Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2007-07-01

Artykuł opublikowany w numerze 07.2007 na stronie nr. 40.

Tekst i zdjęcia: Emilia Sułek,

Przeszłość odchodzi niespiesznie

BUŁGARIA

Wczesny ranek nad Morzem Czarnym przywitałam w jednej z niewielkich kawiarni – pustych jak wszystkie inne o tej porze, bo przecież turyści i wczasowicze po długich nocnych zabawach dopiero niedawno poszli spać. Nadszedł już czas, by opuścić pachnący morskim powietrzem Sozopol i udać się w dalszą drogę.

 

Pijąc gęstą, bardzo mocną kawę – taką jak się tu podaje – przerzucałam kartki gazety i wtedy wzrok mój padł na niewielką wiadomość z drugiej strony. „Bułgaria cjała pee i tancuwa w Kopriwsztica” – głosił radosny tytuł niewielkiego artykułu informującego o rozpoczęciu Dni Folkloru.

 

 

Wagon widmo

 

Droga do Kopriwszticy jest długa, miasteczko leży bowiem z dala od innych miejsc, gdzie osiedlili się ludzie – nawet od stacji kolejowej dzieli je jeszcze kilka kilometrów, które pokonać trzeba autobusem albo taksówką. Monotonne godziny podróży, prowadzącej początkowo przez nadmorskie równiny, a potem przez coraz bardziej wznoszące się w górę suche, wyżynne i górskie tereny, spędziłam w ostatnim wagonie pociągu. Wagon nie miał drzwi, a próba przejrzenia się w lustrze przyniosła zaskakujący efekt – ku swemu przerażeniu nie znalazłam tam swego odbicia, a jedynie dziurę ukazującą wnętrze kolejnego, pustego przedziału. Przypomniałam sobie radiową rozmowę z ekspertem do spraw bułgarskiego kolejnictwa, zasłyszaną przypadkiem któregoś z gorących wieczorów. Atakowany przez dziennikarza, a potem i słuchaczy, pytaniami o przyczyny problemów z krajowym transportem, odpowiadał ze spokojem: „Są brudne wagony, ale są i czyste... Są wolne pociągi, ale są i szybkie... Mamy niewielkie spóźnienia, ale... niewielkie, niewielkie. Nie ma dużych problemów. Nie ma.” – mówił ekspert.
Za to właśnie można lubić Bułgarię, że choć położona w Europie, daje podróżnikowi przedsmak krajów Orientu z całym nieodłącznym od tutejszej rzeczywistości zamieszaniem i wszystkimi swymi niespodziankami. Znajomy Bułgar, pracujący na jednej z polskich uczelni, zwykł mówić: „Tutaj zaczyna się Wschód”.

 

 

Republika Bułgarii

Bułgaria leży nad Morzem Czarnym. Graniczy z Serbią oraz Macedonią od zachodu, Grecją i Turcją od południa i Rumunią od północy. Powierzchnia Bułgarii wynosi 110 910 kilometrów kwadratowych, co daje jej sto drugie miejsce na świecie pod względem wielkości.
Około 70 proc. obszaru tego kraju zajmują tereny wyżynne i górskie. Wzdłuż północnej granicy rozciąga się Nizina Naddunajska. W środkowej części leży główny masyw górski – Stara Płanina (Bałkan) wraz z pasem Kotlin Zabałkańskich. W południowo-wschodniej Bułgarii rozciągają się masywy górskie Rodopy i Pirin (na granicy z Grecją) oraz Riła (z najwyższym szczytem Bułgarii i całego Półwyspu Bałkańskiego Musałą – 2925 m n.p.m.). Bułgarię południowo-wschodnią zajmuje rozległa Nizina Górnotracka, a na południe od niej, na granicy z Turcją, wznoszą się niskie góry Sakar i Strandża. Najdłuższą rzeką kraju jest Dunaj.
Stolicą i największym miastem Bułgarii, liczącym 1,1 miliona mieszkańców, jest Sofia. Do innych dużych ośrodków należą: Płowdiw (331 tys.), Warna (321 tys.), Burgas (194 tys.) i Ruse (161 tys.). Kraj dzieli się na 28 obwodów administracyjnych.
Językiem urzędowym jest bułgarski, chociaż w niektórych regionach używa się także tureckiego i romskiego. Bułgaria nie jest krajem jednolitym narodowo. Przeważają Bułgarzy (83,9 proc.), ale sporą grupę stanowią także Turcy (9,4 proc.) i Romowie (4,7 proc.). Kraj ten zamieszkuje niecałe 7,4 miliona osób, gęstość zaludnienia to 67 osób/kilometr kwadratowy. Walutą jest lew (BGN), dzielący się na 100 stotinek. Święto narodowe przypada na dzień 3 marca – Święto Odzyskania Niepodległości (1878 r.).
Głównymi towarami eksportowymi są surowce i produkty odzieżowe, obuwie, żelazo i stal oraz maszyny i urządzenia. Duże znaczenie ma uprawa winorośli, z których wyrabia się znane na całym świecie wina. Źródłem dewiz, po latach stagnacji, stała się również turystyka, rozwinięta szczególnie na wybrzeżu Morza Czarnego. Do głównych partnerów gospodarczych należą Włochy i Niemcy.
Bułgaria jest republiką, w której głową państwa jest prezydent wybierany razem z wiceprezydentem w bezpośrednich wyborach na pięcioletnią kadencję. Organem władzy ustawodawczej jest jednoizbowe, 240-osobowe Zgromadzenie Narodowe, wybierane na czteroletnią kadencję.
Bułgaria jest członkiem ONZ (od 1955 r.), NATO (od 2004 r.), a także Unii Europejskiej (od 1 stycznia 2007 r.).

