Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2005-10-01

Artykuł opublikowany w numerze 10.2005 na stronie nr. 80.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Piotrowski,

Wybuchowe błoto

Sachalin

Sachalin, wielką rosyjską wyspę na Morzu Ochockim, dzieli od Polski dziewięć stref czasowych i prawie jedenaście tysięcy kilometrów. Ciągnący się z północy na południe górzysty ląd ma około tysiąca kilometrów długości i pokryty jest dziką, trudną do przebycia tajgą.

 

Jest gorąco, ponad 30 stopni Celsjusza. Rzeka Susuja (w tłumaczeniu z języka ajnuskiego – Wierzbowa) swojsko szumi na kamieniach. Dookoła trudny do przebycia las i straszne komary. Razem z grupą młodzieży szkolnej, którą prowadzi nauczyciel języka japońskiego Witalij, wyruszamy z osady Sanatornyj na wulkan błotny znajdujący się 30 kilometrów na północny zachód od stolicy wyspy, Jużnosachalińska.

 

Podczas wycieczki uczniowie mają się uczyć orientacji w terenie, bezpiecznego przebywania w pełnej niedźwiedzi tajdze i umiejętności przeżycia w lesie – bez specjalnego wyposażenia. Na Sachalinie warunki terenowe bywają ekstremalne i często dochodzi do poważnych wypadków. Sytuację dodatkowo komplikują lokalne trzęsienia ziemi i tajfuny.
Włączam tranzystorowe radio, które odbiera tu głównie stacje japońskie. To moja przywieziona z Polski broń przeciw brunatnym niedźwiedziom. Japończycy na oddalonym o mniej więcej dwieście kilometrów Hokkaido odstraszają je przypinanymi do ubrania małymi dzwoneczkami. Ja, poza radiem, mam jeszcze specjalną, dającą silne światło flarę. Świeca bardzo rozśmieszała miejscowych leśników. Tłumaczyli mi: – Tylko zapal ją dopiero wtedy, gdy niedźwiedź będzie biegł w twoim kierunku – jeżeli zrobisz to wcześniej, to misza może przyjść i sprawdzić, co się tak świeci. Użas (straszne) – jak mówią Rosjanie.

 

Otaczająca nas tajga to przedziwna mieszanina roślin zimnolubnych: modrzewi, świerków i brzóz, z którymi sąsiadują ciepłolubne liany i bambus kurylski.

Świat roślin szokuje gigantycznymi, osiągającymi nawet pięć metrów wysokości bylinami.

 

Kraina gigantów

 

Dźwigając ciężki plecak i sprzęt biwakowy, wchodzimy w dolinę bezimiennego prawego dopływu Susui. Droga kończy się prawie natychmiast i zaczyna się normalne sachalińskie wędrowanie – idziemy potokiem, z trudem omijając leżące w korycie pnie drzew i śliskie bloki skalne. Otaczająca nas tajga to przedziwna mieszanina roślin zimnolubnych: modrzewi, świerków i brzóz, z którymi sąsiadują ciepłolubne liany i bambus kurylski. Świat roślin szokuje wielością endemicznych, charakterystycznych dla Sachalinu gatunków i gigantycznymi, osiągającymi nawet pięć metrów wysokości bylinami. Olbrzymie rośliny badał specjalnie utworzony pod Jużnosachalińskiem instytut naukowy. Obecnie jego budynki to malownicze ruiny, otoczone lasem wielkich roślin. Prace badawcze wstrzymano, gdy okazało się, że przesadzone z Sachalinu na kontynent wielkie rośliny w ciągu kilku sezonów zmalały do normalnych rozmiarów.
Przedzieramy się przez zagajnik wyższych od człowieka liści łopucha – biełokopytnika kamczackiego, na którym żerują osiągające dwa centymetry średnicy lądowe ślimaki o niebiesko-żółtych muszlach. Mogą być one pokarmem dla zagubionego w tajdze wędrowca, a liście łopucha to doskonałe talerze i kubki.
Na wypreparowanych przez wodę powierzchniach bloków skalnych występują pochodzące z trzeciorzędu i mające około 30 milionów lat skamieniałe małże i ślimaki. Są ich tysiące, więc na poczekaniu robimy krótką lekcję sachalińskiej paleontologii.
Po kilku godzinach marszu docieramy do niewielkiej doliny otoczonej wysokimi górami. Tu rozbijamy namioty i organizujemy obóz. Na zboczach gór kwitną charakterystyczne dla Dalekiego Wschodu saranki – lilie daurskie. Ich wielkie kwiaty przypominają rosnące w Polsce smolinosy. W okolicznych potokach masowo występują małe łososie: kundże, malmy i simy. Ryby są łatwe do złapania nawet ręką, a na wędkę biorą bez przynęty na haczyku.

