglądać.

 

Z PORTRETU I Z POEMATU

Mieszczące się na szczycie wzgórza ruiny zamku Drachenfels to magnes dla poetów i malarzy. Pisał już o nim lord Byron, a malował William Turner.

 

PLENER TURNERA

 

Jeśli znajdująca się w połowie wysokości wzgórza posiadłość to replika, na samym szczycie Smoczej Skały znajdziemy prawdziwy zabytek. Widoczne już z daleka ruiny to pozostałości po XII-wiecznym zamku Drachenfels. Decyzję o jego budowie wydał arcybiskup, który w ten sposób zamierzał zabezpieczyć od południa pobliską Kolonię. Średniowieczna forteca była siedzibą rodu nadreńskich możnych, jednak jej strategiczne znaczenie zmalało po tym, jak pobliskie Bonn otoczono murami. Ostatecznie do upadku zamku Drachenfels przyczynili się Szwedzi, którzy wysadzili twierdzę w trakcie wojny trzydziestoletniej. Do naszych czasów dotrwał wyłącznie fragment głównej baszty i zewnętrzna ściana pomieszczeń mieszkalnych, jednak polecam odwiedzić to miejsce. Widok roztaczający się ze szczytu jest zachwycający, a szeroka panorama leżących u stóp Drachenfels miasteczek, widoczne w oddali zamki i szeroka wstęga płynącego między wzgórzami Renu zachęcają do refleksji.

Nie jestem jedynym, którego urzekła atmosfera średniowiecznych ruin. Zamek Drachenfels opisywał angielski pisarz lord Byron, sylwetkę Smoczej Skały znajdziemy na obrazach Williama Turnera. XIX-wieczni romantycy odwiedzali te okolice w poszukiwaniu tajemnic i legend. U podnóży Drachenfels Zygfryd, bohater germańskiego eposu „Niedoli Nibelungów”, pokonał terroryzującego okolicę smoka. Obmycie się w jego krwi zapewniło mu odporność na ciosy. Smocza Skała była pechowa również dla innego gada, któremu oddano na pożarcie zniewoloną dziewicę. Gdy potwór miał rzucić się na swoją ofiarę, ta zasłoniła się krucyfiksem. Pod jego wpływem przerażony smok rzucił się do Renu, a pogański książę nawrócił się na chrześcijaństwo.

Pradawne legendy najlepiej opowiada się przy lampce wina, dlatego na zakończenie wizyty na Drachenfels polecam zejść do mieszczącej się u podnóża góry winiarni. Siedząc na skraju winnicy, będziemy mogli skosztować pysznego rieslinga i pogrążyć się w lekturze „Wędrówek Childe Harolda”:

A feudalnych zamków mury

Szarzeją wśród zieleni świeżej.

Z tego urwiska, z tamtej wieży,

Z jej zapadłego wpół sklepienia

Minione mówią pokolenia.