Autonomia Palestyńska to dziwny twór o nieregularnych granicach, uznawany przez jednych, negowany przez drugich. Do tego nasycony historią, która zmieniła oblicze ludzkości. Dziś jego nazwa kojarzy się głównie z konfliktem rozgrywającym się w krainie uświęconej obecnością Boga. Ale ta ziemia jest nadal celem licznych pielgrzymek, zwłaszcza do Jerozolimy, która leży na terytorium Izraela. Znacznie rzadziej jest odwiedzana Autonomia, choć naprawdę nie brak w niej miejsc godnych zobaczenia.
Dostępny PDF
TYLKO JEDNO UJĘCIE!
Choć w klasztorze Mar Saba nie wolno robić zdjęć, mnisi czasami przymykają oko i pozwalają na to jedno ujęcie. I chwała Bogu! Bo ikonostas przedstawiający śmierć założyciela klasztoru zachwyca barwami i przepychem.
ŚW. SABA POWRÓCIŁ
Sześciokątna kaplica zbudowana w pierwotnym miejscu pochówku św. Saby. Jego zabalsamowane zwłoki, od czasu wypraw krzyżowych przechowywane w Wenecji, niedawno powróciły i zostały złożone w głównym kościele klasztoru.
WĘŻYKIEM, WĘŻYKIEM...
Szosa do Jerycha prowadzi przedmieściami i wzdłuż zaniedbanych palestyńskich osiedli. Z racji swoich licznych zakrętów jest nazywana drogą węża. Dawniej wiodła tędy wąska ścieżka przez góry, pokonywana na osłach.
Pomiędzy zwaśnionymi krajami rozciąga się Pustynia Judzka. Kilometry suchych, pofałdowanych wzgórz i skalnych wzniesień zaczynają się tuż za Jerozolimą, a sięgają aż po Morze Martwe. Monotonny, bezludny krajobraz pełen ciszy i surowego piękna sprzyja odosobnieniu i modlitwie. Niegdyś licznie przybywali tu pustelnicy. Pozostały po nich malownicze eremy, ukryte na pustkowiach między niegościnnymi górami, niektóre wciąż zamieszkane.
Kilkanaście kilometrów od Betlejem znajduje się słynna ławra św. Saby, którą muzułmanie nazywają Mar Saba. Bliżej Jordanu leży, przyklejony do skał, monastyr św. Jerzego Koziby. Stąd już niedaleko do Jerycha, nad którym góruje Góra Kuszenia z klasztorem o tej samej nazwie. To tutaj szatan przez 40 dni mamił Zbawiciela, ofiarowując mu wszystkie królestwa świata...
Aby móc się swobodnie poruszać po terenie Autonomii, konieczny jest palestyński kierowca z samochodem. Najłatwiej znaleźć go w Betlejem, dokąd z Jerozolimy kursują arabskie autobusy. Oba miasta dzieli tylko 20 km, ale też i kulturowa przepaść, która poróżniła Izrael z Palestyną. Te państwa to dwa odrębne światy i chichotem historii jest, że muszą żyć obok siebie.
Wsiadamy na dworcu opodal bramy Damasceńskiej. W autobusie nie widać żadnego Żyda i chyba sobota, dzień szabatu, nie ma tu nic do rzeczy. Starozakonni po prostu bojkotują muzułmańskie środki transportu. Wnętrze pojazdu powoli się zapełnia, wsiadają kobiety o twarzach zasłoniętych chustami, młodzi Arabowie, nieliczni turyści i zakonnik z różańcem w dłoni.
Autobus opuszcza Jerozolimę i szeroką asfaltową szosą mknie w kierunku palestyńskiej granicy. Kraje dzieli mur, który zbudowali Izraelczycy, oficjalnie celem ochrony swoich obywateli przed atakami terrorystycznymi. Wysoka i gruba betonowa ściana, miejscami zwieńczona kolczastym drutem sprawia przygnębiające wrażenie.
O wjeździe na terytorium Autonomii informuje duża, czerwona tablica z ostrzeżeniem w trzech językach – hebrajskim, arabskim i angielskim: „Ta droga wiedzie do strefy A pod kontrolą władz palestyńskich. Wjazd dla obywateli Izraela jest zakazany, zagraża twojemu życiu i łamie izraelskie prawo”. Za tablicą rozpoczyna się świat wyznawców Allaha. Zabudowa staje się ciaśniejsza, a niebo drapią ostre wieżyczki minaretów. Przy drodze pojawiają się sterty śmieci, chętnie odwiedzane przez kozy, stanowiąc jaskrawy kontrast z czystymi szosami w Izraelu.