 

 

Wyspa, tak jak i cały rosyjski Daleki Wschód, obfituje w bogactwa naturalne i unikatowe zjawiska geologiczne. Szokują olbrzymie, pełne skamieniałości odsłonięcia skał kredy i trzeciorzędu, których stwierdzona wierceniami grubość osiąga nawet osiem kilometrów. Potoki wypłukują ze skał kredowych doskonale zachowane muszle kopalnych głowonogów – amonitów o średnicy przekraczającej czasem... półtora metra. Wyjątkowo piękne są sachalińskie bursztyny, przypominające czerwonym zabarwieniem najdroższą odmianę europejskiego jantaru – sycylijski symetyt. Ważnym bogactwem naturalnym, eksploatowanym na wyspie jest węgiel kamienny, występujący niemal wszędzie. Mieszkańcy Sachalinu dla własnych potrzeb zbierają go po prostu na plażach.
Na północy wydobywana jest ropa naftowa, odkryta w XIX wieku przez polskiego geologa Leopolda Bacewicza. Właśnie z jej złożami związane są wulkany błotne – cel mojej tegorocznej wyprawy na Sachalin.

 

 

Nie bij misia wiadrem!

 

Rano wchodzę w dolinę potoku i zaraz za obozem natykam się na świeży trop niedźwiedzia, który – wyraźnie zainteresowany obecnością ludzi – doszedł aż na skraj polany. Przypominam sobie rozmowę z Siergiejem, dyrektorem Lasów Państwowych Guberni Sachalińskiej, który tłumaczył mi: zawsze miej świadomość że w tajdze niedźwiedź jest gospodarzem, a ty tylko intruzem na jego terenie. Siergiej wspaniale zna miejscowe lasy i często opowiadał mi o problemach wynikających z nieodpowiedniego zachowania ludzi w tajdze. Przed moim przyjazdem na Sachalin zdarzył się tragiczny wypadek. Kobieta zbierająca maliny natknęła się na niedźwiedzia i zamiast ostrożnie się wycofać... uderzyła go wiadrem. Zaatakowane zwierzę zabiło napastującego go człowieka. Przezornie wycofuję się do obozu.

 

Świeży trop niedźwiedzia!

Dostrzegamy widoczne z daleka plateau błotnego wulkanu.

Spacer wśród wulkanów

 

