Przekroczenie ponad 100-letniego Kanału Panamskiego brzmiało jak wyzwanie i przygoda. Miało być dla nas symbolicznym początkiem lądowej części wyprawy i poznawania Ameryki Środkowej.
Dostępny PDF
Niemożliwe stawało się rzeczywistością. Zakończyliśmy właśnie swój drugi „jachtostopowy” rejs i po przepłynięciu prawie 4800 mil morskich, po ponad 30 dniach żeglugi, dotarliśmy z Wysp Kanaryjskich do Panamy – do małego portu Shelter Bay w okolicy Colón na wybrzeżu Atlantyku.
Oprócz kilkudziesięciu jachtów, sklepu z lokalnymi produktami, basenu, siłowni i kawiarni z ujmującym napisem „It’s 5 o’clock somewhere” nie było tu zupełnie nic. Najbliższe miasteczko było oddalone od mariny o jakieś 1,5 godziny taksówką, a prawie wszyscy obecni przybyli w jednym celu: zdobyć pozwolenie na przepłynięcie Kanału Panamskiego. Niektórzy czekali od kilku dni, inni od kilku tygodni. My wiedzieliśmy, że warto utknąć tu nawet na dłuższą chwilę, by spełnić marzenie o zobaczeniu Pacyfiku z pokładu jachtu.
MIĘDZY OCEANAMI
Podróż w Kanale Panamskim (łączącym Atlantyk z Oceanem Spokojnym) wymaga sprawnej współpracy załogi jednostki, pilotów oraz obsługi śluz.
BRAMA DO DESZCZOWEGO LASU
Na szlaku trekkingowym Sendero Los Quetzales, wiodącym z Cerro Punta do Boquete przez Park Narodowy Wulkanu Baru. Znajdujący się tutaj las deszczowy należy do pasma górskiego Cordillera de Talamanca i jest miejscem występowania wielu rzadkich gatunków roślin i zwierząt.
ŚLUZOWANIE
Powstanie tego państwa to właściwie efekt budowy kanału. W 1904 r., kiedy Amerykanie podjęli kolejną już próbę stworzenia szlaku wodnego do Indii, tereny obecnej Panamy należały do Kolumbii. W związku z konfliktami pomiędzy amerykańskim i kolumbijskim rządem Stany Zjednoczone postanowiły wesprzeć ruchy niepodległościowe na terenach Panamy, co doprowadziło do wybuchu powstania. W zamian za jego militarne wsparcie Amerykanie zażądali zgody na budowę kanału oraz wyłączności na zarządzanie nim. Dopiero w 1999 r. władza nad tym strategicznym przesmykiem została przekazana w ręce samych Panamczyków.
We współczesnej wersji kanał mierzy ponad 80 km długości. Jego pokonanie zajęło nam prawie 12 godzin. Zaczęło się o 4 nad ranem, kiedy to na naszym pokładzie wylądowały cztery grube cumy i sześć ogromnych odbijaczy. Po około 30 minutach spędzonych na kotwicowisku dołączył do nas pilot. Kanał przekraczaliśmy połączeni w trimaran razem z dwoma innymi jednostkami.
Zaczęło się od niezwykle ciekawego widowiska, czyli śluzowania, wymagającego sprawnej i zgranej pracy na cumach oraz oddania całkowitej kontroli nad jachtem wyszkolonemu pilotowi. Do pokonania mieliśmy na początek trzy śluzy, z których najwyższa miała prawie 22 m wysokości i 730 ton wagi. Szerokość każdej z nich mieściła się w granicach 33,5 m. My poruszaliśmy się tu bez większych problemów, ale płynącym przed nami i za nami kontenerowcom czy tankowcom pozostawało tylko 60–70 cm zapasu z każdej burty.
System Śluz Gatuńskich podniósł nas na wysokość 26 m n.p.m. – poziom, na którym zlokalizowane było sztuczne jezioro Gatun. Kolejne kilkanaście kilometrów pokonywaliśmy tunelem wykopanym w skałach, aż dopłynęliśmy do następnego systemu śluz. Po ich przejściu dotarliśmy na Isla Flamenco, do jednego z najdroższych portów, w jakich nocowaliśmy w życiu, aby podziwiać błyszczące w blasku drapaczy chmur, rozpościerające się nad wybrzeżem Oceanu Spokojnego – Panama City.
HALO, TU WULKAN
Widok z wulkanu Baru (3475 m n.p.m.), najwyższego szczytu Panamy. Anteny radiowe zlokalizowane tuż poniżej wierzchołka góry są charakterystycznym elementem krajobrazu.