 

Uliczki Kopriwszticy

 

Malowniczo wkomponowana w kształty zalesionych zboczy niewysokiego, bałkańskiego pasma Srednogory, gdzie ranki i wieczory są chłodne, a południa gorące, jest Kopriwsztica jedną z bardziej interesujących i pełnych uroku miejscowości Bułgarii. Jej cieniste zaułki zapewniają przechodniom upragnioną w tym kraju ochłodę, a kamienne studzienki – przejrzystą wodę z górskich źródeł. Są tu odwrócone plecami do ulic kamienno-drewniane domy, zapatrzone gdzieś w miniaturowe ogrody w podwórkach, pełne zieleni i wonnych róż. Otwierają się na nie podcieniami i werandami, które wsparte są na smukłych filarach i obrzeżone ozdobną balustradą. Jakby w nieładzie rozrzucone okna spoglądają tymczasem na ulicę, odprowadzając spojrzeniem przechodniów, których do odpoczynku zapraszają przyczajone obok masywnych bram ławki. Okna odcinają się od żywej barwy ścian, wychylają na wykuszach wspartych na przyporach naturalnych kształtów.
Wyłożone płaskimi kamieniami uliczki są tu niezbyt szerokie i rzadko biegną w poziomie – większość pnie się do góry, wpada na wciśnięte w gmatwaninę domów placyki, wspina na kamienne mostki, zawraca – by potem spaść tak stromo, że idąc, widzi się ceglaste dachy niżej położonych budynków. Uliczki niejednokrotnie kończą swój bieg w prywatnych obejściach lub przeciwnie – wyprowadzają nas za osadę, tam gdzie rozpościerają się zielone pastwiska, a za nimi daleko ciągną bujne lasy, ulubione miejsce wędrówek pasterzy kóz i zbieraczy ziół. Niezliczone głosy zwierząt wracających z całodziennego wypasu: głuchy dźwięk dzwonków, stuk kopyt na kamieniach, beczenie kóz i owiec, ryk krów i parskanie koni, zapach suszącego się siana – wszystko to razem tworzy atmosferę jakiegoś wyjątkowo skutecznie od lat funkcjonującego organizmu, łączącego w delikatnej symbiozie ludzi i zwierzęta.
Mieszkańcy Kopriwszticy, budząc się rano, często jeszcze pozostając wspomnieniami przy wieczornej szklaneczce rakii, zbierają się na wcześnie otwieranym targu i nie wiadomo, czy kupując, czy tylko gawędząc, spędzają tam przedpołudniowe minuty. Potem znikają w swych domach, by pojawić się dopiero wieczorem: spacerując, pozdrawiając się wzajemnie oraz odwiedzając znajome kawiarnie, które część z nich opuści dopiero o świcie.

