Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2019-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2019 na stronie nr. 44.

Tekst i zdjęcia: Karolina Wiercigroch,

Kornwalia dla piechurów


W tej krainie jazda samochodem to niezwykłe doświadczenie. Wąskie, otoczone ścianami gęstego żywopłotu drogi przypominają uliczki zaczarowanego labiryntu. Po zmroku robi się naprawdę baśniowo. To nasz pierwszy wieczór w Kornwalii... 

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Próbujemy odnaleźć farmę, na której nocujemy. Ponieważ nie ma jej na mapie, podążamy za wskazówkami przesłanymi przez naszą gospodynię, Pat. Niestety, jeden niewłaściwy skręt i odjeżdżamy trochę za daleko. Lekko zaniepokojona Pat szuka nas z latarką w ręku.

Następnego dnia rano śmieje się, że zadajemy sobie trud, żeby zamknąć samochód na klucz: – Na północy Kornwalii nikt nie zamyka samochodów. Skoro sami nie potrafiliście znaleźć tego miejsca, to jak niby miałby trafić tu włamywacz?

Pat przyznaje, że uwielbia swoją Kornwalię – dziką, surową, romantyczną. My też szybko się w niej zakochujemy.

 

ISAAC NAD KLIFEM

Białe domy nad rozległym klifem to zabudowania Port Isaac. Od średniowiecza do połowy XIX w. tętnił on handlowym życiem – przeładowywano tu kamień, węgiel, drewno i ceramikę. Dzisiaj większość dochodów miasteczka pochodzi z turystyki.

KOŚCIÓŁ ŚW. MATERIANY

Ten malowniczy kościół na trasie Tintagel – Port Isaac powstał prawdopodobnie pod koniec XI lub na początku XII w., już w czasach panowania Normanów. Jego patronką jest walijska święta, Materiana.

CHATKA Z BOSCASTLE

Wynajęcie uroczego domku w portowym miasteczku to dla wielu Anglików najlepszy wypoczynek. Coraz więcej z nich decyduje się na spędzanie urlopu w swoim kraju, a łagodny klimat Kornwalii sprawia, że jest ona bardzo popularnym miejscem.

 

SĄ TEŻ PALMY

 

To raj dla miłośników przyrody. Region charakteryzuje się bujną roślinnością, bezkresnymi wrzosowiskami i spektakularnym wybrzeżem z klifami, dzikimi plażami i wciśniętymi między skały wioskami rybackimi. Cały Półwysep Kornwalijski, położony na południowo-zachodnim krańcu Wielkiej Brytanii, cieszy się łagodnym klimatem, ze stosunkowo ciepłym, słonecznym latem. Kornwalia jest bajecznie zielona, słynie z pięknych ogrodów, a na południu rosną nawet palmy. Dobra pogoda sprawia, że angielscy turyści uwielbiają przyjeżdżać tu na wakacje. Na szczęście, poza najbardziej popularnymi kurortami, nawet latem można uniknąć tłumów.

Kornwalia to idealne miejsce dla zapalonych piechurów. Całe wybrzeże można obejść – nadmorskie ścieżki są częścią South West Coast Path, liczącego ponad 1000 km szlaku pieszego z Minehead w hrabstwie Somerset do Poole Harbour w Dorset. Spacery nad oceanem to idealny sposób na zwiedzanie. Wędrując, można zobaczyć portowe miasteczka z charakterystycznymi pastelowymi fasadami i senne rybackie wioski, spróbować świeżych owoców morza w nadmorskich tawernach i obejrzeć zachody słońca wśród malowniczych skał.

Tym razem zakładamy bazę wypadową i będziemy robić wycieczki jednodniowe. Zrealizowanie pierwszej opcji nie stanowi większego problemu. Trudniejszą częścią planu jest dostanie się transportem publicznym w miejsce rozpoczynania wędrówki, na szczęście autobusy dojeżdżają tu nawet do niewielkich miasteczek. Potem jest już z górki, bo oferta noclegowa i gastronomiczna na wybrzeżu jest bardzo szeroka.

Wynajmujemy uroczy domek na farmie w głębi lądu i wieczory spędzamy, słuchając ciszy pod rozgwieżdżonym niebem. Gdybyśmy chcieli chłonąć typowy klimat wakacyjnej Kornwalii, należałoby zatrzymać się w nadmorskim pensjonacie lub chatce nad morzem i oglądać brytyjskie rodziny na wakacjach, dzieci biegające po plaży z kolorowymi wiaderkami w poszukiwaniu krabów oraz pływających surferów.

 

W DRODZE PO FALE

Wybrzeże Kornwalii skrywa ponad 200 malowniczych plaż, więc amatorzy surfowania, jak ci z plaży Trebarwith, mają w czym wybierać. I to przez większą część roku.

