Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2019-04-01

Artykuł opublikowany w numerze 04.2019 na stronie nr. 26.

Tekst i zdjęcia: Maria Giedz,

Polska na Bukowinie


Rumuńska Bukowina słynie z malowanych XV- i XVI-wiecznych cerkwi wpisanych na listę UNESCO. Są to niezwykłe świątynie, najczęściej połączone z klasztorami przynależnymi do Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego. Jednak dla Polaków dużą wartość, ale i atrakcję turystyczną, stanowią polskie wioski utworzone pod koniec XVIII i w XIX w. Jest tam kopalnia soli, najważniejsze w Rumunii sanktuarium maryjne, a także piękne tereny do wędrówek po niewysokich górach przypominających Beskidy.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Pomiędzy Karpatami Wschodnimi a środkowym Dniestrem rozciąga się kraina zwana Bukowiną. Od II wojny światowej jest podzielona na dwie części: północną, przynależną do Ukrainy, i południową, znajdującą się na terytorium Rumunii. Historia Bukowiny jest niezwykle skomplikowana, bowiem na tym obszarze ścierały się różne kultury wielu narodów. To przez nią przebiegały główne szlaki handlowe łączące Rzeczpospolitą z Morzem Czarnym. Wędrowali nimi kupcy słowiańscy, arabscy, żydowscy, ormiańscy... Mimo że przez lata w znacznym stopniu były to pustkowia, o ziemie te walczyły najróżniejsze armie, w tym wojska polskie.

 

RUMUŃSKA JAK SYKSTYŃSKA

Monastyr Vorone? jest nazywany kaplicą Sykstyńską Wschodu. Na zachodniej elewacji znajduje się wspaniałe przedstawienie Sądu Ostatecznego.

MADONNA TRONUJĄCA

Monastyr Vorone?. Fragment malowidła na zewnętrznej ścianie absydy przedstawia zasiadającą na tronie Madonnę z Dzieciątkiem w otoczeniu aniołów.

CERKIEW JAK MALOWANIE

Cerkwie są malowane również wewnątrz. Zachowały się w nich przepiękne, stare ikonostasy, czego przykładem jest m.in. wnętrze monastyru Vorone?.

 

KAPLICA SYKSTYŃSKA WSCHODU

 

Przed zachodnią elewacją jednonawowej, murowanej cerkwi Vorone?, zwieńczonej wieżą ze szpiczastym dachem, gromadzą się tłumy turystów. Mniszka w czarnym habicie wyjaśnia znaczenie detali w monumentalnej kompozycji Sądu Ostatecznego wymalowanej na zewnętrznej ścianie. Jest tam Bóg Ojciec i anioły zwijające niebo, bo właśnie nastał koniec świata. Poniżej znajduje się tronujący Chrystus w scenie deesis z Marią, Matką Jezusa, i Janem Chrzcicielem. U stóp Chrystusa bierze początek piekielna, czerwona rzeka, w której Lewiatan, legendarny potwór morski, oczekuje na dusze potępionych. Po prawej i lewej stronie są apostołowie, hierarchowie, prorocy, święci. Są też potępieni, a więc Żydzi, Turcy, Tatarzy. Jest również waga sprawiedliwości podtrzymywana przez dłoń Chrystusa, scena walki aniołów z diabłami o dusze zmarłych i wielki mur oddzielający piekło od czyśćca, z którego prowadzą wrota do nieba. Cała kompozycja jest niezwykle barwna, przeważa szeroka paleta błękitów.

Sąd Ostateczny nie jest jedynym malowidłem na zewnętrznej ścianie cerkwi wzniesionej w 1488 r., a ufundowanej przez Stefana Wielkiego, władcę Mołdawii, jako wotum dziękczynne za zwycięstwo nad Turkami w 1476 r. O bitwie tej Jan Długosz napisał, że był to pierwszy wielki sukces w walce z Turkami w Europie. Kilkadziesiąt lat później, w 1547 r., Peter Rares, po namowie mołdawskiego metropolity Grzegorza Rosca, rozpoczął pokrywanie zewnętrznych murów cerkwi niezwykłymi malowidłami. Są wśród nich sceny ukazujące życie św. Mikołaja, św. Jana Nowego, męczennika i patrona Mołdawii. Jest też przedstawienie św. Jerzego, zwiastuna zwycięstwa i patrona cerkwi. Całość stanowi fantastyczną, ilustrowaną opowieść zwaną „Biblią pauperum”, czyli „Biblią dla ubogich”, dla tych, którzy nie potrafili czytać i którzy nie byli godni wejść do wnętrza cerkwi, również bogato zdobionego.

