Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2006-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2006 na stronie nr. 30.

Tekst i zdjęcia: Hanna Libura,

Ludzie ochrą malowani

HIMBA, NOMADZI NAMIBII

Kaokoland to górzysta, półpustynna kraina w Namibii, rozciągająca się pomiędzy okrytym złą sławą grobowca statków Szkieletowym Wybrzeżem a księżycowym krajobrazem Damaralandu. Na północy sięga aż po Angolę, gdzie graniczna rzeka Kunene tworzy malownicze wodospady Epupa. Ta niezbyt gościnna ziemia jest ojczyzną nomadów Namibii – ludu Himba.

 

Himba przynależą do grupy Herero, wywodzącej się z plemion Bantu. Dzielą z nimi język i wierzenia. Ale pomimo bliskości etnicznej różnica między osiadłymi rolniczymi Herero a na półnomadycznymi Himba jest ogromna.
Himba nie bez racji porównywani są do pasterskich ludów nilockich Afryki Wschodniej. Tak samo dumni, trudno się asymilujący, pielęgnujący swoje zwyczaje i przykładający ogromną wagę do wyglądu zewnętrznego.

 

Żonaci mężczyźni noszą misternie ułożony kok, zwany ondumbu, schowany pod zawinięty starannie turban.

Kaokoland na północy sięga aż po Angolę, gdzie graniczna rzeka Kunene tworzy malownicze wodospady Epupa.

 

Znani nieznani

 

Kiedy ten pasterski lud przybył do Kaokolandu, dokładnie nie wiadomo. W każdym razie gdy w połowie XVI wieku portugalscy żeglarze dotarli do niegościnnego i pustynnego Wybrzeża Szkieletowego, zetknęli się tam z Himba, jednak przez następnych trzysta lat białym nie udało się przedrzeć w głąb lądu: na przeszkodzie stała Namib – najstarsza pustynia świata. W interiorze znaleźli się dopiero w połowie XIX wieku i dopiero od tamtego czasu o Himba zaczęto wiedzieć więcej.
Populacja Himba nie jest dokładnie znana. Szacuje się, że na terenie Namibii żyje ich około dziesięciu tysięcy. Wioski Himba można spotkać również po angolskiej stronie.
Himba prowadzą na wpółnomadyczny tryb życia. Do lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku żyli niezmiennym od wieków rytmem wyznaczanym wędrówką w poszukiwaniu nowych pastwisk. Swoje wioski – ozonganda – składające się z kilkunastu glinianych chat ondjuwo budują nawet kilka razy do roku, podążając za swoimi stadami. Podział ról jest typowy dla większości kultur pasterskich. Budowa zagród to zadanie kobiet, wypas stad jest zajęciem mężczyzn. W ich społecznych zachowaniach można odnaleźć elementy kultury zarówno pasterskiej, jak i rolniczej.

 

 

Odwiecznym rytmem

 

Jedziemy daleko w góry, na pogranicze z Angolą, aby się spotkać z żyjącymi tradycyjnie Himba.
Naszym przewodnikiem jest Mati – Himba, który wychowywał się w misji i porzucił tradycyjny sposób życia. To coraz częstsza decyzja, szczególnie wśród młodych mężczyzn.
Wioska sprawia wrażenie pustawej. Jedyny mężczyzna, który w niej został, siedzi przed chatą, pilnując świętego ognia okuruwo, płonącego w środku osady. Ogień nie buzuje wysokim płomieniem, bo trzeba oszczędzać z trudem zebrany opał.
Tradycyjna ondjuwo ulepiona jest z mułu rzecznego, zmieszanego z odchodami bydła, i oparta na konstrukcji z gałęzi drzewa mopane. Przed wejściem do jednej z nich siedzą trzy kobiety – żony właściciela chaty.
Nasz przewodnik i tłumacz wie, co najbardziej potrzebne jest w odległej wiosce zamieszkanej właściwie przez same kobiety i dzieci w czasie, gdy mężczyźni wypasają stada w górach. Duży worek z mąką kukurydzianą spotyka się z aprobatą. Kobiety pytają, ile czasu zajęła nam droga. Gdy pilnie wyliczamy, że około piętnastu godzin samolotem, Mati wyjaśnia, że aby informacja była zrozumiała, powinniśmy określić naszą podróż w dniach marszu. To jedyna miara odległości, jaką posługują się miejscowi.
Kobiety wracają do codziennych zajęć. Ucierają na płaskim kamieniu ziarno, kilkunastoletnia dziewczynka przygotowuje posiłek – owsiankę dla gromadki maluchów. Młode matki zajęte są swoimi pociechami. Dzieci w kulturze Himba otoczone są prawdziwą opieką i miłością. Życie tej wioski toczy się nieśpiesznie, zgodnie z odwiecznym rytmem.

