Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2005-01-01

Artykuł opublikowany w numerze 01.2005 na stronie nr. 38.

Tekst i zdjęcia: Dorota Trela-Godzwon, Zdjęcia: Marian Lenz,

Prawdy i legendy

Capri

Capri, włoska wyspa leżąca w pobliżu Neapolu, tyleż piękna, co i snobistyczna, nie zawsze była miejscem tak popularnym i tłumnie odwiedzanym przez turystów.

 

 

Schronienie cesarzy

 

Pierwszy docenił jej uroki ponoć cesarz Oktawian August, który schronił się tu przed obowiązkiem pełnienia urzędu, jednak przeniósł się szybko na Istrię. Na dłużej swe życie związał z wyspą dopiero cesarz Tyberiusz. Przeniósł się on z Rzymu na Capri w 26 roku i przeżył na niej swoje ostatnie jedenaście lat, sprawując rządy za pośrednictwem Sejana, prefekta gwardii pretoriańskiej. Nigdy już nie powrócił do Rzymu, zmarł podobno w drodze powrotnej na Capri, a jego ostatnią wolą było powrócić na wyspę. Imię Tyberiusza okryło się złą sławą. Przypisywano mu orgiastyczny tryb życia i miłość do młodzieńców, których ponoć, gdy mu się znudzili, strącał z wysokiej skały do morza. Takie to legendy opowiada się turystom, gdy obwozi się ich wokół wyspy łodzią, pokazując wysoką na 355 metrów skałę, świadka tych potwornych czynów.
Axel Munthe – sławny szwedzki lekarz i miłośnik Capri – nigdy nie wierzył w haniebne czyny cesarza Tyberiusza i tak pisał o nim w „Księdze z San Michele”: „Jakże mogła dusza jego być tak posępna wobec promiennej jasności na niebie i ziemi! (...) Tyberiusz miał sześćdziesiąt osiem lat, gdy schronił się w swej samotni. Opinii o nim jako o człowieku niezmiernie surowych obyczajów nie starali się zmienić nawet najwięksi wrogowie. Na Capri żył stary, samotny człowiek, zmęczony władca niewdzięcznego świata”. Z historii wiemy jednak, że ostatnie lata życia Tyberiusza pełne były procesów i wyroków śmierci.
Na śmierć skazał również Sejana i jego rodzinę, gdy na jaw wyszedł spisek przeciwko cesarzowi. Po śmierci Tyberiusza wyspa na wiele lat straciła popularność.

 

Z wioski Anacapri do położonego w dole Capri prowadzi siedemset siedemdziesiąt siedem schodów.

Willa „San Michele”, w której architektura w niezwykły sposób komponuje się z naturą i zabytkami z dawnych wieków.

Mnisi nie tylko się modlili... Do dziś produkuje się perfumy á la kartuzi.

 

Qui se sana

 

Capri odkryto ponownie na początku XX wieku, kiedy to zasłynęła jako miejsce uzdrowiskowe. Wierzono w leczniczą moc powietrza na wyspie, po zdrowie przyjeżdżali tu Anglicy, Niemcy i bogaci Włosi. Z tamtych czasów pochodzi sanatorium o wiele mówiącej nazwie „Qui se sana” – „Tu się zdrowieje”. Ale Capri nigdy nie byłaby tak znana, gdyby nie Axel Munthe, który kazał wznieść tutaj swoją willę.
Jego posiadłość rozciąga się po wschodniej stronie wyspy na stromych stokach wioski Anacapri, do której z położonego w dole Capri prowadzi po dziś dzień siedemset siedemdziesiąt siedem schodów.
Mieszkańcy obu wiosek jeszcze w XIX wieku nie kontaktowali się ze sobą, przypisując sobie nawzajem najgorsze cechy. Obie wsie miały niezależne kościoły, burmistrzów i swoich świętych. Mieszkańcy Capri wierzyli, że w skałach Anacapri pokutuje zły duch cesarza Tyberiusza. Nikt z Capri nie miał odwagi wybrać się na skały, a tym bardziej do małej zawalonej kaplicy, będącej pozostałością pałacu Tyberiusza. Mieszkańcy Capri uważali, że miejsce to nawiedza przeklęta dusza cesarza, który kazał zamordować Jezusa Chrystusa i teraz błąka się tutaj pod postacią wielkiego węża, błagając o przebaczenie pogrzebanych pod kaplicą zakonników. Zakonników zabił z kolei rozbójnik Barbarossa, uprowadzając do niewoli kobiety szukające schronienia w kaplicy. Pałac od tego zbója nosił nazwę Castello Barbarossa. Miejsce to, dopóki nie odkrył go Axel Munthe, uważane było za przeklęte. Dziś wznosi się na nim willa „San Michele”.
Axel Munthe przez dziesięć lat prowadził tu prace wykopaliskowe, wydobywając z ziemi zapomniane rzymskie pamiątki. Jak pisał w swej biograficznej książce, willę „San Michele” zbudował bez udziału architektów, zdając się jedynie na zdolności inżynierskie miejscowej ludności. Powstała budowla, gdzie architektura w niezwykły sposób komponuje się z naturą i zabytkami z dawnych wieków. Axel Munthe zaprojektował tu urocze pergole z kolumnami, podwórko wyłożył białym marmurem, w środku zbudował atrium z wodotryskiem, w niszach poumieszczał popiersia posagów, kaplicę odrestaurował, ustawiając zabytkowe stelle, wkładając między nie kolorowe szyby. Urządził tu swoją bibliotekę. Podłogę wyłożył kolorowymi mozaikami. Wreszcie ustawił przywieziony z Neapolu posąg Hermesa, który otrzymał w podzięce od władz tego miasta za opiekę nad chorymi podczas epidemii cholery. Ogród obsadził bujną roślinnością, chodzi się tutaj wśród cyprysów, wdycha woń tamaryszku, ściany murów oplatają bluszcz i dzikie caprifolium. Pomiędzy krzewami mirtu i rozmarynu igrają jaszczurki. Dziś posiadłość Axela Munthe należy do rządu szwedzkiego, ale jest też udostępniona turystom.