U ŚWIĘTEGO SABY
Jazid ma ciemne włosy, które odgarnia z czoła niecierpliwym ruchem ręki. Z jego szerokich, arabskich ust nie schodzi uśmiech, kiedy zachwala swoją żółtą taksówkę. – Zawiozę was, dokąd chcecie. Jerycho? Mar Saba? A nie wolicie zobaczyć grobu króla Heroda?
Niedaleko Betlejem znajduje się Herodion, twierdza zbudowana przez tego wielkiego władcę, który na wieść o narodzinach Mesjasza urządził rzeź niewiniątek. W świetle ostatnich badań tam właśnie znalazł miejsce wiecznego spoczynku, a jego duch podobno błąka się po murach, dręczony wyrzutami sumienia. Jednak nie dla króla tu przyjechaliśmy. Kilkanaście kilometrów stąd znajduje się zagubiony na Pustyni Judzkiej prawosławny klasztor św. Saby. Nasz kierowca patrzy ze zdumieniem i nieznacznie wzrusza ramionami – pominąć twierdzę dla klasztoru?
Wąska szosa opuszcza zabudowania miasta i wiedzie w kierunku szczerej pustyni. Gdzieniegdzie stoją jeszcze pojedyncze domostwa, ale wkrótce znikają i one. Droga staje się coraz węższa, asfalt miejscami ustępuje miejsca szutrowi. Po obu stronach, aż po horyzont, ciągną się rudawe wzgórza, wysuszone przez słońce i wiatr. Jałowego krajobrazu nie ożywia nawet najmniejsza plamka zieleni, wszędzie tylko skały i kamienie. Ich surowe piękno tchnie spokojem. Pustynia Judzka, jedna z najmniejszych na świecie, jest pełna malowniczych widoków. Jej wzniesienia są poprzecinane głębokimi kanionami, wyżłobionymi w skale korytami płynących rzek. Niektóre z nich, zwane wadi, są okresowe, inne toczą wodę przez cały rok, tworząc oazy.
Wkrótce góry się rozstępują i odsłaniają ogromny monastyr zbudowany na stromym urwisku. Potężna, masywna budowla, częściowo wykuta w skale, przypomina fortecę. Wokół panuje przejmująca cisza i tylko wyniosłe, piaskowe ściany wznoszą się ku niebu w niemej modlitwie. Znudzony Jazid wysiada z auta, próżno szukając cienia. – Poczekam tutaj – oznajmia z westchnieniem.
Mar Saba to jeden z najstarszych klasztorów świata. Został założony w V w. przez św. Sabę Jerozolimskiego, pustelnika, którego relikwie niedawno tu powróciły z dalekiej Wenecji na życzenie miejscowych mnichów. Opodal zachowała się jaskinia Saby, w której święty mieszkał i medytował. Prowadzi do niej wąska, kamienista ścieżka przez góry.
Dziś mieszka tu zaledwie dwudziestu zakonników. Jak przed wiekami, wzorem swojego założyciela, spędzają życie na modlitwie, postach i posługach, obywając się bez elektryczności i wygód. Jednak nie żyją już w ubóstwie, a główna kaplica wręcz poraża przepychem. Może właśnie dlatego nie wolno robić zdjęć. Do wnętrza nie mają wstępu kobiety. Mogą jedynie podziwiać to miejsce ze specjalnie dla nich zbudowanej Wieży Kobiet. Niestety, ta budowla pozostaje dzisiaj zamknięta, podobno otwierana jest tylko kilka razy w roku, w okresie wielkich świąt.
W MIEŚCIE STARYM JAK ŚWIAT
Jerycho uchodzi za najstarsze miasto świata – archeolodzy odkryli tu resztki osiedli datowanych na ok. 9000 r. p.n.e.
NAD PRZEPAŚCIĄ
Początki klasztoru św. Jerzego sięgają 420 r. Został zniszczony przez Persów (614 r.), a następnie odbudowany przez cesarza Bizancjum. Przez wieki niszczał i dopiero pod koniec XIX w. powstał na nowo. Wisi, przyklejony do skały, nad otchłanią wąwozu Wadi al-Kilt.
