Klimat stolicy Gruzji można poczuć na kilka sposobów: wędrować szlakiem cerkwi i kościołów lub podążać tropem kulinarnym, aby popróbować gruzińskich smaków. Albo też niespiesznie pospacerować po Mejdanie, Szardeni czy Mardżaniszwili i podziwiać wielokulturowe bogactwo architektoniczne. Tbilisi to miasto wieloznaczne, w którym warto zabłądzić i odkryć je nie takim, jakie chciałoby być, ale takim, jakie jest naprawdę. Zapraszam na całodniową wycieczkę po jednej z najciekawszych stolic Kaukazu.
Dostępny PDF
Tbilisi budzi się do życia leniwie. Jakoś koło dziewiątej zaczynają otwierać się pierwsze sklepy i stragany. Nie ma co się spieszyć. Tbilisi nie lubi pędu. Spokojna turkuli khawa, czyli kawa po turecku, zimny arbuz w jednej z kafejek na alei Rustawelego i można ruszyć w drogę.
MUZA MŁODOPOLAN
Mogiła Dagny Juel Przybyszewskiej, norweskiej artystki, która była muzą wielu twórców okresu Młodej Polski. Gruzińska Polonia dba o groby rodaków.
MIASTO BALUSTRAD
Urwisty brzeg rzeki Mtkwari zdobią wiszące balkony. Tbilisi słynie z misternych balustrad.
AMERICAN DREAM
Gruzja stoi na styku Europy i Azji. Gdzieś między jej tradycjami przebija tęsknota za amerykańskim snem.
ZMARLI NIE DAJĄ ZAPOMNIEĆ
Stolica Gruzji ma wiele do zaoferowania. Zacznijmy od przodków. Na cmentarzu Kukijskim od dnia swoich trzydziestych czwartych urodzin leży Dagny Juel Przybyszewska. Na zaproszenie zakochanego w niej Władysława Emeryka przyjechała w 1901 r. z synem do Tyflisu. Czekała na męża. Miała nadzieję, że ta podróż na nowo zbliży ich do siebie. Nie wiedziała, że to on wepchnął ją w ramiona Emeryka. Stanisław Przybyszewski, zajęty już nową pasją, nie miał w planach wycieczki na Kaukaz. Ale Dagny czekała. W pokoju legendarnego hotelu Grand zakończyła życie. Zastrzelił ją Emeryk, kiedy zdał sobie sprawę, że ona nie wyobraża sobie życia przy jego boku. Na stole zostawił konkretną instrukcję, jak przygotować ciało ukochanej do ostatniej drogi. I popełnił samobójstwo.
Stanisław Przybyszewski na pogrzeb nie dotarł. Po pierwsze dlatego, że był już zajęty romansem z Jadwigą Kasprowiczową, a po drugie – ze względów finansowych. Do kochanki w liście napisał: „cała ta historia kosztowała kilkaset rubli”.
Dziś na Kukii można odwiedzić dwa groby Dagny Juel Przybyszewskiej. Jeden, ten pierwszy, znajduje się na Polskim Wzgórzu, wśród grobów innych naszych rodaków. I drugi, do którego przeniesiono ją w 1999 r., na Panteonie przy kościele pw. św. Nino.
Cmentarz Kukijski to jedna z najstarszych tbiliskich nekropolii, warto więc pospacerować po jej alejkach. Tutaj także, jak na każdym gruzińskim cmentarzu, przy grobach można natknąć się na ławki, stoły, jedzenie i butelki z winem. Od czasu do czasu ktoś zostawia swoim przodkom odpalonego papierosa, ulubione słodycze albo po prostu zapala cerkiewną świeczkę. – Taką mamy tradycję – mówi Lasza, którego pytam o polskie groby i stakany stojące przy grobach. – Toast za zmarłych to nasz obowiązek. A wy nie pijecie za zmarłych? – Nie – odpowiadam: – My pijemy za żywych. – To jak wspominacie przodków? – pyta zdziwiony. W przebieg gruzińskiej supry, czyli biesiady, jest wpisany toast za przodków. Na Kaukazie umarli nie dają o sobie zapomnieć.
MATKA GRUZJA
W jednej dłoni trzyma czaszę z winem – dla gości, a w drugiej miecz – dla wrogów.
