Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2006-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2006 na stronie nr. 78.

Tekst i zdjęcia: Barbara Meder,

Wyznanie miłości z Gór Śnieżnych


„Kocham Cię bardzo! Tęsknię stale za Tobą. Posyłam Ci kwiat z najwyższego szczytu Australii!”

 

Czy takie były słowa listu, zawierającego kilka srebrzystobiałych zasuszonych kwiatków, wysłanego z Australii przez Edmunda Strzeleckiego do ukochanej w dalekiej Polsce?

 

 

Tęsknota

 

Strzelecki prawie od roku przemierzał nieznaną ziemię. 12 marca 1840 roku, po kilku dniach uciążliwej, konnej i pieszej wędrówki górskiej, jako pierwszy europejski badacz stanął na najwyższym szczycie tego kontynentu, na wysokości 2228 metrów. Nazwał go Górą Kościuszki, chcąc upamiętnić wielkiego polskiego bohatera.
Można sobie wyobrazić, że zdobywszy górę, Strzelecki siadł, by odpocząć na jednym z głazów i rozejrzał się wokoło. Skalisty szczyt porastały niskie kwiatki, śnieżnobiałe nieśmiertelniki, przypominające polskie rumianki. Zapewne myślał o ukochanej Adynie, w której jako dwudziestolatek zakochał się z wzajemnością. Niestety, ojciec wybranki, srogi napoleoński pułkownik, nie był mu życzliwy. Strzelecki zostawił Adynę w odległej ojczyźnie i ruszył w nieznany świat. Ich romantyczna korespondencja trwała prawie całe życie.
Wysyłając w liście małe kwiatki, nazywane siwymi promykami słońca, nie przypuszczał, że następne spotkanie z ukochaną nastąpi po wielu latach, gdy jego skronie przyprószy siwizna.
Sto sześćdziesiąt pięć lat później, 12 marca 2005 roku, wczesnym świtem wyruszyłam z niewielkiej wioski Charlotte Pass u podnóża góry Stilwell na wielogodzinną wędrówkę śladami Strzeleckiego. Bezchmurne, błękitne niebo, z coraz silniej grzejącym słońcem, szybko zmieniało temperaturę powietrza. Szron w dolinie potoku Spencer błyskawicznie zamieniał się w lekką mgiełkę.

 

Śnieżnobiałe nieśmiertelniki przypominające polskie rumianki.

Od tysięcy lat skalne wąwozy służyły za schronienie aborygeńskim plemionom. Dziś ich już tutaj nie ma.

 

Podróżnik, odkrywca, naukowiec

 

Urodził się w roku 1797 koło Poznania, był synem dzierżawcy niewielkiego majątku. Młodzieńcza miłość zdominowała jego burzliwe i odważne życie. Miał dwadzieścia pięć lat, gdy z rozdartym sercem opuścił Polskę. Rozpoczął życie światowego podróżnika, odkrywcy i naukowca. Wędrował po Europie, Ameryce Południowej i Północnej, Oceanii i Nowej Zelandii. Jako czterdziestolatek dotarł do Australii, wciąż jeszcze białej plamy na mapach świata. Fascynując się odkryciami geograficznymi, geologicznymi i przyrodniczymi, pozostał na tej gigantycznej wyspie przez cztery lata i z pasją eksploratora dokonywał kolejnych odkryć: ustalił źródła największej australijskiej rzeki Murray, przy pomocy urządzeń mierniczych dokładnie wyznaczył wysokość wielu szczytów górskich. Prawem odkrywcy nadał też ponad dwadzieścia nazw różnym obiektom geograficznym w Australii. Jeden ze szczytów w Górach Błękitnych, niedaleko Sydney, podarował swojej ukochanej Adynie.
Swoje odkrycia i przygody opisywał z dużym talentem literackim, co przyczyniało mu sławy. Wśród wielu nagród i wyróżnień otrzymał między innymi doktorat honoris causa uniwersytetu w Oksfordzie. Zmarł w Londynie w 1873 roku w wieku siedemdziesięciu sześciu lat. Nigdy się nie ożenił. Pozostał wierny Adynie.
Jego dorobek naukowy trudno przecenić. Nasz rodak zajmuje ważne miejsce we współczesnej historii Australii. Nazwisko Strzelecki, czasem pisane „Strelecki”, noszą, między innymi, miasto, góra, szczyt, potok, pasmo górskie, park narodowy, przełęcz górska i jezioro.

