Tydzień. Tyle czasu kiełkował ów pomysł w naszych głowach. Michał nieśmiało zapytał: ? Może byśmy spróbowali przejść te tysiąc kilometrów? ? Myślałam dokładnie o tym samym! ? krzyknęła Iza. Trzy miesiące później wylądowaliśmy w Tokio gotowi na przygodę życia: 56 dni maszerowania, 49 nocy spędzonych w namiocie, 38 tys. m przewyższeń. Z T?kai Nature Trail zmierzyliśmy się jako pierwsi Polacy.
Dostępny PDF
ŁADNA PAGODA
W tym kraju przeplatają się dwa wierzenia ? filozofia buddyzmu oraz oparta na mitologii religia shint?. Na zdjęciu buddyjska pagoda Koyasu w dawnej stolicy Japonii, Kioto.
POWRÓZ NA ZŁĄ ENERGIĘ
Widoczny w głębi sznur spleciony jest ze słomy ryżowej. Nazywa się shimenawa i jest charakterystyczny dla świątyń shint?. Chroni je przed negatywną energią.
DOBRE SMOKI
W kulturze japońskiej odgrywają bardzo dużą rolę. Wizerunki smoków często przyozdabiają świątynie, ponieważ są uważane za dobry znak. Utożsamia się je również z żywiołem wody.
T?kai Nature Trail to długodystansowy szlak pieszy łączący Tokio i Osakę. Projekt stworzenia takiej ścieżki na największej japońskiej wyspie Honsiu pojawił się w 1969 r. z inicjatywy ówczesnego ministra środowiska. Ukończony pięć lat później szlak liczy obecnie 1697 km i przebiega przez 11 prefektur. Idąc bezpośrednio trasą między Tokio i Osaką, pokonuje się jednak nieco krótszy dystans (od głównego szlaku odchodzi wiele alternatywnych pętli lub jednokierunkowych ścieżek, które prowadzą do dodatkowych atrakcji czy punktów widokowych). My wybieramy podstawowy wariant, który okazuje się naszą Japonią w pigułce.
Krańce T?kai Nature Trail są wyznaczone przez dwa quasi parki narodowe ? oddalony o 50 km na zachód od Tokio Meiji No Mori Takao i 20 km na północ od Osaki Meiji No Mori Min?. Oba miejsca są chętnie odwiedzane przez Japończyków, co w dni wolne od pracy oznacza, że można się tu spodziewać tłumów. Jeśli startujemy z Tokio, szlak wiedzie nas najpierw przez górzystą część prefektury Kanagawa, którą można zaliczyć do najbardziej wymagających na całej trasie. W nagrodę dociera się do samego podnóża majestatycznej góry Fudżi ? najwyższego szczytu Japonii, a zarazem czynnego stratowulkanu. W tym rejonie nie wolno przegapić Arakurayama Sengen Park oraz pagody Chureito, które wraz z Fudżi w tle tworzą jedną z bardziej rozpoznawalnych wizytówek Kraju Kwitnącej Wiśni. W okolicy znajduje się również pięć słynnych jezior (Yamanaka, Kawaguchi, Sai, Sh?ji oraz Motosu), będących doskonałymi punktami widokowymi i miejscami do fotografowania najwyższego szczytu Japonii. Taki krajobraz towarzyszy nam aż do okolic miasta Shizuoka, znajdującego się w prefekturze o tej samej nazwie. Tu wkraczamy w rejon słynący z licznych plantacji herbaty, które stanowią ok. 40 proc. ogólnej produkcji w całej Japonii. Wraz z kolejnymi kilometrami mijamy coraz więcej małych miasteczek, gdzieniegdzie pojawiają się także pola ryżowe. Następny charakterystyczny przystanek to Nagoja, trzecie co do wielkości miasto i jednocześnie symboliczna połowa dystansu T?kai Nature Trail. Na liczniku wybija 500 km. Niestety szlak poprowadzono tu obrzeżami miasta, co odbiera nieco uroku wędrówce. Mijamy więcej zabudowań, a w gąszczu uliczek łatwo zgubić prawidłową drogę. Na szczęście po kilku dniach, już w zachodniej części Nagoi, znów wkraczamy w bardziej górski i bogaty przyrodniczo teren. Tak docieramy do Kioto, które zdecydowanie zasługuje na chwilę uwagi. Miasto słynie z historycznej zabudowy, unikalnych świątyń czy znanych na całym świecie szkół gejsz. Droga do Osaki to już tylko kilkudniowy spacer przez bambusowe lasy i ostatnie wzniesienia. Spieszymy się, aby zdążyć na metę przed początkiem czerwca, a tym samym ? najbardziej deszczowym okresem w tej części Japonii. Po dwóch miesiącach zmagań i 1000 km marszu docieramy do Quasi ? Parku Narodowego Min?, co oznacza finał długiego marszu.
