Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-10-01

Artykuł opublikowany w numerze 10.2012 na stronie nr. 64.

Tekst i zdjęcia: Julia Wizowska,

Nie taki Grozny, jak go malują


Wjeżdżających do miasta wita makieta kuli ziemskiej na piedestale. Okala ją aureola z napisem „Grozny – centrum świata”. Wkraczamy do stolicy Czeczenii.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Temu, kto pamięta Czeczenię z doniesień prasowych na temat gorącego konfliktu na Północnym Kaukazie, kraj kojarzy się przede wszystkim z przemocą, gwałtem i torturami. Z wieloletnią wojną toczoną bez pardonu. Ci, którzy znają uchodźców z tamtego rejonu świata, nieraz słyszeli o pozostawionych ruinach domów i grobach najbliższych. Resztę dopowiada wyobraźnia: zastępy żołnierzy pod bronią posuwające się wśród ulicznych zgliszcz oraz siły specjalne szykujące się do kolejnej akcji. Dlatego turysta udający się na Kaukaz omija Republikę Czeczeńską szerokim łukiem. Ale… niemało przez to traci.

 

NIECH SIĘ MURY PNĄ DO GÓRY

Jeszcze jeden nowy wieżowiec w kompleksie „Grozny City”.

UŚMIECHNIJ SIĘ, JUTRO BĘDZIE LEPIEJ

Trzy Czeczenki i mały, uśmiechnięty chłopiec. Nie ma obok taty ani wujka. Kim dla malca są te kobiety w czerni? Jaki będzie jego dalszy los w kraju, który tyle przeszedł w swej historii? To niewinne zdjęcie nasuwa i takie pytania.

 

Święte prawa gościnności

 

Życie w Groznym dalekie jest od ideału. Nadal nie jest bezpiecznie – dwa tygodnie przed naszym przyjazdem do stolicy Czeczenii zamachowiec wysadził się w tłumie, zginęło kilku miejscowych policjantów. Są to jednak na ogół porachunki czeczeńsko-czeczeńskie bądź czeczeńsko-rosyjskie. Tymczasem turysta, szczególnie zagraniczny, jest tu gościem, a gość dla kaukaskich narodów to świętość. W kraju, gdzie powiedzenie „gość w dom – Bóg w dom” nie jest zapowiedzią zdawkowej uprzejmości, lecz żywą tradycją – zaproszenie pod strzechę ledwie poznanych przybyszy z zagranicy to dla gospodarzy sprawa honoru.
Dawniej mieszkańcy Kaukazu udzielali schronienia każdemu – tułaczom, złodziejom, a nawet zbrodniarzom, którzy akurat potrzebowali pomocy. Pan domu był zobowiązany zapewnić gościowi bezpieczeństwo, nakarmić go, oczyścić jego odzienie i nie pytać, kiedy wyruszy w dalszą drogę. Jeżeli istniało zagrożenie – miał także bronić jego życia, nawet kosztem własnego. Zasada bezwzględnej gościnności przynosiła rodzinie gospodarzy sławę i podnosiła pozycję w społeczeństwie.
Ogromne znaczenie przypisywane goszczeniu przybyszów z daleka w kulturze kaukaskich górali nie wzięło się znikąd. Gość mógł być przecież potencjalnym mecenasem, biznesowym partnerem lub przyszłym krewnym. Kaukaz zna wiele historii o miłości przyjezdnego młodzieńca i miejscowej dziewczyny. Tymczasowym członkiem rodziny – według tradycji – zostaje się już w chwili, gdy zasiądziemy z gospodarzem do wspólnej wieczerzy.

 

 

Życie i dom Czeczena Bogdana

 

