Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-03-01

Artykuł opublikowany w numerze 03.2013 na stronie nr. 54.

Tekst i zdjęcia: Filip Choma, Zdjęcia: Julia Michalczewska,

Copacabana nad Titicacą


Fantazyjnie przystrojone samochody, indiańskie obrzędy przenikające się z katolicyzmem i bliskość inkaskiej Wyspy Słońca… Witajcie w Copacabanie, małej miejscowości nad największym wysokogórskim jeziorem świata, Titicacą.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Wielu osobom Copacabana kojarzy się zapewne jedynie ze słynną częścią miasta Rio de Janeiro. Niewielu wie, że brazylijska dzielnica zawdzięcza nazwę małej boliwijskiej miejscowości. A dokładniej, cudownej figurze patronki Boliwii, rozsławionej na całą Amerykę Południową – Matce Boskiej Dziewicy z Copacabany.
Cudowna figura znajdująca się w sanktuarium położonym w centrum boliwijskiego miasteczka przyciąga niezliczone rzesze południowoamerykańskich pielgrzymów, chcących zobaczyć jedyną w swoim rodzaju Matkę Boską o indiańskich rysach twarzy. Figura powstała w drugiej połowie XVI wieku. Od tej pory uzdrawia i czyni cuda proszącym o łaski.

 

SPOKOJNA PRZYSTAŃ

Miejscowość Copacabana widziana od strony jeziora Titicaca. Istnieje przekonanie, że nazwa miasteczka pochodzi od słów kota kahuana, oznaczających właśnie widok na jezioro.

OŚLE ŁĄKI

Większość mieszkańców Isla del Sol zajmuje się rolnictwem i hodowlą zwierząt. Niemal na każdym kroku można tam spotkać lamy, alpaki i osły.

Z GÓRKI NA PAZURKI

Uliczka prowadząca z Cerro Calvario w stronę centrum Copacabany.

 

PO BOŻEMU I PO SWOJEMU

 

Oprócz modlitw kierowanych ku Virgen de Copacabana pielgrzymi kultywują tradycję święcenia nowo zakupionych pojazdów, które przed ceremonią przyozdabia się na przeróżne sposoby. Przed sanktuarium znajduje się mnóstwo straganów, na których kupić można wszelakie dekoracje, fajerwerki i alkohol, potrzebne podczas obrzędu. Ceremonia poświęcenia jest bardzo ważna, nie tylko dla właściciela pojazdu, ale i całej rodziny. Duchowny odmawia krótką modlitwę, a następnie święci pojazd długim kwiatem zanurzanym w wiadrze ze święconą wodą. Po odejściu księdza rodzina spryskuje swoje auto alkoholem i odpala fajerwerki. Finałem obrzędu jest pamiątkowa fotografia całej familii, do której czasami zaprasza się również inne osoby – w taki sposób i my zostaliśmy uwiecznieni na jednej z rodzinnych pamiątek.
W Copacabanie zacierają się granice pomiędzy indiańskimi rytuałami a katolicyzmem. Aby się o tym przekonać, należy udać się w kolejne miejsce kultu, z którego słynie miejscowość, a mianowicie Cerro Calvario, czyli Góry Kalwarii, z której szczytu rozpościera się widok na okolicę i jezioro Titicaca. Na zboczu góry znajdują się powstałe w latach pięćdziesiątych stacje drogi krzyżowej. Wieńczy ją ołtarz oraz… miejsce indiańskich obrzędów. W ich trakcie szamani odprawiają rytualne modlitwy, błogosławiąc repliki dóbr materialnych, które pielgrzymi posiadają lub chcieliby posiadać.

 

AUTOFIESTA

Święcenie samochodów to dla Boliwijczyków ważna tradycja. Kolejki bogato udekorowanych aut ciągną się przez całe miasteczko.

WYSPA SŁOŃCA

Widok z Isla del Sol na błękitną przestrzeń jeziora Titicaca.

NA GŁĘBOKĄ WODĘ

Dzieci biegają po pływających wyspach bez żadnej opieki. Rodzice nie wydają się przejęci tym, że maluchy bawią się nad jeziorem, którego średnia głębokość wynosi 150 metrów.

