Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2005-10-01

Artykuł opublikowany w numerze 10.2005 na stronie nr. 8.

Wtopić się w ekscytujący koloryt tej krainy, zobaczyć berberyjskie wioski, gaje palmowe, miejskie ogrody, rzymskie ruiny, islamską architekturę, odpocząć w malowniczych kafeteriach, w których podają herbatę i kawę w takiej formie, jak to było przed wiekami, gdzie mężczyźni palą sziszę – fajkę wodną, grają w karty lub w domino. Poczuć różnorodność ulicy, pełnej zgiełku i gwaru kupców sprzedających kolorowe chusty i dywany. Usłyszeć przenikliwy głos muezina wzywający do modlitwy. W Tunezji.

 

Nawet dla doświadczonego jeźdźca jazda na grzbiecie wielbłąda jest wielką przygodą, szczególnie w pustynnej scenerii.

Pustynia tętniąca życiem…

Berberyjscy pasterze tak jak przed wiekami prowadzą na pustyni karawany wielbłądów. Niegdyś wozili towary, obecnie – turystów.

 

Kraj ten bogactwem atrakcji mógłby obdarować co najmniej kilka innych. Oprócz rozległych plaż i bezkresnej pustyni posiada niezwykłe zabytki, ilustrujące ponad dwa i pół tysiąca lat historii tego państwa. Architektura tunezyjskich miast nosi znamiona wpływów rzymskich, fenicjańskich, francuskich, są tu również budowle z nutką Orientu – ślady po panowaniu tureckim. Co prawda z ruin starożytnej Kartaginy, otoczonej współczesnymi północnymi dzielnicami Tunisu, nie przetrwało zbyt wiele, jednakże na jej miejscu zachowały się okazałe budowle z czasów rzymskich. Wielkie wały obronne wokół medyn w Safakisie i Susie, podobnie jak unikatowa medyna w Tunisie, są prawdziwymi klejnotami architektury islamskiej o ponadtysiącletniej historii.
Co roku nadmorskie kurorty na wschodnim wybrzeżu Tunezji – Hammamet, Monastir czy Gabes – pękają w szwach.

 

Miejscem, które gwarantuje udane wakacje wszystkim spragnionym wody i słońca, jest wyspa Dżerba. Niezwykła atmosfera tej wyspy niegdyś zaczarowała towarzyszy Odyseusza. Homer opisał ją jako Wyspę Lotofagów – zjadaczy lotosu. Po wylądowaniu na niej Odyseusz miał wielkie problemy z nakłonieniem do dalszej podróży załogi, która odurzona słodkimi kwiatami, zapomniała o konieczności powrotu do ojczyzny.
Dżerba jest największą wyspą Afryki Północnej, leżącą u wschodnio-południowych wybrzeży Tunezji, w pobliżu granicy z Libią, między półwyspami Jorf i Dżardżis. Odgradza zatokę Bu Grara od Morza Śródziemnego. Dżerba ma 812 kwadratowych powierzchni, w najszerszym miejscu liczy około 28 kilometrów. Są na niej przepiękne, rozległe, piaszczyste plaże, rozciągające się na długości około 130 kilometrów. Największe miasta wyspy to Houmt Souk i Midoun. Połączona jest z lądem groblą długości siedmiu kilometrów, pamiętającą jeszcze czasy Rzymian.
Dżerba ma wspaniałe warunki klimatyczne (ponad trzysta słonecznych dni w roku) i możliwości wypoczynku także zimą. Łagodny klimat sprzyja podziwianiu przepięknych zachodów słońca i odbywaniu długich spacerów. Leży w śródziemnomorskiej strefie podzwrotnikowej, ma kolorową roślinność i krzewy kwitnące przez cały rok. Na wyspie rosną gaje oliwne i palmy daktylowe. Zimą temperatura wynosi około 17–18 stopni Celsjusza, latem ponad 30 stopni. Po sezonie rozległe plaże są niemal puste, choć nie jest zimno, ani nie jest już tak bardzo gorąco jak latem.
Wyspa urzeka lokalnym kolorytem, wielce ciekawą architekturą i starymi tradycjami. Uroku przydają jej białe domy, otoczone białym murem, z narożnikami z czterokątnymi wieżyczkami, przypominającymi fortece. Samych meczetów na wyspie jest ponad dwieście – każdy z nich jedyny w swoim rodzaju.
Dżerba słynie także z oryginalnej ceramiki wykonywanej w tradycyjny sposób, dlatego warto zawitać do wioski Guellala – stolicy garncarstwa i zobaczyć pokaz ręcznie tkanych dywanów.
Będąc na wyspie, nie sposób nie odwiedzić malowniczego portu w Houmt Souk, największym mieście Dżerby, położonym w północnej części wyspy. Mieszkańcy Houmt Souk pracują przy obsłudze ruchu turystycznego, kultywują również tradycje, uprawiając rybołówstwo. Charakterystyczną cechą nabrzeży portowych są liczne stosy terakotowych naczyń, używanych do połowu ośmiornic. Powiązane w przemyślny sposób linami gliniane naczynia opuszczane są na dno morza, gdzie żerują głowonogi. Rybacy wykorzystują szczególne upodobania tych zwierząt do chowania się w przewężonych otworach naczyń, przypominającym kształtem szczeliny na dnie morza.

