Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2006-07-01

Artykuł opublikowany w numerze 07.2006 na stronie nr. 42.

Tekst i zdjęcia: Katarzyna Kaczorowska,

Miasto do życia

Vancouver

Położony nad Pacyfikiem Great Vancouver to trzecia co do wielkości metropolia Kanady. Na północy miasto opiera się o wysokie zbocza Gór Nadbrzeżnych, od zachodu oblewają je wody Zatoki Angielskiej, oddzielonej od otwartego oceanu cieśniną Georgia oraz wielką wyspą Vancouver i leżącym w USA półwyspem Olympic.

 

Morze wcina się w zabudowę długą zatoką Burrard i niewielką False Creek. Aglomeracja, rozciągająca się na przestrzeni ponad pięćdziesięciu kilometrów długości i około czterdziestu kilometrów szerokości, pocięta jest wypełnionymi spławianym drewnem odnogami rzeki Fraser.
Zaczątkiem Vancouver był powstały przed 1830 rokiem Fort Langley. Miasto zaczęło się rozwijać w ostatnich latach XIX wieku, po doprowadzeniu do oceanu kolei transkanadyjskiej. Nazwę zawdzięcza Georgyeowi Vancouverowi, oficerowi marynarki brytyjskiej, który sto lat wcześniej sporządzał mapy tamtejszych wybrzeży.

 

 

Snobizm na luzie

 

Najstarsza zachowana część City to Gastown – trakt pieszy o zabudowie typowej dla początków XX wieku. Ulica kończy się przy pomniku Jacka Gassy, założyciela pierwszego saloonu dla pracowników tartaku istniejącego tu w końcu XIX wieku. W kierunku przeciwnym perspektywę zamyka 150-metrowej wysokości gmach Centrum Portowego.
Po sąsiedzku znajduje się Canada Place, położony nad wodą komercyjny zespół, powstały z okazji wystawy Expo 86. Dominuje w nim bryła hotelu „Pan Pacific”, zbyt dosłownie imitująca wielki prom. Prawdziwe olbrzymie ferries dobijają tuż obok. Najciekawiej przedstawia się zbudowane tuż przy terminalu kino. Dyskretnie nawiązuje do formy żaglowca; słoneczne światło przez cały dzień wciąż na nowo układa się na lekkiej konstrukcji białych stożków.
Stąd biorą początek główne ulice Downtown. Po jego północnej stronie przeważają wieżowce z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, będące siedzibami centrów komercyjnych, instytucji finansowych i deweloperskich. Spotkać tu można sporo osób w garniturach i pod krawatem. Wśród ubierających się na sportowo Kanadyjczyków nie jest to widok częsty. Na ogół wymagania pracodawców ograniczają się do schludnego wyglądu, jednak dżinsy i T-shirty są w pracy wykluczone.
Downtown stale rozbudowuje się, mimo to między wieżowcami zachowano zespoły stylowych drewnianych willi. Kolorowe, są kompilacją prostoty pionierskich domostw i elementów bogatej wiktoriańskiej ornamentyki. Ich elewacje tradycyjnie obite są cedrowymi deseczkami.
Elegancka ulica Granville poprzez most o tej samej nazwie łączy się z Granville Island, dzielnicą artystów, powstałą w miejscu dawnych urządzeń portowych. Wbrew nazwie Granville Island to nie wyspa, ale cypel położony nad False Creek, gdzie niepotrzebne już magazyny portowe zaadaptowano na szkoły artystyczne oraz pracownie artystów. W starych dokach, przy pomostach tworzących namiastkę uliczek, usytuowane są drewniane domy mieszkalne, przy których zamiast aut „parkują” jachty. Dzielnica ma kameralny klimat, w powietrzu unosi się nastrój luzu i lekkiego snobizmu.
Po stronie Downtown False Creek obudowało się luksusowymi apartamentowcami, chętnie zamieszkują tu miejscowi yuppies. Kolorowe tramwaje wodne kursują pomiędzy brzegami. Nadwodne korso prowadzi w stronę stadionu o zadaszeniu przypominającym przykrywkę puderniczki. Na nim odbędą się ceremonie otwarcia i zamknięcia zimowych igrzysk olimpijskich 2010 roku.
Downtown Vancouver odróżnia się od innych amerykańskich centrów indywidualnym wyrazem, zawdzięcza to spokojnej architekturze i jej kolorystyce. Nowe budynki utrzymane są w barwach jasnego beżu konstrukcji i dyskretnego seledynu matowego szkła, co dobrze wpisuje je w otaczającą zieleń wzgórz i w tło nieba i wody. Dzielnicę wieżowców widać z wielu miejsc i jej zabudowa harmonijnie koegzystuje z otaczającym krajobrazem, przy czym należy dodać, że zachwycająca natura znakomicie jej w tym pomaga.
W miejscach publicznych widoczna jest dbałość o małą architekturę. Z niezwykłą finezją komponowane są zieleńce i kwietniki. Całość utrzymana jest w wielkiej czystości, podkreślonej niezwykłą przejrzystością tutejszego powietrza – to już zasługa oceanu i łagodnego klimatu, z częstymi opadami deszczu. Zmianami pogody nikt się zbytnio nie przejmuje, mało kto używa parasola i rzadko zmienia wcześniejsze plany z powodu nagłej ulewy. Do ambicji Kanadyjczyków należy również dbanie o przydomowe ogrody, mimo że z powodu konieczności oszczędzania wody można podlewać je tylko dwa razy w tygodniu. Ludzie przestrzegają takich nakazów. Mieszkańcy zgłaszają przypadki niestosowania się do różnych obowiązujących norm, uważając to za normalny odruch społeczny, służący utrzymaniu standardów dobrze zorganizowanego życia.

