Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2019-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2019 na stronie nr. 18.

Tekst i zdjęcia: Łukasz Bartoszewicz, Zdjęcia: shutterstock,

Powrót do Singnapan


Przed trzema laty spędziłem miesiąc wśród plemienia Tau’t Batu w dolinie Singnapan, ucząc się dialektu, polując i próbując zrozumieć animistyczne wierzenia, które przetrwały setki lat. Niedawno postanowiłem powrócić tam, żeby zobaczyć, co zmieniło się wśród kilku rodzin, z którymi się zaprzyjaźniłem, oraz sprawdzić na własnej skórze, jak wygląda pora deszczowa w dżungli.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Po dwóch dniach podróży docieram do Puerto Princesa, stolicy wyspy Palawan w południowo-wschodniej części Filipin. Kupuję jedzenie oraz maczety i mogę ruszyć w drogę. Z Puerto Princesa jadę na południe do Ransang, wioski położonej najbliżej Singnapan. Ostatnie 150 km prowadzi po szutrowych drogach, ale dyskomfort wynagradzają przepiękne widoki. Setki palm rosnących wzdłuż wybrzeża tworzą niezapomniane krajobrazy. 

Na miejsce docieram późnym popołudniem. Ale przed wyruszeniem do dżungli muszę dopełnić jeszcze kilku formalności. Zgłaszam się do najbliższej jednostki wojskowej, aby uzyskać pozwolenie na pobyt w tym rejonie, a następnie rejestruję się u pani sołtys. 

Cały mój bagaż waży ok. 40 kg, dlatego skorzystam z pomocy Tony’ego, tragarza mieszkającego w pobliskiej wiosce. Wieczór spędzam z rodziną Tony’ego, który uprzedzając moje ewentualne pytania, zdradza: – Jutro pokażę ci, jakie pozytywne zamiany zaszły w naszej dolinie. Zobaczysz na przykład piękny nowy dom, ale więcej ci nie powiem, to będzie niespodzianka.

Mimo pory deszczowej od rana słońce pali niemiłosiernie. Wyruszamy około siódmej. Wilgotność przekracza 90 proc. i po kilkudziesięciu minutach jestem cały mokry, a to dopiero początek. Równie szybko jak woda przydaje się maczeta. 

Po czterech godzinach docieramy do wspomnianej niespodzianki. Jest nią duży dom wybudowany przez misjonarzy. Stoi pusty i nikt tam nie mieszka, a służyć ma jako miejsce spotkań pastora z Tau’t Batu. Na jego budowę zgodzili się członkowie plemienia, ale bardziej przez grzeczność, ponieważ animizm jest nadal bardzo mocno zakorzeniony w ich kulturze. 

Po krótkiej przerwie kontynuujemy mozolną wędrówkę przez dżunglę. Pod koniec dnia docieramy do domu Tumihaya, który wita nas szerokim uśmiechem. Najbliższy tydzień spędzę z jego rodziną. Po przywitaniu ze wszystkimi dopytuje: – Co zjesz na kolację, może twoje ulubione gulay?

Rzeczywiście, gotowane warzywa to jedna z moich ulubionych potraw.

 

ZOSTAŁY TYLKO PTAKI

W Singnapan polują głównie na zwierzynę latającą. Kiedy zapytać tutejszych o małpy, zawsze się śmieją i mówią, że prawie wszystkie już zjedli. Większość myśliwych używa broni palnej, nieliczni stosują jeszcze tradycyjne dmuchawki.

 

POWTÓRKA Z DIALEKTU

 

Podczas pierwszego pobytu nauczyłem się stu kilkudziesięciu słów w dialekcie, jakim się posługują Tau’t Batu, co w dużym stopniu ułatwiło mi porozumiewanie się i poznanie ich tradycji. Przygotowując się do podróży, zrobiłem powtórkę z tego dialektu, który w wielu aspektach różni się od języka palawańskiego. Jest to w szczególności widoczne w codziennym życiu, ponieważ używają innych słów i zwrotów na większość czynności związanych z polowaniem, wierzeniami oraz gotowaniem.

