Już przeszło pół godziny wędrujemy długim skalistym wąwozem Sik wyciętym w czerwonym piaskowcu. Wysokie na ponad sto metrów ściany często schodzą się tak blisko, że zasłaniają niebo. Utworzona w ten sposób szczelina jest wąska – zaledwie przeciśnie się przez nią obładowany towarem wielbłąd. Chwilami wydaje się, iż za moment runą wyniosłe urwiska i na zawsze pogrzebią wędrującego tędy śmiałka.
Dominująca z oddali czerwień piaskowca – z bliska okazuje się paletą kontrastowych kolorów; poczynając od różowego, przechodzi przez żółty, karmazynowy, zielony, a nawet czekoladowy. Formy skał też są niespotykane – wyglądają niczym ruiny średniowiecznych zamków pociętych dłutem natury.
Właśnie tą drogą pod koniec sierpnia 1812 roku przedzierał się Johann Ludwig Burckhardt, szwajcarski badacz Orientu i podróżnik, przebrany za indyjskiego kupca. Nieufnym Beduinom przedstawił się jako szejk Ibrahim ibn Abd Allah, pobożny muzułmanin, pragnący pomodlić się przy grobie Arona – wiedział, że grób proroka znajdował się w pobliżu tego miejsca. Gdyby wyjawił, że poszukuje ruin mitycznego miasta, mógłby przypłacić to życiem. Chodziło bowiem o budowle niewiernych z okresu przedislamskiego i każdy, kto by się nimi interesował, zostałby posądzony o świętokradztwo. Tym sposobem pierwszy Europejczyk dotarł do Petry, która jest jednym z najważniejszych miejsc turystycznych Bliskiego Wschodu. W 1985 roku została wpisana na Światową Listę Zabytków UNESCO.
Tego nie wie nikt
Ale oto mroczny wąwóz nagle się kończy i w oślepiającym blasku słońca widać najwspanialszą, a zarazem najbardziej tajemniczą budowlę miasta – El-Khazneh al-Faraoun, dosłownie: skarbiec faraonów. Czy rzeczywiście strzegła ona skarbów zebranych przez dawnych władców miasta, czy też była grobowcem któregoś z władców Petry lub domem modlitewnym bóstw opiekuńczych karawan: bogini al-Usza al-Manat albo She-a-algun? Tego nie wie nikt.
Lekkość, harmonia i wdzięk architektury przypominają raczej egipskie świątynie z epoki helleńskiej, a nie starsze od nich, surowe i ciężkie grobowce nabatejskie. Światło słoneczne podkreśla ostre linie sześciu monumentalnych korynckich kolumn, które wyglądają, jakby dopiero co wykuto je w skale. Podobno kamieniarze wszelkie prace wykonywali od góry, spuszczając się w dół po linie. Mimo to wszystkie piony, symetrie i detale wyglądają tak, jakby wyrysowano je precyzyjnym laserem.
Na frontonie jest wyrzeźbiona masywna urna, która w wyobrażeniu Beduinów kryła ogromne skarby. Dlatego strzelali do niej, aby dotrzeć do cennego kruszcu. Wysoka na 40 i szeroka na 25 metrów cała fasada El-Khazneh nosi ślady tego „polowania”.