DROGĄ WĘŻA
Kierowca nie wydaje się zadowolony z naszego powrotu. Zarobek miła rzecz, ale upał rozleniwia. Niespiesznie opuszcza wygodne legowisko, które urządził sobie z tyłu auta. Ruszamy dalej. Za oknami przesuwa się monotonny krajobraz. Po rozległych, bezludnych przestrzeniach hula gorący wiatr, wzniecając tumany kurzu. Tutaj mogą żyć tylko Beduini, którzy przez lata przystosowali się do mieszkania w tej niegościnnej krainie. Co jakiś czas mijamy ich osiedla, namioty i tymczasowe domy z dachami pokrytymi kawałkami blachy falistej.
Auto Jazida mozolnie wspina się pod górę. Miejscowi nazywają ją snake road, drogą węża, z racji licznych i niebezpiecznych zakrętów. Niegdyś podróżowano tędy na osłach, ale cywilizacja ma swoje prawa i dziś asfaltową szosą mkną liczne samochody. Nerwowi kierowcy wymijają się slalomem, raz z lewej, raz z prawej strony. Jazid klnie i wyzywa ich od kretynów, ale na kolejnym zakręcie sam wyprzedza pod górę i na podwójnej ciągłej, o włos unikając kolizji.
Na poboczach walają się sterty śmieci. Tutejsze przedmieścia to często wysypiska pełne nieczystości. Bezpańskie zwierzęta szukają resztek. Kłują w oczy sterty starych, zardzewiałych aut. Osiedla sprawiają przygnębiające wrażenie – lepianki sklecone z byle czego, stojące jedna przy drugiej. Za to nieco dalej, na wzgórzach – kolorowe, równe bloki, lśniące czystością i dobrobytem. To osiedla żydowskie.
Palestyna zajmuje obecnie dwa terytoria, zamieszkane głównie przez Arabów – Strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu. Zgodnie z zawartym porozumieniem podzielono je na obszary o różnym statusie. Strefa A obejmuje tereny pod kontrolą Autonomii Palestyńskiej. Tutaj Żydzi nie są mile widziani. Strefa B to obszary pod nadzorem mieszanym, gdzie władzę sprawują Arabowie, ale militarną kontrolę zachowuje armia izraelska. Natomiast strefa C stanowi punkt zapalny, ponieważ budowa takich „kolorowych osiedli” wzbudza wiele kontrowersji. Palestyńczycy odbierają ją jako kolonizację swojej ziemi, ale rząd izraelski popiera to osadnictwo, kusząc swoich obywateli ulgami podatkowymi i ogromnymi nakładami na rozwój infrastruktury.
Mimo wrogiego otoczenia Żydzi chętnie zasiedlają arabskie terytoria. Niższe koszty utrzymania to tylko jedna z przyczyn ich decyzji. Najważniejszy jest powrót do Ziemi Obiecanej, powoli i systematycznie wydzieranej muzułmanom, pomimo podpisywanych układów. Tak więc na ziemiach palestyńskich wciąż powstają nowe, zamknięte dla Arabów żydowskie drogi oraz osiedla otoczone specjalnymi ogrodzeniami. Pieczę nad nimi sprawuje izraelska armia, co dodatkowo drażni mieszkańców Autonomii.
JASKÓŁCZE GNIAZDO
Monastyr św. Jerzego Koziby został zbudowany na stromym urwisku wznoszącym się nad wąwozem Wadi al-Kilt. Do klasztoru prowadzą dwie drogi. Ta dłuższa biegnie dnem rozpadliny, mijając resztki akweduktu zbudowanego przez Heroda. Krótsza trasa odchodzi od bocznej drogi prowadzącej do Jerycha.
Jazid zatrzymuje samochód przy niedużym placu ulokowanym na wysokim wzniesieniu. Stąd klasztoru jeszcze nie widać, wiedzie do niego stroma droga w dół. Nieduży osiołek przykryty kolorową derką czeka na leniwych pielgrzymów. Kto chce, może go dosiąść, za odpowiednią opłatą oczywiście. Bardziej skąpi muszą iść pieszo w upale sięgającym 40°C. Nieruchome duszne powietrze drży z gorąca, ale wszelki wysiłek wynagradza otwierająca się wokół panorama. Jedna z gór przygarnęła klasztorne zabudowania. Przylepione do skały, wiszą nad przepaścią niczym jaskółcze gniazdo, urągając prawom natury.
