Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-02-01

Artykuł opublikowany w numerze 02.2012 na stronie nr. 84.

Tekst: Katarzyna Rojek, Zdjęcia: Skistar Trysil,

Narty na serio


Wiele jest osób, dla których wyjazd na narty wiąże się z różnorodnymi atrakcjami, a same narty są tylko jedną z nich. Gdy warunki śniegowe nie sprzyjają jeździe lub ruch na stoku jest za duży, wybierają przytulną knajpkę i dalej bawią się dobrze. Jednak są też tacy, którzy każdą chwilę pragną spędzić na szusowaniu. Dla nich, traktujących narty poważnie, marzących o doskonałych warunkach i będących w stanie wydać na te przyjemności każde pieniądze, idealnym miejscem jest Trysil.

Dostępny PDF i AudioBook
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Trysil to największy kurort narciarski w Norwegii.

Po bardzo krótkim przelocie z Gdańska wysiadłam na lotnisku w Oslo i od razu odczułam diametralną różnicę pomiędzy tymi nieodległymi przecież miastami. Krew w żyłach zmroziły horrendalnie wysokie ceny w sklepach i przeraźliwie niska temperatura na zewnątrz. Kanapka i sok w lotniskowej kafejce kosztowały ok. 80 złotych, zaś mróz za oknem sięgał niemal 20 stopni. Po ponad dwugodzinnym przejeździe autokarem dotarłam do hotelu w Trysil. W recepcji czekała gorąca kawa, napój podobno uwielbiany przez Norwegów i spożywany przez nich w ogromnych ilościach o każdej porze dnia. Mój wzrok od razu przyciągnęły mapki tras narciarskich wyłożone w hotelowym lobby. Były w trzech językach – norweskim, angielskim i rosyjskim.
Czy przyjeżdża tu tak wielu Rosjan? – spytałam przedstawicielki ośrodka narciarskiego Skistar.
Nie więcej niż Polaków czy innych narodowości, jednak tylko oni zgłaszali nam problemy ze zrozumieniem angielskich i norweskich materiałów, więc specjalnie dla nich przygotowaliśmy mapki po rosyjsku. Teraz są bardzo zadowoleni.
Przez resztę mojego pobytu w Trysil wciąż odnosiłam wrażenie, że to główna cecha Norwegów – za wszelką cenę sprawić, aby goście byli zadowoleni.

 

W KOLEJCE DO SALTA

Na miłośników śnieżnych ewolucji czeka ciekawy snowpark.

RAZEM NA GÓRĘ, OSOBNO W DÓŁ

W Trysil cała rodzina może wjechać razem na górę, by zjeżdżać w zależności od stopnia zaawansowania trasami o różnej skali trudności.

TAJEMNICA SPORTOWYCH SUKCESÓW

Norweskie dzieci od najmłodszych lat zachęca się do uprawiania sportów. W Trysil dzieci do szóstego roku życia jeżdżą za darmo – o ile mają kaski.

 

OD JESIENI DO WIOSNY, OD ŚWITU PO ZMIERZCH

 

Trysil to miejscowość położona we wschodniej części Norwegii, blisko granicy ze Szwecją. Krajobraz miasteczka nie urzeka, brak mu uroku górskich miejscowości, które wiecznie tętnią życiem. Nie ma wszechobecnych knajpek, dyskotek, sklepików z pamiątkami, wiecznego gwaru i nocnych szaleństw. Jest za to 65 tras zjazdowych o łącznej długości 71 km i 31 wyciągów, co czyni Trysil największym norweskim kurortem narciarskim.
Sezon narciarski jest tu bardzo długi – rozpoczyna się 31 października i trwa do 2 maja. Wtedy śniegu nie brakuje właściwie nigdy, ale na wszelki wypadek ośrodek wyposażony jest w największy i najnowocześniejszy w Norwegii sprzęt do sztucznego naśnieżania. Władze Trysil są do tego stopnia pewne dobrych warunków dla narciarzy, że oferują im gwarancję śniegu – w sensie dosłownym. Gdyby zima, wbrew wszelkim oczekiwaniom, jednak zawiodła, Trysil zwraca pieniądze wszystkim, którzy opłacili pobyt.
Już następnego dnia po przybyciu udało mi się porządnie zmęczyć na stoku. Nic mi w tym nie przeszkadzało – nie było kolejek do wyciągów, tłoku na stokach, a trasy były świetnie przygotowane. Miałam też szczęście, bo akurat był wtorek – w te dni oraz we wszystkie piątki i niedziele, stoki są oświetlone do godziny 20.00. Ja zjechałam na dół trochę wcześniej. Podczas kolacji na stoku obserwowałam sporą grupkę młodzieży imprezującej w restauracji, pijącej, śpiewającej i wychodzącej z lokalu bez kurtek, by wytarzać się w śniegu. Wolałam nie znaleźć się na ich drodze, kiedy będą opuszczać trasę. Zastanawiałam się, jak dadzą radę zjechać o własnych siłach, możliwe jednak, że mieszkali w którejś z licznych chat w pobliżu stoku. To świetne rozwiązanie, rano wystarczy wpiąć narty i zjechać do wyciągu, a i po wieczornej imprezie nie trzeba daleko wracać.
Po pełnym przyjemnego wysiłku dniu czekało mnie spore wyzwanie – nazajutrz musiałam wstać przed świtem. W każdą środę i sobotę (od 10 lutego do 10 kwietnia), trasy są otwarte od samego rana. Na „Early Morning Ski” trzeba jednak dokonać rezerwacji z jednodniowym wyprzedzeniem, bo na stoki wpuszcza się nie więcej niż sto osób. Siarczysty mróz nadawał jeździe niemal ekstremalnych walorów, ale poczucie, że ma się cały stok jedynie dla siebie jest spełnieniem marzeń chyba każdego narciarza, a jazda po świeżo przygotowanym sztruksie szybko rozgrzewa zmarznięte na wyciągu kości.