Skalna oaza
W Biblii Petra, siedziba Edomitów, określana jest nazwą Selach, co znaczy po hebrajsku skała. W V wieku przed narodzeniem Chrystusa – za panowania Persów – przybyło tu, prawdopodobnie z południowej Arabii (dzisiejszy Jemen), koczownicze plemię Beduinów, Nabatejczyków. Nie zawładnęli oni miastem siłą. Powoli asymilowali się z tymi, którzy od dawna wiedli tu osiadły tryb życia. Petra była doskonałym miejscem strategicznym. Kamienista dolina leżała na skrzyżowaniu dwóch głównych szlaków handlowych: jednego biegnącego od Zatoki Perskiej do Morza Śródziemnego, oraz drugiego, prowadzącego wzdłuż syryjskiego rowu tektonicznego łączącego Morze Martwe z Morzem Czerwonym. Szlakami tymi transportowano kadzidło, mirrę, przyprawy, szlachetne kamienie, złoto, kość słoniową i żelazo. Petra, dostępna jedynie na piechotę lub konno przez Sik i inne łatwe do obrony wąwozy, stała się więc miejscem oferującym odpoczynek, wodę dla wielbłądów oraz bezpieczne trzy targowiska wykute piętrowo ponad sobą. Na zmęczonych podróżą kupców czekały przestronne noclegownie, miejskie łaźnie, teatr, świątynie. Imponujące, bogate i gwarne miasto urosło do rangi najpoważniejszego centrum handlowego Bliskiego Wschodu. W okresie największego rozwoju, w latach 50 p.n.e.–70 n.e., rozciągało się na przestrzeni 90 kilometrów kwadratowych i liczyło 20 tysięcy mieszkańców. Jednak z czasem podporządkowanie się Rzymowi, a następnie zmiana tras karawan stały się przyczyną upadku Petry. Śmiertelnym ciosem dla Petry były trzęsienia ziemi w latach 363 i 419. Miasto opustoszało. Nad stolicą zapadła wielosetletnia cisza.
To wczorajsze „salony” tamtejszej ludności.
Budowle i skały mienią się wszystkimi możliwymi rodzajami różu.
Wspaniałości Petry...
...nie kończą się na skarbcu. Biegnąca dalej dolina wypełniona jest aż po szczyty gór pozostałościami po dawnym mieście. Oto w górze widać plac z dwoma obeliskami i ołtarzem, na którym Nabatejczycy, zanim przyjęli islam, składali swoim bogom ofiary. Niekiedy okrutne. W dole – amfiteatr. Siedem tysięcy Nabatejczyków i rzymskich kolonistów oglądało tu walki gladiatorów i ujarzmianie dzikich zwierząt. W południe mieszkańcy mogli się schronić przed żarem słonecznym w cieniu potężnych kolumn biegnących równolegle wzdłuż rzeki Wadi Mousa. Jeżeli poczuli pragnienie, gasili je w ogromnej ozdobnej fontannie z wodą pitną, dostarczaną akweduktem ze źródeł leżących poza miastem.
Gdzie okiem nie sięgnąć – na różnej wysokości – setki jaskiń. To wczorajsze „salony” tamtejszej ludności, która nie budowała domów, natomiast wykorzystywała warunki geologiczne terenu i poprawiając nieco naturę, zostawała właścicielami wspaniałych skalnych pałaców. Oprócz zwykłych pomieszczeń mieszkalnych składały się one najczęściej z obszernej komnaty kolumnowej, bogato zdobionej freskami przedstawiającymi winne grona i kwiaty.
Obraz tego antycznego miasta nie przywodzi na myśl struktury miasta rzymskiego, podporządkowanego geometrycznemu układowi przestrzennemu. Mimo kamiennych zabudowań Petra przypomina bardziej obozowisko Beduinów z budowlami rozrzuconymi na tarasach, bez żadnych podpór stabilizacyjnych.
Opasujące metropolię strzeliste skały służyły do budowy nie tylko domów mieszkalnych i świątyń, lecz także grobowców. Najpiękniejsze z nich wykuto wzdłuż zbocza góry Gebel el-Kubta, na zachód od miasta. Równie imponujące nekropolie znajdują się we wschodniej odnodze doliny. To słynne grobowce: Pałacowy i Koryncki.
Pozostaje tajemnica
Wspinamy się po szerokich schodach na jedno z urwisk otaczających miasto.
Powietrze przenika słodka woń rozgrzanych skał. Blask zachodzącego słońca złoci kamienistą dolinę. Kim tak naprawdę był ten niezwykły naród? Skąd w duszach koczowniczych nomadów takie poczucie piękna? Niestety, żadna inskrypcja w języku nabatejskim nie wyjaśnia tych zagadek. Nie zdradza więc swych wszystkich tajemnic pogrążona w letargu Petra. Czas jakby przestał tu płynąć.