Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2012 na stronie nr. 20.

Tekst i zdjęcia: Roman Rojek,

Dokąd zmierzasz, Erytreo?


Żyło raz przyjaciół dwóch, jeden mieli smak i słuch
I na świat patrzyli takim samym wzrokiem.
A na świecie wojna trwała, wojna ludzi rozdzielała,
Oni cało szli przed siebie równym krokiem.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Te słowa piosenki „Przyjaciele” Jacka Kaczmarskiego stanowić mogą fragment wspólnej biografii Melesa Zenawi i Isajasa Afewerki. Pierwszy jest dziś premierem Etiopii, drugi prezydentem Erytrei. Łączyła ich przyjaźń, pokrewieństwo i wspólna, aż do zwycięstwa, walka z komunistycznym reżimem.
Dziś Zenawiego i Afewerki dzieli granica etiopsko-erytrejska i pamięć krwawej, bratobójczej wojny, która w latach 1998-2000 pochłonęła setki tysięcy ofiar po obu stronach. Dziś dzieli ich wszystko. Nawet wspólna historia, która pisana jest na nowo i zupełnie inaczej w obu krajach.

 

 

Rzymskie wakacje

 

Stolica Erytrei – Asmara położona jest na wysokości niemal 2400 metrów n.p.m. To sprawia, że choć do pustynnego wybrzeża Morza Czerwonego jest stąd zaledwie 120 km (krętą drogą przez Gind) albo 160 km (jeszcze bardziej pozawijaną Semenawi Bahri Tollway), klimat jest tu łagodny i kapryśny prawie jak w Gdyni. Porównanie nie jest przypadkowe ani tym bardziej oryginalne. Asmara też jest miastem w stylu modernistycznym. Zajęta w 1889 roku przez Włochów, swój boom urbanistyczny przeżyła w latach 1935-41, kiedy to faszystowskie Włochy wybudowały w przeciągu 6 lat niemal na nowo całe miasto. To im zawdzięcza Asmara szerokie bulwary obsadzone palmami i krzewami bugenwilli oraz liczne budowle utrzymane w stylu art deco.
Siedząc na zacienionym tarasie pizzerii, popijając cappuccino, spoglądając na budynek opery, kina Roma czy futurystycznej stacji Fiat Tagliero albo spacerując po Harnet Avenue (dawniej Viale Mussolini), niewiele trzeba nadrabiać wyobraźnią, by przeżyć włoskie wakacje. Wystarczy tylko lekko przymknąć oczy…
Atmosfery senności i spokoju nie zakłócają ani wezwania do modlitwy niosące się z wież meczetu Al Khulafa Al Rashiudin, ani dzwony katolickiej katedry św. Józefa, ani też poranne nawoływania do modlitwy płynące z wielkiej, koptyjskiej katedry Enda Mariam należącej do Erytrejskiego Kościoła Ortodoksyjnego. Te dźwięki podkreślają jeszcze harmonię i spokój panujący w 600-tysięcznej stolicy. Wystarczy tylko lekko przymknąć oczy…
Nieliczni cudzoziemcy budzą tu życzliwe zainteresowanie i prawie nie spotyka się natrętnych żebraków. – I have a mental problem – powiedział mężczyzna, wyciągając rękę po jałmużnę, i był to jedyny, rzeczywiście specyficzny wypadek, gdy w ciągu kilku dni pobytu zaczepiono nas na ulicy.
Nasze zwiedzanie Asmary zaczęliśmy w dniu, gdy jedyny w kraju uniwersytet kończył rok akademicki. Ubrani w czarne togi, z charakterystycznym czworokątnym nakryciem głowy, młodzi absolwenci paradowali po mieście z naręczami kwiatów i w otoczeniu szczęśliwych rodzin i znajomych. Gazety na pierwszych stronach publikowały zdjęcia z uroczystości wręczenia dyplomów.
Od niedawna władze Erytrei, wspierane przez włoskie i niemieckie organizacje, zabiegają o wpisanie Asmary na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO, podkreślając nie tylko architektoniczne walory miasta, ale i jego niepowtarzalną atmosferę. W końcu, wystarczy tylko lekko przymknąć oczy…

 

WIELKIM POETĄ BYŁ

Pradziadek Puszkina (ze strony matki) pochodził z Afryki. Trwa spór o kraj jego pochodzenia. Dotąd Etiopia, Erytrea, Kamerun i Ghana wystawiły pomniki wielkiemu Aleksandrowi. Ten stoi w Asmarze.