PUREZENTO ZA UŚMIECH
Podczas wyprawy polscy wędrowcy byli serdecznie dopingowani przez Japończyków. Miejscowi bezbłędnie odgadywali ich potrzeby i ofiarowywali czasami purezento w formie onigiri, owoców czy innych pyszności.
BOREM, LASEM...
Tereny leśne zajmują ponad 60 proc. powierzchni tego kraju. Na górskich odcinkach T?kai Nature Trail można podziwiać świerki i jodły, w niższych partiach dominują lasy bukowo-dębowe.
OCHRONA PRZEZ DEMONA
Onigawara to rodzaj ornamentyki dachów. Na końcach kalenicy umieszcza się specjalne dachówki lub posągi przedstawiające demona oni albo inną przerażającą bestię. Według wierzeń demony chronią budynek przed złem. Ich bardziej przyziemną funkcją jest regulowanie przepływu wody deszczowej.
DZICY W WIELKIM MIEŚCIE
Cały dystans pokonuje rocznie prawdopodobnie tylko kilka lub kilkanaście osób. Dla porównania ? najdłuższy pieszy szlak w Nowej Zelandii Te Araroa w ubiegłym sezonie ukończyło ponad 500 śmiałków, ale na jego krótszych odcinkach pojawiły się już tysiące piechurów. Przygotowania do naszego marszu nie należały więc do najłatwiejszych. Gdy planowaliśmy trasę, mieliśmy do dyspozycji tylko jeden rzetelny, anglojęzyczny blog o T?kai Nature Trail. Obecnie są już dwa. Być może będziemy trzecim.
Pojawiający się na szlakach Japończycy wyglądają niczym modele, wyjęci z katalogów najlepszych firm odzieży i sprzętu sportowego. My musimy pocieszyć się wysłużonymi plecakami, naprawianym kilkakrotnie namiotem i znoszonymi ubraniami. Pozwalamy sobie jedynie na odrobinę luksusu ? kupujemy nowe buty i parę kijków trekkingowych.
Gdy w kwietniu zaczynamy długi marsz, temperatury w nocy sięgają niekiedy nawet zera. Nasz namiot pokrywa się cienką warstwą szronu. Na zwykłych karimatach, opatuleni w lekkie śpiwory, wypatrujemy pierwszych porannych promieni słońca. W ciągu dnia idzie się natomiast świetnie. Podziwiamy kwitnące wiśnie i ośnieżony jeszcze wulkan Fudżi, wdychając rześkie wiosenne powietrze. Maj przynosi ocieplenie, ale też coraz większą wilgotność ? przedsmak nadchodzącego monsunu. Choć w trakcie całej wyprawy przychodzi nam się zmierzyć z temperaturami od zera do ponad 30°C, jest to chyba najlepszy okres na marsz szlakiem T?kai.
W namiocie śpimy prawie każdej nocy, bo poza nielicznymi wyjątkami nie ma tu zapewnionej infrastruktury noclegowej. Na większe zakupy, prysznic, ładowanie baterii i spanie w normalnym łóżku (lub na japońskim futonie) trzeba się wybrać do najbliższego miasta. Na całej trasie robimy pięć takich wypadów, za każdym razem czekając na nie z utęsknieniem. I za każdym razem czujemy się jak dzicy pośród cywilizacji. To niesamowite, jak po wielu dniach marszu docenia się najprostsze udogodnienia.
Długo będziemy wspominać nasze pierwsze zakupy w markecie. Nie potrafimy rozszyfrować japońskich znaczków, więc wybieramy wszystko intuicyjnie. Na początku trasy nie jesteśmy do końca pewni, co właściwie niesiemy w swoich ciężkich plecakach. Gotujemy sami i ograniczamy nasze posiłki do minimum ? szlak nie jest dobrze oznakowany i trudno przewidywać, kiedy i gdzie będziemy mogli uzupełnić zapasy. Najbardziej lubimy lokalne małe sklepiki. Jesteśmy urzeczeni, gdy w jednym z nich sprzedawca podlicza ceny na tradycyjnym japońskim liczydle!