O cerkwi tej mówi się, że to „kaplica Sykstyńska Wschodu”, mimo że nie jest to jedyna cerkiew na Bukowinie tak pięknie malowana. Za to uchodzi za najstarszą spośród pięciu najpiękniejszych. Chociaż na ten temat zdania są podzielone, bowiem pierwszy monastyr wzniesiono w miejscowości Probota w 1398 r., ale został on zniszczony, po czym odbudowany już w XVI w. Podobna sytuacja miała miejsce w miejscowości Putna, gdzie pierwsza cerkiew spłonęła, a kolejna została zniszczona przez trzęsienie ziemi. Dzisiaj jest to XVIII-wieczna budowla.

Na uwagę zasługuje też zespół klasztorny w miejscowości Humor z cerkwią Wniebowzięcia Marii Panny wzniesioną w 1530 r. Jego zewnętrzne ściany w 1535 r. zostały całkowicie zamalowane przez mistrza Toma z Suczawy. Pozornie są to malowidła zbliżone do tych, które znajdują się na ścianach cerkwi w Vorone?, Moldovi?a, Arbore, Sucevi?a. Jednak w Humor dominującym kolorem jest czerwień, a w Sucevi?a i Arbore przeważa zieleń.

 

DOBRY ZDROWIE 

 

Przed budynkiem Domu Polskiego w Nowym Sołońcu wita mnie nieznajoma ubrana po miastowemu. Zwraca się słowami: – Dobry zdrowie. Zastanawiam się, dlaczego nie „dobry wieczór”, skoro właśnie nastał zmierzch.

– „Dobry zdrowie” to gwara górali czadeckich, a ja jestem ich potomkiem – wyjaśnia Victoria Longher, pani poseł, jak się okazuje, jedyny przedstawiciel mniejszości polskiej w rumuńskim parlamencie. – To stare polskie powiedzenie jest skierowane tylko do „swoich”, bo do obcych mówi się „dzień dobry”. Czasem zdarza się, że ludzie starsi witają przyjezdnych, jeśli domyślają się, że są to Polacy, słowami „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” albo „szczęść Boże”. Natomiast o poranku wszyscy pozdrawiają się słowami: „dobre utro”. W naszej gwarze mamy sporo słów słowackich, bo nasze rdzenne tereny znajdują się w górach na pograniczu Polski i Słowacji.

Starsza kobieta podchodzi do mnie i zadaje pytanie: – A wy Polacy? – I dodaje: – Dobrze się w wami spotkać.

Nowy Sołoniec jest sporą polską wsią na Bukowinie rumuńskiej, założoną przez Polaków, a dokładnie przez górali czadeckich w 1834 r. Obecnie we wsi mieszka ponad 200 rodzin, czyli ponad 800 osób. 

– We wsi osiedlili się tylko górale czadeccy, bo przyjechaliśmy z czadeckiego dekanatu – opowiada Anna Zielonka, kierowniczka zespołu pieśni i tańca Sołonczanka. – Mamy kościół Ducha Świętego i szkołę im. Henryka Sienkiewicza. Nasz zespół powstał w 1991 r. Są w nim i dzieci, i osoby starsze, razem ponad 70 osób.

 

KACZYKA BEZ SOLI

Wieś Kaczyka – budynki byłej kopalni soli wzniesione dzięki polskim górnikom z Bochni i Wieliczki, sprowadzonym tu przez władze austriackie pod koniec XVIII w. Obecnie jest to muzeum.

WOKÓŁ POJANY

Pojana Mikuli, drogowskazy z pieszymi szlakami turystycznymi wytyczonymi wokół wsi i na okoliczne wzgórza, które są niezwykle malownicze.

PANI HANKA

Jest mistrzynią w gotowaniu polskich potraw. Wywodzi się z górali czadeckich, którzy do Nowego Sołońca przybyli w czasach zaborów, w latach 30. XIX w. W Polsce nigdy nie była, ale mówi piękną staropolszczyzną.

 

POLSCY OSADNICY

 

Historia Polaków zamieszkujących tereny zwane Bukowiną sięga średniowiecza, ale niezbyt wiele o tym wiadomo. Ponoć już za czasów panowania Kazimierza Wielkiego w Cecynie, na terenach obecnej Bukowiny północnej, znajdowała się murowana strażnica obsadzona polskimi wojami. W Serecie, na Bukowinie południowej, znajdowały się klasztory dominikanów i franciszkanów z Polski. Mieszkało też na tych terenach wielu polskich kupców i rzemieślników. 