IDEALNA DLA ROWERZYSTÓW

Pod warunkiem, że jadą tą drogą z Asmary (2340 m n.p.m.) do nadmorskiej Masawy. Nie na odwrót.

ROZMACH WŁOSKICH URBANISTÓW

Włosi lubili nazywać Asmarę „małym Rzymem”.

 

Hala przylotów

 

Proszę spojrzeć na ten banknot – ciemnoskóry mężczyzna, z którym na lotnisku w Asmarze wypełniałem deklarację wjazdową, pożyczając od niego długopis, pokazał na 100 nakfa. Dostał je, wymieniając 7 dolarów. – Na rewersie bosy rolnik orze ziemię sochą zaprzęgniętą w dwa woły. Żadnych marzeń, żadnych traktorów ani nawet pługa. Za to na awersie grupa żołnierzy zatyka flagę na zdobytym wzgórzu. Zupełnie jak na amerykańskim zdjęciu z II wojny światowej, gdy Jankesi zdobyli Iwo Jimę. Tylko sztandar jest czerwony i ma jedną gwiazdkę. „Witaj w cofniętym kraju bez marzeń!” – to mówi do mnie ten banknot.
Zamierza pan wyjść z lotniska i popatrzeć nie tylko na lokalną walutę? – spytałem dość opryskliwie, gdy już udało mi się policzyć i zadeklarować przywiezione ze sobą dolary oraz uporać się z rubryką „zawód” w deklaracji wjazdowej. Mój rozmówca popatrzył na mnie smutno. Wyjąwszy długopis z mojej ręki, zapytał: – A zna pan najnowszą historię Erytrei?
Znam historię Erytrei z „Historii Etiopii” – pokazałem mu kserokopie zabranych ze sobą kilku stron ze świetnej pracy polskich naukowców, Joanny Mantel-Nećko i Andrzeja Bartnickiego: „W 1936 roku Włosi włączyli Erytreę do Włoskiej Afryki Wschodniej, w latach 1941-1952 znajdowała się ona pod wojskowym zarządem brytyjskim, a później przyłączona została do Etiopii jako prowincja autonomiczna na zasadzie federacji, w 1962 roku weszła w skład państwa etiopskiego”. W 1993 po przeprowadzonym referendum Erytrea ogłosiła niepodległość.

 

 

POTĘGA FIATA NIGDY NIE PRZEMIJA

Przynajmniej w futurystycznej architekturze Asmary.

CHIŃSKI RYNEK ZBYTU

Koryto wyschniętej rzeki w Keren zmienia się w plac targowy.

NA PROGU DOMOSTWA

Erytreę zamieszkują ludy Tigraj (50%), Tigre i Kunam (40%) oraz Afarowie (4%) i Saho (3%). Widoczna na zdjęciu kobieta z ludu Bilen należy do absolutnej mniejszości.

 

Opowiem ci swoją historię

 

Ja urodziłem się w Addis Abebie – mój rozmówca schował do kieszeni swój włoski paszport. – Studiowałem w czasach „czerwonego terroru”, gdy co ranka na ulicach etiopskiej stolicy znajdowano zwłoki przeciwników komunistycznego Dergu. Aby pochować bliskich, rodziny musiały zapłacić władzom równowartość kuli, którą zastrzelono „wroga ludu”. Moich rodziców i dwóch braci przesiedlono do Asmary. Komuniści przesiedlali wtedy całe prowincje. Tych z południa na wschód, tych z północy na południe. Wkrótce zapanował Wielki Głód. Moi obaj bracia poszli do partyzantki. Starszy wraz z tigryjskimi oddziałami Zenawiego walczył o wolną od komunistów Etiopię, młodszy z erytrejskimi partyzantami Aferweki o wolną od Etiopii – Erytreę. Oba nurty walczyły razem, dopóki ścigany dziś za ludobójstwo komunistyczny dyktator Mengistu Haile Mariam nie uciekł do Zimbabwe. 26 maja 1991 roku mój młodszy brat wkroczył zwycięsko do Asmary, następnego dnia starszy zajął Addis Abebę. Etiopia była wolna i sięgała po Morze Czerwone. Mnie udało się wyjechać do Włoch. Po dwóch latach dowiedziałem się o powstaniu nowego państwa – Erytrei. To państwo zdążyło już rozpętać trzy wojny. W 1996 z Jemenem, z Etiopią w 1998 i z Dżibuti w 2000 roku. Dziś wszystko: chleb, mydło, oliwa, benzyna i to, co potrzebne do normalnego życia, jest tu na kartki. Dziś, oprócz czołgów, brakuje tu wszystkiego. Każdy obywatel przypisany jest do swojego sklepu i tylko tam może zrealizować swoje głodowe przydziały. Mój młodszy brat już nie żyje, a ja co roku staram się odwiedzać swoich erytrejskich bratanków. Skończyli studia i odbywają teraz służbę wojskowo-cywilną. Teoretycznie trwa ona 18 miesięcy, ale obaj służą już ponad 3 lata i nikt nie wie, ile im jeszcze zostało. Nic dziwnego, że ludzie stąd uciekają. Ponad 400 tysięcy woli żyć w obozach uchodźców w Sudanie niż w swoim kraju. Z 4-milionowej ludności zostało dziś może niecałe 3 miliony.
Ale myślę, że czas najwyższy, by sam pan to zobaczył. Tylko proszę o te sprawy nie pytać swojego przewodnika – albo straci pan do niego zaufanie, albo on straci co najmniej pracę
.