Dni mijają według podobnego schematu: pobudka o świcie, pakowanie, śniadanie, marsz, przerwa na obiad, marsz, szukanie miejsca na nocleg. Niesamowicie ważnym elementem wyprawy okazuje się poznanie granic swojej wytrzymałości fizycznej, przetrwanie przy obniżonym poziomie komfortu oraz życie z dala od codziennych ?rozpraszaczy?. Są kryzysy i chwile słabości, ale to dla nas kolejna nauka ? cierpliwości.
BETONOWE LASY
Japonia to kraj dla odważnych ludzi. Trudno nam sobie wyobrazić, że w ciągu kilku miesięcy Polskę nawiedzają po kolei: trzęsienie ziemi, fala tsunami, tajfuny, lawiny błotne, huraganowe wiatry, wysokie upały i jeszcze erupcje wulkanów... Podczas naszej wyprawy mamy na szczęście do czynienia tylko z dwoma żywiołami ? lekkim trzęsieniem ziemi i kilkudniowymi opadami, które zamieniają ścieżki w rwące potoki, a niekiedy nawet rujnują szlak.
Japończycy starają się okiełznać naturę w dość kontrowersyjny sposób. Przy użyciu betonu regulują większość rzek i wodospadów, a specjalnymi konstrukcjami umacniają zbocza gór, by zapobiegać osuwiskom. Trudno się z tym pogodzić, gdy każdego dnia marszu natrafiamy na takie ?ulepszenia? ? nawet w miejscach oddalonych od najbliższej wioski o kilka godzin marszu. Z jednej strony przeklinamy beton, z drugiej staramy się zrozumieć Japończyków, którzy prawie każdego dnia walczą ze śmiercionośnymi żywiołami.
Choć T?kai Nature Trail nie należy do najpopularniejszych szlaków, to podczas marszu nigdy nie jesteśmy sami ? sądząc po ostrzeżeniach, na każdym kroku towarzyszą nam niedźwiedzie. Na trasie czujemy też na sobie wzrok japońskich jeleni lub ich rogatych znajomych ? serau. Kilka razy udaje nam się je dojrzeć, choć najczęściej uciekają w popłochu, a my słyszymy jedynie szelest liści. Dużo bardziej towarzyskie okazują się węże, które, w szczególności na górskich odcinkach, wypełzają prosto pod nogi. Z pewnością nie zapomnimy ostatniego dnia marszu, kiedy Iza wpada w zasadzkę dwóch grzechotnikowatych mamushi (gloydius blomhoffii). Te najbardziej jadowite japońskie węże blokują jej drogę z obydwu stron ścieżki. Nie pomaga tupanie nogami, musimy je poprzesuwać kijkami trekkingowymi.
Na szlaku stajemy też oko w oko z dzikiem, jenotem azjatyckim i japońskimi makakami. I choć te wszystkie zwierzęta nieraz napędzają nam strachu, to inna historia zapada nam w pamięci na dłużej. Mija drugi miesiąc marszu i sądzimy, że jesteśmy już całkiem nieźle zahartowani w bojach. Jednak gdy tylko przekraczamy granicę prefektury Gifu, wszystko przestaje się układać po naszej myśli. Oznaczenie trasy pozostawia wiele do życzenia, przez co wielokrotnie gubimy szlak i niepotrzebnie robimy dodatkowe kilometry. Nasza frustracja zaczyna narastać, gdy okazuje się, że tracimy pół dnia na marsz w zupełnie innym kierunku. Następny poranek nie daje pocieszenia. Gdy gubimy się ponownie i kluczymy w nieprzyjaznym lesie, nagle Iza wpada stopą... we wnyki! Mamy dość i zarządzamy jednodniową regenerację w pobliskim hotelu w niewielkiej miejscowości Yoro. Nazajutrz wypoczęci i gotowi do drogi, postanawiamy się zmierzyć z ostatnim odcinkiem w Gifu. Mamy nadzieję, że wyczerpaliśmy już limit pecha w tej prefekturze. Ścieżka prowadzi stromo pod górę przez ponad trzy godziny. Po ulewnych deszczach wilgotność sięga prawie 90 proc., czujemy, jak ubranie przykleja się do nas, a plecak ciąży bardziej niż zwykle. Zaciskając zęby, pniemy się do góry, gdy nagle Iza wyrywa się z krzykiem: ? Michał, tu jest pełno pijawek! Zaczynamy oglądać nogi i okazuje się, że niektóre już zdążyły nas zaatakować. Przyspieszamy kroku, jednak co chwilę zauważamy następne i następne. Iza staje się rekordzistką, bo łapie w ciągu trzech godzin marszu 53 pijawki! Nie sądziliśmy, że te niewielkie zwierzęta staną się naszą największą zmorą w trakcie całego T?kai Nature Trail.
