Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2005-01-01

Artykuł opublikowany w numerze 01.2005 na stronie nr. 6.

Prawie już nic nie przypomina, że całkiem niedawno było to jedno z dwóch w Europie (obok Nikozji na Cyprze) miast podzielonych murem. Trzeba się nieźle nachodzić, żeby znaleźć ślady tej absurdalnej budowli. Przez ostatnich kilkanaście lat berlińczycy zrobili wiele, żeby zamazać różnice pomiędzy dawnym Berlinem Zachodnim a Wschodnim. Olbrzymie inwestycje miały jedno zadanie: zmienić stolicę nowych zjednoczonych Niemiec w europejską metropolię, przywrócić jej przedwojenną rangę.

 

Do Berlina młodzi turyści przyjeżdżają z trzech powodów: na zakupy, dla kultury, dla rozrywki.
Najlepszym sposobem poruszania się po mieście jest korzystanie z systemu kolejek i metra. Gęsta sieć pozwala na szybkie przemieszczanie się do najważniejszych punktów. Kupujemy więc Welcome Card – zeszycik z bonami zniżkowymi do większości obiektów. Najważniejsze, że upoważnia też do bezpłatnego korzystania ze wszystkich środków komunikacji. Rozdawany w wielu miejscach (punkty informacji turystycznej, hotele, dworce) plan miasta z naniesionymi trasami i stacjami metra pomaga nam ustalić plan zwiedzania.

 

 

Krajobraz po murze

 

Wysiadamy na stacji Kochstrasse (linia nr 6). Między tą ulicą a Leipziger Strasse znajduje się Muzeum Muru – słynny Checkpoint Charlie, przejście graniczne między dawnym Berlinem Wschodnim a Zachodnim. To miejsce powinien obejrzeć każdy. Widać, jak absurdalną, bezsensowną i przerażającą budowlą był mur – symbol dzielącej Europę „żelaznej kurtyny”. Tutaj ta kurtyna była z betonu i miała wysokość ponad trzech metrów.
To właśnie tutaj stały niegdyś tablice z ostrzeżeniem w czterech językach: „Uwaga, opuszczasz sektor amerykański!”. Miniaturki tej tablicy, jej fotografie a także sam napis jako motyw na kubkach, koszulkach, czapkach są w sprzedaży w muzealnym sklepiku oraz w kilku pobliskich sklepach specjalizujących się w „pamiątkach po murze”.
Historia muru zaczęła się 13 sierpnia 1961 roku, a skończyła 9 listopada 1989 roku. Ze 155 kilometrów muru pozostało tylko pięć fragmentów: przy Potsdamer Platz, Bernauer Strasse, Niederkirchnerstrasse, Inalidenfriedhof i Muhlenstrasse.
A 43 z tych 155 kilometrów dzieliły miasto, pozostałe zaś odgraniczały Berlin Zachodni od Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Na budowę zużyto między innymi ponad 66 kilometrów zbrojeń żelaznych. Uzupełniały go 302 wieże strażnicze i 20 bunkrów, 127 kilometrów urządzeń sygnalizacyjnych i elektronicznych czujników. Oprócz strażników z bronią i prawem do strzelania do uciekinierów muru pilnowały setki psów. Mur był zbudowany z segmentów, a każdy z nich miał 3,60 metra wysokości, 1,20 metra szerokości, 20 centymetrów grubości i ważył ponad 2,5 tony. Dziś jego kawałeczki są najchętniej kupowaną przez przyjezdnych pamiątką. Wtopione w plastik, służące jako ozdoba przy breloczkach, w komplecie z certyfikatem ważności – w setkach wersji, różnej wielkości.
Mur nie mógł zatrzymać wszystkich uciekinierów. Ci zaczęli od początku budowy, przeczuwając, że potem będzie coraz trudniej. Tylko w sierpniu 1961 roku aż 2300 osobom udało się pokonać mur. Sam Kurt Wordel, taksówkarz, zwany królem „Fluchthelferów” – organizatorów ucieczek na Zachód, w przemyślnych schowkach przerobionych przez siebie aut wywiózł z NRD czterysta osób. Ucieczka udała się 5075 osobom, 178 osób zginęło.
Muzeum pokazuje historię muru i oczywiście historię ucieczek. A próbowano pokonać mur w nieprawdopodobny czasami sposób. Pod wodą za pomocą akwalungów, w powietrzu – na lotniach, w balonach. Kopano tunele: studentom z Berlina Zachodniego w 1964 roku udało się wykopać tunel długości 145 metrów i tą drogą ewakuować 57 osób. Uciekano w przebraniu i przemyślnych schowkach, na przykład wewnątrz głośnika.
W małej sali można obejrzeć kilka filmów, między innymi o najbardziej spektakularnych ucieczkach i o upadku muru. Cennym uzupełnieniem a także polskim akcentem jest wystawa „Od Gandhiego do Wałęsy”, ilustrująca kilkadziesiąt lat walki o prawa ludzkie bez używania przemocy. O kilka minut drogi, przy Niederkirchnerstrasse, stoi kilkudziesięciometrowy fragment muru, a na pobliskim placyku – symboliczny cmentarz ofiar ucieczek: krzyże z tabliczkami, na których umieszczono nazwiska i daty.

