Życie na barce
Sterowanie barką przypomina prowadzenie samochodu, choć łódź z większym niż auto opóźnieniem reaguje na ruchy kierującego. Jednostki pływające po francuskich kanałach rozwijają prędkość sięgającą zaledwie 7 kilometrów na godzinę, dlatego też kapitańską czapkę założyć można po przejściu naprawdę szybkiego kursu.
Dostępny PDF
Na rejs barką wybieramy Langwedocję. Pływanie jest tam stosunkowo łatwe. W okolicach kanału znajduje się mnóstwo miejsc do zwiedzania. Bardzo blisko jest do morza, a na dodatek nawet wiosną jest tam zazwyczaj ciepło. I rzeczywiście, Port Cassafières wita nas słońcem i temperaturą około 20 stopni. To przystań i jednocześnie baza Le Boat, w której odbieramy naszą łódź o wdzięcznej nazwie Calypso.
Dzielimy się na dwie grupy: jedna dokonuje formalności związanych z odbiorem łodzi i nauką sterowania, druga jedzie po zapasy do hipermarketu. Szkolenie nie trwa długo – część załogi ma patenty. Po wyjaśnieniu jak odpalić silnik, płyniemy z instruktorem w próbny, 15-minutowy rejs po kanale, podczas którego zapoznajemy się z podstawowymi zasadami kierowania barką oraz… obsługą toalet.
M4 NA WODZIE
Jednostka, którą wypożyczamy, ma ponad 13 metrów długości, trzy dwuosobowe sypialnie oraz salon. Zgodnie z informacją umieszczoną na naklejce potwierdzającej opłacenie „kanałowego”, na wodzie zajmuje powierzchnię 54 metrów kwadratowych, a więc mniej więcej tyle, ile mamy w przeciętnym polskim mieszkaniu. Wysokość w środku kabiny to 195 cm i nawet wysokie osoby nie mają problemów z poruszaniem się.
Zachwycamy się obszernym górnym pokładem, na którym mieści się stolik z parasolem przeciwsłonecznym. Za parasol trzeba zapłacić osobną kaucję – zapomnienie o jego złożeniu podczas przepływania pod niskim mostem kończy się utopieniem również wszystkiego, co znajduje się na stoliku.
Większość barek ma podwójny układ sterowania, więc można cieszyć się słońcem na odkrytym pokładzie, a w razie niepogody schronić w kabinie. (Podczas całego rejsu z ostatniej opcji skorzystaliśmy jedynie przez chwilę).
ZABYTEK WŚRÓD ZABYTKÓW
W langwedockim miasteczku nie może zabraknąć zabytkowych samochodów – a już na pewno kultowego citröena 2CV.
NIE ROZSTAWAJ SIĘ Z ROWEREM
Tereny wokół jeziora Étang de Thau to świetne miejsce dla rowerzystów.
KOSZE Z OWOCAMI... MORZA
W Bouzigues skorupiaki kupuje się bezpośrednio od hodowców.
ODWRÓT NA CUMACH
Trasa naszego rejsu prowadzić może przez Kanał Południowy (Canal du Midi) albo (Canal du RhÔne) Kanał Rodan-Sète. Ponieważ na całość mamy jedynie tydzień, postanawiamy popłynąć najlepszymi fragmentami obu kanałów. Jest to możliwe poza sezonem, bo podczas wakacji, ze względu na kolejki przy śluzach, takie zamierzenie byłoby trudne do zrealizowania.
Z bazy wypływamy zaraz po 14.00 z nadzieją przepłynięcia jeziora Étang de Thau przed zachodem słońca. Ostatnią śluzę musimy pokonać tuż przed zamknięciem. Barka płynie z maksymalną prędkością 6 kilometrów na godzinę. Przy obliczaniu czasu podróży najważniejsze są jednak odległości pomiędzy poszczególnymi śluzami. Jeśli źle zaplanujemy trasę, możemy utknąć na noc w jakimś mało atrakcyjnym miejscu i do rana czekać, aż pojawi się obsługa śluzy. Ważne jest też regularne uzupełnianie zapasów wody, najrzadziej co drugi dzień. Pierwsze dwie przepływamy bez większych problemów i wkrótce znajdujemy się na prostej drodze do jeziora.
