Dostępny PDF
Autor, Kuba Fedorowicz, w latach 2009-2011 przemierzył
samotnie kontynent amerykański. Odwiedził wówczas także Antarktydę. Do kraju powrócił w czerwcu 2011 r.
Zginął tragicznie 9 marca 2012 r. w Gdyni, dokąd przybył na Ogólnopolskie Spotkanie Podróżników, Alpinistów i Żeglarzy „Kolosy 2012”.
Przed śmiercią nadesłał do naszej redakcji niniejszy artykuł.
Kuba prowadził swój blog, który wciąż dostępny jest pod adresem:
www.mygrandtour.pl
Rio de Janeiro ma wiele twarzy. Zachęca do zabawy i beztroskiego wydawania pieniędzy, ale zarazem daje do zrozumienia, że trzeba się mieć na baczności. Europejczyk jest tutaj tylko turystą, a to oznacza, że zawsze znajduje się na widelcu.
Wieczorna caipirinha na słynnej Copacabanie? – na własne ryzyko. Malownicze wzgórze Santa Teresa, dzielnica artystów, gdzie czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu? – za dnia nie ma problemów, ale wieczorem rozsądniej wziąć taksówkę. Lapa, nocna dzielnica barów i zabawy – w dzień bywa niebezpiecznie.
Fawele osaczają Rio
„Miasto Boga” to tytuł książki, na podstawie której powstał głośny brazylijski film opowiadający wstrząsającą historię kilku chłopców wychowujących się na przedmieściach Rio. Są tam miejsca, do których turysta nie ma wstępu – budzące lęk, a zarazem fascynację. Te „zakazane rewiry” to fawele…
Słowo to oznacza gatunek karłowatek, twardego i kolczastego drzewa, które występuje w północno-wschodniej części kraju. W XIX wieku toczyły się tam walki między chłopami a wojskiem. Zarówno trudne warunki, w jakich odbywały się starcia, jak i opór stawiany przez rebeliantów na długo zapadły w pamięć narodu. Toteż, gdy w 1897 roku rząd osiedlił weteranów konfliktu na przedmieściach Rio, przechrzcili oni nazwę owego surowego miejsca na Fawela. Później terminu tego zaczęto używać w odniesieniu do brazylijskich dzielnic biedy. W samym Rio de Janeiro jest ich kilkaset. Ile – nikt dokładnie nie wie.
Dziś fawele rozlane są po wzgórzach miasta, pnąc się niekiedy po ich szczyty. W największych mieszkają dziesiątki tysięcy ludzi. Najmniejsze zaś to skupiska ledwie kilku domów. Rozprzestrzenianie faweli trwa, a rząd nie ma nad nim kontroli. Ale jak kontrolować coś, co wykształciło własne struktury, własny kodeks karny i na dodatek zaczęło sobie radzić bez pomocy władz?
Aż 20 procent mieszkańców Miasta Boga żyje w dzielnicach biedy, gdzie śmieci walają się co krok, rządzą gangi i kwitnie handel narkotykami, a dostęp do edukacji i służby zdrowia jest utrudniony. A przecież Brazylia to kraj silny gospodarczo.
DŁUGA PRZERWA?
W fawelach funkcjonują szkoły oraz instytucje charytatywne zajmujące się dziećmi. Często wspomagane są pieniędzmi, jakie turyści płacą za zwiedzanie slumsów.
GORĄCZKA PRZEDWYBORCZA
Na pierwszym planie nieuprawnieni do głosowania.
SLUMS WIELKI JAK MIASTO
W Rocinhii mieszka ponad 100 tysięcy osób, co czyni ją najbardziej zaludnioną fawelą w Brazylii.
Znajomi znajomych
Rocinha znajduje się w pobliżu najlepszych dzielnic miasta i jest jedną z najsprawniej zarządzanych faweli. Licząc ponad 100 tys. mieszkańców, jest największym slumsem w Ameryce Łacińskiej, a zarazem siedzibą najsilniejszego gangu w Rio, czyli ADA – Amigos Dos Amigos (Znajomi Znajomych).