Ze względu na duże zagrożenie malarią i dengą wieczory spędzamy przy ognisku. 

– Lucas, co jutro chcesz robić? – dopytuje Tumihay.

– Najchętniej poszedłbym polować – odpowiadam – a przy okazji możemy odwiedzić jedną z rodzin w tej części doliny, której nie miałem okazji poznać.

Następnego dnia wstajemy około piątej. Tumihay buduje nowy dom, dlatego musimy wrócić przed piętnastą, żeby dokończyć zaplanowane prace. Poranek spędzamy z rodziną Bankoka, najbliższymi sąsiadami. Po krótkim przywitaniu Bankok proponuje: – A może zjecie kraby i gotowane grzyby?

– Nie możemy odmówić. Zobaczysz, Lucas, Bankok to jeden z najlepszych kucharzy w regionie – żartuje Tumihay.

Sami Tau’t Batu nie mają zbyt wiele, ale zawsze się dzielą – mimo cywilizacyjnych zmian, jakie zachodzą w ich życiu, pozostali gościnni. Odwdzięczamy się owocami liczi, które wcześniej zebraliśmy. 

Po dwóch godzinach ruszamy na polowanie. Przez kilkadziesiąt minut przedzieramy się gęsto porośniętą dżunglą. Ponownie przydaje się maczeta. Ptaków w regionie jest niewiele, ale dzisiaj mamy szczęście. W ciągu półtorej godziny Tumihay upolował trzy. Obecnie już tylko nieliczni członkowie plemienia polują za pomocą tradycyjnych dmuchawek, większość używa strzelb.

Wracając, czuję ukłucie w palcu u stopy, a chwilę później po mojej nodze przebiega pająk. Nie jestem pewien, czy mnie ugryzł. Od razu pytam, czy jest jadowity. – Niczym się nie martw, ten nie był jadowity – mówi bez wahania Tumihay. Widząc wątpliwości w moich oczach, łapie pająka i go głaszcze... 

Po naszym powrocie żona Tumihaya, Ernissa, gotuje upolowane ptaki, a my w międzyczasie podjadamy smażone insekty.

Wieczory spędzamy na rozmowach. Mój akcent jest daleki od ideału, a prawidłowe odmiany opanowałem tylko w niektórych zwrotach, co wywołuje dużo śmiechu, w szczególności wśród dzieci. Najważniejsze jednak, że potrafię się dogadać. 

Tau’t Batu są bardzo nieufni, ale to pacyfiści, dlatego o swoje bezpieczeństwo jestem spokojny. Dobrze mnie zapamiętali z mojej pierwszej wizyty. Wolę jednak poczekać z poważniejszymi pytaniami dotyczącymi religii, działań szamana czy zmian, jakie zaszły w ich życiu.

 

PODZIAŁ RÓL

Do codziennych obowiązków starszych dzieci należy opieka nad najmłodszymi członkami plemienia.

 

PEOPLE OF THE ROCK

 

W kolejnym dniu udaję się na samotną wędrówkę. Po dwóch godzinach spotykam Takona. Trzy lata temu przez tydzień mieszkałem u niego i miałem okazję z nim polować. To nie tylko świetny myśliwy, polujący za pomocą dmuchawki, ale przede wszystkim jeden z najbardziej ujmujących ludzi, jakich spotkałem. Dopytuję, co u niego słychać i jakie ma plany na najbliższe dwa tygodnie...

– Od roku mieszkam w odległym rejonie Batu – mówi – ale w ciągu tygodnia zamierzam przenieść się z rodziną do pobliskiej jaskini. Natomiast wcześniej czeka mnie sporo pracy. Jeżeli masz czas i chcesz mi pomóc, możemy umówić się na jutro. 