 

 

W OJCZYŹNIE TELEMARKU

 

Choć 71 kilometrów tras narciarskich nie jest oszałamiającą długością, to jednak każdy narciarz znajdzie w Trysil coś dla siebie. Są tu zielone, niebieskie, czerwone i czarne trasy. Jest też snowpark o zróżnicowanej trudności przeszkód. To także idealne miejsce, by poćwiczyć jazdę telemarkiem – ten elegancki styl wywodzi się właśnie z tych rejonów Norwegii. Ze wszystkich udogodnień na stokach, mnie najbardziej podobały się te stworzone z myślą o najmłodszych. Dzieciaki mogą jeździć po specjalnych trasach, gdzie minislalomy wyznaczają dmuchane tyczki z bajkowymi wizerunkami, na drzewach siedzą gadające kruki, a w tle leci wesoła muzyczka. Wyciągi orczykowe również dostosowano do potrzeb dzieci – są mniejsze i wolniejsze. Dla zupełnie małych narciarzy jest nawet karuzela z orczykami, sunąca powolutku przy samej ziemi, tak, aby szkraby, które ledwo posiadły zdolność chodzenia, mogły bezstresowo nauczyć się wsiadać na wyciąg. Zazdrość mnie brała, kiedy przypominałam sobie swoje pierwsze doświadczenia z wyciągiem typu „wyrwirączka”, który w pełni na tę nazwę zasługiwał.

 

 

ŁOŚ I ŁOSOŚ NA STOKU

 

Mroźne powietrze i wysiłek fizyczny wzmagają apetyt. Miłośników tradycyjnej kuchni polskiej nie zawiedzie tradycyjne norweskie danie, serwowane również w restauracjach na stokach – kotlet z łosia à la schabowy. Warto też skosztować słynnego norweskiego łososia, który jest tu bardzo smacznie przyrządzany. Amatorzy wysublimowanej kuchni na pewno zechcą spróbować norweskiego fondue. W rondelku z rozgrzanym olejem macza się kawałki mięsa – wołowego, wieprzowego czy z renifera. Jeszcze deser – gofry z bitą śmietaną popite gorącą czekoladą i można z powrotem śmigać na stok i próbować spalić kalorie.

 

SZYBKI SZUS PO SZTRUKSIE

Świetnie przygotowane trasy zachęcają do zjazdowych szaleństw.

WIŚTA WIO, WSZYSTKIE MOJE PIESKI!

Podczas jazdy psim zaprzęgiem można być na zmianę pasażerem i „woźnicą”.

 

BIEG PRZEZ ŚNIEG

 

Norwegia słynie z bujnej, nieposkromionej i czystej przyrody. Trysil otaczają rozległe lasy i równiny, które można przemierzać na nartach biegowych po liczących 100 kilometrów trasach. Alternatywnym sposobem jest jazda psim zaprzęgiem – tego w Norwegii trzeba spróbować. Gdy podjechaliśmy do ośrodka organizującego takie przejażdżki, naokoło panowała niemal niczym niezmącona cisza, którą nagle przerwał jazgot wydobywający się z 65 psich gardeł. Wbrew pozorom nie była to oznaka wrogości wobec zbliżających się intruzów, a wręcz przeciwnie, niepohamowana radość na zapowiedź przejażdżki. Psy były bardzo przyjazne i nie mogły opanować entuzjazmu – wyły, szczekały, wspinały się na budy i na siebie nawzajem, skakały na gości, liżąc ich po twarzach. Właściciel wpiął je do sań, po 6 psów w każdym zaprzęgu: w pierwszej parze biegły najmądrzejsze, w następnej najszybsze, zaś na końcu najsilniejsze. Po chwili zaczęła się szaleńcza jazda, która sprawiała radość wszystkim.

 

 

NARTY W NORWEGII? TAKK!

 

Norwegowie to niezwykle kulturalni ludzie. Kilka razy czułam się wręcz zakłopotana z tego powodu, choćby wtedy, gdy szłam chodnikiem, a przejeżdżające obok samochody zatrzymywały się na wypadek, gdybym nagle zechciała przejść przez jezdnię. Słuchając niezrozumiałego dla mnie norweskiego języka, wychwytywałam często powtarzające się, znajomo brzmiące słowo „takk”. Nie oznacza ono potwierdzenia, a podziękowanie. Za ten zimowy wyjazd, warunki panujące na stokach i miłą atmosferę, mówię Norwegii: takk!