Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2019-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2019 na stronie nr. 10.

Tekst i zdjęcia: Kamila Urbaniak, Zdjęcia: shutterstock,

Witajcie w raju


Pragnęliśmy w listopadzie uciec do egzotycznego raju. Traf chciał, że udało się upolować bilety w przystępnej cenie na Zanzibar. W pośpiechu przeczesywaliśmy internet. Nagłówki prześcigały się w epitetach wyrażających zachwyty: „Najpiękniejsze miejsce na Ziemi”, „Wyspa zadziwiająca kolorami”, „Magiczna wyspa”. Nasze oczekiwania co do wyjazdu rosły z każdą minutą. I wiecie, co okazało się na miejscu? Tam naprawdę tak jest. 

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Zanzibar jest przepiękny. Z jednej strony to raj z pierwszych stron folderów biur podróży. Z drugiej, jak się okazało podczas tej wyprawy, jest to również obszar zróżnicowany, bardzo bogaty kulturowo i historycznie. 

Rozgrzane do czerwoności afrykańskie słońce, biały piasek, ciepłe wody oceanu mieniące się wszystkimi odcieniami niebieskiego, od delikatnego turkusu po znikający gdzieś na horyzoncie granat. Na drugim planie palmy i małe gliniane domki rybaków poprzetykane wielkimi, luksusowymi hotelami rozciągającymi się wzdłuż linii brzegowej. Zanzibar to wyspa pełna kolorów, zapachów i kontrastów.

 

FREDDIE TU BYŁ

Widok na Stone Town. Tu 5 września 1946 r. przyszedł na świat Freddie Mercury. Wokalista zespołu Queen spędził na wyspie pierwsze lata życia, a dziś w stolicy można odbyć wycieczkę jego śladami.

ULUBIENIEC

Rybak złowił tuńczyka. To jedna z ulubionych ryb Zanzibarczyków, potrafią ją przyrządzić na 1001 sposobów. Podobno najlepszy jest stek oraz wersja curry podana w łupinie kokosa.

 

PERŁY KRÓLOWEJ SABY

 

Legenda głosi, że miejsce to powstało podczas jednej z morskich wypraw pięknej królowej Saby. Pewnego dnia królowa, urzeczona historiami o niezwykłym mędrcu i władcy, zapragnęła wyruszyć do odległej krainy, aby poznać owianego sławą Salomona. Jednakże podczas rejsu ocean nie chciał się z nią rozstać. – Obiecaj, że do mnie wrócisz – poprosił. – Wrócę – odrzekła królowa i wrzuciła do wody perłowy naszyjnik na dowód, że dotrzyma słowa. – To nie wystarczy, aby zyskać przychylność moich fal i wiatru – zaszumiał ocean, więc po chwili w wodzie znalazła się skrzynia po brzegi wypełniona najznamienitszymi klejnotami. Po uderzeniu o dno otworzyła się, a wysypujące się z niej skarby uformowały wyspy archipelagu.

Autonomiczny obszar Zanzibaru składa się z dwóch głównych wysp oraz licznych małych bezludnych wysepek. Większa i zdecydowanie bardziej popularna wśród turystów jest Unguja. To tam znajduje się stolica regionu Zanzibar City ze słynnym starym miastem Stone Town, wpisanym na listę UNESCO. Druga wyspa, Pemba, oddalona o ok. 100 km, jest zdecydowanie mniejsza i niekomercyjna, znajduje się tutaj tylko kilka hoteli, infrastruktura jest skromna, ale wystarczająca. Wyspy są otoczone przez wody Oceanu Indyjskiego i niesamowity podwodny świat. Miejscowi wierzą, że to właśnie za sprawą pereł królowej Saby uformowały się bogate rafy koralowe, które dziś są jedną z największych atrakcji turystycznych regionu. Można tutaj spotkać delfiny, żółwie morskie, rozgwiazdy, barakudy, rekiny, a nawet wieloryby, jeżeli akurat jesteśmy na wyspie w okresie ich corocznych migracji. 

Nie wiemy, czy królowa Saby dotrzymała danego słowa, ale z pewnością u wybrzeży Tanzanii pozostawiła dar tak wspaniały, że przez kolejne stulecia wielu chciało władać archipelagiem. Dlatego wcale nas nie zdziwiło, gdy dowiedzieliśmy się od miejscowych, że Bill Gates też zechciał mieć kawałek Zanzibaru tylko dla siebie. Kilka lat temu właściciel Microsoftu zdecydował się na zakup jednej z wysepek. Dziś na Mnembie znajduje się luksusowy ośrodek wypoczynkowy. Aby zapewnić gościom spokój, na wyspie mogą przebywać tylko osoby do tego upoważnione. Niestety na Ungui walka o najlepsze tereny trwa od dawna. Multimilionerzy wykupują najlepsze lokalizacje przy plaży i wypychają tubylców w głąb wyspy. W pierwszej linii brzegowej chatki rybaków ustępują wielkim hotelom. Miejscowi, żyjący z rybołówstwa i plantacji alg, coraz częściej rezygnują z dotychczasowych sposobów zarobkowania i szukają pracy w branży turystycznej. 