 

Morze wcina się w zabudowę długą zatoką Burrard.

Między wieżowcami zachowano zespoły stylowych drewnianych willi. W starych dokach, przy pomostach tworzących namiastkę uliczek, usytuowane są domy mieszkalne, przy których zamiast aut „parkują” jachty.

 

Powiedz, czy piłeś

 

Mimo że w Vancouver żyje ponad dwa miliony mieszkańców i przebywają liczni goście, nie ma tłoku typowego dla atrakcyjnych turystycznie miast europejskich. No, może w weekendowe wieczory, kiedy ruch i gwar panują w rejonach, gdzie ulokowały się kluby i puby. Po False Creek kręcą się oświetlone lampionami stateczki, pełne roztańczonych gości. Ale już na tyłach rozbawionych ulic jest cicho i ciemno. Podczas powrotów policjanci zatrzymują wszystkie samochody i pytają kierowców, czy pili alkohol, polegając na ich uczciwości i swoim doświadczeniu. Jest to tak zwany check stop – kontrola trzeźwości, prowadzona w weekendowe wieczory.
Młodzi lubią się bawić, pokolenie w średnim wieku preferuje zajęcia sportowe i turystyczne, do których uprawiania otaczająca przyroda stwarza znakomite warunki. Aktywność fizyczna jest w modzie. Fun (frajda, zabawa) już w poniedziałek daje powód do planowania następnego weekendu.
Jednak praca jest na pierwszym planie, traktuje się ją serio i z poczuciem obowiązku. Aglomeracja jest olbrzymim „pracodawcą”. Największe znaczenie mają port, stocznia, no i oczywiście drewno – jego transport i przetwórstwo. Ważną rolę odgrywa przemysł turystyczny. Miasto jest celem wielu gości, dba o nich i umie dobrze sprzedać swoje atrakcje. Jest też miejscem startu na dalsze wypady: w Góry Nadbrzeżne i na rejsy morskie, stąd odchodzą wycieczkowe promy na Alaskę. Mającym dużo pieniędzy i mało czasu oferuje się szybkie kursy wodnopłatami nad górskimi pasmami i wcinającymi się w nie malowniczymi fiordami.

 

 

Świątynie nauki

 

Vancouver jest też znaczącym w Kanadzie ośrodkiem badawczym i akademickim. Tamtejszy Uniwersytet Kolumbii Brytyjskiej (UBC) to jedna z najlepszych uczelni Kanady. Kampus UBC usytuowano na półwyspie wysoko wznoszącym się ponad Zatoką Angielską. Tworzy go kilkadziesiąt budynków wydziałów uniwersyteckich, akademiki, sale wystawowe, uczelniane sklepy i knajpki. Na pełnowymiarowym stadionie oprócz zawodów odbywają się koncerty zespołów młodzieżowych. Ciszę można znaleźć w pięknym ogrodzie botanicznym. Wolno stojące audytorium, zbudowane na planie elipsy, jest miejscem występów artystycznych oraz tradycyjnych graduation – urządzanych z pompą uroczystości rozdania dyplomów. Okolicznościowe zdjęcia robi się wówczas tradycyjnie w sąsiednim ogrodzie różanym. W oryginalnym gmachu ze ścianą przeszkloną od strony morza mieści się Muzeum Antropologiczne. Zgromadzono w nim znakomity zbiór eksponatów związanych z historią, obrzędami i rękodziełem Indian. Uwagę zwraca współczesne dzieło indiańskiego rzeźbiarza, przywołujące legendę o pochodzeniu tutejszych Indian, Ludzi Brzegu: potężny, wyrzeźbiony w jasnym drewnie kruk wypuszcza na świat uwięzionych w morskiej muszli ludzi.

