Przyjemnie jest unosić się nad rafą, a przez maskę jak w fotoplastykonie oglądać podwodny świat. Statyczny – stanowią go ornamenty i wachlarze koralowców, które wydają się być lekkie i kruche. W rzeczywistości są szorstkie i ostre, a na tle błękitu przybierają barwę beżu, lila czy zimnej żółci. Wśród nich wciśnięte między skały muszle przydaczni. Otwarte, jakby w uśmiechu, pokazują swoje błękitne wargi. Wokół nich dziesiątki gatunków ruchliwych morskich stworzeń. To, co się udaje zobaczyć za każdym zanurzeniem, jest zawsze niespodzianką.
Nurkowanie jest główną przyjemnością oferowaną przez wybrzeże Morza Czerwonego. Drugą są niekończące się wieczorne opowieści w kafejkach Naama Bay o… podmorskich wrażeniach. We wszystkich kurortach jest wiele szkółek nurkowania, także prowadzonych przez polskich instruktorów. W każdym niemal hotelu znajduje się diving center z profesjonalnym personelem i sprzętem. Tam można zamówić wspólne nurkowania oraz zrobić kursy.
Codziennie na nurkowe safari z portu w starym Sharmie wypływają dziesiątki, jeśli nie setki motorowych jachtów. Do małego portu busy dowożą każdego ranka rzesze turystów. Pakowane są prowiant, nurkowy ekwipunek, a wszystkiemu towarzyszy warkot silników, brzęk ładowanych na pokłady metalowych butli nurkowych i zapach spalin. Najczęściej trasy nurkowych safari z Sharmu wiodą na przylądek Ras Mohammed oraz na rafy przy wyspie Tiran, położonej u wejścia do zatoki Akaba.
Muszle i… muszle
W końcu nasza łódź opuszcza port, znikają rysujące się w oddali złote masywy synajskich gór. Płyniemy na zupełny koniuszek półwyspu, do morskiego parku narodowego Ras Mohammed. Zajmuje on obszar zaledwie kilku kilometrów kwadratowych morza, ale szczyci się unikatową fauną i florą. Ocenia się, że w jego wodach żyje ponad sto gatunków koralowców i ponad tysiąc gatunków ryb, wśród nich wiele endemitów.
Naszymi instruktorami są Egipcjanin Mohammed i Rosjanki Wiera i Natasza, studentki z Petersburga. Przed każdym zejściem do wody na pokładzie odbywamy „nurkowe odprawy”. Przy pomocy mapy podwodnych szlaków ustalamy trasę, głębokości, prądy i punkty orientacyjne. W Ras Mohammed najczęściej odwiedzane miejsca to Shark Reef, Anemon City i Yolanda Reef, gdzie ćwierć wieku temu zatonął statek „Yolanda”. Do dziś wśród muszli i korali można tam znaleźć także muszle… klozetowe – pozostałości ładunku statku – stanowiące dodatkową podwodną atrakcję.
Pokolce arabskie mogą w obronie własnego gniazda zaatakować nawet nurka.
Po ostatnim sprawdzeniu sprzętu kolejne zejście pod wodę.
W Zatoce Akabańskiej najciekawsze rafy znajdują się tuż przy brzegu.
Błękitny uśmiech przydaczni
Na Shark Reef, po ostatnim sprawdzeniu sprzętu, do wody schodzą nurkowie, a potem grupa wyposażona jedynie w fajki, maski i płetwy. Spieczona, owiana gorącym wiatrem, osłabiona upałem, zanurzam się w chłodzące wody intensywnego, niezwykle jaskrawego i barwnego świata. Przyjemnie jest dryfować z prądem wzdłuż rafy, a przez maskę jak w fotoplastykonie oglądać podwodny świat. Cieniutkie i delikatne ornamenty koralowców wyglądają jak ogromne wachlarze, inne do złudzenia przypominają gigantyczne sałaty czy grzyby, inne zaś pofałdowane są jak kora mózgowa. Zdają się być lekkie i kruche, ale rzadko przybierają czerwoną, znaną nam koralową barwę. Częściej są w kolorze beżu, bieli, intensywnego błękitu, lila czy zimnej żółci. A wśród nich wciśnięte między skały – muszle przydaczni olbrzymiej. Otwarte, jakby w uśmiechu, pokazują swoje błękitne wargi.