BRAMA DO NIEBA
Torii otwiera drogę do miejsc kultu religii shint?. Taka brama jest swego rodzaju przejściem ze świata ziemskiego do świata bogów.
TRASA Z WIDOKIEM NA FUDŻI
Najwyższy (3776 m n.p.m.) i charakterystyczny szczyt Japonii, w 2013 r. wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Fudżi jest czynnym wulkanem, który ostatni raz wybuchł w 1707 r. Szlak T?kai Nature Trail przez kilka dni prowadzi u jego podnóża.
GAJDZIN NA WSI
Wysoko rozwinięta technologia, manga i anime, sushi, gejsze i samurajowie. To standardowe skojarzenia z Japonią, które również nam przychodziły do głowy przed przylotem do Tokio. Podczas dwóch miesięcy marszu Kraj Kwitnącej Wiśni pokazuje jednak zupełnie inne oblicze. Wystarczy wyjechać poza wielkie miasta, aby zobaczyć niezliczone pasma górskie, między którymi w dolinach kryją się tradycyjne domki z charakterystycznymi spadzistymi dachami. Japońska wieś urzeka.
Teren nie jest przyjazny, więc każda wolna i w miarę płaska przestrzeń jest wypełniona polami herbaty, ryżu i przydomowymi warzywniakami. Tutaj czas wyhamował. Technologia została w tyle, a część prac rolnych jest nadal wykonywana ręcznie. Może dzięki temu odnosimy wrażenie, że ludzie wyglądają na mniej zagonionych i bardziej szczęśliwych niż w metropoliach. Większość z nich znajduje chwilę, by się do nas uśmiechnąć, ukłonić, a niekiedy nawet porozmawiać. I nikomu nie przeszkadza, że nasze konwersacje to raczej próba wymiany słów we wszystkich znanych nam językach, doprawiona kreatywną gestykulacją.
Uczymy się tylko kilku podstawowych zwrotów, tłumaczących zszokowanym Japończykom, skąd dwoje gajdzinów (obcokrajowców) znalazło się pośrodku niczego, z dala od turystycznych atrakcji. Wiele tych spotkań kończy się grzecznościową wymianą ukłonów (które w kulturze japońskiej są punktem obowiązkowym) oraz purezento, czyli drobnymi upominkami.
Na pierwszy prezent nie czekamy długo. Już drugiego dnia marszu słyszymy powitanie ohayougozaimasu!, rozpoczynające niezrozumiały dla nas monolog. Starszy mężczyzna szybko orientuje się, że nasza znajomość japońskiego jest bardzo ograniczona, więc nerwowo zaczyna przeszukiwać swój plecak. ? Purezento for you. ? Chwilę później zwycięsko wyciąga w naszą stronę rękę, w której kryje się puszka mandarynek. Ale jak my się odwdzięczymy? W plecaku nie mamy żadnych rarytasów. Pozostaje więc ukłonić się tak nisko, jak to możliwe, podziękować radosnym arigato i poprosić dobroczyńcę o wspólne zdjęcie na pamiątkę.
Podobne sytuacje przytrafiają nam się później wielokrotnie, a te oznaki sympatii ze strony Japończyków za każdym razem są dla nas czymś wyjątkowym. Ku radości wygłodniałego wędrowca najczęściej jesteśmy obdarowywani różnymi przekąskami, takimi jak batony, bakalie czy onigiri. W naszych plecakach nosimy skrupulatnie odliczone racje żywności na każdy dzień, więc te niespodziewane bomby energetyczne wielokrotnie podnoszą nasze morale. W całej podróży rezygnujemy tylko z jednego purezento. Po zapytaniu rybaka o drogę prowadzącą do najbliższego sklepu otrzymujemy w odpowiedzi... czasopismo dla dorosłych.
Serdeczność, którą Japończycy okazują nam na każdym kroku, sprawia, że na szlaku T?kai Nature Trail czujemy się jak superbohaterowie. Mamy niezwykłą moc, jako gajdzini w krainie, do której oni zwykle nie zaglądają. Przechodząc przez wioski i miasteczka, wywołujemy ogromne zainteresowanie. Maszerując po górskich szlakach z całym dobytkiem na plecach, wzbudzamy podziw, być może nawet kogoś inspirujemy. W naszych głowach rodzi się prawie poczucie misji ? że musimy iść dalej, by nie zawieść tych wszystkich ludzi.
Czar jednak pryska zaraz po wyjściu ?z lasu?, kiedy w wielkich miastach giniemy między tłumami turystów. Momentalnie nasze moce przestają działać i stajemy się niezauważalni.