 

 

Śladem odkrywcy

 

Sto sześćdziesiąt pięć lat później moja ponaddwudziestokilometrowa wędrówka na Górę Kościuszki była nieporównywalnie prostsza, choć wychodząc wczesnym świtem, czułam, że jestem samiuteńka w olbrzymiej, kamiennej przestrzeni – tak jak kiedyś Strzelecki. Od przełęczy Charlotte Pass, na wysokości 1900 metrów, rozciąga się rozległy widok. Daleko, z lewej strony, lśni kopiec Góry Kościuszki. W prawo od niej, zza wysokiej, ponaddwutysięcznej przełęczy i szczytu Mullers, wychyla się skalisty wierzchołek Townsend (2209 m), niższy jedynie o dwadzieścia metrów od najwyższego szczytu. Najwyraźniej, z prawej strony, widoczny jest szczyt Twynam (2196 m), piętrzący się stromymi skałami nad głębokim i wysoko położonym polodowcowym jeziorkiem Blue.
Po drodze minęłam ostatnie grupy drzew – moich ukochanych śnieżnych eukaliptusów. W deszczowe lub śnieżne dni ich plamiasto-pasiaste powierzchnie mienią się intensywnością barw czerwieni, żółci i zieleni. Drzewa te, powykręcane, przygięte, schłostane przez wichury, ulewy i zamiecie śnieżne, tworzą niezwykły krajobraz, obrazując siłę przyrody. Wędrując dalej, słyszałam huk kaskad wartkiej rzeki Snowy. Poranny świergot ptaków dochodził z gęstwiny krzaków, przypominających tatrzańską, trudną do przedarcia się kosówkę. Szeroka, szutrowa droga pięła się coraz wyżej. Po godzinie wędrówki dotarłam na sam skalny wierzchołek Góry Kościuszko.
Po krótkim odpoczynku i nabraniu sił ruszyłam w dół, ale inną drogą, niż weszłam na górę. Nie dochodząc do przełęczy Rawson, skręciłam w ścieżkę w lewo na przełęcz Muellers. Mijając po lewej stronie 2120-metrową Górę Muellers, odpoczywałam wpatrzona w długie jezioro Albina, leżące na wysokości 1900 metrów. Idąc dalej wąską ścieżką, utrzymywałam wysokość dwóch tysięcy metrów, mijając strome i skaliste zbocza, przypominające mi tatrzańskie szlaki. Mijałam, po prawej stronie, góry Northcote, Lee i szczyt Carruthers, u którego podnóża leży kolejne, najwyżej położone, na wysokości około 1950 metrów, jezioro Club.
Zbaczając trochę w lewo, podążałam krawędzią przełęczy z pięknym widokiem na strzelisty szczyt Sentinel i strome zachodnie górskie zbocza. To właśnie na tej łąkowej przełęczy znajduje się źródełko niewielkiego strumyka, zamieniającego się poniżej w wartki potok, noszący nazwę Strzelecki Creek. Stąd ścieżka stopniowo obniża się w kierunku wschodnim. Schodząc niżej, dotarłam do iskrzącej się w słońcu tafli jeziora Blue. Wszystkie mijane przeze mnie jeziora Gór Śnieżnych leżą przynajmniej sto metrów wyżej niż Czarny Staw nad tatrzańskim Morskim Okiem. Wrażenie tych wschodnich, łagodnie rysujących się wierzchołków daje jednak zupełnie inne odczucie. Najstarsze skały parku oceniane są na co najmniej 450 milionów lat. Pomimo dużej wysokości obrabiane przez wiatr, słońce i wodę zatraciły drapieżność skalistych stromizn.