 

Żyje się tu spokojnie i na luzie.

Kruk oswobodziciel.

Tu przenika się wiele kultur.

 

Tolerancja? Oczywiście!

 

W społeczności Vancouver przenika się wiele kultur: dziedzictwo Indian (cieszących się uprzywilejowaniem first nation i opieką państwa), tradycje traperów i poszukiwaczy przygód, zróżnicowana obyczajowość emigrantów europejskich, licznie reprezentowana wspólnota hinduska oraz cywilizacja Wschodu, obecna tutaj od początku. To właśnie chińscy robotnicy ponieśli w XIX wieku największe trudy i ofiary przy budowie kolei transkanadyjskiej.
Obowiązuje tolerancja – dla odmiennego wyglądu, zwyczajów czy gustów. Do współżycia bez uprzedzeń i do akceptacji odrębności dzieci wychowywane są od najmłodszych lat.
Ostatnio Vancouver stał się domem dużej liczby nowych emigrantów z Dalekiego Wschodu. Młode pokolenie szybko się asymiluje i awansuje, chętnie się osiedla w Richmond, dzielnicy marketów i centrów komercyjnych. Starsi, bardziej przywiązani do tradycji, zamieszkują przede wszystkim China Town.

 

 

Czerwień i złoto

 

Po przekroczeniu stylowej bramy pierwszym doznaniem w China są barwy – wszechobecność czerwieni i złota – oraz zapachy. Przeważają wonie owoców morza i aromaty przypraw użytych do gotowania. Latarnie uliczne mają czerwony kolor i kształt lampionów, miejsce wiszących kwietnych kul zajmują złote sylwetki smoków. Nie słychać języka angielskiego. Nazwy specjałów wystawionych w otwartych witrynach sklepów podane są tylko po chińsku.
Zawartość tutejszej apteki – to dopiero „chińszczyzna”! Duże beczki wypełnione są suszonymi płatami morskich stworów i szarymi „korzeniami”. Intrygująco wyglądają duże słoje z kapeluszami grzybów, ułożonych dookoła jasnego jakby trzpienia, może to dzięki niemu nabierają leczniczej mocy. W eleganckich herbaciarniach unosi się bukiet wonności, na miejscu można wypić wybrany gatunek świeżo zaparzonej brązowej lub zielonej herbaty. Wszędzie handluje się tradycyjnymi chińskimi drobiazgami i ozdobami. Zwracają uwagę barwne lampiony, długie kolorowe girlandy i żółtozielone głowy smoków.

 

 

Letnie harce Muz

 

Wygodne życie w tak wielkiej aglomeracji w dużej mierze zależy od sprawnej komunikacji. Oprócz prywatnych aut do dyspozycji mieszkańców są skytrain (szybki pociąg miejski przebiegający po nadwieszonych nad ulicami estakadach) i autobus wodny pokonujący zatokę Burrard. Najpopularniejszym zbiorowym środkiem lokomocji są autobusy. Pasażerowie wsiadają do nich przednim pomostem, każdy witany przez kierowcę pod jego okiem kasuje bilet lub u niego go kupuje. Zdarza się, że kierowca „wyprzedzi” rozkład jazdy i zarządza krótki postój, który nikogo nie niecierpliwi. Jeżeli ktoś korzysta z wózka inwalidzkiego, kierowca wychodzi i służy mu pomocą. W miejscach publicznych widać wiele niepełnosprawnych osób, miasto stara się uwzględnić ich ograniczenia i ma opinię przyjaznego dla inwalidów.
Ważną (i wykorzystywaną przez mieszkańców) sferę życia tworzy kultura. Jej nurt oficjalny i „wysoki” ogniskuje się wokół działalności miejskich teatrów, opery i orkiestry symfonicznej. Prym wiedzie Teatr Królowej Elżbiety. Istnieją też sceny kameralne i eksperymentalne. Wiele artystycznych przedsięwzięć ma charakter etniczny, na przykład chiński Nowy Rok czy indiańskie święta tańca Pow Wow. Poszczególne miasta organizują lokalne parady, podczas których pochody dostojnych kombatantów płynnie przechodzą w luźne przemarsze prezentujące folklor lub w radosne pokazy egzotycznych szkół tańca.
Kalendarz wielu imprez wpisany jest w szczyt sezonu turystycznego. Przez trzy letnie miesiące prezentuje się sztuki Szekspira w ramach festiwalu Bard on the Beach. Woda i otaczające ją góry tworzą występującym aktorom niepowtarzalną scenografię. Najbardziej spektakularnym przedsięwzięciem jest doroczna letnia Symfonia Świateł. Przez cztery dni na Zatoce Angielskiej rozgrywają się niezwykłe spektakle sztucznych ogni i muzyki. Feeria najwymyślniejszych form świetlnych, rozbłyskujących na niebie i w wodzie, tworzy niezapomniane, porywające widowisko.