Na miejsce dojeżdżamy samochodem Briana. Podczas drogi wyjaśnia mi zasady: – Możesz robić zdjęcia, chyba że powiem inaczej. Pod żadnym pozorem nie celuj obiektywem w nikogo, kto nosi broń. Patrzeć – tak, przyjrzyj się dokładnie tym ludziom, oni uwielbiają czuć wzrok na sobie, ale niech to nie będą spojrzenia zaczepne… Wysiadamy koło przystanku autobusowego, przy którym siedzi dwóch gości z karabinami i krótkofalówką. To strażnicy. Pilnują wjazdu, a dzięki radiu mają łączność na wypadek, gdyby trzeba było wezwać posiłki.
– Myślałem, że policja tu nie wchodzi? – pytam. – Generalnie nie. Jakiś rok temu w Rio miała miejsce akcja pacyfikowania faweli przez rząd. Większość tych mniejszych nie stanowiła problemu. Policja próbowała też szturmować wjazd do Rocinhii, bezskutecznie. Podstawili wozy pancerne i nie chcieli odejść przez kilka dni. Jeden z chłopaków zestrzelił nawet helikopter z bazuki…
Nie sztuką jest zrzucić napalm albo zbombardować wszystko z samolotów. Fawele to nie wrogie okopy, tylko dzielnice, w których żyją normalni, porządni ludzie, w dodatku ciężko pracujący. Margines to ledwie 10 procent.
Przystanęliśmy na wzgórzu, skąd rozpościerał się widok na całą dzielnicę. W dole – ceglane domy, ustawione tak gęsto, jakby jeden stał na drugim, co zresztą nie jest dalekie od prawdy. Z tego miejsca można też było dostrzec posterunki gangu oraz pozycje snajperów. Rocinha jest dobrze strzeżona. Ułatwia to ukształtowanie terenu, sekretne przejścia oraz okalający wszystko tropikalny las.
Śmierć w „mikrofali”
Idziemy krętą, wąską uliczką pod górę. Brian co chwila z kimś się wita, poklepuje po plecach i zamienia kilka słów. Jest w połowie Brazylijczykiem i w połowie Amerykaninem. Wychowywał się w San Diego, ale jako nastolatek przeprowadził do Rio, gdzie zakumplował się z dzieciakami ze slumsów. W Rocinhii wszyscy go znają.
– Jeden z moich najlepszych przyjaciół należy dziś do osobistych ochroniarzy bossa – mówi. – Szefa najsilniejszej grupy przestępczej pewnie wyobrażasz sobie jako potwora od liczenia kasy i zabijania. Zdziwiłbyś się. Nem, bo taką ma ksywkę, jest trochę… delikatny. Nie, nie wygląda jak gej – zaprzecza, widząc moje pytające spojrzenie. – Ale też raczej nie jest typem twardziela. Lubi złoto i dziewczyny, oficjalnie ma chyba ze cztery. Ale, uwierz mi, lepiej z nim nie zadzierać.
Rzeczywiście, Antonio Francisco Bonfim Lopes, bo tak nazywa się naprawdę szef Amigos Dos Amigos, słynie z ekstrawagancji i bezwzględności.
W ADA jest grupa, która nazywa się Bonde do Picota (w wolnym tłumaczeniu „tramwaj do pręgierza”), której misję można określić tak: zabić, poćwiartować, spalić i ukryć to, co zostanie z delikwenta, który poważnie podpadł. Wsadza się go w opony, polewa benzyną i podpala. Ciało jest następnie ćwiartowane i chowane w kilku miejscach. Nie do odnalezienia. To się nazywa „mikrofala”.