Kilkanaście metrów pode mną wyłaniają się z podwodnej jaskini nurkowie. Poruszają się wolno i wyglądają trochę jak kosmonauci w stanie nieważkości. Znalazłam się w środku „kąpieli perełkowej”, powstałej z pędzących na powierzchnię bąbli wydychanego przez nich powietrza. Pod lustrem wody rozbijają się na tysiące małych pęcherzyków.
Płynę z prądem wzdłuż rafy i co chwilę dostrzegam nowy gatunek morskich stworzeń. Próbuję przypomnieć sobie niektóre z atlasu, ale w takim natłoku różnorodności i stale zmieniających się sytuacji staje się to niezwykle trudne. Oprócz błazenków, usticzków, papugoryb, rozdymek można tu spotkać także barakudy, karanksy, napoleony, a czasem rekiny. To, co udaje się spotkać za każdym zanurzeniem, jest zawsze niespodzianką i zależy od szczęścia. Rzadziej spotykane okazy, jak na przykład płaszczki, żółwie i mureny, udało mi się zobaczyć przy hotelowej rafie. Oglądanie podwodnego świata wciąga, nie chce się wracać na powierzchnię…
Rafy parku ciągną się wzdłuż wybrzeży półwyspu, które są także miejscem i oazą rzadkiej na Synaju roślinności brzegowej. Znajduje się tam najbardziej na północ wysunięty obszar występowania lasów namorzynowych. Obserwując zielony gąszcz na skraju piaszczystego pustkowia, dostrzegłam brodzącą białą czaplę czczoną – ptaka występującego tylko na tym skrawku Egiptu. Kolejne namorzynowe krzewy można spotkać w niedalekim rezerwacie w okolicach Nabq.
W drodze powrotnej okazuje się, że na pokładzie brakuje dwóch osób. Z wody nie wyszła para Rosjan. Łódź natychmiast zmienia kurs i przez dwadzieścia minut płyniemy w napięciu i milczeniu. W końcu dostrzegamy na powierzchni dwójkę snorkelarzy płynących w naszą stronę. Uff!
Za chwilę na pokładzie odbywa się planowanie kolejnego dnia – tym razem odważni umawiają się na nurkowanie o świcie, kiedy żerują rekiny…
Kolejny raz wybieram się na rafy w pobliżu wyspy Tiran. Podczas dwóch godzin rejsu towarzyszą nam delfiny, które zawsze wzbudzają wyjątkową radość wśród załogi. Wraki osiadłych na płytkiej rafie statków, widoczne przed nami, są znakiem, że dotarliśmy na miejsce. Najczęściej odwiedzane tam przez nurków rafy to: Laguna, Jackson, Woodhouse, Thomas i Gordon. Przy tej ostatniej ponad dwadzieścia lat temu rozbił się statek „Lullia”. Rdzewiejące szczątki wraku są niemą przestrogą i dowodem, że spokojne morze przy hotelowej plaży bywa też czasem bardzo groźne.
Schodzę do wody, niemal ocierając się o rafę i obawiając się pływających tuż obok pokolców.
„Niebieska dziura” znajduje się tuż przy brzegu. Stumetrową głębię można rozpoznać po intensywnie niebieskiej barwie.
Epitafia, wmurowane w skałę nad morzem, poświęcone są tym, którzy pozostali w Blue Hole na zawsze.
Niebieska dziura
Nieco inaczej wygląda nurkowanie i snorkelowanie u wybrzeży zatoki Akaba. W okolicach Dahabu jest wiele ciekawych miejsc blisko brzegu, można więc zejść na rafę bez pomocy łodzi. Za plecami sterczą wysokie, brązowe góry Synaju, a przed oczami ma się kilkadziesiąt kilometrów błękitu Zatoki Akabańskiej, którą ograniczają kolejne, tym razem złote w słońcu góry Arabii Saudyjskiej. Gorący, silny wiatr wieje niemal stale. Może dzięki niemu upał jest bardziej znośny, a z pewnością dla niego przyjeżdżają tu windsurferzy.
Nazwa Dahab oznacza złoto i nie jest nazwą gigantycznego kurortu. Co prawda nie przypomina już także dawnej wioski beduińskiej, odkrytej w latach siedemdziesiątych przez hipisów i nurków. Dziś jest tam sporo hoteli o wyższym standardzie, ale także wiele baz, moteli i kempingów dla mniej wymagających globtroterów. Przy bulwarze mieszczą się sklepiki z pamiątkami, kantory, bazy nurkowe i biura turystyczne oferujące wycieczki między innymi do Kolorowego Kanionu, na safari po pustyni i dalej na Wyspę Faraona, do Taby, a nawet do Kairu, syryjskiej Petry i do Jerozolimy.