 

 

Strój wielkiej wagi

 

Naszą uwagę przykuwają przede wszystkim stroje. Do wyglądu zewnętrznego Himba przywiązują szczególną wagę, poświęcając mu od najwcześniejszego dzieciństwa wiele uwagi. Czerwona glinka wydobywana w górach służy jako podstawowy środek upiększający. Zmieszana ze zwierzęcym tłuszczem oraz pachnącymi ziołami stanowi kosmetyk i środek higieniczny, nadający karnacji charakterystyczny złotawobrązowy połysk. Ochra stanowi także główny kosmetyk fryzjerski. Zarówno fryzura, jak i elementy stroju wskazują na status społeczny danej osoby.
Wymyślne fryzury, na które składają się gęsto uplecione warkocze oblepione glinką, wymagają starannej pielęgnacji i uwagi. Noszą je wyłącznie kobiety zamężne. Dziewczynki do osiągnięcia dojrzałości i małżeństwa zaplatają dwa warkocze spadające na czoło i przysłaniające twarz. Młodzi chłopcy zaplatają jeden warkocz na kształt świńskiego ogonka. Żonaci mężczyźni noszą misternie ułożony kok, zwany ondumbu, schowany pod zawinięty z starannością turban z owczej cienkiej skóry, nasączonej ziołami i naturalnymi olejkami. Gdy mężczyzna owdowieje, na znak żałoby ścina włosy i chodzi z odkrytą głową.
Kobiecy strój, który na pierwszy rzut oka Europejczykowi wydaje się skromny, gdyż odsłania duże fragmenty ciała, jest bardzo ciężki. Średnia waga kobiecego stroju to co najmniej dziesięć kilogramów. Podstawowymi materiałami są zwierzęca skóra i metal, stanowiący podstawowe tworzywo licznych ozdób noszonych przez kobiety, Głównym elementem stroju jest skórzany fartuch – oruhira, którego krój zależy od wieku i pozycji społecznej.
Od wczesnego dzieciństwa szyję i dekolt zdobią metalowe, często miedziane naszyjniki. Ręce i nogi ozdobione są z kolei licznymi bransoletami. Wszystkie te elementy, podobnie jak ciało, starannie smarowane są ochrą zmieszaną z tłuszczem zwierzęcym. Wyjątkowo cenną ozdobę stanowi ohumba – wisior z muszli z angolskiego wybrzeża. Trwająca wiele lat wojna w Angoli sprawiła, że handel z wybrzeżem był utrudniony, co bardzo podniosło i tak wysoką cenę tej ważnej w kulturze Himba ozdoby. Kobieta zakłada ją w dniu swojego ślubu. Otrzymuje ją w posagu od matki. W tym dniu naszyjnik z muszelek – ombongoro – zakładają także mężczyźni.
Wykorzenieni i wytrwali Opuvo to senne, zbudowane bez jakiejkolwiek myśli urbanistycznej miasteczko. Wielkie susze, które dotknęły Kaokoland w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, przetrzebiły stada, powodując zubożenie wielu Himba – w poszukiwaniu zajęcia zeszli więc oni z gór do miasta. Przygnani głodem, osiedli na obrzeżach Opuvo, tworząc typowe slumsy. Wykorzenieni i pozbawieni swoich tradycyjnych zajęć, często bez środków do życia, z trudnością adaptują się w nowej dla nich rzeczywistości.
Opuvo w języku Himba oznacza kres, koniec i pustkę. Ci, którzy przetrwali w swoich wioskach okres suszy, uchodzą dziś w Namibii za zamożnych. Miarą ich zamożności są odbudowane stada bydła. Trwają, starając się zachować tradycyjny sposób życia.