Zgadzam się bez wahania. „People of the rock” – ta nazwa wzięła się stąd, że w okresie monsunu ludzie z plemienia Tau’t Batu na kilka miesięcy opuszczają swoje domostwa i przenoszą się do jaskiń.

Grota jest położona kilka godzin drogi od domu Tumihaya, dlatego na kolejne trzy dni postanawiam przenieść się do brata Takona, który mieszka w jej pobliżu. W tym roku jest wyjątkowo mało opadów, dlatego przenosiny są opóźnione. Ostatnie tygodnie to niezwykle intensywny czas pracy. Członkowie plemienia muszą nie tylko przygotować groty, ale także zebrać ostatni ryż i zgromadzić większą ilość jedzenia. Ponadto przed nadejściem tajfunu trzeba wzmocnić drewniane domy. 

Następnego dnia razem z Kujim, najstarszym synem Tumihaya, udajemy się na umówione spotkanie. Po krótkim przywitaniu Takon zaprasza nas na obiad: – Dzisiaj czeka nas dużo pracy, ale najpierw coś zjedzmy. 

– A co będzie na obiad? – dopytuje Kuji.

– Wczoraj zjedliśmy wszystkie upolowane ptaki, a więc dzisiaj będą nietoperze z ryżem i warzywami – wyjaśnia Takon. Nietoperze jadłem już wcześniej. Dobrze komponują się z warzywami, a w smaku przypominają wieprzowinę.

Po obiedzie przychodzi czas na pracę. W pierwszej kolejności naprawiamy drabinę prowadzącą do groty, w której Takon będzie mieszkał z rodziną. Wymieniamy bambusowe szczebelki i liany łączące poszczególne fragmenty drabiny. W kolejnym dniu przygotowujemy bambusowe podesty do spania i miejsce do gotowania.

Podobne jaskinie znajdują się w całej dolinie Singnapan i stanowią idealne schronienie, gdy region nawiedzają śmiercionośne tajfuny. Jednak nie wszystkie nadają się do zamieszkania. Niedaleko Limow-Limow znajduje się ogromna jaskinia, przez którą przepływa rzeka. W porze suchej to idealne miejsce do łowienia ryb, a także zbierania ślimaków skalnych. Trzeba tylko uważać na jadowite pająki poprzyklejane do stropów. W porze deszczowej Tau’t Batu zastawiają tu pułapki, w które łapią nietoperze.

W okresie monsunu część doliny zostaje zalana i żeby umożliwić poruszanie się między niedostępnymi miejscami, członkowie plemienia budują drabiny na pionowych ścianach. Wspinam się od kilkunastu lat, ale nawet na mnie robi wrażenie plątanina bambusowych drabin na ścianie, której nachylenie dochodzi do dziewięćdziesięciu stopni.

Jutro Takon wraca do swojej rodziny, wieczorem postanawiam więc podpytać go o wierzenia i działalność misjonarzy.

 

IDZIEMY NA RYBY

Mali i duzi schodzą nad rzekę na połów. Łowią za pomocą przygotowanych wcześniej pułapek, używają także drewnianych, ręcznie wykonanych kusz.

 

NIE PRZESZKADZAĆ SZAMANOWI

 

Członkowie plemienia wyznają animizm. Wierzenia Tau’t Batu ograniczają się przede wszystkim do świata niewidzialnych duchów, z którymi się komunikują. Mimo braku widocznych dowodów świadczących o animistycznych wierzeniach, np. w postaci miejsc kultu, przez stulecia ich wiara mocno zakorzeniła się w codziennym życiu i jest świadectwem spuścizny kulturowej.

– Słyszałem, że szaman Linok, tak jak ty, mieszka w rejonie Batu. Czy moglibyśmy się z nim spotkać? – dopytuję.

– Niestety nie jest to możliwe, ponieważ szaman od tygodnia mieszka w grocie i przygotowuje nas do przenosin. Teraz nikt nie może mu przeszkadzać – tłumaczy Takon.