Najwięcej jednak wiemy o Polakach, którzy przywędrowali na Bukowinę, tę obecnie rumuńską, pod koniec XVIII w. i w pierwszej połowie XIX w. Kiedy w 1775 r. Bukowina znalazła się w granicach państwa austriackiego, rozpoczęły się poszukiwania złóż soli. W 1788 r. na tereny, gdzie występowały źródła solankowe, sprowadzono 20 polskich rodzin górników z Bochni i Wieliczki oraz 4 rodziny ukraińskie. Potem przyjechali kolejni osadnicy. To dzięki ich pracy powstała kopalnia soli, a wokół niej wyrosła wieś, którą nazwano Kaczyka od licznie gromadzących się na okolicznych bagnach kaczek. Po II wojnie światowej część potomków tychże górników w ramach akcji repatriacyjnej wyjechała do Polski, głównie do Zielonej Góry, Krosna, Bielawy, Warszawy... Do dzisiaj mieszkają na Dolnym Śląsku, w Lubuskiem i na Pomorzu Zachodnim.

Obecnie w kaczyskiej kopalni sól wydobywa się w ilościach śladowych, a właściwie nie sól, lecz solankę, i to z najniższych poziomów. Zakład został zamknięty. Pracę stracili niemal wszyscy mieszkańcy Kaczyk i okolicznych wiosek. Część szybów jest udostępniana turystom, ale do wnętrza kopalni trzeba zejść po 150 schodach i czuć w niej zapach nafty. Mimo to warto się tam wybrać, bo w kopalni znajduje się sporo ciekawostek, m.in. solna kaplica św. Barbary, w której górnicy modlili się przed pracą i po niej. Jest też kapliczka prawosławna, sala balowa, boisko sportowe, a także podziemne jeziorko. Na ścianach korytarzy można zobaczyć wykute w soli płaskorzeźby.

Na początku XX w. w Kaczykach krakowscy misjonarze, z myślą o mieszkających tam Polakach, wznieśli neogotycki kościół katolicki, konsekrowany 26 października 1904 r. W jego wnętrzu umieścili kopię „Czarnej Madonny”, po miejscowemu – wizerunek Matki Boskiej Kaczyckiej, patronki Bukowiny. Miejsce to jest uznawane za jedno z najważniejszych katolickich sanktuariów maryjnych w całej Rumunii.

W latach 30. XIX w. na Bukowinę przybyli polscy osadnicy zajmujący się rolnictwem, wyrębem lasów, budową drewnianych domów. Grupę tę tworzyli górale czadeccy. Władze austriackie pierwotnie zamierzały zasiedlić południową Bukowinę Niemcami sudeckimi. Jednak zadecydowano, że to Polacy do zamieszkania otrzymają dolinę rzeki Sołoniec i jej okolice.

Kolejną grupę emigrantów z Polski tworzą osadnicy z Rzeszowszczyzny, robotnicy kolejowi, którzy na Bukowinę przybyli w latach 70. XIX w. Zasiedlili wieś Bulaj, Wikszany, Mihoweny. Sprowadzono ich do budowy linii kolejowej z Suczawy do Kimpulungu Mołdawskiego. Spora też grupa Polaków mieszka w Suczawie, stolicy Bukowiny. 

Wszyscy bukowińscy Polacy osiedlili się w 10 miejscowościach, mówią po polsku, a właściwie bardziej po staropolsku. Tak trochę inaczej, z lekkim zaśpiewem. Wielu z nich nigdy w Polsce nie było. Tu się urodzili, tu ukończyli szkołę i tu w wyjątkowy sposób dbają o zachowanie polskości. Pani Hanka jest mistrzynią w gotowaniu polskich potraw, zwłaszcza bigosu. Pani Gieńcia zna różne polskie pieśni i pięknie śpiewa, a kiedyś, za młodu, tańczyła w polskim zespole. Mieszkańcy każdej wsi dbają o kultywowanie tradycji. Przyjechali w czasach zaborów, przeżyli niemiecką okupację, a także socjalistyczną indoktrynację, kiedy to nauczanie polskiego było niemożliwe. Mimo to zachowali mowę ojców. Pomagali im w tym księża i to też niekoniecznie polscy. 

 

KAPLICZKA GRANICZNA

Wnętrze kapliczki dzielącej wieś Pojana Mikuli na część polską i niemiecką. Pod koniec lat 30. XIX w. w dolnej części doliny osadzono 40 rodzin polskich, a w górnej – 40 niemieckich. Dzisiaj pozostali Polacy. Miejsce Niemców zajęli Ukraińcy.

