Czy pamiętają Państwo serial „Przystanek Alaska”? Na pewno! To także nasz ulubiony serial. W poszukiwaniu tamtych klimatów często wyruszamy na Mazury – prawdziwą Alaskę w miniaturze.
W pogodne noce niebo pełne jest gwiazd, a księżyc oświetla zaśnieżoną drogę jak wielka latarnia. Dobrze jest wtedy rozpalić ognisko, cieszyć się jego ciepłem, chłonąć zapach igliwia i żywicy z sosnowych szczap. Herbata z termosu, wzmocniona odrobiną rumu, rozgrzeje nawet największego zmarzlucha.
Najłatwiej trafić w rejon Puszczy Piskiej. W porównaniu z północnymi Mazurami obszar ten ma łagodniejszy klimat, lepsze drogi. Dominują tu łagodne wzgórza porośnięte sosnowymi borami, jasne lasy mieszane, głównie sosnowe z domieszką potężnych dębów, białych brzóz, jarzębin oraz leszczyn dających na jesieni obfite zbiory orzechów laskowych. Pomiędzy lasami a wzgórzami pojawiają się rozległe, małe i całkiem niewielkie tafle wody.
Wieś Zgon położona jest w samym sercu Puszczy Piskiej. Przy drodze wiodącej brzegiem jeziora mieści się galeria rzeźbiarza Adama Szubskiego.
Ciekawy wystrój izb w siedlisku Biegnącego Wilka. Są tu zgromadzone przedmioty związane z kulturą Indian i Eskimosów.
W Wojnowie słońce chowa się za lasem trzcin rosnących wzdłuż bagiennych brzegów Krutyni.
SYBERYJSKIE ODNIESIENIA
Podróżując w okolicach Puszczy Piskiej, warto przyjrzeć się architekturze. Mazury nie mają jednolitego kanonu budownictwa wiejskiego. Zdarzają się zaskakujące niespodzianki. We wsiach położonych w dolnym biegu rzeki Krutyni można spotkać drewniane domy pofilipońskie. Są między innymi w Wojnowie. Przypominają syberyjskie chałupy i stanowią pozostałość po filiponach – odłamie rosyjskich staroobrzędowców. Ich nazwa wzięła się od imienia mnicha Filipa, który nie uznał reform Kościoła prawosławnego w XVII w. Wraz z wiernymi wyruszył z Rosji w kierunku zachodniej Europy. Na Mazury filiponi trafili dopiero w XIX w. Nad jeziorem Duś zbudowali pustelnię. Choć nie ma już w niej mnichów i mniszek – ostatnia siostra zmarła przed kilku laty – klasztor jest otwarty dla zwiedzających. Można w nim nawet nocować.
Inne charakterystyczne dla Mazur budynki to siedliska z łupanego polnego kamienia lub czerwonej cegły. Tak wyglądają choćby leśniczówki, m.in. znana z pobytów Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego leśniczówka Pranie lub leśniczówka Piersławek, gdzie znajduje się izba pamięci innego pisarza, Niemca Ernsta Wiecherta, autora m.in. Dzieci Jerominów oraz Lasów i ludzi. Podobną architekturę ma też leśniczówka Niedźwiedzi Kąt, w pobliżu której znajduje się głaz z zatartym już prawie napisem informującym, że w tym miejscu padł ostatni niedźwiedź żyjący na Mazurach.
Z kolei Gałkowo – osada położona w pobliżu Ukty – słynie ze stadniny państwa Wandy i Krzysztofa Ferensteinów. Na organizowane tu pokazy, zawody, biegi Hubertusa oraz inne jeździeckie święta ściągają koniarze z całej Polski. W pobliżu stadniny stoi Dwór Łowczego. Ten XIX-wieczny dom został przeniesiony do Gałkowa ze Sztynortu. Przed wojną należał do rodziny Lehnsdorffów. (Hrabia Lehnsdorff został powieszony za udział w zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu koło Kętrzyna). W tamtych czasach Sztynort odwiedzała Marion Dönhoff – Prusaczka z ziemiańskiego rodu, wybitna dziennikarka, autorka książek o przedwojennych Mazurach, m.in. Dzieciństwa w Prusach Wschodnich. Jej imię jeszcze za jej życia (ewenement!) przyjęło liceum w Mikołajkach. Dlatego w Dworze Łowczego znalazło się miejsce na ekspozycję pamiątek po hrabinie.