JESZCZE WISZĄ
Warto się przespacerować po starym Tbilisi. Miasto szybko się zmienia i stare domy na Sololaki niebawem zostaną zastąpione przez odremontowane kamienice. Mimo że czasem balkony budzą grozę, trzeba przyznać, że są piękne.
DUCHY MIEJSCA
W okolicach Mardżaniszwili i Agmaszenebeli można natknąć się na piękne zdobienia starych kamienic. Zamyślone rzeźby, mozaiki, ryty budują klimat miasta.
NA PŁÓTNIE I NA TALERZU
W całej przestrzeni miasta można natknąć się na artystów. Tbilisi z nich słynie. Obok pchlego targu, który szeroko rozłożył się w okolicach Suchego Mostu i na którym można kupić praktycznie wszystko (od rodowej porcelany po kiczowaty magnesik z głową Stalina), swoje prace sprzedają twórcy sztuki. Malarze, rzeźbiarze, garncarze i inni. Można kupić ręcznie przygotowane rogi do picia wina, gliniane naczynia z ludowym wzorem, filcowe szale, ciepłe kapcie czy bogato zdobione peleryny. A na ulicach posłuchać muzyki. Przekrój jest szeroki: od tradycyjnej, nierzadko połączonej z tańcem, poprzez rock i sowieckie szlagiery aż po współczesne rytmy. I książki. Książki w Tbilisi można kupić praktycznie na każdym rogu, w przejściu podziemnym, pod drzewami. Wszędzie.
Jednak najbardziej do miasta pasują malarze. Niektórym to właśnie z nimi Tbilisi kojarzy się najbardziej. Najsłynniejszym tbiliskim malarzem był Niko Pirosmani. To on rysował supry, suto zastawione stoły i piękne kobiety na ścianach szynków całego Tyflisu pod koniec XIX i na początku XX w. Mieszkał w urągających warunkach: w komórce pod schodami. Z biedy malował, na czym się dało: na folii, na tabliczkach nagrobnych, na tym, co znalazł. Dlatego najczęstszą barwą jest czerń. Zapłatę za rysunki odbierał w jedzeniu. Mówi się, że z tego powodu uginają się pod nim wyobrażone przez malarza stoły. Zmarł z głodu w którymś z tbiliskich podwórek. I jak to często bywa z wielkimi, został doceniony po śmierci. Dziś jego obrazy wycenia się na miliony dolarów, a w Tbilisi na liczne reprodukcje możemy trafić w różnych zakątkach miasta.
– Nie wiadomo, gdzie jest prawdziwy grób Pirosmaniego. Pochowano go w zbiorowej mogile i do dziś nie znaleźliśmy jego szczątków – mówi Misza, historyk sztuki i pasjonat Pirosmaniego. Na Świętej Górze, na cmentarzu dla zasłużonych, ma symboliczny nagrobek. Obok spoczywają największe artystyczne autorytety: Ilia Czawczawadze i Akaki Certeli, oraz Ketewan Geladze, matka Stalina. Jej pochowanie na Panteonie Pisarzy i Osób Publicznych Józef Dżugaszwili zlecił Ławrientijowi Berii.
Pora na obiad. I tu jest w czym wybierać. Można pójść na falafele i lemoniadę do Kiwi albo do Raczy na tradycyjny szaszłyk, kiszone kwiatostany kłokoczki – dżondżoli i domowe wino. Kto co woli. I tak będzie smacznie.
DO BANI
Wachtang Gorgosali w VI w. przeniósł stolicę z Mcchety do Tbilisi. Tak mówi legenda. Mówi też, że decyzję podjął na polowaniu. Według podania przyjechał na bażanty. Kiedy dojrzał ptaka, wypuścił za nim sokoła. Ten długo nie wracał. Zaniepokojony król ruszył w kierunku, w którym poleciał. Zszedł w dolinę i zobaczył siedzącego na kamieniu sokoła, który patrzył w parującą wodę, a w niej upolowanego i już ugotowanego bażanta. Tbili po gruzińsku znaczy „ciepły”.