 

Śnieżne eukaliptusy – bogactwo kolorów i form.

Góry Śnieżne to Narodowy Park Kościuszko i rezerwat biosfery.

Najstarsi mieszkańcy

 

Wracając do wioski, minęłam jeden z kilkunastu zimowych hotelików, o nazwie „Tar Gan Gill”. Zbudowany prawie trzydzieści lat temu przyjął stare aborygeńskie miano góry, którą Strzelecki obmierzył i nazwał. Polski odkrywca w swoich wędrówkach wielokrotnie korzystał z pomocy aborygenów i często bronił ich praw.
Ślady tubylców w Górach Śnieżnych sięgają ponad dwudziestu tysięcy lat. Stare legendy mówią o wielkich letnich polowaniach na olbrzymią ćmę Bogong, ukrywającą się w gorących miesiącach tysięcznym mrowiem w chłodzie skalnych szczelin. Kiedyś na szczycie Towsend przypadkowo poruszyłam głaz i zaskoczona dostrzegłam olbrzymią, wielotysięczną chmarę ciem, jakby przyklejoną grubą warstwą do spodniej powierzchni skalnej. Tak, ćma Bogong jest wciąż obecna w górach, ale już nikt na nią nie poluje.
Wiele górskich miejsc służyło do spirytualnych ceremonii i obrzędów. Ocienione, schłodzone i zaciszne skalne wąwozy dawały schronienie tłumnie przybywającym tu nawet z daleka tubylcom.
Gdy u podnóża gór zamieszkali biali osadnicy, w poszukiwaniu złota masowo wycinali prehistoryczne lasy. Po stu latach takiej działalności doszło do zniszczenia środowiska. W 1967 roku ogłoszono Góry Śnieżne Narodowym Parkiem Kościuszko, a w 1977 roku obszar całego parku został uznany przez UNESCO za rezerwat biosfery.

 

 

Cenniejsze niż złoto

 

Pod koniec dziewiętnastego wieku nagle zdano sobie sprawę, że największym skarbem gór jest nie złoto, ale woda! To tutaj znajdują się źródła głównych rzek australijskich – Murray, Murrumbidgee i Snowy. Od 1940 roku w Górach Śnieżnych zaczęto tworzyć skomplikowany projekt wodny – The Snowy Mountains Hydro-Electric Scheme. Głęboko, pod pasmem najwyższych szczytów i stromych stoków, zimą okrytych białą, nieraz kilkumetrową warstwą śniegu, rozpoczęto drążenie olbrzymich, czasem o przekroju kilku metrów, rurociągów wodnych. Bieg płynącej na wschód Snowy River sztucznie odwrócono w kierunku zachodnim, zasilając rzeki Murray i Murrumbidgee. Służy to nawadnianiu terenów dla celów rolniczych. Po dwudziestu pięciu latach intensywnej i skomplikowanej budowy, w której uczestniczyło około stu tysięcy ludzi z trzydziestu krajów (w tym też wielu Polaków), stworzono jeden z cudów konstrukcyjnych współczesnego świata. Powstał system połączonych tuneli o długości stu czterdziestu pięciu kilometrów i osiemdziesięciokilometrowy kanał, którym kaskadami, wodospadami i pionowymi tunelami spada z hukiem pieniąca się woda. Dociera ona do siedmiu elektrowni, z których dwie są podziemne. Pochodzi stąd siedemdziesiąt procent energii elektrycznej dla wschodnich stanów Australii.
Turyści wędrujący ścieżkami Gór Śnieżnych rzadko zdają sobie sprawę z tego, że głęboko, pod skałami, ukryta jest gigantyczna fabryka wody, zasilająca krany milionów domów.