 

WIELBŁĄDZIA GIEŁDA W KEREN

Te zwierzęta są jednym z nielicznych towarów eksportowych Erytrei, które cieszą się uznaniem w krajach arabskich.

WIELU TAK SOBIE WYOBRAŻA PÓŁWYSEP HELSKI

Do Erytrei należy około 350 wysp na Morzu Czerwonym.

 

Nad Morzem Erytrejskim

 

Przejazd z Asmary do Masawy to podróż przez trzy strefy klimatyczne, z umiarkowanej przez górską aż do pustynnej. Temperatura w portowej Masawie przekracza 40°C. Powietrze stoi w miejscu. Stoi port, kolej, zakłady solne, cokół po pomniku cesarza Hajle Sellasje, cementownia należąca niegdyś do niemieckiego Kruppa, a na centralnym placu – trzy zwycięskie czołgi, które zdobyły Masawę w 1991 r. Pracuje tu, jedyna w całej Erytrei, elektrownia, dzięki czemu działa też klimatyzator w hotelowym pokoju. Wieczorem jednak elektryczność wyłączono, co zdarza się niemal codziennie, i to w całym kraju. Miejscowe biuro turystyczne zdążyło jeszcze powiadomić, że następnego dnia nie odwiedzimy wioski plemienia Raszajda, bo pasterze z powodu upałów wyruszyli na północ. Na szczęście temperatura w nocy spadła do 28°C i pojawiła się szansa na przeżycie.
Historia Masawy jest burzliwa. Zawsze była ona ważnym portem Morza Czerwonego. Należała już do imperium aksumskiego, Turków, Egipcjan, Brytyjczyków, Włochów i Etiopczyków. Dziś widać po niej zarówno wpływy wszystkich tych rządów, jak i burzliwy charakter ich zmian. Widać piękną ruinę. Niezwykłej urody budynki pamiętają swych włoskich projektantów. Nieremontowane jednak od dziesiątków lat, z zapadającymi się dachami, zwisającymi balkonami i urwanymi schodami, budzą żałość nie mniejszą od tej, jaką odczuwa się na widok ciągle zamieszkujących ją, zabiedzonych lokatorów.
Lokalne biura turystyczne oferują rejsy na okoliczne wyspy. Można wyprawić się na pobliską Green Island, choć nie oferuje ona nic ciekawego. Jednak już rejs na Disseii czy Madotę to: puste plaże, karaibski odcień wody i bogactwo rafy koralowej, która dochodzi do samego brzegu. Podwodne cuda, gdzie indziej w takiej różnorodności dostępne tylko dla doświadczonych płetwonurków, tu oglądać można, dosłownie klękając w wodzie i zanurzając w niej głowę. Chyba niewiele jest miejsc na świecie, gdzie rafa koralowa jest na wyciągnięcie ręki nawet dla tych, którzy nie potrafią pływać.

 

NA SPOTKANIE Z TURYSTĄ

Jak wytłumaczyć miejscowym kobietom, że unijne przepisy nie pozwalają przywozić muszelek, skoro to jedyne pamiątki, jakie mają w ofercie.

PORT TO JEST POEZJA RUMU I KONIAKU

Dawni żeglarze mieli stąd bogate wspomnienia. Dziś opustoszały port w Masawie ma niewiele do zaoferowania.

 

Kto jest zdrajcą?