Z bazy Orca wyprawiamy się jeepami międzynarodową grupą na nurkowanie. Na bezdrożach doganiają nas beduińskie dzieci, które czepiając się z tyłu samochodu, jadą z nami do… pracy. Całe dnie spędzają w „nurkowych miejscach”, oferując turystom bransoletki i naszyjniki. Za podróż dziękują promiennym uśmiechem.
Jadąc poprzez pustkowie, trudno wyobrazić sobie karawany Abrahama, wiodącego lud Izraela z ziemi egipskiej. Zupełnie inaczej wygląda świat z klimatyzowanego auta. Doświadczamy jednak namiastki drogi przez pustynię, kiedy w naszym jeepie kończy się paliwo. Na pustej drodze pozostajemy sami, a szanse na powrót pieszo okazują się znikome. Pozostaje jedynie czekanie na pomoc. Dopiero wówczas czterdziestostopniowy skwar i suchy wiatr dają nam odczuć, jak jesteśmy bezradni. Ratunek nadchodzi niebawem. Okazuje się, że tak jak wodą w takim miejscu każdy kierowca dzieli się paliwem.
Najciekawsze miejsca dla nurków w okolicach Dahabu to na północy rafy w Blue Hole, El Bells, jaskinie w Canyon oraz Ras Abu Galum, dokąd można dotrzeć ścieżką nad brzegiem morza tylko na grzbiecie wielbłąda. Na południu trafiamy z kolei do Muray Garden i Golden Blocks, gdzie góry schodzą niemal wprost do morza. Tam udaje się nam wielokrotnie zobaczyć skrzydlice i ogórki morskie.
Wyjątkowym, przez co najliczniej odwiedzanym miejscem jest tak zwana niebieska dziura, czyli Blue Hole. To głęboka na około metrów studnia, która powstała prawdopodobnie podczas trzęsienia ziemi i znajduje się tuż przy brzegu. Łączy się ona z morzem pięćdziesiąt metrów poniżej powierzchni. Wewnętrzne ściany studni obrosła wspaniała rafa, a w środku kłębi się niemierzony błękit. Miejsce przyciąga wielu śmiałków, ale i często ich zwodzi. Świadczą o tym swoiste epitafia wmurowane w skałę nad morzem. Ostatni nurek zginął w sierpniu 2004 roku. Andriej miał dwadzieścia trzy lata i pozostał w Blue Hole na zawsze.
Po drodze zabieramy arabskie dzieci, które jadą na „nurkowe miejsca” do pracy.
Przy wyspie Tiran atrakcją są rafy i osiadłe na nich wraki statków.
Wąskie gardło dzwonu
Podwodną wędrówkę rozpoczynam w El Bells, oddalonych o około stu metrów brzegiem od Blue Hole. Przez wąski przesmyk w rafie, potem jaskinię w kształcie dzwonu, można się dostać na głębokość dwudziestu ośmiu metrów i podwodnym przejściem wydostać znów na otwarte morze. Schodzę do wody, niemal ocierając się o rafę i obawiając się pływających tuż obok pokolców. Z przyjemnością za to obserwuję rodzinę błazenków, zamieszkałą w ruchliwym ukwiale – zupełnie jak kadry z filmu „Nemo”. Potem, wzdłuż rafy z prądem, znów rozpoczynam „projekcję filmu” o życiu morskich stworzeń. Trudno uwierzyć, patrząc na ogromne wachlarze i wybujałe krzewy koralowców, że przyrastają zaledwie kilka milimetrów rocznie, a istnieją na Ziemi od setek milionów lat. Dlatego nie dziwi mnie obowiązujący w Egipcie zakaz dotykania oraz wywozu raf i muszli.
Swoje podwodne wrażenia najlepiej konfrontować z nurkami i snorkelarzami wieczorami na bulwarze w Dahabie. Mnóstwo tam knajpek i restauracji, głównie z owocami morza. Przyciągają turystów arabską muzyką i egzotycznymi zapachami sziszy. Jak więc nie rozłożyć się na brzegu na beduińskich poduszkach i nie patrzeć na migoczące po drugiej stronie zatoki światła Madny w Arabii Saudyjskiej?
Beztroskę upalnego wieczoru zawsze już jednak będą zakłócały wspomnienia skutków ostatniego zamachu. Znów obiegły świat tragiczne fotografie zdemolowanych straganów, zniszczonych restauracji i krwi na drewnianym mostku, którym każdy przechodzi, spacerując po bulwarze w Dahabie.