Na miejscu gorących źródeł stoją carskie banie, czyli łaźnie siarkowe. Dzielnica Abanotubani jest najstarszą częścią miasta. Według niektórych podań w XIII w. źródeł było nawet siedemdziesiąt, ale dziś także jest w czym wybierać. Tbiliskie banie pełnią nie tylko funkcje higieniczne, lecznicze i relaksacyjne. – W latach dziewięćdziesiątych, kiedy Gruzja borykała się ze zorganizowaną przestępczością, właśnie w baniach często odbywały się narady kryminalnych autorytetów. Te mury kryją niejedną tajemnicę. Jeszcze pod koniec XX w. do bani zabierano przyszłą synową. Kobiety z rodziny pana młodego sprawdzały cnotliwość panny. Miały na to swoje sposoby – opowiada masażystka z Czerli Abano, jednej z najładniejszych bani w mieście.
W upalny dzień warto zrelaksować się w tbiliskiej łaźni. Po wyjściu nasze nieprzyzwyczajone do wysokich temperatur ciała poczują się dużo lepiej.
SPACER NAD KURĄ
Niektórzy twierdzą, że magię Tbilisi tworzy stare miasto, upstrzone fantazyjnie rzeźbionymi balustradami. Inni widzą ją w wąskich uliczkach, krzywych ze starości budynkach, w których piwnicach są ukryte piekarnie, zakłady krawieckie, szewskie czy fryzjerskie.
Na Majdanie, Szardeni czy Awlabari spotyka się wszystko: kolorowe balkony, które zwisają nad rzeką, zagadkowe klatki schodowe z tajemniczymi zakamarkami. Domy z włoskimi podwórkami, których mieszkania wychodzą na wspólny, długi balkon. Tu możemy zobaczyć prawdziwe życie Tbilisi. Z wywieszonym praniem, z wychodzonymi schodami, ze starymi ładami i dzieciakami grającymi w berka. Centrum miasta schowane za fasadą, którą Tbilisi chce nam pokazać. Warto tu pobłądzić.
Możemy pójść na spacer nad Mtkwari albo jeśli komuś wygodniej – Kurą. Rzeka płynie przez miasto aż 40 km. W kilku miejscach biegnie pod nią tbiliskie metro. Ono też ma ciekawą historię, jak prawie wszystko w tym mieście. Po śmierci Stalina Chruszczow zdecydował, że nie „podaruje” Gruzji podziemnej kolei. Widział kraj pełen pól kukurydzy, hodowli świń i bydła, a metro traktował jako zbytnią rozpustę. Zgodził się na schrony przeciwlotnicze, żeby nie tracić wyłożonych już pieniędzy i ze względu na niebezpieczeństwo ataku wroga.
Pod przykrywką bunkrów Tbilisi budowało podziemną kolej. W wielkiej tajemnicy przed Generalnym Sekretarzem w Moskwie. Kiedy w 1964 r. Chruszczowa zastąpił Leonid Breżniew, można było otwarcie dokończyć zaawansowane prace. Pierwsze jedenaście stacji otwarto w 1966 r., dziś metro ma dwie linie i bardzo ułatwia przemieszczanie się po stolicy.
GORĄCE NOCE
O ile poranki w gruzińskiej stolicy zaczynają się leniwie, to noce zdają się nie kończyć. To moment, w którym Tbilisi zaczyna żyć pełną piersią. Muzyka, tańce, śpiew, wino i chachaczello, czyli gruzińska czacza (wódka z winogron) z cytryną. Ten trunek serwuje tylko jedno miejsce na mapie rozrywki stolicy Gruzji: bar Warszawa.
Najpiękniej Tbilisi prezentuje się nocą. Zwłaszcza z góry. Na wzgórze Mtacminda, jedno z najważniejszych w mieście, można wjechać szynową kolejką z początku XX w. Trafimy prosto pod oświetloną (jeśli będziemy mieli szczęście, wielokolorową) wieżę telewizyjną. Stąd rozpościera się niezwykły widok na rozświetlone Tbilisi. Złote cerkwie, uliczki i góry. Na wprost szkło i metal, tak chętnie wtłaczane w tkankę miasta przez byłego prezydenta Michaela Saakaszwilego, łączą się z tradycyjną zabudową. Po lewej – przedmieścia, wielkie socjalistyczne molochy, które zdają się rozpadać na naszych oczach. Pocerowane bloki z poodklejanymi przybudówkami. A na prawo nowe, prestiżowe dzielnice miasta: Vake, Vera, Saburtalo.
W Tbilisi jest wszystko: tradycja, socjalizm i neoliberalizm. To miasto nigdy nie chciało się dostosować do obowiązujących trendów. Jest wieloznaczne.
Ale czas już na kolację i lampkę czerwonego kindzmarauli.