Poznajemy go przypadkowo. Jest dobrym przyjacielem naszego znajomego, z którym również zaprzyjaźniliśmy się przez przypadek.
Siadajcie przy stole, napijemy się herbaty. Prawdziwej, zaparzanej, nie żadnej tam w torebkach – usłyszeliśmy od naszego młodego gospodarza, ledwie zdążywszy przekroczyć próg jego domu. Na stole pojawiły się ciastka i cukierki, a zapach świeżego czaju wypełnił całe pomieszczenie. – Żiżig galnasz próbowaliście? Spodoba się. To czeczeńskie danie narodowe. Kluski z mięsem w bulionie czosnkowym. Zrobimy któregoś dnia, mamy przed sobą jeszcze dużo czasu – te słowa rozpoczęły naszą dziesięciodniową gościnę w czeczeńskiej stolicy.
Chłopak nosi rzadkie, niespotykane na Kaukazie, imię. Śmieje się, tłumacząc, że to na cześć Chmielnickiego. Ponoć zdecydowała tak matka po lekturze powieści historycznej „jakiegoś Polaka”. Czy sienkiewiczowskiego „Ogniem i mieczem” – Bogdan nie jest pewien.
Ma 24 lata i ciemne włosy. Mieszka sam na przedmieściach Groznego, w domu, który mu został po rodzicach. W oknach wiszą zakurzone firanki, a stare linoleum w kuchni całkiem się wytarło. W jednym z pokojów kruszył się sufit. Dom nie był remontowany od śmierci rodziców. Bogdan jest najmłodszym z rodzeństwa, więc zgodnie ze zwyczajem to właśnie jemu przypadło sto metrów skrzypiącej podłogi pod przeciekającym dachem.
Tylko raz opuścił to rodzinne gniazdo. Było to w lutym 1995 roku. Miał wtedy osiem lat i musiał razem z rodziną uciekać z Groznego do wioski przodków przy granicy z Gruzją. Czeczenia od kilku miesięcy była ogarnięta wojną. Grozny kilka dni wcześniej zdobyły wojska rosyjskie. Do republiki, wchodzącej w skład Rosji, armia federalna wkroczyła w odpowiedzi na ogłoszenie przez Czeczenię niepodległości. Rozpoczął się konflikt zbrojny, który trwał – z jedną kilkuletnią przerwą – do 2009 roku. Z kuchni Bogdana widać niewielkie wzgórze. Podczas walk o Grozny oddzielało ono federalnych od zgrupowania czeczeńskich bojowników. Cud sprawił, że żadna zbłąkana kula nie trafiła w dom.
Centrum Groznego nie miało tyle szczęścia. Miejski pejzaż tworzyły same zgliszcza. Tymczasem dzisiejsze odbudowane miasto to prawie metropolia, która w niczym nie przypomina obrazów z dziecięcych koszmarów Bogdana.

 

CO JADACIE NA BIERKACIE?

Jadłodajnia na bazarze Bierkat. Menu widoczne na ladzie oraz na ścianie.

PUTIN ZAMIAST ZWYCIĘSTWA

Prospekt Putina, główna arteria Groznego, wcześniej nosiła nazwę Zwycięstwa.

TU KRÓLUJĄ INOMARKI

Na ulicach Groznego najmodniejsze są zagraniczne modele samochodów, czyli „inomarki”.

 

Serce Czeczenii i Prospekt Putina

 

Główna ulica w Groznym przed wojną biegła od Pałacu Prezydenckiego i nosiła nazwę Prospektu Pobiedy (Zwycięstwa). Pałac i Prospekt wojny jednak nie przetrwały. W miejscu pierwszego stoi dziś meczet, zaś słowo „Pobieda” w nazwie Prospektu zastąpiło słowo „Putin”. To nazwisko człowieka, który czeczeńską niepodległość spacyfikował. Szeroka, gładka tafla asfaltu, podzielona na dwie części wyspą zieleni, ciągnie się przez całe centrum miasta. Po obu stronach jezdni widnieją podniesione z ruin budynki. Nie ma śladu po pociskach. Na parterach mieszczą się nowoczesne butiki i kawiarnie.
Serce Czeczenii – meczet o tej nazwie, znajdujący się na miejscu przedwojennego Pałacu Prezydenckiego – zbudowany został przez tureckich inwestorów na podstawie tureckich projektów. Dlatego wygląda jak „kieszonkowa” wersja Błękitnego Meczetu w Stambule. W parku wokół świątyni w ciągu dnia spacerują rodziny, a dzieci pluskają się w fontannie. W piątki jednak dostanie się do meczetu graniczy z cudem. Cały teren wokół odcięty jest kordonem policji, jednostek specjalnych i młodych ochotników wpuszczających do środka tylko te osoby, które pomyślnie przejdą test na bezpieczeństwo. W piątkowe popołudnia bowiem do „Serca Czeczenii” przybywa na modły Ramzan Kadyrow, prezydent Republiki Czeczeńskiej. W muzułmańskiej Czeczenii, mimo że republika formalnie wchodzi w skład świeckiej Federacji Rosyjskiej, piątek jest dniem świątecznym.
Azerscy inwestorzy upatrzyli sobie wolny plac na tyłach meczetu. Na nim w ciągu dwóch lat wybudowali: dwa wieżowce trzydziestopiętrowe i jeden czterdziestopięciopiętrowy, dwa domy po osiemnaście pięter, luksusowy hotel, centrum biznesowe z lądowiskiem dla helikopterów na dachu oraz dwukondygnacyjnym parkingiem podziemnym. Dzielnicę nowoczesnych biurowców nazwano „Grozny City”. Swoim przepychem gmachy mają wynagrodzić stolicy lata biedy i niedoli.