 

 

Lazurowa Grota i ogrody Augusta

 

Będąc na Anacapri, z Piazza Vittorio idziemy w dół do wejścia Lazurowej Groty. Dostać się do środka można jednak tylko łódką, która odpływa z Marina Grande.
Najważniejszym zabytkiem położonego na dole Capri jest klasztor Certosa San Giacomo. Nie tyle może warto odwiedzić sam zaniedbany klasztor, co przylegające do niego ogrody Augusta. Kwiaty zachwycają w nim intensywnością barw, zapachów, różnorodnością. Niewątpliwą atrakcją turystyczną ogrodu jest zachowany obelisk Lenina. Wódz rewolucji radzieckiej schronił się na krótko na Capri po nieudanym zamachu w 1905 roku. Nieopodal wznosi się willa Maksyma Gorkiego, który tu tworzył.

 

 

Zapach kartuzów

 

Mnisi klasztoru kartuzów, mieszkający na wyspie od XIV wieku, nie tylko modlili się żarliwie, lecz także zajmowali się wyrobem perfum z olejków pomarańczy, cytryn i innych śródziemnomorskich roślin. Receptury, choć pilnie strzeżone, zaginęły. Produkcję perfum wskrzeszono jednak w 1948 roku, zakładając małą manufakturę, gdzie powstają one zgodnie z dawnymi przepisami zakonników. Idąc ścieżką powyżej klasztoru, dochodzi się do Belvedere del Cannosa, skąd roztacza się wspaniały widok na wystające z wody skały Faraglioni i Marinę Piccola. To widok najczęściej umieszczany na pocztówkach z Capri.

 

 

Święty Costanzo contra San Antonio

 