Po śniadaniu wyruszamy w kierunku wulkanu. Droga prowadzi zboczem Miculskiego Grzbietu, porośniętym trudnym do przebycia gąszczem roślin. Wolno przedzieramy się do przodu, oglądając wspaniałe widoki na okoliczne pasma górskie. Po godzinie marszu dostrzegamy widoczne z daleka plateau błotnego wulkanu. Przed samym celem natykamy się na ponadmetrowe liście Lisichiton – dalekowschodniej kalii. Jeszcze chwila wspinaczki i wychodzimy na kilkuhektarową płaszczyznę wyschniętego błota, na której nieregularnie rozrzucone są niewielkie kratery i wycieki wodnistej mazi.
Wulkany błotne poza Sachalinem występują między innymi na Kamczatce, w Rumunii i na Sycylii. Ich erupcję powodują gazy powstające podczas przepływu ropy naftowej wewnątrz warstw skalnych. Poprzez szczeliny wypychają zmieszaną z wodą zwietrzelinę skalną i osady ilaste. Na Sachalinie głównym materiałem wynoszonym przez wulkany błotne są wymieszane z wodą skały pylaste (aleurolity). W niektórych częściach wyspy znajdujące się na powierzchni pyłowce to olbrzymi problem. Nawet po niewielkim deszczu są one nie do przebycia samochodem, a marsz po kleistej i śliskiej zarazem powierzchni jest bardzo ciężki.
Błoto z jużnosachalińskiego wulkanu błotnego od niepamiętnych czasów było używane w medycynie ludowej. Znali jego właściwości rdzenni mieszkańcy Sachalinu, Ajnowie, a po drugiej wojnie światowej stosowano je do leczniczych kąpieli w sanatoriach wyspy.
Z wulkanu wracamy do obozu poprzez nieczynną, wybudowaną jeszcze przez Japończyków linię kolejową Jużnosachalińsk–Hołmsk. Licząca 120 kilometrów trasa, na której znajduje się 12 tuneli i unikatowy „czortowy most” – jest obecnie całkowicie zapomniana.

 

 

Zaginiony stożek

 

Sachalińskie wulkany błotne związane są z występowaniem wielkiego, ciągnącego się z północy na południe uskoku geologicznego. Częste na wyspie trzęsienia ziemi mają wpływ na ich aktywność i wielkość zajmowanego obszaru.
Kolejny duży kompleks błotnych wulkanów znajduje się około 150 kilometrów na północ od stolicy wyspy, w rejonie miejscowości Pugaczewo. Wyruszam tam autobusem jadącym do Makarowa, górniczej miejscowości na wschodnim wybrzeżu Sachalinu. Mały autobus zatłoczony jest do granic możliwości, z trudem wkładam do środka wypchany plecak i siadam na stopniu. Ruszamy, po 50 kilometrach kończy się asfalt i następnych sto jedziemy wyboistą, szutrową drogą.
Morze Ochockie, słynące ze wspaniałych ryb i krabów, jest zimne i stalowoszare. Piękne, zupełnie bezludne plaże są prawdziwym rajem dla poszukiwaczy muszli i bursztynu. Można znaleźć tu także kawałki agatu, skrzemieniałego drewna i bardzo ciekawe skamieniałości.
Następnego dnia wyruszamy na całodniową wyprawę w tajgę. Przewodnik, główny leśniczy rejonu makarowskiego, prowadzi najkrótszą drogą w stronę wulkanu. Idziemy przez rejon wypalonej tajgi. Rozmawiamy o pożarach lasów, które na Syberii i Dalekim Wschodzie są prawdziwą plagą. Coraz częściej powstają one z winy człowieka, a ich przyczyną są pozostawione bez dozoru ogniska.
Po godzinnym marszu wychodzimy na wielką, częściowo zarośniętą i pokrytą trawami płaszczyznę wulkanu. Największy stożek ma prawie dwa metry wysokości i znajduje się w wyjątkowo trudnej do przebycia części tajgi. Podłoże modrzewiowego lasu to gęste paprocie, całkiem maskujące wykroty i leżące na ziemi drzewa. Po godzinnym, bezskutecznym szukaniu rekordowego stożka rezygnujemy i wycofujemy się na wolną od roślin płaszczyznę zeschłego błota. Fotografuję czynne kratery i schodzimy do szosy przez gorącą, pełną poziomek tajgę.
Ruszamy dalej nad rzekę Pugaczowkę. W 2001 roku został tu utworzony rezerwat geologiczny ze wspaniale zachowanymi skamieniałościami kredowymi sprzed 80 milionów lat. Po dziesięciokilometrowym marszu rzeką zbieram piękne okazy amonitów i tym razem ja staję się przewodnikiem – opowiadam leśnikom o geologii okolicznych wzgórz...