 

Duże beczki wypełnione są suszonymi płatami morskich stworów i szarymi „korzeniami”.

Świetna panorama z góry Grouse.

 

Z naturą w zgodzie

 

Przyjemnym zjawiskiem w Vancouver jest przenikanie się miasta z naturą. Cywilizacja wydziera przyrodzie nowe tereny, ta z kolei przystosowuje się do koegzystencji. W granicach Great Vancouver znajduje się 150 zamieszkanych orlich gniazd. W porcie dostrzec można potulne pyszczki fok, w nocy w dzielnicach willowych słychać przebiegające po dachu szopy. Na terenach, gdzie zabudowa zbliża się w stronę gór, kosze na śmieci chroni się przed niedźwiedziami – obowiązuje zakaz ich karmienia. Miś przyzwyczajony do żebrania dla bezpieczeństwa ludzi jest zabijany. Bywa, że drink pity na świeżym powietrzu na zakończenie dnia – sygnalizowane armatnim wystrzałem o zachodzie słońca – dokończyć trzeba w domu, aby „przewietrzyć” ogród po pobycie skunksa…
W Vancouver jest kilka pięknych plaż oraz wiele wspaniale urządzonych parków. Największy to Stanley Park, który zajmuje wysunięty w morze szeroki cypel, sąsiadujący z Downtown. Zachowały się tu olbrzymie cedry, pozostałość pierwotnego lasu deszczowego. Oprócz rozmaitych ogrodów tematycznych wielkimi atrakcjami są akwarium z morskimi stworami oraz popisy orek i wielorybów. Fascynują zgromadzone w jednym miejscu kilkumetrowej wysokości indiańskie totemy. Dookoła cypla, wzdłuż plaż i portów jachtowych, prowadzi trakt spacerowy ze ścieżkami dla rowerów i łyżworolek.
Stanley Park, poprzez przerzucony nad zatoką Burrard most Lions Gate, łączy Vancouver z Północnym Brzegiem (North Shore). Ten wysoko zawieszony most tworzy jeden z symboli miasta, jego nazwa – Brama Lwów – pochodzi od przypominających leżące lwy szczytów górskich, na linii których został usytuowany.
Tereny rekreacyjne po stronie North Shore mają charakter naturalnych parków. Do najpiękniejszych należy Lighthouse Park – kompleks leśny położony na urwistym cyplu, zakończonym latarnią morską Point Atkinson, otoczony wodami Zatoki Angielskiej i opasany wysokimi górami Howy Sound. Dużo przyjemności potrafią sprawić tutejsze szczyty: Cypress, Grouse i Seymour. W porastających je nieprzystępnych lasach poprowadzono trasy spacerowe, wykorzystując w tym celu zakosy dawnych dróg do wyrębu drewna. Zimą na wszystkich tych szczytach działają ośrodki narciarskie.

 

Szybkie kursy wodnopłatami nad górskimi pasmami i wcinającymi się w nie malowniczymi fiordami.

Aby nie zepsuć...

 

Najbardziej „komercyjna” góra to Grouse, na którą prowadzi krótka i droga kolejka linowa. Na szczycie – świetna panorama całego Great Vancouver, na horyzoncie podkreślona górami półwyspu Olympic: dostrzec stąd można ośnieżony szczyt wulkanu Mount Baker, znajdującego się w odległości stu kilometrów, już na terytorium USA.
Poniżej gór, na południowych stokach, znajdują się tereny mieszkaniowe West i North Vancouver, pięknie usytuowane i wzbogacone widokami na zatokę oraz Downtown i Stanley Park. Trwa tu intensywny ruch budowlany, wkracza zabudowa apartamentowa, a pojedyncze wille pną się coraz wyżej i nawet biegnąca górą autostrada Trans Canada nie stanowi dla nich skutecznej bariery. Mieszkańcy Vancouver żyją w pięknym, dobrze zorganizowanym mieście; pozostaje nadzieja, że stać ich na inwestycyjny umiar i Great Vancouver nie utraci swej pozycji jednej z najpiękniejszych i najbardziej przyjaznych dla życia metropolii.