 

 

Berlin futurystyczny

 

Stolica Niemiec jest z pewnością największym placem budowy w Europie i długo nim pozostanie. Las dźwigów widoczny jest w każdej dzielnicy. Najlepiej panoramę miasta obejrzeć ze słynnej wieży telewizyjnej na placu Aleksandra (stacja metra Alexanderplatz). Nie mniejszym przeżyciem jest oglądanie Berlina spod kopuły Reichstagu (stacja Brandenburger Tor).
Za dnia szklana kopuła zamykająca dach budynku jest olbrzymim świetlikiem. Wewnątrz znajduje się system luster tak odbijających promienie, aby rozproszyć ciepło, a światło skierować w dół, do sali parlamentarnej Bundestagu. W środku kopuły spacerujemy pomostem, spiralnie wijącym się ku szczytowi. Jedziemy na plac Poczdamski (stacja Potsdamer Platz). Przed drugą wojną światową był to jeden z najbardziej ruchliwych placów na kontynencie. O ruchu, który tu panował świadczy choćby fakt, że w latach dwudziestych ubiegłego wieku zainstalowano na nim pierwszą w świecie sygnalizację świetlną. Plac został całkowicie zniszczony w czasie wojny, a potem na dwie części podzielił go mur berliński. 21 lipca 1990 roku, w kilka miesięcy po upadku muru, odbył się tutaj historyczny koncert Rogera Watersa – „The Wall”.
W miejscu, gdzie przed laty była niezabudowana strefa, przy murze wyrósł berliński Manhattan. To dwa sąsiadujące ze sobą centra: DaimlerChrysler i Sony. Przy budowie pierwszego z nich zatrudnieni zostali najlepsi architekci świata. Centrum to 19 nowoczesnych budynków, z domem handlowym Arcaden, kompleksem knajpek i budynkiem teatralnym (Theater am Potsdamer Platz), do którego przeniesiono berliński festiwal filmowy i gdzie wręczane są Srebrne „Niedźwiedzie”.
Po drugiej stronie ulicy dzieło architekta Helmutha Jahna – Centrum Sony. Mniejsze od sąsiada, otulające okrągły placyk przykryty kopułą. Kopuła ma kąt nachylenia 8 stopni, tak jak święta góra Japończyków – Fudżijama. Zwracają uwagę fragmenty dawnego hotelu „Esplanade”. Jahn pociął parter budynku na trzy części, powysuwał na zewnątrz bryły i oszklił. Widzimy więc i przecięte fragmenty stropów i ścian, i wnętrze.