Kadzidłowo słynie z parku dzikich zwierząt. Najwięcej jest tu przedstawicieli jeleniowatych, można też zobaczyć wilki, a czasami spotkać oswojonego rysia.
Na mecie Spływu Twardzieli w Ukcie zawodnicy dostają kwiatki i całusa.
Bezśnieżna zima w Koczku. Krutynia jest rzeką ciepłą, zamarza jedynie podczas wyjątkowo srogiej zimy.
ODROBINA KULTURY
Na smakowanie potraw regionalnych warto umówić się w Oberży pod Psem w pobliskim Kadzidłowie. Ulokowana w chałupie z XIX w. została wyposażona w stare sprzęty oraz obrazy namalowane przez gospodarza Krzysztofa Worobca. Państwo Worobcowie dla Mazur zostawili karierę w mieście i bez reszty oddali się promocji tego zakątka. Pan Krzysztof jest twórcą lokalnego muzeum: Osady Kulturowej w Kadzidłowe, założył też Stowarzyszenie na rzecz Ochrony Krajobrazu Kulturowego Mazur „Sadyba”.
Do Kadzidłowa trafiamy zwykle po zakończeniu Spływu Twardzieli, którego jesteśmy od lat wiernymi kibicami. Ta niezwykła impreza rozgrywa się pod koniec zimy, a polega na przepłynięciu wpław tylko w piankach, maskach i płetwach liczącego 12 km odcinka Krutyni pomiędzy młynem w Krutyńskim Piecku a Uktą. Jest to chyba najbardziej ekstremalna sportowa impreza w Polsce, widowiskowa i niezwykle malownicza ze względu na zmieniające się z biegiem spływu krajobrazy – lasy, łąki, trzcinowiska, pola oraz wsie – otulone pierzynką śniegu, spowite zimową mgiełką.
MOKRE I PIĘKNE
W oczekiwaniu na start spływu często zatrzymujemy się we wsi Zgon, by pospacerować nad Jeziorem Mokrym. To nasze ulubione jezioro, przede wszystkim z powodu wspaniałych widoków. Igor Newerly w książce Za Opiwardą, za siódmą rzeką opisywał je tak: Wybłysło przede mną duże jezioro z przeciwległym brzegiem gdzieś za widnokręgiem. W odległości pół kilometra dwie kędzierzawe wysepki, a dalej spora wyspa porośnięta wysokopiennym lasem… Wzrok nie mógł nadążyć za fantastyczną rzeźbą brzegów powyginanych w zatoczki, półwyspy i cyple, oczy pławiły się w rozkoszy wszystkich barw wody, nieba, lasów i sitowia. Newerly mieszkał w Zgonie przez kilkanaście lat. Jego dom stoi na górce, trochę poza wsią. Z tego miejsca widać całą osadę, jezioro oraz rozległe połacie Puszczy Piskiej. Stąd często zaczynamy nasze wędrówki. Idziemy przez wieś, brzegiem jeziora, koło galerii rzeźb Adama Szubskiego, a potem w kopnym śniegu przedzieramy się przez las do rezerwatu Królewska Sosna oraz ukrytych w puszczy pięciu jeziorek dystroficznych. Zamarznięte tafle jezior, przysypane grubą warstwą śnieżnego puchu, poprzecinane są zazwyczaj tropami zwierząt: zajęcy, saren, jeleni i już dziś, niestety, coraz rzadziej – rysi oraz wilków.
Jednak by spotkać wilka w Puszczy Piskiej, trzeba mieć wielkie szczęście. Tylko podczas ciężkiej zimy te bajkowe zwierzęta pojawiają się w pobliżu tamtejszych wsi. Łatwiej można się natknąć na nie w rejonie Mazur Garbatych – w lasach Puszczy Boreckiej lub Puszczy Romnickiej. Najłatwiej zaś w Republice Ściborskiej, której właścicielem jest Dariusz Morsztyn, czyli Biegnący Wilk.