 

Są w Keren, drugim co wielkości mieście Erytrei, dwa zadbane żołnierskie cmentarze z II wojny światowej. Ulokowane na przeciwległych krańcach miasta stanowią miejsce wiecznego spoczynku dla wielu erytrejskich żołnierzy. Jeden nazywany jest cmentarzem włoskim, drugi brytyjskim. Na jednym pochowano żołnierzy włoskich, na drugim brytyjskich. Polegli oni w walkach 1941 roku, kiedy to wojska brytyjskie zdobyły bronioną przez oddziały włoskie Keren. Erytrejczycy walczyli i ginęli w obydwu tych armiach. Dziś spoczywają po przeciwnych stronach swojego miasta na dwóch różnych cmentarzach. I tak było tu od wieków.
Do dziś nie sposób jest dojść źródeł erytrejsko-etiopskiego konfliktu. Dla mieszkańców Etiopii pozostaje Erytrea częścią ich kraju, łączącą przez stulecia Etiopię z Morzem Czerwonym. Bahyr Negarz – „królujący nad morzami” – to jedno z najwyższych stanowisk w Etiopii do końca XVIII w., a sprawujący je zarządca terenów stanowiących dzisiejszą Erytreę znaczeniem dorównywał cesarzowi.
Wielu wywodzi genezę erytrejsko-etiopskiej tragedii jeszcze z czasów bitwy pod Aduą w roku 1896. Wówczas to wojska etiopskie pod wodzą cesarza Menelika II rozbiły wielotysięczną armię włoską. I był to jedyny w historii Afryki wypadek, gdy pokonano armię kolonizatorów, zmuszając ich do odwrotu.
Menelik nie kontynuował jednak ofensywy i po zwycięstwie zawarł z Włochami rozejm, wyznaczając granicę wpływów, która w zasadzie pokrywa się z przebiegiem dzisiejszej granicy erytrejsko-etiopskiej. Cesarz uszanował też prawa włoskich jeńców wojennych. Jego rycerskość nie dotyczyła jedynie tych żołnierzy przeciwnika, którzy zostali zwerbowani spośród ludności erytrejskiej. Zaraz po bitwie urządzono nad nimi sąd i cesarz za zdradę kraju skazał ich na obcięcie prawej dłoni i lewej stopy.
Kiedy niemal sto lat później połączone partyzantki tigryjsko-erytrejskie obaliły rządzący z Addis Abeby komunistyczny reżim, wydawało się, że nie ma konfliktu między Etiopią i Erytreą. Walczący ramię w ramię Zenawi i Afewerki byli zwycięzcami, których wiele łączyło. Wkrótce jednak stanęli po dwóch stronach granicy. Tej wyznaczonej kiedyś przez cesarza Menelika jako przejściowy kompromis z włoskim najeźdźcą.

 

ŚMIERTELNA GORĄCZKA

Widząc dziurę w pancerzu czołgowej wieży, łatwo domyślić się, jak zginęli żołnierze. Trudniej jest wyobrazić sobie, jak żyli w 50-stopniowym pustynnym upale, zamknięci w stalowym pudle z rozgrzanym silnikiem.

CICHO WSZĘDZIE, GŁUCHO WSZĘDZIE

Masawa połączona jest groblami z dwiema wyspami: Taulud i Wyspą Portową. To na tej drugiej najwyraźniej widać przenikanie się wpływów egipskich, tureckich i włoskich.

ŻOŁNIERSKA MOGIŁA POR. JAWORSKIEGO NA BRYTYJSKIM CMENTARZU W ASMARZE

„Ta ziemia do Polski należy, Choć Polska daleko jest stąd...”

 

Ich sztandar płynie ponad trony

 

Erytrea będzie tym, czym sama postanowi być. Nagromadzone przez nią czołgi i możliwość zmobilizowania milionowej, zaprawionej już w pustynnych bojach armii sprawiają, że sąsiedzi nie są skłonni przesadnie się nią interesować. Ona sama zastyga w skansenie, w którym najciekawszymi obiektami są ciągle te pozostawione przez kolonizatorów i najeźdźców.
Widząc człowieka orzącego pole sochą zaprzęgniętą w woły, zagraniczny turysta po jakimś czasie zdziwiony będzie co najwyżej tym, że rolnik ma na sobie koszulkę z napisem „Ronaldo”. Woły i socha, choć to przecież wiek XXI, wydają się tu być naturalne od zawsze i, co gorsza, na zawsze.
Patrząc na koczujących w pustynnym piachu ludzi czy erytrejskich uchodźców, których ciągle przybywa w obozach rozsianych po Sudanie, chciałoby się zapłakać nad ich losem. Ale czy łzy na pustyni nie są marnotrawstwem wody?