Dziś, gdy tłumy turystów przemieszczają się między Capri a Anacapri, a obie miejscowości łączy oprócz 777 schodów wagonik kolejki, trudno wyobrazić sobie, że mieszkańcy tych wiosek w przeszłości bardzo się nie lubili.
Antagonizmy pomiędzy dwiema miejscowościami – leżącym na dole Capri i leżącym na górze Anacapri – pogłębiała niechęć dwóch świętych, którzy wsiom patronowali. Capri czciło świętego Costanza, zaś Anacapri – Sant Antonia. Licytowano się liczbą cudów, które dokonali święci, prześcigano się, organizując uroczyste procesje w dniu ich święta, ozdabiając ich figury. Mało tego – proboszczowie dwóch miejscowości nie lubili się nawzajem, a nawet gdy umarł proboszcz Capri – Don Giacinto – i zwłoki jego wystawione w kaplicy spłonęły, społeczność Capri posądziła o podłożenie ognia mieszkańców Anacapri.
Axel Munthe, mieszkaniec Anacapri, pisze o uroczystościach ku czci świętego Antoniego. Opowiada, jak na kilka miesięcy wcześniej bielono domy, obok których przejść miała procesja, a kościół zdobiono czerwonym jedwabiem. Najważniejszym elementem święta był koncert orkiestry dętej, która na tę okoliczność przybywała na łodziach z Torra Annunziata.
Najtrudniejszym zadaniem było przetransportowanie ludzi i instrumentów na górę. Na brzegu ładowano wszystkich do wielkich taczek i ciągnięto tak długo, jak pozwalała na to droga; ostatni odcinek kapela musiała przejść na własnych nogach, przez cały czas grając. Przy murach „San Michele” orkiestrę witała rada gminna i burmistrz, a uroczysta delegacja odprowadzała ją na główny plac, gdzie rozpoczynał się koncert powitalny. Trwał on aż do północy, by po krótkim odpoczynku już o czwartej nad ranem rozpocząć się na nowo, dając początek obchodom wielkiego dnia.
O piątej proboszcz odprawiał codzienną mszę, ale najważniejsza zaczynała się dopiero o ósmej. Kościół, wypełniony po same brzegi, rozbrzmiewał wtedy pieśniami intonowanymi przez członków orkiestry, o dziesiątej przed wielkim ołtarzem dwunastu księży rozpoczynało mszę śpiewaną. Potem następowało kazanie, w którym opowiadano o wszystkich stu cudach wielkiego Sant Antonia i wreszcie procesja wyruszała na ulice miasteczka. Na przodzie szły malutkie dzieci z przypiętymi do ramion skrzydełkami, za nim figlie de Maria – wysokie, młode dziewczyny w białych szatach i niebieskich welonach, za nimi bizzoche – stare panny w czarnych sukniach i zasłonach, dalej congrera di narita – starsi mężczyźni odziani w czarno-białe ubiory. Wreszcie, poprzedzona przez orkiestrę, w tłumie odświętnie ubranych księży ukazywała się figura Sant Antonia odzianego w koronki, drogie kamienie i wota. Na jego szyi widniał olbrzymi koral mający odpędzić od świętego złe spojrzenia. Podczas przejścia przez wąskie uliczki posypywano świętego pachnącym janowcem, podobno jego ulubionym kwieciem, na wyspie zwanym fiore di Santa Antonio.
Procesja docierała do „San Michele”, gdzie na chwilę stawiano figurę świętego, by potem powrócić z nią na główny plac i przy huku fajerwerków i wystrzałów armatnich wnieść ją z powrotem do kościoła. Późną nocą następowały fajerwerki, a wieś huczała od śpiewów, muzyki i śmiechu aż do świtu. Tylko tak hucznie obchodzone święta ku czci patrona Anacapri gwarantowały powodzenie jego mieszkańcom przez najbliższy rok.

 

Wciąż wystają z wody skały Faraglioni.

Gdzie się podziało opisywane przez Axela Munthe ciche Capri, w którego porcie można było spotkać dziewczyny niosące na głowie kosze małży czy owoców?

 

Capri dla bogaczy

 

Dziś nie ma już śladu po tych procesjach, a figura Sant Antonia w kościele przy Via Orlandi wydaje się zapomniana. Capri z małej, rybackiej wysepki stało się atrakcją turystyczną, gdzie w porcie czy na rynku trudno usłyszeć włoską mowę. Tysiące turystów tłoczy się przy sklepikach z pamiątkami, a do przystani Marina Grande nieustannie zawijają promy łączące wyspę z Neapolem, Sorrento, Procidą, Ischią. Działki na Capri są tak drogie, że posiadają je tylko prawdziwi snobi – metr kwadratowy ziemi kosztuje pięć tysięcy euro. Rybacy, pierwotni mieszkańcy wyspy, odsprzedali swe domy bogatym Amerykanom i artystom. Tutaj mają swe wille światowej klasy kreatorzy mody – Salvodore Ferragamo, reżyserzy, aktorzy – Izabella Rossellini, Sophia Loren.
Innym problemem Capri jest brak wody pitnej. Jest ona doprowadzana na wyspę podwodnym wodociągiem z Sorrento oraz pozyskiwana z odsolonej wody morskiej.

 

 

To, co przetrwało...

 

Gdzie się podziało opisywane przez Axela Munthe ciche Capri, w którego porcie można było spotkać dziewczyny niosące na głowie kosze małży czy owoców? Gdzie są ciche uliczki, na których w porze sjesty nie uświadczysz ludzkiej duszy? Gdzie maleńkie plaże ze schnącymi sieciami?
Pozostały niezmienione widoki na skały Faraglioni, wystające z wody dalekie wyspy Zatoki Neapolitańskiej i majaczący w tle stożek Wezuwiusza. Jak niegdyś zachwyca bujna śródziemnomorska roślinność, a wody wokół wyspy są tak samo lazurowe jak za czasów Axela Munthe i Tyberiusza.