 

Wodospad w górskiej, skalistej oazie Tamerza. Nocą wodospad jest „zamykany” i woda zasila pobliskie gaje palm daktylowych.

Górska oaza u podnóża Atlasu Tellskiego – niezwykle malownicze miejsce wśród wypalonej słońcem, spieczonej ziemi.

Wenus wychodzącą z wody. O poziomie życia ówczesnych mieszkańców świadczyły ich domy i dekorujące je mozaiki.

 

Dżerba jest też dobrym punktem wypadowym na kontynent afrykański. Oddalona tylko parę kilometrów od lądu umożliwia wyprawy na Saharę. Zobaczymy wówczas inną Tunezję, która szczególnie tam nie zatraciła swojego arabskiego charakteru, z licznymi ciekawymi miejscami, które na długo zapadną w pamięć.
Sahara, największa pustynia świata, to raj dla tych, którzy lubią tereny jeszcze nieskażone cywilizacją. W ramach jedno- lub kilkudniowej wycieczki możemy dotrzeć do wielu interesujących miejsc.
Dużym przeżyciem będzie przejazd przez wielkie słone jezioro Szott el-Dżerid z grubą wapienną słoną skorupą. Niewątpliwie wówczas spotkamy się ze zjawiskiem fatamorgany. Później wkroczymy w prawdziwą pustynię, w krajobraz Wielkiego Ergu Wschodniego. Dotrzemy do oaz w Douzie, Nefcie czy Tozeurze, powstałych na pustyni wśród wydm drobnego piasku. Pojedziemy w głąb pustyni na wielbłądach. Nawet dla doświadczonych jeźdźców jazda na grzbiecie wielbłąda, poruszającego się w odmiennym rytmie niż koń, to, szczególnie w pustynnej scenerii, wielka przygoda. W oazach będzie okazja do zwiedzenia plantacji palm daktylowych.
Podczas pobytu w Tozeurze i Nefcie warto zwrócić uwagę na oryginalną ceglaną architekturę: wystające z fasady cegły tworzą skomplikowane wzory geometryczne, motyw ten pojawia się też na miejscowych berberyjskich kilimach.
Na południu kraju można się przyjrzeć tradycyjnej architekturze berberyjskiej – domostwom troglodytów w regionie Matmaty oraz ksarom (umocnione spichlerze zbożowe) wokół Tataouine.
Są też na pustyni bajkowe wodospady, jak ten w górskiej skalistej oazie w Tamerza, są też zarośla kwitnących aromatycznych hibiskusów i barwnych oleandrów.

 

Nie trzeba jechać do Rzymu, żeby poznać potęgę jego dawnego imperium. Wystarczy udać się do El-Dżem, gdzie znajduje się jeden z największych rzymskich amfiteatrów, który swoim ogromem góruje nad całą okolicą.
O jego fenomenie w 1965 roku tak pisał francuski podróżnik Jean Duvignaud: „(…) Zadziwiające jest to samotne oko amfiteatru w El-Dżem. Wyjeżdżamy z Susy drogą na Sfaks, która wspina się na wzgórze, a potem schodzi zakrętami ku dolinie, gdzie kiedyś istniał Thysdrus. Miasta już nie ma, lecz w stepie wznosi się, rośnie, rozkwita w pustce piasków coś okrągłego. W miarę zbliżania to coś się rozciąga, a gdy podjeżdżamy blisko, ukośna okrągła powierzchnia znika, ustępując miejsca frontowi zdobnemu w kolumny i pełnemu szczerb”.
Zbudowany z kamienia amfiteatr ma kształt elipsy o obwodzie 427 metrów, większej średnicy 148 metrów i mniejszej – 128 metrów. W środku mieści się arena o średnicy 65 metrów, z wejściami po obu stronach dłuższej osi. Jest ona otoczona przez trybuny z wieloma rzędami kamiennych stopni. Najniżej, na specjalnym podium, znajdowały się miejsca dla zamożniejszych mieszkańców, których specjalna krata chroniła przed skokami dzikich zwierząt. Z zewnątrz trybuny otaczają piętrowe galerie z filarami połączonymi łukami, przykryte sklepieniami. Fasada amfiteatru jest wysoka na 36 metrów i składa się z trzech rzędów arkad, które przedzielają półkolumny o korynckich kapitelach.