 

 

Berlin na zakupy

 

To miasto sprawia wrażenie, jakby było bazą zaopatrzeniową dla całego zastępu świętych Mikołajów, i to nie tylko w okresie przedświątecznym. Duże sklepy i centra handlowe są w każdej dzielnicy. Berlińczycy polubili robienie zakupów, specjalną estymą cieszą się „noce zakupów”, kiedy zarówno wielkie domy towarowe, jak i te mniejsze otwarte są do późnych godzin nocnych. Zakupy w Berlinie polubili także Polacy. Każdego weekendu pasaże handlowe i kafejki rozbrzmiewają polskim językiem. I, co podkreślają sami Niemcy, Polacy nie robią już zakupów w najtańszych sklepach (np. Aldi) – zostawiają spore sumy pieniędzy w najmodniejszych butikach i domach handlowych.
Najsłynniejszym w Berlinie domem towarowym jest KaDeWe – Kaufhaus Des Westens. Wybudowany został w 1907 roku. Jak twierdzą dumni z niego berlińczycy, to największy dom towarowy w Europie, konkurujący z powodzeniem z londyńskimi. Gdy do niego podchodzimy, nie sprawia najlepszego wrażenia – smutny, szary, wielki budynek. Za to w środku – feeria kolorów, blask szkła i aluminium, bezmiar towarów.
Idziemy na malutką uliczkę Rosenthaller Strasse. Tutaj zachowała się dawna berlińska zabudowa. Kamienice z przejściowymi bramami tworzą ciąg podwórek studzien. Prawie wszystkie odnowione, stały się modne wśród artystów wszelkiej maści. Są tutaj małe galerie, teatrzyki variétés, pracownie. A jednocześnie to idealne miejsce na „zakręcone”, lekko odlotowe zakupy. Można tu kupić najlepsze w Berlinie ręcznie robione skrzypce i niepowtarzalne w kształtach i wzorach torebki; obrazy i śmieszną biżuterię. Każde podwórze ma swój klimat i charakter. Podwórze nr V jest jakby przeniesione z miasteczka śródziemnomorskiego – na środku zielony skwer z drzewkiem, malutkie balkony z misterną balustradą porośnięte winoroślą, sklepik z ubraniami i biżuterią o ciepłej nazwie „Perły świata”. A w podwórku VI – kompleks różany. Małe podwórko z butikami, a na środku – mnóstwo różanych krzewów.
Do przedwojennego stylu i wielkich podwórek nawiązuje również architektura kompleksu handlowego przy Friedrichstrasse. Nowo wybudowane domy handlowe mają przywrócić blask tej ulicy, będącej w latach trzydziestych ubiegłego wieku główną ulicą handlową Berlina. W czasach podziału miasta znajdowała się we wschodniej części i w niczym nie przypominała ani swej świetnej przeszłości, ani tego, co prezentuje obecnie. Po 1989 roku władze Berlina postanowiły ożywić tę dzielnicę. Po wyburzeniu całych szpetnych kwartałów nadano ulicy dzisiejszy wygląd. Fasady budynków mają po 25 metrów wysokości, nad nimi są nieco cofnięte trzy piętra mieszkalne. Wzdłuż szerokich, wewnętrznych pasaży handlowych mają siedziby sklepy. Gospodarze wolą czasami trzymać wolne pomieszczenia niż wpuścić firmę niegodną otoczenia (czytaj: niezbyt szpanerską). Nie można budować w górę, budynki mają więc po trzy, cztery piętra pod ziemią. A każdy budynek ma wielkie patio – oszklone, nowoczesne nawiązanie do podwórek. Przy patio na ogół knajpki, kafeterie. I – paradoksalnie – to wschodnia część Berlina przyciąga bogatszych klientów.