Płyniemy szybkim tempem i pozdrawiamy załogi cumujących łodzi, które wszakże podejrzanie energicznie nam machają. Rychło okazuje się, że ostrzegały nas przed bardzo silnym wiatrem. Niestety, popłynęliśmy za daleko i zawrócenie przy pomocy samego silnika i steru okazuje się niemożliwe – wciąż znosi nas na otwarte wody. Z pomocą sympatycznego żeglarza obracamy się jednak na cumach i z ulgą zawracamy do portu. Musimy poczekać do rana na poprawę warunków. Po drodze zaliczamy mały postój na mieliźnie, ale humory nas nie opuszczają.
Rano nie wieje, wypływamy więc na wody Étang de Thau, drugiego pod względem wielkości jeziora we Francji. Ten słonowodny zbiornik ma 21 kilometrów długości i 8 szerokości, a jego średnia głębokość to zaledwie 4,5 metra. Na Étang de Thau obowiązuje zakaz korzystania z pryszniców i zlewów, albowiem czystość tutejszej wody jest kluczowa dla ciągnących się przez dziesiątki kilometrów hodowli ostryg.
Po dwóch godzinach, zrelaksowani świetnymi warunkami żeglugi, docieramy do Sète. I tu pierwsza niespodzianka – aby wpłynąć do portu, musimy czekać na podniesienie mostu kolejowego, co może nastąpić po południu lub nawet nazajutrz rano. Cumujemy więc i udajemy się na zwiedzanie Sete, zwanego Wenecją Langwedocji. Miasto otoczone jest wodą: z jednej Morzem Śródziemnym, z drugiej Étang de Thau; centrum przecinają kanały. W otoczeniu starych kamienic cumują kutry rybackie – Sète to jeden z głównych portów, stanowiący bazę dla 60 specjalistycznych łodzi oraz trawlerów łowiących tuńczyki.
OSTRYGI, MULE I WINO
Po południu ruszamy w kolejną podróż do uroczego miasteczka Bouzigues, słynącego z najlepszych skorupiaków w południowej Francji. W jeziorze występuje 18 gatunków tych żyjątek, z których najważniejsze są ostrygi. 750 hodowców dostarcza na rynek ponad 13 tysięcy ton rocznie, co stanowi blisko 9 procent konsumpcji ostryg we Francji. Historia hodowli sięga czasów starożytnych, kiedy rządzili tu Grecy, a pierwsi rybacy zamieszkiwali okoliczne jaskinie.
Wstępujemy do jednej z restauracji, zachęceni widokiem świeżej dostawy przenoszonej wprost z łodzi. Za jedyne 13 euro od osoby dostajemy imponujący zestaw składający się z wina, ostryg, muli oraz mini tart z mięsem ośmiornicy zapiekanych z pomidorami. Przy okazji przechodzimy przyspieszony kurs języka francuskiego – przesympatyczny kelner nie przyjmuje zamówienia, dopóki przynajmniej jednej osobie nie uda się wymówić prawidłowo nazw potraw.
Rano wypływamy z powrotem na Étang de Thau i przez Kanał Południowy docieramy do XII-wiecznego miasteczka Agde, położonego na pięknych wulkanicznych wzgórzach. Robimy długą rowerową wycieczkę na morską piaszczystą plażę Cap d’Agde. Zaglądamy również do położonego obok jednego z największych portów jachtowych Morza Śródziemnego, zdolnego pomieścić ponad 4 tysiące jednostek.
ZAMULONE
Jezioro Étang de Thau, drugi co do wielkości zbiornik wodny we Francji, ma krystalicznie czystą wodę. Tutaj hoduje się najlepsze ostrygi i mule.
JESZCZE JEDNA WENECJA
Sète otoczone jest wodą z każdej strony. Dzięki sieci kanałów do wielu miejsc szybciej dotrzemy wodą niż lądem.
ŁÓDKĄ PO SCHODACH
Pokonanie ośmioprogowej śluzy Fonserannes, zwanej klatką schodową, wymaga koncentracji całej załogi.