Droga wciąż zbiega w dół krętymi zakolami, odsłaniając nowe widoki. U podnóża masywu przegradza ją kuta ażurowa brama. To pierwsza klasztorna furta, na szczęście gościnnie otwarta. Stąd już niedaleko do celu, jeszcze tylko malowniczy kamienny mostek i drugie wrota. Tutaj wita wędrowców tabliczka z godzinami odwiedzin – codziennie od 9 do 12. Zostało tylko 15 minut. Upał nagle przestaje doskwierać, więc resztę drogi, tym razem pod górę, pokonujemy biegiem. Stukamy w zamknięte na głucho drzwi. Po dłuższej chwili rozlega się zgrzyt zamka i pojawia się ubrany na czarno mnich. Zdążyliśmy! Święty Jerzy jest bardziej wyrozumiały od św. Saby: do wnętrza mogą wejść także kobiety, pod warunkiem że mają odpowiedni strój, zasłaniający ciało i włosy. Zakonnik oferuje nawet szeroką, ciemną szatę i pospiesznie znika.
Mury klasztoru zostały podniesione z ruin w XIX w., ale monastyr ma długą historię. Mnisi żyli tutaj już w IV w., zajmując górskie groty. Odosobnienie oraz surowe piękno krajobrazu sprzyjały medytacjom i modlitwie. W VI w. wzniesiono pierwszy klasztor. Zachowała się po nim jedynie posadzka mozaikowa, która zdobi dzisiaj malutką cerkiew pod wezwaniem św. Jerzego. W niej znalazł miejsce wiecznego spoczynku obecny patron klasztoru, który według legendy obronił go przed najazdem perskim w 614 r.
W ciemnym, przesiąkniętym dymem świec wnętrzu „znajomy” zakonnik pojawia się znienacka jak duch. Koniec odwiedzin. Trzeba opuścić gościnne mury. Dziś już nikt tutaj nie wejdzie.
NA GÓRZE KUSZENIA
Pobliskie Jerycho jest uważane za jedno z najstarszych, nieprzerwanie zamieszkanych miast świata. Położone w głębokiej dolinie rzeki Jordan, pamięta nie tylko Chrystusa, ale czasy biblijnych proroków. Jego mury runęły, zgodnie z obietnicą Boga Jahwe, na dźwięk złotych trąb, kiedy Izraelici zdobywali Ziemię Świętą. Wokół rozciągają się pola uprawne pełne palm daktylowych, klimat sprzyja tu uprawie tych owoców.
Nad miastem wznosi się Góra Kuszenia z przyklejonym na zboczu klasztorem ortodoksyjnych Greków. Można tam dotrzeć wygodną kolejką, zbudowaną przy okazji pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II. Ceny biletów są jednak niebotyczne. Nic dziwnego, że kasa świeci pustkami.
– Czy nie ma innej drogi?
– Można iść pieszo – Jazid mamrocze niepewnie. – Ale ten upał...
– No to gdzie ta droga? – nie ustępujemy.
– Podwiozę was – kapituluje z westchnieniem. Już wie, że prowizji ze sprzedaży biletów nie będzie.
Asfaltowa szosa pnie się w górę licznymi zakrętami. Na poboczach stoją pojedyncze samochody, widać nie tylko my tu wjeżdżamy. Jazid posuwa się wciąż wyżej i wyżej, w końcu zatrzymuje się nieopodal klasztoru. Stąd do wejścia tylko kilkadziesiąt kamiennych stopni.
Góra Kuszenia od wieków przyciągała spragnionych samotności, którzy pragnęli oddać swoje życie Bogu. Dla nich wybudowano dwa kościoły, jeden nad samym urwiskiem, a drugi na szczycie. Żaden z nich nie oparł się jednak próbie czasu. Obecny klasztor skrywa grotę, w której Chrystus miał pościć 40 dni i nocy. Przekształcono ją w kaplicę z ozdobnym ikonostasem i obrazem przedstawiającym scenę kuszenia. Ale do najświętszego miejsca jeszcze kawałek. Mała kapliczka z ołtarzem we wnęce ukrywa spory kamień. To na nim siadał Jezus, w milczeniu przygotowując się do swojej misji zbawienia świata. I tu, w samotności, odpierał ataki szatana.
Kończymy zwiedzanie. Jazid zresztą przynagla do powrotu. Dla niego kończy się pracowita dniówka. Najwyższy czas wracać do rodziny. Wysiadamy w Betlejem. Nasz kierowca żegna się wylewnie i pospiesznie znika.