 

 

Berlin wieczorem

 

Wieczór w Berlinie wypada spędzić na kolacji i przedstawieniu w jednym z teatrów. My wybraliśmy Wintergarten Variétés, legendarne miejsce, prawie pięć tysięcy żarówek, które zdobią sufit sali widowiskowej. Teatr został zniszczony w czasie wojny, a ponownie uruchomiono go dziesięć lat temu. Variétés to jedno z licznych miejsc, jakie można wieczorem odwiedzić w Berlinie. Doskonale nawiązuje do tradycji dawnego Berlina, tego z lat dwudziestych XX wieku. Miasta Marleny Dietrich, pełnego muzyki, tańca i artystów. Klimat międzywojennej bohemy, obrazki przywodzące na myśl film „Kabaret”, półtorejgodzinny występ artystyczny – piosenka, taniec, akrobacja.
Na amatorów innego rodzaju rozrywek czekają setki restauracji i klubów, czynnych do białego rana. Browar Jerzego (GeorgBrau) stoi tuż nad Szprewą. Przed wejściem pomnik świętego Jerzego zabijającego smoka, wewnątrz atmosfera niemieckiej piwiarni i restauracji w jednym. Jedzenie jest tylko pretekstem do napicia się miejscowego piwa. Jak przystało na mały browar, sprzedaje się je tutaj w kilku objętościach i dwóch rodzajach (jasne i ciemne): na stół wędrują kufle półlitrowe, dzbanki trzykrotnie większe lub... beczki dwudziestolitrowe.

 

 

Hackesche Höfe

 

Nie można ominąć tej okolicy. Najwięcej tu otwartych na okrągło galerii, teatrzyków, restauracji, klubów i pubów. Wciąż się coś dzieje: wernisaże, koncerty.
Wzdłuż Oranienburger Strasse, między Oranienburger Tor i Monbijouplatz w zasadzie potykamy się o bary, tak ich tutaj wiele. Najsłynniejsze to: „Zapata”, „Zosch”, „Oren”, „Silberstein” i „Hackbarth's”.
Tuż za rogiem znajduje się klub ze sceną – „Kalkscheune”. A niedaleko stąd do „Tresor” (róg Potsdamer i Leipziger Platz) – to miejsce stara się odwiedzić każdy szanujący się klubowicz.
Ulubiona dzielnica artystów, Kreuzberg ze swoją Oranienstrase, to koktajl wszelakich kuchni świata. Najsławniejsze restauracje i „szybkobary”. Berlińskie parówki sąsiadują z tureckimi kebabami. Tawerny modne wśród młodych ludzi, takie jak: „Alibi” i „Franziskaner”, a obok bezimienne, małe bary. I miejsce, które zostawiliśmy sobie na deser: „Browar Kulturalny” (stacja Eberswalder). Kompleks ceglanych budynków po starym browarze mieści kilkanaście małych galerii, restaurację, bar, salę koncertowo-klubową. Prawie cały rok coś się tu dzieje: wystawy, jarmarki, wernisaże, koncerty. Trafiamy na występ jakiejś grupy. Część gości chyba ją zna, ale dla większości nazwa nie jest ważna. Najważniejsza jest atmosfera luzu, nieskrępowanej zabawy. Mimo tłumu jest bezpiecznie i spokojnie. Ludzie przyszli się tu bawić i potrafią to robić. Bo „życie jest kabaretem”, jak śpiewała Lisa Minelli właśnie w filmie „Kabaret”, nakręconym według powieści Christophera Isherwooda „Pożegnanie z Berlinem”. Wracają więc, choć unowocześnione, klimaty lat dwudziestych.
I tego szukają w Berlinie młodzi ludzie, dlatego Berlin staje się coraz bardziej modny. Blisko naszej granicy jest prawdziwa europejska metropolia, miasto przesycone historią, kulturą i otwarte na zabawę. A co dla nas ważne – dostępne i przyjazne jak nigdy w historii.