 

 

Grozny glamour

 

Miasto jak gąbka wchłania zachodnie nowinki. Chodzi o to aby: dotrzymać kroku Europie, jak najszybciej zetrzeć ostatnie ślady po wojnie, pokazać światu, że życie toczy się dalej i że należy patrzeć w przyszłość. A ta dla Groznego ma być świetlana. Grozny chce być „glamour” oraz „trendy” – na tyle, na ile Czeczenii wydaje się taką Europa.
Gładkimi ulicami miasta suną superszybkie i supernowoczesne samochody. Prawie same „inomarki” – zagraniczne modele aut. Najrzadziej na drogach spotykane są hummery, ale ze wszystkich modeli ten jest najbardziej „glamour”, dlatego pozwolić sobie na niego mogą jedynie nieliczni. Na przykład tacy, co zamówienie na drugą wersję popularnego tabletu „z jabłuszkiem” składali jeszcze przed premierą gadżetu w Ameryce. Albo tacy, którzy drzwi swojej „inomarki” zwykli otwierać przed luksusowymi butikami na Prospekcie Putina.
Nowobogaccy wydający fortunę na konsumpcję rzucają się w oczy, mimo że w Groznym nie stanowią większości. Znakomitej części społeczeństwa nie stać na zakupową rozpustę. Ale w czeczeńską tradycję wpisany jest schludny i ładny ubiór. Dlatego młodzież też chce być „glamour” i wybiera się na Bierkat, duży bazar w centrum Groznego.
Nasz Bogdan całe dnie spędza na Bierkacie, ni to robiąc zakupy, ni to zabijając czas. Zdarza się jednak, że wraca do domu z siatkami pełnymi modnych ubrań: T-shirtem podobnym do koszulki jednego z zachodnich gwiazdorów, dżinsami, jakie widział w młodzieżowym piśmie, i butami w „krokodyle” wzory, bo takie w nadchodzącym sezonie będą „trendy”. Wieczorem siada przy kuchennym stole przykrytym ceratą i wykłada z kieszeni obydwa swoje telefony. Zobaczył kiedyś w telewizji Europejczyków, którzy mają po kilka komórek, więc też sobie sprawił. Z jednej wysyła tylko esemesy, z drugiej wchodzi na portale społecznościowe.
Przy całej swojej miłości do zachodnich nowinek Czeczeni nie wyrzekają się jednak tradycji i starają się łączyć nowoczesność z konserwatyzmem. Widać to zwłaszcza u kobiet. Od wieków Czeczenki noszą suknie lub spódnice. Do długich, aż do kostek, ale powabnych i dodających gracji strojów, dziewczyny zakładają buty na obcasie, najczęściej bardzo wysokim. Spodni kobiety w Czeczenii nie uznają. Tej części garderoby nie sposób znaleźć nawet w luksusowych butikach. Spodnie dla kobiet są niemoralne, podobnie jak przykrótkie czy wydekoltowane sukienki, które jednak sprzedawane są na straganach i w sklepach, a potem noszone przez stołeczne modnisie. W takich strojach Czeczenki przemierzają chodniki, wystukując obcasami rytm miasta i poprawiając w biegu dopasowaną kolorystycznie chustkę. Mały skrawek materiału na czubku głowy jest obowiązkowy. Tak zaleca tradycja, a ostatnio i młody prezydent Kadyrow.

 

; "> <div class=  
">
 

„Turbaza”, czyli ostatnie życzenie

 

Ostatnio prezydent zażyczył sobie, aby Czeczenia stała się centrum turystyki. A że życzenie prezydenta równoznaczne jest z rozkazem, zagraniczni inwestorzy przystąpili do realizacji ambitnych planów. I skupili się na szczytach. Dosłownie.
Intencją Ramzana Kadyrowa stało się utworzenie po czeczeńskiej stronie gór Kaukazu ośrodka narciarskiego, czyli „turbazy”. I oto już za dwa lata powstanie nowy kurort – dla rodzimych, jak i zagranicznych miłośników białego szaleństwa. Projekt, który pochłonąć ma 14 mld rubli, czyli około 1,4 mld złotych, przewiduje 19 tras narciarskich i 9 linii nowoczesnej kolei gondolowej oraz wyciągu krzesełkowego. Do tego – infrastrukturę hotelową i gastronomiczną. To wszystko w otoczeniu pięknych gór na granicy z Gruzją.
Spokój w Czeczenii wart jest każdego pomysłu i każdych pieniędzy asygnowanych przez rząd federalny w Moskwie.