KRÓLEWSKIM KANAŁEM LANGWEDOCJI
Sam Canal du Midi to przykład genialnej inżynierii i jednocześnie upadku finansowego jego pomysłodawcy – poborcy podatkowego Pierre’a-Paula Riqueta. Szlak łączący Garonnę z portem Sète liczy 240 kilometrów, a jego budową przez 15 lat zajmowało się 12 tysięcy robotników. Kanał umożliwiał żeglugę z Atlantyku na Morze Śródziemne z ominięciem wrogiej wówczas Hiszpanii i uniknięcie spotkania z piratami grasującymi wokół Półwyspu Iberyjskiego. Nie bez znaczenia było również skrócenie czasu podróży, który na początku XVII w. wynosił na tradycyjnym szlaku morskim ponad miesiąc. Królewski Kanał Langwedocji został oficjalnie otwarty w maju 1681 r., kilka miesięcy po śmierci Riqueta. Rodzina Riquet dopiero ponad 100 lat później spłaciła jego długi.
O skali przedsięwzięcia, realizowanego „ręcznie”, świadczy m.in. wykopanie tunelu o długości 173 m pod wzgórzem koło Nissan-lez-Enserune. Było to pierwsze na świecie rozwiązanie tego typu, które pozwoliło zbudować na szlaku o jedną śluzę mniej i uniknąć zarazem osuwania się zbocza. Canal du Midi ma w sumie 91 śluz. Różnica wysokości na trasie wynosi 190 metrów. Na całym szlaku znajduje się ponad 320 obiektów, takich jak mosty, tamy i wspomniany tunel. Brzegi porastają 42 tysiące platanów, zasadzonych już w XIX wieku w celu wzmocnienia brzegów. Kanał spełniał kiedyś rolę podobną do dzisiejszych autostrad – 200 lat temu regularnie pływało tu 300 jednostek przewożących pocztę, pasażerów i towary. Ze względu na rozwój transportu drogowego Kanał Południowy stopniowo podupadał. Dziś jest przede wszystkim atrakcją turystyczną, a także miejscem zamieszkania entuzjastów barek.
Płyniemy w stronę Béziers, gdzie będziemy nocować. Jest to spore miasteczko z XIII-wieczną katedrą Saint-Nazaire położoną na wzgórzu, z którego rozciąga się panorama na kanał, malowniczą dolinę rzeki Orb oraz okoliczne winnice. Początki miasta sięgają czasów rzymskich – to miejsce, w którym wynaleziono amforę do transportu wina. Handel winem sprawił, że w XIX w. było to najbogatsze miasto Langwedocji. Rano w Béziers czeka na nas prawdziwe wyzwanie i jednocześnie arcydzieło inżynierii – śluza Fonserannes, która składa się z 8 śluz otwieranych sekwencyjnie, jedna po drugiej. Różnica wzniesień wynosi 25 metrów. Ostatni odcinek przed śluzą płynie się unikatowym mostem wodnym, który przebiega ponad rzeką.
Okolica kanału słynie z win. Do winnic trafimy, obserwując rozwieszone wzdłuż brzegu banery zapraszające na degustację. Warto coś kupić na miejscu, bo cena u producenta potrafi być o połowę niższa niż w supermarketach.
SPACERKIEM NA LUZIE
Wzdłuż szlaku naszej wędrówki cumowały jednostki kilkudziesięciometrowej niekiedy długości, na których pomieszkiwali miłośnicy nawodnego stylu życia. Na barkach pełniących funkcje domów znajdowały się baseny, jacuzzi, a nawet parkingi dla samochodów. Część łodzi służy jako hotele, a niektóre można wynająć w całości, łącznie z załogą, kucharzami i pokojówkami.
Dla takich jak my, ten rejs był po prostu przyjemnym i wartym polecenia doświadczeniem. Przypominał nieco podróżowanie kamperem, z tym, że trasa wyznaczana była przebiegiem kanału. Wygodna barka zapewniła dużo przestrzeni dla każdego. Do jej prowadzenia nie potrzeba było patentu, a sterowania nauczyliśmy się na miejscu.
Wyprawę barką najlepiej zaplanować na okres poza sezonem – unikniemy wtedy kłopotów ze znalezieniem miejsca w portach, a także kolejek przy śluzach. Taki rejs jest świetnym pomysłem zarówno dla rodzin z dziećmi, jak i dla osób poszukujących ciszy i spokoju. Sami decydujemy o tym, gdzie się zatrzymujemy, a gęsta sieć francuskich kanałów daje po temu ogromne możliwości.