 

WYSPA BABEL

 

Dziś główna wyspa archipelagu zamienia się powoli w komercyjne centrum rozrywki dla turystów. Jednak zainteresowani kulturą i historią tego miejsca wciąż mają szansę odkryć to, co znajduje się po drugiej stronie kolorowego czasopisma reklamującego wakacje all inclusive. Jeśli chcemy docenić prawdziwie piękno Zanzibaru, warto cofnąć się w czasie i prześledzić losy wyspy. 

Ponad dwa tysiące lat temu jako pierwsze pojawiły się na niej ludy zamieszkujące obszar kontynentalnej Tanganiki. Wśród ówczesnych mieszkańców były plemiona Bantu oraz Masajowie, których potomkowie dziś przechadzają się po plażach Zanzibaru, sprzedając pamiątki. Miejscowi Masajowie są bardzo otwarci i chętnie nawiązują kontakt z turystami. W sezonie to ich główne źródło dochodu, z którego muszą utrzymać nie tylko siebie, ale często całe rodziny. Mężczyźni poza drobnym handlem oprowadzają po wyspie, opowiadają o swojej kulturze i zwyczajach. Bardzo często występują wieczorami przed gośćmi w hotelach, dając pokazy śpiewu i tańca. Kobiety zazwyczaj pracują w wioskach ukrytych w głębi wyspy. To właśnie one przygotowują ozdoby, koraliki, paciorki i kamyczki, które później sprytnie zamieniają w wisiorki, breloczki i bransoletki sprzedawane na plaży. 

Pomimo że czasami czuliśmy się nieco przytłoczeni obecnością Masajów krążących wokół nas i oferujących coraz wymyślniejsze usługi, dzięki licznym rozmowom mieliśmy szansę czegoś się o nich dowiedzieć. Siedzieliśmy na plaży i łamanym angielskim uzupełnianym rysunkami na piasku debatowaliśmy o tym, jak dziś wygląda życie w tym miejscu. Masajowie mieszkają bardzo skromie, bez wygód, w tradycyjnych bomach, czyli domach, a może trafniejszym określeniem będzie osadach. Boma ma owalny kształt, jest ogrodzona i składa się z sypialni zbudowanych z gałęzi i błota wymieszanego z krowim łajnem oraz zagrody dla krów. Zwierzęta grają tutaj kluczowa rolę, bo: im więcej krów, tym więcej żon, im więcej żon, tym więcej domków w bomie, im pokaźniejsza boma, tym wyższy status społeczny Masaja. Dlatego każda nasza rozmowa prędzej czy później sprowadzała się do zbierania pieniędzy na kolejną krowę i szukania okazji do zarobienia kilku dolarów, na co najczęściej przystawaliśmy. Mając na uwadze takie sytuacje, zawsze byliśmy przygotowani i mieliśmy w kieszeni kilka jednodolarówek na napiwki i zakup drobnych pamiątek na plaży. 

Oczywiście Masajowie to nie jedyni mieszkańcy Zanzibaru. W starożytności wody u wschodnich wybrzeży Afryki chętnie odwiedzali arabscy kupcy z terenów Persji, Arabii oraz Egiptu. Z czasem na Zanzibar dotarli również handlarze z Półwyspu Indyjskiego. Wyspa stała się wielkim portem i bazarem, na którym przeplatały się wpływy arabskie i hinduskie. Odkrywców, marynarzy i kupców przyciągało bogactwo naturalne Afryki liczne złoża kamieni szlachetnych, kość słoniowa, drzewo sandałowe i niewolnicy. Na wschodzie kontynentu afrykańskiego od X w. dzięki wymianie handlowej zaczęła się rozwijać kultura suahili, która stopniowo zastępowała dawne plemienne zwyczaje. Jej fundamentem jest przyjemny dla ucha język, którego podstawy znaliśmy dzięki jednej z najbardziej kasowych w latach 90. hollywoodzkich produkcji dla dzieci – mowa oczywiście o „Królu Lwie”. 

Na plaży co chwilę słyszeliśmy kierowane w naszą stronę pozdrowienia karibu Zanzibar, co w języku suahili oznacza „witajcie na Zanzibarze”, na zmianę z jambo, czyli „cześć, jak się masz”, czy hakuna matata – „nie ma problemu”. Kultura suahili jest bardzo ekspresyjna, zgodnie z jej zasadami powitanie musi być długie, radosne i wylewne. Tutaj nie ma miejsca na narzekanie, nigdy! Na pytanie „jak się masz?” jedyną słuszną odpowiedzią jest odpowiedź pozytywna. Dobre wychowanie przy powitaniu nakazuje zapytać nie tylko o samopoczucie naszego rozmówcy, lecz także całej jego rodziny. Dlatego kurtuazyjne rozmowy mogą przeciągnąć się do dobrych kilkunastu minut, ale pole pole („powoli, powoli”), na Zanzibarze nikt się nigdzie nie śpieszy. 