W zeszłym roku pewna dziewczyna oskarżyła chłopaka o gwałt. Krótko potem chłopak zaginął. Miesiąc później wyszło na jaw, że kłamała. Oficjalnie – zaginęła. Nieoficjalnie, została pobita, zgwałcona i wsadzona do „mikrofali”. Czy rodzina zawiadomiła policję? Nie. Ludzie boją się o własne życie, bo kontakty z policją to zdrada.
Reguły gry obowiązują też gang i bandytów. Nem na przykład nie godzi się na napady rabunkowe w południowej strefie Rio, tej lepszej… Niejaki Cagado, jeden z „artystów” w swoim fachu, jak określała go prasa, nie podporządkował się zakazowi i napadł na jeden z banków. Wkrótce przepadł bez wieści.
WYSYPISKO JEST BLISKO
Tak wygląda przestrzeń między wieloma domami.
WSPÓLNA PRZESTRZEŃ
W podwórkach hoduje się kury, wiesza pranie i przechowuje zapasy.
BIZNES JEST WSZĘDZIE
Na obrzeżach dzielnicy mieszczą się sklepy i punkty usługowe.
Socjal w slumsie
W faweli prąd jest za darmo. Woda zresztą też. Działa internet oraz telewizja kablowa. Też za darmo. To wszystko z miasta, wystarczy się podłączyć. – Jasne, że wiedzą o tym, ale nie mają wyboru. Ludzie nie płacą też podatków. Oczywiście, są opłaty za wynajem lokali, które trafiają do czegoś na kształt rady dzielnicy, ale są one średnio dwu- trzykrotnie niższe niż w mieście. Jeśli stać cię tu na otwarcie biznesu, to cały zysk jest twój – stwierdza Brian.
„Rada” wręcz zachęca do otwierania nowych interesów. Rocinha, jako jedyna fawela w Rio, może pochwalić się filiami kilku banków na swoim terenie. Co więcej, tutejsze placówki, w przeciwieństwie do większości pozostałych, nigdy nie zostały obrabowane.
Teoretycznie to miejsce jest jednym z najbezpieczniejszych w całym Rio. Większość mieszkań jest bez krat, z otwartymi na oścież lub uchylonymi drzwiami. – Jeśli przestrzegasz zasad, nic ci nie grozi. Nikt nikogo tu nie okrada, nikt nikogo nie bije, a przynajmniej nie bez poważnej przyczyny – wyjaśnia Brian. – Pamiętaj jednak, że wszyscy wiedzą wszystko. Tutaj nie da się niczego ukryć.
Przechodzimy pod zawalonym domem. Zbocze jest w tym miejscu strome. Brian opowiada, że czasem zdarzają się takie nieszczęścia. Tutaj nikt nie zginął, ale pięcioosobowa rodzina została bez dachu nad głową. Na krótko przygarnęli ich sąsiedzi, a potem zatroszczyła się o nich fawela i zostali przeniesieni do nowych bloków.
– Obecnie żyją w lepszych warunkach niż do tej pory. Te bloki są współfinansowane z pieniędzy Rio, tzn. zarządza nimi rada faweli, ale mają działające liczniki energii – śmieje się Brian. Odwraca się i wskazuje na białą puszkę przy najbliższym słupie – Tu też niby są, choć żaden z nich nie działa. Miasto kiedyś wyszło z projektem, ale jak zwykle to nie wypaliło. Podobnie jak z domem kultury, którego ruiny niedawno mijaliśmy.
Mieszkańcy jakoś sobie radzą, sami organizują różne warsztaty i szkolenia. W Rocinhii działa kilku nauczycieli na zasadzie wolontariatu, a kafejka internetowa otwarta jest dla wszystkich i za darmo uczy obsługi komputera. To nie wystarcza, ale i tak jest dużo lepiej niż w innych dzielnicach biedy.