 

Przechadzając się po amfiteatrze i wchodząc na stopnie jego trybun, próbowałem przenieść się w czasie o prawie tysiąc osiemset lat wstecz, wyobrażając sobie spektakularne widowiska odbywające się na arenie: zapasy gladiatorów, polowania i walki dzikich zwierząt. Jedynie brak wody sprawił, że nie organizowano tam bitew wodnych, jak w wielu innych rzymskich amfiteatrach. Wyobrażałem sobie również rozentuzjazmowany tłum ludzi różnej nacji: rzymskich kolonistów, Berberów, Murzynów i innych, dla którego uciechy odbywały się te barbarzyńskie, w naszym pojęciu, spektakle.
Przed kilkoma laty właśnie ten amfiteatr został wybrany przez Jerzego Kawalerowicza, który na jego arenie kręcił zdjęcia do swojej filmowej adaptacji „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza.
Podczas zwiedzania amfiteatru dawnego rzymskiego miasta Thysdrus nieustannie nasuwa się porównanie z najsłynniejszą budowlą tego typu – rzymskim Koloseum. Ten w El-Dżem, chociaż nieco mniejszy, jest obecnie lepiej zachowany. Pod względem wielkości był on trzecim amfiteatrem Cesarstwa Rzymskiego; mogąc pomieścić około 27 tysięcy widzów ustępował jedynie Koloseum (43 tysiące) oraz amfiteatrowi z Kapui, mieszczącemu 35 tysięcy osób.

 

Imponujące są rozmiary budowli – trzy kondygnacje arkad mieściły niemal trzydzieści tysięcy osób.

Na widownię wchodzono przez sklepione galerie.

 

Odwiedzający, oszołomieni ogromem budowli z El-Dżem znajdującej się w tak prowincjonalnej okolicy, często zadają sobie pytanie, co sprawiło, że ten obiekt godny wielkich rzymskich miast powstał właśnie tutaj.
Aby pojąć ten fenomen, nie można dać się zwieść skromnemu obrazowi dzisiejszego, dwunastotysięcznego miasta, zamieszkanego przez ludność zajmującą się głównie tkactwem i budownictwem. W II i III wieku, na który datuje się powstanie amfiteatru, Thysdrus liczyło cztery razy więcej mieszkańców niż obecnie. Było to jedno z najbogatszych miast rzymskiej Afryki, a swoje bogactwo i rozwój zawdzięczało rolnictwu i handlowi. Do jego rozkwitu przyczynili się także liczni rzemieślnicy, garncarze, hutnicy oraz fabrykanci wyrobów z kości i gipsu. W II wieku, kiedy uprawa drzew oliwnych na tym suchym terytorium zaczęła wypierać zboże, wokół miasta powstały ogrody i duże gaje oliwne liczące kilkanaście tysięcy hektarów. Przyciągało ono również licznych handlarzy oliwą, zbożem i winem, i to zarówno dla nich, jak i dla rodzimych mieszkańców wybudowano ten amfiteatr oraz dwa mniejsze, które znamy z wykopalisk archeologicznych.
W okresie swojego największego rozkwitu Thysdrus zajmował dwieście hektarów powierzchni. Oprócz amfiteatrów posiadał cyrk służący do wyścigów powozów konnych, dorównujący wielkością cyrkowi Maksencjusza w Rzymie (był on długi na 550 metrów, szeroki na 95 metrów i mieścił około 30 tysięcy widzów), termy publiczne oraz ponad trzydzieści willi, z których zachowały się wspaniałe mozaiki.