Autorzy są niezależnymi dziennikarzami, członkami stowarzyszenia Globtroter.
UWAGA, PSIE ZAPRZĘGI!
Republika Ściborska to kilkanaście hektarów dzikich i pięknych terenów Mazur Garbatych. Stąd blisko już do Wiżajn uważanych za polski biegun zimna. Na terenie Republiki obowiązują specjalne prawa, które Biegnący Wilk wyniósł z harcerstwa. Do dziś zafascynowany jest postacią Andrzeja Małkowskiego, jednego z twórców polskiego skautingu. I tak, nie wolno tu: palić tytoniu, pić alkoholu, przeklinać, obowiązuje kuchnia wegetariańska oraz poszanowanie przyrody. Stałych mieszkańców siedliska jest czworo: Biegnący Wilk, żona Wilka pani Justyna oraz dwóch synków. Oprócz tego kręci się tu 45 psów, 7 koni i 6 kotów. Pan Dariusz zafascynowany jest kulturą Indian oraz Eskimosów, a swoją wiedzą na ten temat dzieli się chętnie z przybyszami. Chwali się z dumą zbiorem przedmiotów przywiezionych z dalekich wypraw lub wyprodukowanych według oryginalnych wzorów. Kolejne minimuzeum, jakie zamierza stworzyć na terenie Republiki, to ekspozycja związana z postacią Marii Rodziewiczówny oraz jej powieścią Lato leśnych ludzi. Odbył nawet stosowne wyprawy na Grodzieńszczyznę w poszukiwaniu miejsca, gdzie stała opisana w tej książce chata. Prawdziwą jego pasją są jednak wyścigi psich zaprzęgów. Startował z powodzeniem w morderczym wyścigu w norweskim Finnmarku i był jedynym Polakiem, który go ukończył.
Siedlisko Biegnącego Wilka położone jest tuż pod lasem, a od utwardzonej szosy prowadzi tam kręta polna droga, którą zimą trudno pokonać zwykłym osobowym samochodem. Świetnie jeździ się tam za to psim zaprzęgiem. Doglądanie zwierzaków oraz treningi zajmują panu Dariuszowi zwykle kilka godzin dziennie. Tam, gdzie drogi zaprzęgu krzyżują się z szosą, ustawione są oryginalne znaki drogowe: Uwaga, psie zaprzęgi!
Rozgrzewka w ruskiej bani, przejażdżka psim zaprzęgiem, nocleg w indiańskim tipi to atrakcje, na jakie w Republice Ściborskiej zawsze można liczyć. Również na przejażdżkę zabytkowym land roverem po tutejszych bezdrożach, po drogach prowadzących przez Puszczę Borecką lub Romnicką, przez lasy wilgotne i ciemne, z przewagą dorodnego świerka. Jednak w porównaniu z Puszczą Piską jezior jest tu mało. Za to krajobraz bardziej górzysty, garbaty – stąd zapewne wzięła się ta oryginalna nazwa – Mazury Garbate. Ogromne połacie terenu tylko z rzadka są zamieszkane. Niewiele jest także zabytkowych budowli. Zdarzają się jednak perełki, jak np. grobowiec pruskiej rodziny Fahrenheidów, zbudowany w kształcie piramidy o wysokości ponad 15 m, zaprojektowany na wzór egipskich piramid przez duńskiego rzeźbiarza Bartela Thorwaldsena, albo dwa pochodzące z pierwszej połowy XX w. wysokie na 36 m bliźniacze mosty kolejowe przypominające do złudzenia rzymskie akwedukty. Dziś nie jeżdżą nimi pociągi, można za to spotkać śmiałków skaczących z nich na bungee. Na mosty warto wejść tylko dla widoku. Przed nami jak na dłoni widać będzie pofałdowany krajobraz Mazur Garbatych, a dołem płynąć będzie Błędzianka – prawdziwa rzeka północy. Szemrząca na kamieniach, czysta, bystra i zimna. W jej nurcie, tak jak na Alasce, żyją dzikie pstrągi.