Rozwój kultury suahili zatrzymała era wielkich portugalskich odkryć. U wybrzeży Afryki pojawili się żądni nowych ziem Europejczycy i tak rozpoczęła się kolonizacja tych terenów, trwająca od XVI do XVIII w. Kres panowaniu Portugalczyków położył Wielki Sułtan Omanu Sayid Said, który w czasach świetności swojego imperium przeniósł stolicę właśnie na Zanzibar. Te wszystkie zawirowania kulturowo-etniczne sprawiły, że obecnie 99 proc. mieszkańców wyspy to muzułmanie. Dlatego wytworzyła się tu szalenie intrygująca mieszanka społeczna. Głęboko zakorzenione barwne, gwarne, wesołe rytuały kultury suahili zderzyły się z ograniczeniami surowej religii, która wniknęła nawet do struktur państwowych. 

Obecnie w każdym zakątku wyspy znajdziemy meczet, a o wyznaczonych porach będzie nam towarzyszyć śpiewne nawoływanie do modlitwy. Jednak najciekawsze, co powstało ze zderzenia tych dwóch światów, to niepowtarzalny styl kobiecych strojów. Zanzibarską odpowiedzią na znane z arabskiego świata ponure hidżaby są kolorowe, wzorzyste kangi. Tradycyjna kanga to duża, zwiewna chusta, którą można zasłonić nie tylko głowę, ale i całe ciało aż do pasa. Składa się ona z dwóch części: pindo – obszywki oraz mji, czyli środka. Każda część chusty ma inny kolor i wzór. Tradycyjny stój jest bardzo praktyczny, chroni skórę przed upalnym słońcem, nie krępuje ruchów i jest przewiewny. Poza tym ubrane w kangi kobiety przechadzające się po plażach Zanzibaru to prawdziwy teatr kolorów. 

 

ŻONY ZA KROWY

Małżonki zaprzyjaźnionego Masaja. Żeby zawrzeć małżeństwo, przyszły pan młody musi ofiarować ustaloną liczbę krów. Wszystkie większe wydatki przelicza się na bydło.

 

DOM CUDÓW 

 

Paradoksalnie walka o wpływy na wyspie przyczyniła się do jej szybkiego rozwoju. Każdy okres wniósł coś dobrego do kultury i życia jej mieszkańców. To właśnie na Zanzibarze w 1883 r. powstał pierwszy w Afryce Wschodniej budynek, w którym zainstalowano bieżącą wodę i elektryczność, a od 1913 r. również windę. Pałac zyskał przydomek Dom Cudów, a jego sława szybko obiegła cały kontynent. Postępowy władca Zanzibaru sułtan Barghasz ibn Sa’id poza cudami w swoim pałacu zadbał również o mieszkańców wyspy. Za jego rządów w stolicy pojawił się system wodociągów, a ulice rozświetliło światło elektryczne. 

Po czasach sułtanatu nastał okres protektoratu brytyjskiego, po którym na wyspie pozostał ruch lewostronny i rozdmuchana biurokracja. Na szczęście Brytyjczycy przyczynili się również do popularyzacji języka angielskiego, który nieoficjalnie jest drugim językiem urzędowym. Już od najmłodszych lat dzieci uczą się go w szkołach, co sprawia, że nawet zagubiony turysta w centralnej części wyspy będzie miał szansę się dogadać i znaleźć drogę do hotelu. 

Do 1960 r. Zanzibar funkcjonował jako oddzielny byt administracyjny. Dopiero w czasach dekolonializacji Afryki w wyniku rewolucyjnych zamieszek w 1964 r. został połączony z Tanganiką, tworząc nowe państwo o nazwie Tanzania. Nazwa powstała z połączenia słów Tanganika i Zanzibar. Dziś wielu mieszkańców wyspy krytykuje przynależność do Tanzanii. Skorumpowane władze krajowe narzucają bardzo wysokie podatki na Zanzibarczyków. Większość z tych pieniędzy rozpierzcha się gdzieś na kontynencie lub znika w kieszeniach parlamentarzystów z Dodomy, podczas gdy wyspiarze dbają o swoje interesy sami. 

Obecnie większość inwestycji na wyspie, włączając w to szkoły, drogi i transport, pochodzi z prywatnych źródeł finansowania. Dalszy zrównoważony rozwój turystyki w tym regionie to szansa dla zaradnych wyspiarzy na poprawę warunków życia lokalnej społeczności. Zatem – zapraszamy do raju.