SOŁONCZANKA

Polski dziecięcy zespół taneczny w Nowym Sołońcu. Na rumuńskiej Bukowinie działa także Zespół Górali Czadeckich „Mała Pojana” w Pojanie Mikuli. W ich repertuarze znajdują się staropolskie pieśni i tańce.

JAK W DOMU

Dom Polski w Nowym Sołońcu został otwarty w listopadzie 2014 r. Środki na budowę przekazały władze Polski. Odbywają się tu różne uroczystości. Można w nim również przenocować.

 

ZACZĘŁO SIĘ OD „ZDROWAŚ MARIO”

 

Proboszczem w Pojana Mikuli jest ksiądz Gabriel, rodowity Rumun, pochodzący z południowych terenów kraju, co widać po jego śniadej twarzy. Jako młody chłopak wychowywał się u Polaków w Mołdawii. Tam często słyszał odmawianą przez nich modlitwę „Zdrowaś Mario”. Spodobał mu się dźwięk słów i rytm tekstu. Nauczył się jej na pamięć, a potem zaczął naukę języka polskiego. Kiedy dorósł, postanowił zostać księdzem. Po święceniach kapłańskich zgłosił się do biskupa i poprosił o przydzielenie mu pracy w polskiej parafii. I tak trafił na Bukowinę do wsi Pojana Mikuli, która przez lata była rozdzielona kapliczką na dwie części: polską i niemiecką. Kapliczka z dwujęzycznym napisem stoi w samym środku wsi do dzisiaj, chociaż Niemców już nie ma, wyjechali kilkadziesiąt lat temu.

– Proboszczem w Pojana Mikuli jestem już 12 lat – opowiada ks. Gabriel. – Pracuję sam. Nie mam nikogo do pomocy. Po polsku nie mówię jeszcze dobrze. Uczę się od dzieci, które mają zajęcia z polskiego w tutejszej szkole. Kazania staram się mówić po polsku, chociaż nie zawsze mi to dobrze wychodzi. Po wyjeździe Niemców ich miejsce zajęli prawosławni Rumuni i Ukraińcy. Jednak to my mamy we wsi dwa kościoły. Ten stary, pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, wzniesiony przez Niemców i Polaków w 1894 r., oraz nowy pw. Jana Pawła II, poświęcony w 2011 r. Jest to pierwszy w Rumunii kościół pod tym wezwaniem i trzeci na świecie. Bardzo jesteśmy z tego dumni, bo w polskiej wsi mamy świątynię z polskim patronem.

Niemłody już pan Jurek, spotkany przed rodzinnym domem w Pojana Mikuli, twierdzi, że ich rumuński ksiądz „ma polską wiarę i odpowiada po polsku”. 

– Jedna niedziela jest odprawiana po polsku, druga po rumuńsku. Ksiądz bardzo trzyma polskość, pomimo że jest Rumunem – wyjaśnia pan Jurek. – Mamy też we wsi polską szkołę wybudowaną za pieniądze z Polski. Mieszka tu 250 rodzin – razem 517 osób, połowa z nich to Polacy, głównie dzieci i żony, bo mężowie gdzieś w świecie pracują. 

Problemem bukowińskich Polaków jest brak perspektyw. Młodzi nie widzą tu dla siebie przyszłości. Wyjeżdżają do pracy w Niemczech, Holandii. Przemysłu w okolicy nie ma, kopalnia nieczynna, a przyzagrodowe rolnictwo nie przynosi dochodów. Niektórzy próbują stawiać na turystykę, bo okolica jest bardzo piękna. Niewysokie góry i wyznaczone szlaki turystyczne zachęcają do wędrówek. Część mieszkańców Kaczyk zajęła się obsługą turystów zwiedzających kopalnię soli oraz pielgrzymów przybywających do sanktuarium maryjnego, głównie na odpust 15 sierpnia. Pozostali?

Ghervazen (Gerwazy) Longher, były poseł do rumuńskiego parlamentu i Prezes Związku Polaków w Rumunii, twierdzi, że obecnie w Rumuni mieszka około 7 tys. Polaków, z tego 6 tys. na Bukowinie. On sam mieszka w Suczawie, ale chętnie przyjeżdża do Nowego Sołońca, bo stąd pochodzi jego rodzina.

– Ludzie nie są tu zamożni, ale jakoś sobie radzą. Nie wszyscy chcą wyjeżdżać, bo kochają te tereny. To my tworzymy tu Polskę, chociaż Polska jest daleko – stwierdza Gerwazy.