SZKOŁA OTWIERANIA

Świeże ostrygi z Porthilly to jeden z kulinarnych skarbów regionu. Sztuka ich otwierania wymaga wprawy. Szybkich lekcji udziela tu m.in. Katy Davidson, znana jako The Oyster Lady. Organizowane przez nią wydarzenia można znaleźć na Airbnb Experiences.

PIEROGI NADEJDĄ POCZTĄ

Wypieki z Pengenna Pasties to idealna wałówka na piesze wędrówki. Kornwalijskie paszteciki są wypełnione wołowiną z dodatkiem sera stilton, baraniną, warzywami lub serem i cebulą. Są cenione w całym kraju – piekarnia wprowadziła nawet możliwość zamówienia pierogów pocztą.

 

ZAMEK KRÓLA ARTURA

 

Jedną z najbardziej znanych atrakcji północnego wybrzeża są ruiny zamku Tintagel – miejsca, w którym historia miesza się z legendami. Pomiędzy V a VII w. ta kamienna twierdza była prawdopodobnie siedzibą władców Kornwalii. Potem zapomniano o niej na około 500 lat, aż Geoffrey z Monmouth, XII-wieczny kronikarz, autor „Historii królów Brytanii”, opisał Tintagel jako miejsce, w którym miał się począć legendarny król Artur. Dzieło zainspirowało pierwszego kornwalijskiego hrabię, Ryszarda z Kornwalii, do postawienia tu nowego zamku w latach 30. XIII w.

Pozbawiona strategicznego położenia budowla szybko popadła w ruinę i zapomnienie, ale w licznych legendach występowała już jako „zamek króla Artura” – miejsce, w którym mityczny władca się urodził i wychował. Zidentyfikowano też „jaskinię Merlina”, w której miał rezydować potężny czarnoksiężnik. Legendy o królu Arturze są ważną częścią kornwalijskiej tożsamości. Kiedyś wierzono, że Artur żyje pod postacią wrończyka – małego, czarnego ptaszka, który jest symbolem Kornwalii.

Ciekawsze od samych ruin zamku jest ich położenie: postrzępione skały, rozbijające się z hukiem fale i dramatyczne klify. Nawet w słoneczny dzień nietrudno poczuć atmosferę średniowiecznych legend i magii. W mglisty, wietrzny dzień trudno pozbyć się wrażenia, że duch Merlina przechadza się po krętych skalnych stopniach.

Z wioski Tintagel – niewielkiej osady o charakterystycznej kamiennej zabudowie – wyruszamy nadmorskim szlakiem do Boscastle, sennej rybackiej wioski, niecałe 9 km na wschód. Według niektórych jest to jeden z najpiękniejszych spacerów w Kornwalii. Niebieska woda, surowe skały i widowiskowe zatoczki robią niesamowite wrażenie. Na lądzie jest sielankowo: mijamy zielone pastwiska, owce i krowy, bielone fasady domów. W Boscastle przechadzamy się po malowniczym porcie rybackim – naturalnie otwartym zbiorniku, otoczonym dwiema kamiennymi ścianami z końca XVI w. Kiedyś przeładowywano tu wapień, węgiel i stal. Wioska jest owiana atmosferą tajemniczości i magii. Podobno tutejsze czarownice sprzedawały strudzonym marynarzom... wiatr, zaklęty w węzłach żeglarskiej liny. W razie flauty wystarczyło rozwiązać supeł i cieszyć się podmuchem w żagle.

 

Z WŁASNEGO POŁOWU

Na szlaku z Tintagel do Port Isaac warto zajść do małej knajpki Fresh from the Sea. Zjemy tam np. kanapkę z mięsem kraba i homara. Wszystkie serwowane tu owoce morza są łowione przez właściciela tego samego dnia.

FIVE O’CLOCK

Herbaciarnia Harbour Light Tea Garden w porcie rybackim Boscastle. Podawana tu herbata tregothnan jest uprawiana w Kornwalii, niedaleko Truro, w pierwszej plantacji tej rośliny na terenie Wielkiej Brytanii.

 

DWIE SZKOŁY SMAROWANIA BUŁECZKI

 

Nie decydujemy się na wizytę w Muzeum Magii i Czarnoksięstwa, które wzbudza całkiem spore zainteresowanie turystów. Zamiast tego siadamy w słonecznym ogródku jednej z licznych kawiarni i zamawiamy typowy kornwalijski przysmak, czyli cream tea. Jest to wariacja na temat angielskiej popołudniowej herbaty, z dumą serwowana w Kornwalii i sąsiednim hrabstwie Devon. Uśmiechnięta kelnerka stawia przed nami imbryk z herbatą, obowiązkowy dzbanuszek z mlekiem oraz poczęstunek: świeżo pieczone bułeczki scones z rodzynkami, truskawkową konfiturę i miseczkę clotted cream – gęstej, bardzo tłustej i pysznej śmietany.