 

JEDZENIE JAK MARZENIE

 

Miejscowość położona jest nad jeziorem, więc głównymi specjałami miejscowej kuchni są ryby (przede wszystkim trucha, czyli pstrąg) przyrządzone na różne sposoby. Najlepiej znaleźć tradycyjną knajpkę, gdzie do spróbowania przepysznych dań zachęcają nie tylko ceny, ale również uprzejmość obsługi, którą – jak to często bywa w Boliwii – są dzieci. Na tym przykładzie znakomicie można pokazać, jak wygląda tradycyjny rodzinny boliwijski biznes: ojciec wypływa na połów, żona przyrządza specjały, a dzieci zachęcają do odwiedzenia i spróbowania ich kuchni oraz obsługują przybyłych gości.
Najwięcej tradycyjnych punktów gastronomicznych znaleźć można przy miejscowej hali sportowej (Plaza Sucre), gdzie również skosztować trzeba innych lokalnych specjałów. Osobiście Copacabanę kojarzyć będę z ciepłymi kukurydzianymi ciastkami zagryzanymi świeżym owocem figi, sprzedawanymi z wózka oprowadzanego po uliczkach tej urokliwej miejscowości. Na miejscu należałoby spróbować też dań oferowanych przez lokalne fast foody, w których można nasycić się kanapkami z mięsem i innymi dodatkami, popijając gorącym naparem z liści koki lub innego magicznego zielska. Mimo iż sanepid miałby zapewne wiele do powiedzenia w związku z warunkami przechowywania i sprzedaży żywności w tego typu punktach, to zaświadczam, że warto spróbować, a smaki lokalnej kuchni będą śniły się długo jeszcze po opuszczeniu tego wyjątkowego miejsca.

 

 

NARODZINY SŁOŃCA

 

Odwiedzając Copacabanę, trzeba również zawitać, choćby na jeden dzień, na pobliską Isla del Sol, czyli Wyspę Słońca. Wierzy się, że to właśnie tam narodziło się Słońce, a wraz z nim Manco Capac – założyciel dynastii Inków. Wyspa oddalona jest o dwie godziny drogi od Copacabany. Znajduje się na niej kilkadziesiąt pozostałości po inkaskich budowlach, świadczących o bogatej historii tego miejsca, a widoki rozpościerające się z gładkich szczytów wręcz oszałamiają otaczającym wyspę błękitem Lago Titicaca.
Większość mieszkańców wyspy zajmuje się rolnictwem i hodowlą zwierząt, dlatego niemal na każdym kroku można spotkać lamy, alpaki i osły, a pola zdają się zajmować każde miejsce nadające się pod uprawę. Dla tych, którzy będą chcieli zostać na wyspie, przystosowano kilkanaście domków wraz z pokojami do wynajęcia i choć na luksusy nie ma co liczyć, to warto pozostać tam choćby na jedną noc.

 

ŻYCIE PŁYNIE NA TRZCINIE

Pływające wyspy wykonane są z trzciny, z której buduje się także domy i łodzie oraz wytwarza różne przedmioty. Młode pędy można także jeść.

GOŚCIU MIŁY, GOŚCIU DROGI

Mieszkańcy skomercjalizowanych Islas Flotantes zapraszają turystów do swoich domów, by pokazać, jak się tu żyje.

CO W TRZCINIE PISZCZY

 

Najbardziej charakterystycznymi miejscami związanymi z jeziorem Titicaca są Uros – pływające wyspy z trzciny. W pobliżu Copacabany znajduje się kilka wysp wybudowanych specjalnie dla turystów. Aby zobaczyć jak płynie życie na oryginalnych Islas Flotantes, można przedostać się na peruwiańską stronę jeziora, do miejscowości Puno. Stamtąd co jakiś czas kursują łodzie zabierające chętnych do zobaczenia, co w trzcinie piszczy.
Obecnie wyspy zdają się być lekko skomercjalizowane – bo któż nie oparłby się pokusie zaproszenia gości do swojego domu, gdyby mu za to płacili. I to kilka razy dziennie. Mimo że w obecnej chwili życie na Islas Flotantes kręci się głównie wokół turystyki, to jest parę rzeczy, które nie zmieniły się od dawnych czasów. Wyspy i domy nadal buduje się w tradycyjny sposób, a choroby uprzykrzające życie mieszkańcom wciąż dają w kość (dosłownie, bo główną bolączką jest tutaj reumatyzm). Nadal istnieją pływające szkoły i bary, a głównym pożywieniem jest to, co oferuje jezioro.
Ułatwieniem życia na wodzie są dziś baterie słoneczne, dzięki którym można pooglądać telewizję, a nawet podgrzać co nieco na kuchence. Do sklepu podpłyniemy łodzią motorową. Skontaktowanie się z lądem już nie jest zbytnią przeszkodą, bo z zasięgiem telefonii komórkowej raczej nie ma problemu. Pieniądze zawsze przypływają, a w zamian za nie mieszkańcy pokażą, jak buduje się trzcinowe wyspy czy domy i zaśpiewają kilka piosenek.
I tu pojawia się pytanie: czy warto tam zaglądać, skoro to już tak popularne i w pewnym stopniu komercyjne? Moim zdaniem warto, bo to, co zobaczymy na miejscu, teatrem jeszcze nie jest. A kto wie, jak będzie za lat kilka.