O jeden wystrzał za daleko
Mijamy parę „miejscówek”, w których marihuanę palą nastoletni chłopcy z karabinami. Kilku przybija nam piątkę. – Witamy w Rio – mówią, uśmiechając się. Broń pochodzi głównie z Angoli i Macedonii. Członkowie gangu są przeszkoleni. Wyrzutnie rakiet, karabiny szturmowe, granaty. Snajperzy, zwiadowcy, szpiedzy. Wiedzą, jak się barykadować, osłaniać nawzajem i jak atakować.
Kilka miesięcy temu, gdy Nem wracał z jednej z imprez w sąsiedniej dzielnicy, wymyślił, że będzie szedł piechotą. Był osłaniany przez konwój złożony ze swoich ludzi. Policja w takich przypadkach ma niepisany rozkaz, by odwrócić wzrok, odejść. Ktoś jednak wystrzelił i zaczęło się zamieszanie. Gang uciekł do jednego z luksusowych hoteli, gdzie uwięził ponad trzydziestu cywilów. Dopiero przyjazd BOPE zmusił ich do negocjacji i uwolnienia zakładników.
BOPE (po polsku – Batalion do Specjalnych Operacji Policyjnych), rozsławiony głównie przez film „Elitarni”, uważany jest za najbardziej bezwzględną jednostkę militarną w Ameryce Południowej. Jeżeli gangi boją się kogokolwiek, to nie policji, tylko właśnie ich. Na początku była to elitarna garstka, może 20, 30 ludzi… dziś jest ich ok. 400, doskonale uzbrojonych, przeszkolonych i zaprawionych w walce w trudnym terenie. Problemem jest jednak ich sposób działania, który budzi ogromne wątpliwości natury etycznej. – To maszyna do zabijania. Poza tym, co to za stróże prawa, których godłem jest trupia czaszka? – pyta Brian.
Toteż „chłopaki z Rocinhii” czują, że nadchodzi czas, kiedy będą musieli się przenieść dalej od centrum. Nadchodzą Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej, a dwa lata później Igrzyska Olimpijskie. – Oczy całego świata będą zwrócone na Rio, więc ktoś się z kimś dogada, ktoś komuś zapłaci i chwilowo się wszystko wyciszy. A potem pewnie znów wróci do normy, tylko na nieco innych warunkach – mówi Brian.
MIASTO BOGA
Z miejsc najchętniej odwiedzanych przez turystów nie widać biedy.
Postscriptum, czyli lifting
Chrystus Odkupiciel nad Rio patrzy ze smutkiem. Wie, że to już nie jest jego miasto. I wątpi, czy da się je odzyskać. Kolejna faza pacyfikacji trwa od 10 listopada 2011. Antonio Francisco Bonfim Lopes, znany jako Nem, został pojmany przez policję. Próbował się przedrzeć przez policyjne blokady w bagażniku samochodu. Nie bał się złapania, lecz zabicia przez któregoś ze skorumpowanych policjantów biorących od niego łapówki.
Trzy dni później przeprowadzono starannie zaplanowaną akcję w Rocinhii. W ciągu niecałych trzech godzin ponad 3 tysiące uzbrojonych funkcjonariuszy zajęło największą w Rio de Janeiro dzielnicę biedy. Bez króla, porzucona przez swych chwilowo przyczajonych rycerzy oraz infiltrowana od jakiegoś czasu przez policję, nie stawiła oporu.
Nadchodzą zmiany, nie tylko w tej faweli, która ma być objęta wielomilionowym programem odbudowy, ale i w samym „systemie”. W polityce i w gangach, także w ADA. Zmieniają się zależności. Ktoś będzie musiał odejść, ktoś inny przyjdzie i zajmie jego miejsce. Wielu trafi do więzienia i wielu zostanie uznanych za zaginionych. Część ucieknie. Przestępczość zorganizowana nie zniknie, ale przez jakiś czas nie będzie widoczna. Turyści, którzy przybędą na mundial do Rio, w 2014 zobaczą inne miasto.