 

 

Metamorfoza

 

Kopriwsztica, choć znajduje się na liście zabytków UNESCO, jest niezbyt często odwiedzana przez turystów, być może ze względu na swe położenie pośród bezludnych równin i wzgórz, z dala od uczęszczanych szlaków. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłam miasteczko, nie spotkałam tam prawie nikogo, teraz – wszędzie dookoła rozbrzmiewała muzyka, na ulicach rozstawiono stragany, na których sprzedawano starą ludową biżuterię, w którą zawsze obfitowały bułgarskie stroje; kasety z ludowymi nagraniami oraz przebojami współczesnej muzyki. Wszystkie prywatne kwatery były już zajęte, nawet na trawnikach przy głównej uliczce biegnącej wzdłuż rzeki Topołnicy rozstawiono namioty – udało mi się jednak znaleźć nocleg u znajomej gospodyni, z pochodzenia Rosjanki. W pokojach gościnnych jej domu stały na półkach pięknie wydane dzieła rosyjskiej literatury – tych znanych i tych „bardziej zapomnianych” autorów, przez okno widać było panoramę miasteczka i okolicznych gór, a gdy się spojrzało w dół – można było zobaczyć spacerującą po ogródku świnię, którą gospodyni – w wolnych od innych zajęć chwilach – lubiła drapać ryżową szczotką po grzbiecie. Z pomieszczeń położonych piętro wyżej do późna w nocy dobiegały muzyka i śpiewy, a im stawało się później – tym były one głośniejsze.
Przez cztery kolejne dni festiwalu, od rana aż do zapadnięcia zmierzchu, na dziedzińcu miejscowej szkoły odbywały się koncerty ludowych muzyków – zarówno indywidualnych artystów, jak i zorganizowanych zespołów. Tłumnie zgromadzona publiczność żywiołowo reagowała na kolejne piosenki i tańce prezentowane na zbitej z desek scenie, która przy bardziej energicznych tańcach horo niebezpiecznie się trzęsła i trzeszczała – kilkakrotnie ogłaszano nawet przerwy na jej naprawę. Jurorzy byli równie wylewni jak reszta publiczności – z początku nagradzali gromkimi brawami bardziej wyszukane, doskonale zaśpiewane czy zagrane na dudach lub gadulce fragmenty ludowych melodii, a potem sami razem z częścią publiczności ruszyli w taniec przed sceną, do którego i ja z radością się przyłączyłam.

 

 

Na pograniczu kontynentów

 

Kultura Bułgarii ukształtowała się w szczególnych warunkach kraju, który, leżąc na granicy dwóch kontynentów, zamieszkiwany przez rozmaite grupy etniczne, łączył wpływy wielu kultur. Na jej historii zaważyła przede wszystkim prawie pięćsetletnia niewola turecka. Jej kres, okupiony krwią wielu pokoleń powstańców – ich nazwiska odnajdziemy dziś w nazwach wielu tu tejszych miejscowości – przyniósł dopiero koniec XIX wieku, a dla całego kraju – początek XX wieku.
O okresie tym, będąc w Bułgarii, wiele razy ma się okazję słyszeć. W salonie u jednego z moich bułgarskich gospodarzy, który do późna w nocy podejmował mnie winem i opowiadał o swojej pasji poszukiwania archeologicznych zabytków, centralne miejsce zajmowało ścienne malowidło przedstawiające zwycięski oddział bułgarskich partyzantów na koniach i ginących pod końskimi kopytami półnagich, dzikich Turków.
W wyniku długoletniej tureckiej niewoli na niewątpliwe słowiańskie tradycje nałożyło się wiele elementów orientalnych, współgrających z dawniejszymi w różnych sferach kultury – zarówno w stroju, jak i w budownictwie, meblarstwie czy stylu życia. Można się o tym przekonać, odwiedzając tradycyjny bułgarski dom (kysztę) – jeden z tych, które przekształcone zostały dziś w muzea, lub też taki, który nadal służy swym gospodarzom. O możliwość odwiedzenia bułgarskiego domu nie jest wcale trudno, wystarczy bowiem czasem zapytać spacerującego wolnym krokiem przechodnia lub kogoś, kto spędza popołudnie na ławce pod drzewem figowym, o to, jak dojść do pobliskiego monastyru, by gościnna i towarzyska gospodyni lub gospodarz zaprosili cudzoziemca do domu na filiżankę owczego mleka lub czarnej kawy podawanej ze szklanką wody i talerzykiem konfitur. Niskie stoliki, ustawione wysoko pod sufitem na półkach cynowe i miedziane dzbanki i talerze, kolorowe dywany i poduszki rozłożone na podłodze, a oprócz tego także wiszące nad kominkiem ikony to nieodłączne elementy wyposażenia tradycyjnego bułgarskiego domu.