Podczas mojej pierwszej wizyty w Singnapan brałem udział w rytuałach leczniczych odprawianych przez Linoka. Natomiast na początku pory deszczowej jego rola ogranicza się do duchowego przygotowania plemienia do przenosin w jaskinie. 

W dalszej części rozmowy dowiaduję się, że coraz częstszym gościem w regionie jest pastor z Ransang. Ale jego wizyty niewiele chyba zmieniają, bo ponad 90 proc. Tau’t Batu nadal pozostaje wierna religii przodków.

Takon wraca do rodziny, a ja na kilka dni przenoszę się do Dormina. Pełni on funkcję rozjemcy (panglima), rozstrzygającego sporne kwestie. Dotyczą one przede wszystkim kradzieży, które jednak zdarzają się tu rzadko. Po dotarciu na miejsce witam się z jego z żoną i dziećmi. Okazuje się, że dobrze mnie zapamiętali. Dopytuję o samego Dormina, ale jest nieobecny ze względu na swoje liczne obowiązki. Najbliższe dni spędzę więc z jego rodziną.

Pierwszego dnia polujemy na ptaki. Ważna jest tu umiejętność ich naśladowania. W tej kwestii muszę się jeszcze wiele nauczyć. Natomiast coraz lepiej radzę sobie ze strzelaniem i tym razem nie wracam z pustymi rękami. Mieszkańcom nie brakuje ryżu ani owoców, uprawiają również warzywa. Problemem jest jednak brak dużych zwierząt. Nieliczne małpy żyją na trudno dostępnych zboczach doliny, a chwytanie ich jest niebezpieczne i skomplikowane. 

Wraz z kolejnymi dniami opady są coraz intensywniejsze. Czas przenosin do jaskiń zbliża się nieuchronnie.

Ogromna wilgotność, jaka panuje w czasie monsunu, powoduje, że kurtka membranowa jest zbędna – po kilkudziesięciu minutach i tak jestem cały mokry. Podczas intensywnych opadów niepraktyczne są również sandały i buty, szczególnie przy schodzeniu ze stromego zbocza, którym spływa błoto. Najlepszym rozwiązaniem jest chodzenie boso. Niewątpliwym plusem jest mniejsza liczba pająków, które stanowią duże zagrożenie, ale w porze suchej. 

Odwiedza nas Takon, który już przenosi się z rodziną do jaskiń. Zaprasza mnie do Limow-Limow. Nie mogę odmówić, i ostatnie trzy dni swojego kolejnego pobytu w Singnapan spędzam w jaskini.

Zielona dżungla tętni niezwykłym życiem. Czasami jest tak głośno, że nie mogę spać, a zmysły płatają figle. Pierwszej nocy hałasujące insekty w połączeniu z intensywnym deszczem tworzą taki pogłos, jakby obok przejeżdżał pociąg. Mieszkając w grocie, należy uważać na węże, skrywające się w zakamarkach. Wszyscy śpimy na bambusowych podestach, które przygotowaliśmy z Takonem. 

Pod koniec dnia opady ustają na kilka godzin i taki wieczór to idealny czas na łowienie ryb oraz zbieranie ślimaków. To zajęcie dla dzieci i kobiet, ale dzisiaj postanawiam się przyłączyć. Przeważnie łapiemy małe ryby, lecz tym razem za pomocą drewnianej, ręcznie robionej kuszy, łowimy kilka większych okazów. Na moją ostatnią kolację czeka nas rybna uczta. 

 

W CZASIE DESZCZU

Życie Tau’t Batu, przeniesione do jaskiń na czas pory deszczowej, wymaga dużo więcej pracy. Ale na tym zdjęciu widać akurat czas relaksu po udanym polowaniu.

COŚ NA KOLACJĘ

W dolinie nie brakuje ryb, ślimaków czy homarów, które są głównym pożywieniem plemienia.