WESOŁY AUTOBUS
Diablo rojo, czyli transport miejski w Panama City. Tutejsze busy są bardzo dekoracyjne, a po ulicach zatłoczonego miasta pędzą z ogromną prędkością.
W KOLONIALNYM KLIMACIE
Casco Viejo – zabytkowe, XVII-wieczne centrum Panama City. Od 1997 r. jest wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
RÓŻNE ŚWIATY PANAMA CITY
Z tej niegdyś żyjącej handlem morskim, małej indiańskiej rybackiej wioski wyrosła najbardziej kosmopolityczna metropolia Ameryki Środkowej. Panama City łączy w sobie wiele światów. Pierwszym, do którego trafiliśmy, był ten ukryty w cieniu dworca Albrook, będący ogromną i przeludnioną dzielnicą slumsów. Wiedzieliśmy, że mieszkańcy obserwują tu każdy nasz krok. Otaczały nas szare blokowiska, schrony i ruiny budynków, które trudno byłoby nazwać domami. Wszędzie porozrzucane śmieci, blaszane punkty gastronomiczne, no i okropny zapach. Mijali nas ludzie, w których oczach można było dostrzec smutek i żal. Pierwszy raz w życiu widzieliśmy taką biedę, w tym dziesiątki brudnych i zaniedbanych dzieci biegających po ulicach. Czuliśmy niepokój, bo spacer w tej okolicy nie był raczej bezpieczny dla zagubionych gringos.
Potem przekroczyliśmy jeden most i wylądowaliśmy w innym świecie! Casco Viejo to zabytkowa, stara część stolicy. Została zbudowana w XVII w., osiem kilometrów od pierwotnej siedziby miasta, zniszczonej przez walijskiego pirata Henry’ego Morgana. Dziś przepięknie odnowione kolonialne budynki sprawiają, że jest to jedna z najchętniej odwiedzanych części Panama City. Nowoczesne bary, restauracje i galerie sztuki przyciągają dziesiątki turystów. My rozpoczęliśmy swój spacer od podziwiania El Palacio de Las Garzas – siedziby prezydenta kraju.
Mijaliśmy pełne ukrytej historii ulice, urocze dziedzińce, kamienice z ozdobnymi balkonami, obeliskami i pomnikami. Dotarliśmy do Plaza de la Independencia, symbolicznego miejsca z pomnikiem przypominającym wyswobodzenie od kolumbijskich rządów. Stąd trafiliśmy na miejsce poświęcone ludziom, którzy zginęli podczas budowania Kanału Panamskiego. Zdecydowanie największe wrażenie zrobiły na nas jednak ruiny kościoła i klasztoru Jezuitów, dwukrotnie zniszczone przez pożar i trzęsienie ziemi, a obecnie odbudowywane. Cała historyczna część miasta od 1997 r. jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Przepiękna promenada biegnąca nad brzegiem Pacyfiku zaprowadziła nas do najnowszej, pełnej drapaczy chmur, zmodernizowanej części stolicy. Ten dwudziestominutowy spacer sprawił, że poczuliśmy się jak... w Miami. Siedziby wielkich korporacji i banków, modne restauracje i hotele, błyszczące kryształami galerie handlowe i kasyna. Obok – luksusowe apartamenty na sprzedaż, których ceny zaczynają się od 200 tys. dolarów. Dla Panamczyków to nieosiągalna suma, dla imigrantów też wysoka, mimo to budynków wciąż przybywa. Wszędzie pełno drogich samochodów i spieszących się gdzieś ludzi. O tym, że wciąż jesteśmy w Ameryce Łacińskiej, przypominały tylko pędzące po ulicach z zabójczą prędkością tutejsze busy diablo rojo, z których słychać było dudniący, ogłuszający reggaeton.
Najbardziej latynoamerykańską częścią miasta są okolice Avenida Central. Energetyzująca, chaotyczna dzielnica ulicznych straganów, wielobranżowych sklepów i małych jadłodajni pełni funkcję łącznika pomiędzy kilkoma światami Panama City. Bałagan, który tu panuje, ma jednak w sobie jakieś niewyjaśnione uporządkowanie. Każdy odgrywa tutaj swoją rolę: ktoś zajmuje się sprzedażą, inny gra w szachy w cieniu drzew, biegnie na spotkanie ze znajomymi, jest pochłonięty wykładaniem towaru na stanowiska lub koncertuje na gitarze i śpiewa, próbując przebić się przez rozwrzeszczany tłum przechodniów.