Są dwie szkoły smarowania scones dodatkami: kornwalijska i devońska. Tutaj najpierw nakłada się na przekrojoną bułeczkę warstwę konfitury, potem kleks śmietany. W Devonie odwrotnie – najpierw clotted cream, potem konfitura. Spór jest traktowany poważnie i każdy szanujący się Anglik ma na ten temat zdanie. Ja też mam i mimo tego, że bardzo podoba mi się w Kornwalii, preferuję styl z Devonu. Uważam, że trudno rozsmarować gęstą śmietanę na konfiturze, nie robiąc przy tym bałaganu.

Brytyjska kuchnia nie cieszy się zbyt dobrą sławą, kornwalijska – wręcz przeciwnie. Otoczone morzem hrabstwo słynie ze znakomitych ryb i owoców morza oraz rzemieślniczych wyrobów: serów, konfitur i soli morskiej, cenionej przez szefów gastronomii w całej Wielkiej Brytanii. Oczywiście też zdarzają się puby serwujące tłuste frytki i rozgotowaną marchewkę z groszkiem, ale chyba rzadziej niż w innych częściach kraju.

W portowych miasteczkach znajdziemy mnóstwo kawiarenek i restauracji, w których zjemy sprężyste smażone przegrzebki, mule gotowane w tutejszym cydrze czy grillowaną solę – wszystko lokalne, z porannego połowu. Nawet klasyczne fish & chips, przyrządzane ze świeżutkiego dorsza prosto z kutra, smakuje o niebo lepiej niż na ulicach Londynu. Ryba z frytkami, którą zamówiłam w restauracji Ricka Steina w Padstow, to chyba moje najlepsze doświadczenie z tą potrawą. Miejsce na kulinarnym podium zajęły też grillowane ostrygi z Porthilly, których próbowałam na plaży w Rock, oddalonego od Padstow o krótką przejażdżkę promem. Do tego pinta bursztynowego ale z rzemieślniczego browaru w Tintagel, a na deser fudge – ręcznie robiona mleczna kostka, podobna do naszych krówek.

 

W DRODZE DO PORT ISAAC

 

Następnego dnia wyruszamy z Tintagel w przeciwnym kierunku. Trasa do Port Isaac ma 15 km i jest dużo bardziej wymagająca. W dodatku planujemy pokonać ją tego dnia dwukrotnie – tam i z powrotem. Zamiar brzmi poważnie, kierujemy się więc do Pengenna Pasties, żeby kupić przekąski na drogę. To jedna z najstarszych piekarni w Kornwalii. Działa od ponad 30 lat i specjalizuje się w pasties – pieczonych pierogach z kruchego ciasta, tradycyjnej przekąski kornwalijskich górników.

Cynę wydobywano tu już w starożytności, a w czasach rewolucji przemysłowej wydobycie metali kolorowych stało się filarem lokalnej gospodarki. Złoża wyczerpano pod koniec XIX w., ale pasties nadal cieszą się powodzeniem wśród tubylców i turystów. Klasyczne pasty jest faszerowane siekaną wołowiną, ziemniakami, brukwią i cebulą. Dzisiaj możemy kupić też bardziej wymyślne wersje: z baraniną i miętą, ziemniakami i szczypiorkiem, wędzonym łupaczem i clotted cream. Dobre pasty powinno trzymać ciepło przez cały dzień, co udało nam się potwierdzić: jeszcze po kilku godzinach marszu delektowaliśmy się ciepłymi pierożkami, z widokiem na czarne skały i wzburzone morze.

Trasa do Port Isaac faktycznie okazuje się wymagająca. Zostawiamy za sobą Camelot Castle, luksusowy hotel, który gościł m.in. Winstona Churchilla, i kierujemy się w stronę Trebarwith Beach. Ta część spaceru jest łatwa i przyjemna: piękne widoki i prosta, względnie płaska droga. Co jakiś czas spotykamy spacerujące rodziny z podekscytowanymi przechadzką czworonogami. Szybko dochodzimy do kamienistej plaży. Potem jest równie pięknie, ale coraz bardziej męcząco. Ścieżka co chwilę ostro schodzi nad samo morze, aby zaraz wspiąć się na kolejny stromy klif. Ten odcinek trochę nam się dłuży, ale na końcu czeka zasłużona nagroda: w oddali widzimy białe domy w Port Isaac i niedługo potem przechadzamy się krętymi uliczkami portowego miasteczka.

Siadamy w małej restauracyjce Fresh from the Sea i zbieramy siły na drogę powrotną. Pomaga nam w tym talerz z pieczywem, kornwalijskim masłem i świeżym krabem, złowionym tego samego ranka przez właściciela, który codziennie wypływa łodzią po nową dostawę.

Wieczorem ze szklaneczką Arthur’s Ale z naszego ulubionego browaru w Tintagel planujemy dalsze wędrówki. W Kornwalii jest jeszcze wiele tras do odkrycia.