Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-04-01

Artykuł opublikowany w numerze 04.2012 na stronie nr. 12.

Tekst i zdjęcia: Jerzy Haszczyński,

Mój brat obalił dyktatora 2


Mohamed Bouazizi, biedny sprzedawca warzyw i owoców z tunezyjskiego Sidi Bu Zajd, 4 stycznia 2011 roku zmarł od poparzeń wywołanych przez samopodpalenie. Nie upłynął miesiąc, a tunezyjski producent Tarak Ben Amar zapowiedział, że nakręci film o tym bohaterze pierwszej arabskiej rewolucji. Kilka dni wcześniej mer Paryża Bertrand Delanoë obiecał, że we francuskiej stolicy ulica czy plac dostaną imię Bouaziziego. W Sidi Bu Zajd główna ulica, przy której się podpalił, wówczas już nosiła jego imię. Teraz takich ulic są na świecie dziesiątki.
Kilka miesięcy później o Bouazizim, upokorzonym przez lokalne władze człowieku, który walcząc o godność rozpalił rewolucję, mówił Barack Obama w przemówieniu do świata arabskiego. Wspominali go i inni wielcy. O żadnym prostym muzułmaninie nie powiedziano tak dużo, tak szybko, tak dobrze. Miał naśladowców w wielu krajach arabskich, od Mauretanii po Egipt. Ale ich nazwiska zostały szybko zapomniane. Wiosna ludów arabskich zaczęła się od Bouaziziego.
Gdy umierał, osiemnaście dni po podpaleniu się w Sidi Bu Zajd, powtarzana z ust do ust, przekazywana z komórki na komórkę, multiplikowana w internecie historia jego desperackiego czynu głosiła, że został upokorzony przez policjantkę. Nie tylko dała mu mandat, ale i spoliczkowała na oczach sprzedawców i klientów. Częścią historii były też jego pełne dojrzałości, poetyckie wpisy na Facebooku, w tym pożegnalny list do matki: „Zagubiłem się na ścieżce życia, nie kontroluję go. Wybacz mi, rozpoczynam podróż, z której nie ma powrotu”. Powtarzały to wszystko i tunezyjskie media, które po ucieczce dyktatora Ben Alego do Arabii Saudyjskiej porzuciły wychwalanie władz i przyłączyły się do tworzenia mitu męczennika rewolucji Mohameda Bouaziziego. Przyłożyłem się do tego i ja.

Dostępny PDF i AudioBook
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

4 stycznia 2011 roku zmarł od poparzeń wywołanych przez samopodpalenie Mohamed Bouazizi, biedny sprzedawca warzyw i owoców z tunezyjskiego Sidi Bu Zajd.

 

CZY ZWIEŃCZY POMNIK?

Obwoźny stragan Mohameda Bouaziziego, bohatera tunezyjskiej rewolucji.

Ale nie było tak, jak się na początku wydawało. W tej historii w roli czarnego charakteru wystąpiła policzkująca policjantka, której nazwiska w czasie rewolucji nie wspominano. Nazwisko pojawiło się, gdy wyszła z więzienia. Fejda Hamdi spędziła za kratami cztery miesiące, wysłał ją tam Ben Ali w czasie, gdy Bouazizi powoli umierał w szpitalu. Kiedy wyszła uwolniona przez sąd z zarzutów, przedstawiła swoją wersję, najpierw prasie tunezyjskiej, w której pojawiło się jej zdjęcie w niebieskim mundurze, a potem brytyjskiemu dziennikowi „The Guardian”. Nie spoliczkowała Bouaziziego, to on ją chwycił za rękę i zranił, gdy usiłowała go zmusić do opuszczenia placu, gdzie handlował. Nie śmiałaby spoliczkować mężczyzny, to w konserwatywnym arabskim środowisku niemożliwe, mówiła, choć przecież tę wersję rozpowszechniały i znające realia media tunezyjskie. A potem poprzez wtrącenie do więzienia stała się ofiarą upadającego reżimu. I jednocześnie znienawidzoną przez naród sprawczynią śmierci męczennika. Ze strachu przed zemstą współwięźniarek ukrywała kim jest.
Nie tylko z Fejdą Hamdi było inaczej. Podobnie z poetyckimi wpisami na Facebooku. Według telewizji France 24 ich autorem był inny Mohamed Bouazizi, student. To by wyjaśniało, dlaczego z prostym chłopakiem z Sidi Bu Zajd tak łatwo zidentyfikowały się tysiące studentów i absolwentów tunezyjskich uczelni. I dlaczego w ulicznym sprzedawcy warzyw i owoców widzieli absolwenta informatyki.
Mit bohatera tunezyjskiej rewolucji podważono prawie tak szybko, jak się narodził. W sierpniu reporter „New York Timesa” pisał, że zniknął nawet portret Bouaziziego z pomnika w centrum Sidi Bu Zajd, a jego rodzina zmęczona oskarżeniami o dorobienie się majątku na śmierci Mohameda przeniosła się do Tunisu.
Ale dwudziestosześcioletni Mohamed Bouazizi z Sidi Bu Zajd naprawdę się podpalił, naprawdę zmarł. Jego desperacki czyn naprawdę wywołał rewolucję, która doprowadziła do ucieczki dyktatora, a w końcu do pierwszych wolnych wyborów w Tunezji. Choć szczegóły były inne, nie tak jednoznaczne, nie tak piękne, nie tak bajkowe. – Mój brat okazał się silniejszy od wszystkich wielkich graczy. On obalił Ben Alego – słowa, które w styczniu usłyszałem od jego siostry Samii, mieszkającej teraz w stolicy, są nadal aktualne. Samia miała rację. Biedak z prowincjonalnego Sidi Bu Zajd pokonał obracającego miliardami dyktatora. I zapoczątkował największe od kilku dekad zmiany w Afryce Północnej.