DOBRE MIEJSCE NA EMERYTURĘ
Stolica kraju jest świetnie skomunikowana z wybrzeżem i regionami górskimi. Po kilku dniach spędzonych w zabieganym mieście postanowiliśmy uciec w stronę prowincji Chiriquí, do Boquete. Niezwykle przyjemny wiosenny klimat panujący przez cały rok, naturalne piękno oraz mnogość oferowanych tras trekkingowych sprawiają, że Boquete uznano nie tylko za jeden z lepszych urlopowych kierunków, ale też za świetne miejsce na spokojną emeryturę... Dziś w miasteczku i okolicznych wioskach mieszka wielu ekspatów z Ameryki Północnej. Kilkoro z nich mieliśmy okazję spotkać osobiście.
Właścicielka ścieżki turystycznej, wiodącej do ukrytych wodospadów, wybudowała tu niedawno swoją willę. Lata temu zajmowała się prowadzeniem restauracji, ale bycie szefem kuchni w Panamie sprawiało zbyt dużo trudności. Nazbyt sprecyzowane oczekiwania żywieniowe lokalnej ludności nie pozwalały rozwinąć skrzydeł w dziedzinie egzotycznych smaków. Teraz kobieta zajmuje się organizacją wycieczek dla rosnącej rzeszy turystów odwiedzających przygraniczne tereny Panamy.
Z kolei sześćdziesięciokilkuletnia Kanadyjka kupiła piękny dom z ogrodem kilka kilometrów od Boquete. Na emeryturze postanowiła realizować się w pracy wolontaryjnej w szpitalach i domach pomocy. Zdążyła też adoptować dwa bezdomne psy.
Starsze małżeństwo ze Stanów Zjednoczonych, zmęczone gonitwą wielkich amerykańskich metropolii, wyemigrowało tutaj w poszukiwaniu spokojnego życia. Osiedlili się w Chiriquí i zwiedzają Panamę swoim terenowym samochodem.
Jak duża jest populacja żyjących tu Amerykanów i Kanadyjczyków, mieliśmy szansę się przekonać, gdy odwiedziliśmy słynny w okolicy Mike’s Global Grill – lokal prowadzony przez anglojęzyczną obsługę. Wśród gości trudno było znaleźć kogoś mówiącego po hiszpańsku.
Boquete to nie tylko „świat spokojnej emerytury”, to także region słynący z uprawy kawy, w tym gatunku geisha, który zadowoli nawet najbardziej wymagające podniebienia. Plantacje i posiadłości pracujących na fincas Indian rozciągają się wzdłuż stromych gór i wulkanów. A jaki jest sekret wyjątkowej panamskiej kawy? Nasłonecznienie, wysokość nad poziomem morza, wilgotność, jakość gleby – wszystko ma znaczenie. Im wyżej, tym kawa szybciej dojrzewa i owocuje, ziarna będą jednak wtedy traciły na zawartości kofeiny. Sekret polega więc na osiągnięciu równowagi między obydwoma czynnikami. Także ważna jest wilgotność – najlepiej ani zbyt wysoka, ani zbyt niska. Kunsztu uprawy dopełnia proces palenia, od którego zależy ostateczny efekt sensoryczny – kawa zyskuje wytrawny lub mocny, gorzki, niepowtarzalny smak i aromat.
NIE TYLKO KAWA
A jakie jeszcze atrakcje zaoferuje Panama? Offroadową wyprawę samochodem z napędem na cztery koła na wulkan Baru! Z jego szczytu można, przy bezchmurnym niebie, zobaczyć Morze Karaibskie i Ocean Spokojny jednocześnie. Także samotną przeprawę przez las deszczowy i rwące rzeki na szlaku Los Quetzales. Ponadto skoki z klifu do błękitnej wody kanionu Los Cangilones de Gualaca... I tego wszystkiego udało nam się spróbować w Chiriquí.
Panama większości kojarzy się ze słynnym kanałem. Prawdą jest, że ta rozwijająca się republika bazuje gospodarczo na usługach związanych z Kanałem Panamskim. Jest on źródłem dużej części przychodu krajowego, a zarazem największą atrakcją turystyczną. Nie jest jednak jedynym powodem, dla którego warto ten kraj wpisać na swoją listę must see w podróży przez Amerykę Środkową.
To kraj pełen historii i żywej po dziś dzień kultury rdzennych indiańskich plemion. Świat dzikich zwierząt i pięknej natury, który jest na wyciągnięcie ręki. To miejsce, gdzie spróbujecie najlepszego ryżu ze smażonymi platanami oraz soków ze świeżo wyciskanych mango i dojrzałych ananasów. To dzikie plaże na wybrzeżu Pacyfiku i wyspiarskie okolice Morza Karaibskiego. Górskie szlaki prowadzące przez dżunglę, kaniony, wulkany...
Każdy powinien spędzić kilka tygodni swojego podróżniczego życia w Panamie!