 

Podobnie jak wiele tego typu miast położonych w północnej Afryce, El-Dżem i jego rzymski poprzednik Thysdrus miały zawsze problemy z pozyskaniem odpowiedniej ilości wody. W jaki sposób Rzymianie poradzili sobie z tym problemem w czasach, kiedy miasto było dużo większe niż dzisiaj i zostało doprowadzone do takiego rozkwitu i bogactwa? Odpowiedź na to pytanie kryje się w konstrukcji amfiteatru. Rzymianie w jego bryłę wmontowali system wodociągów i kanalizacji, który najpierw zbierał wodę deszczową, a następnie doprowadzał ją kolektorami okrążającymi budynek do obszernych zbiorników (impluwiów). Dzięki temu systemowi pozyskiwania wody można było na okolicznych terenach rozwinąć na szeroką skalę uprawę oliwek.
Oprócz amfiteatru o poziomie życia ówczesnych mieszkańców świadczyły ich domy wraz z dekorującymi je mozaikami. Kilka z nich, między innymi ta przedstawiająca personifikacje miesięcy i pór roku, znajduje się w muzeum archeologicznym w Susie. Mozaiki wyobrażające rozmaite prace i sceny z życia codziennego, takie jak zbiory owoców i oliwek, sceny z polowań i morskich połowów, a także przedstawiające sceny mitologiczne, można podziwiać w Muzeum Bardo w Tunisie.
Co sprawiło, że to miasto gwałtownie zatrzymało się w swoim rozwoju i upadło, stanowiąc dziś niewiele znaczący prowincjonalny ośrodek?
W okresie swojego największego rozwoju Thysdrus spotkał paradoks historii, tak jak wiele innych starożytnych miast. Polegał on na tym, że jego rozkwit, który osiągnął punkt kulminacyjny w pierwszej połowie III wieku, doprowadził go do upadku. Był on pośrednio związany z kryzysem ekonomicznym, jaki przeżywało Imperium Rzymskie w latach trzydziestych III wieku. W lutym 238 roku, gdy po zebraniu plonów w postaci oliwek i zboża zaczęła się ich sprzedaż, do miasta nadciągnęły tłumy ludzi z okolic. W tym samym czasie, aby zaradzić złej sytuacji finansowej, w całym cesarstwie zostały wprowadzone ogromne podatki. Wówczas to miejscowa ludność, podburzona przez handlarzy i kupców oraz popierana przez Kartaginę, wszczęła bunt, mordując przy tym prokuratora podatkowego i ogłaszając nowym cesarzem prokonsula Afryki – Gordiana. Na zbrojną odpowiedź panującego w tym czasie cesarza Maksymina Traka (lata 235–238) nie trzeba było długo czekać. Wkrótce Thysdrus został zdobyty i podpalony przez wierne prawowitemu cesarzowi legiony, a cesarz uzurpator Gordian, w obliczu klęski i śmierci swojego syna, popełnił samobójstwo. Od tego czasu miasto straciło na znaczeniu na rzecz innych ośrodków miejskich.
Amfiteatr świadczący o dawnej świetności miasta jest, jak go określił francuski pisarz Michel Zeraffa „pieczęcią, którą Rzym cezarów naznaczył step zamieszkany przez barana i wielbłąda”.

 

Pieczęć, którą Rzym cezarów naznaczył step zamieszkany przez barana i wielbłąda.

W czasie arabskich podbojów amfiteatr otrzymał kolejną funkcję. Stał się twierdzą dla berberyjskich ludów walczących z najeźdźcą. Około 689 roku amfiteatr został przemieniony w fortecę przez Kahinę, „berberyjską Joannę d'Arc” i jej oddziały, które przez mniej więcej trzy lata stawiały opór Arabom. Ponad tysiąc lat później, gdy potomkowie walecznych Berberów po raz kolejny wzniecili bunt – tym razem przeciwko osmańskim władcom, amfiteatr w El–Dżem ponownie został zamieniony w trudną do pokonania twierdzę. Aby ją zdobyć, Mohammed Bej musiał użyć armat, które uczyniły spory wyłom w murach. Po zdobyciu cytadeli i stłumieniu powstania kazał on wyburzyć trzy arkady amfiteatru, aby w przyszłości żadni buntownicy nie mogli w nim znaleźć schronienia.
Obecnie El-Dżem jest niewielkim miastem żyjącym w cieniu swojej świetnej przeszłości, zaklętej w murach amfiteatru, ruinach willi z mozaikami i pozostałościach po wielu innych budynkach publicznych. Jak dawniej, wokół miasta rozciągają się oliwne gaje, a w miejscowych tłoczniach wyciskana jest oliwa. Tylko w amfiteatrze sterczącym na rozległej równinie nie słychać już szczęku zbroi walczących gladiatorów i jęków zranionych ludzi, nie słychać ryku dzikich zwierząt i głośnych okrzyków podekscytowanych tłumów. Milczący świadek setek lat historii stoi spowity ciszą, przerywaną od czasu do czasu okrzykami turystów.