 

W niektórych wsiach Rodopów jeszcze dziś wszystkie starsze kobiety noszą jednakowe zapaski o wzorach tkanych tylko w tej jednej miejscowości. Niejedna bułgarska babcia nadal szyje tyrlici – buty z grubego sukna, przypominające krojem kierpce.

Świat odchodzący (niespiesznie)

 

Wędrując po wielu miejscowościach Bułgarii, często można zobaczyć widok, jakiego w Polsce już nie ujrzymy: oto ubrana w kolorową zapaskę kobieta przędzie wełnę, siedząc na progu kamiennego domu, a kilka kroków dalej niosący na ramieniu tradycyjną, kraciastą torbę mężczyzna pędzi owce na pastwisko. W niektórych wsiach Rodopów jeszcze dziś wszystkie starsze kobiety noszą jednakowe zapaski o wzorach tkanych tylko w tej jednej miejscowości, a w ich domach ułożone przy ścianach na drewnianych skrzyniach i powiązane wzorzystymi taśmami piętrzą się poduszki, narzuty, tkane płócienne ręczniki czy robione z koziej sierści dywany koziaki – wszystko to jest posagiem panny młodej. Wciąż często nosi się na głowie chustki obrzeżone zapożyczoną z Anatolii, ręcznie robioną koronką keneta, a niejedna bułgarska babcia nadal jeszcze szyje i haftuje dla swych wnuków tyrlici – buty z grubego sukna, przypominające krojem kierpce – dziś noszone zwykle jako kapcie.
Popularny jest też folklor na sprzedaż: w bułgarskich sklepach z antykami oprócz typowego asortymentu znaleźć można pachnące naftaliną wełniane paski zapinane na metalowe sprzączki pafti, bransolety i wszystkie inne elementy ludowych strojów, a także starą, glinianą ceramikę i wyroby z metalu. W małych warsztatach tkackich wciąż jeszcze powstają wielokolorowe wełniane tkaniny. Także ludowa muzyka cieszy się tu dużo większym powodzeniem niż u nas, a dzięki seryjnym wydaniom kaset z ludowymi nagraniami mogą jej słuchać również ci, którzy musieli opuścić swe wioski i przenieść się do miasta – nagrania wiejskich muzyków słychać wszędzie; najlepsze słyszałam bodaj w jednym z publicznych szaletów.
Choć kultura ludowa przetrwała w Bułgarii wyjątkowo długo i tu ma ona swych wrogów: uprzemysłowienie i urbanizacja, seryjna produkcja ubrań czy ceramiki sprawiają, że zanika własne wytwórstwo i znajomość rękodzieła, a nieprzekazywane młodym pokoleniom umiejętności powoli giną razem z odchodzeniem ostatnich osób pamiętających dawne czasy. Dziś jeszcze odnaleźć można ślady tej przeszłości – nawet w tak dużym mieście jak Płowdiw, gdzie pod budynkiem Bingo Bałkan często siedzi stara kobieta śpiewająca „dla siebie” smutne rodopskie piosenki – te, które pamięta z czasów młodości, spędzonej jeszcze w górskiej wiosce.
Kto wie, jak długo jednak przeszłość będzie do nas przemawiała ustami współczesnych? Kto wie, jak długo festiwal w Kopriwszticy będzie miejscem, gdzie czas cofa się o dwieście lat i gdzie przez tych kilka dni można się poczuć, jak gdyby żyło się na kartach powieści Liubena Karawełowa czy Iwana Wazowa? Biorąc pod uwagę przywiązanie Bułgarów do swojej tradycji, można chyba mieć nadzieję, że jeszcze długo ludzie z industrialnego Zachodu będą mogli odnajdywać w górskich ostępach Bułgarii część słowiańskiej przeszłości.