Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2013 na stronie nr. 42.

Tekst i zdjęcia: Anna Sobotka,

Zielony spokój


Jest jednym z najbardziej rozwiniętych i najmniej skorumpowanych państw Ameryki Południowej. Ma wysoką stopę życiową i ograniczone bezrobocie. W rankingu „Reader’s Digest” Urugwaj umieszczony został w czołówce najprzyjemniejszych do życia i najmniej zanieczyszczonych krajów świata.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Wzmianka o Urugwaju dość rzadko wywołuje żywszą reakcję podróżników. Nie rozpala wyobraźni wizjami zapomnianych piramid pochłanianych przez dżunglę, zawieszonych wśród chmur skalnych miast czy opętanych gorączką złota hiszpańskich konkwistadorów. Również i moje zainteresowanie tym niewielkim krajem, wciśniętym pomiędzy dwóch potężnych sąsiadów – Argentynę i Brazylię – wynikło raczej z przypadku. Wydało mi się bowiem, że miejscem docelowym podróży ciotki Augusty – bohaterki niezapomnianej książki Grahama Greene’a „Podróże z moją Ciotką” – miał być właśnie Urugwaj (a nie, jak zdecydował autor, Paragwaj). Przyczynił się do tego również ciekawy artykuł w znanym magazynie, umieszczający Urugwaj w czołówce krajów najbardziej polecanych m.in. na spokojną, tanią i wygodną emeryturę.
Ostateczną decyzję o wypadzie w to miejsce świata pomógł mi podjąć bezmiar rzeki La Plata. Z bulwaru w Buenos Aires wyglądała jak bezgraniczne morze. Gdzieś daleko za nim leżała Colonia del Sacramento – najstarsze urugwajskie miasto założone przez Portugalczyków w 1680 roku, ginące w tajemniczej mgle pochłaniającej horyzont. Zdecydowałam więc o „zamustrowaniu” na wielki jak transoceaniczny statek luksusowy prom, zaskakujący zresztą całkiem nowoczesnym wyglądem, szklanym atrium z restauracją oraz kilkoma poziomami pokładów.
Na promie dominowali biali i bogaci Argentyńczycy kierujący się właśnie na urlop w spokojnym, zielonym kraju. Urugwaj bowiem uważany jest za argentyński raj wypoczynkowy, ale także – za argentyński bank, pozwalający na stabilne lokowanie kapitału, zwłaszcza w nieruchomości. Związki z bogatym sąsiadem stanowią o rozwoju gospodarczym Urugwaju i stałym wzroście jego dochodu narodowego.

 

GOŚCIU SIĄDŹ, A ODPOCZNIJ SOBIE

Dziedziniec hotelu Don Antonio w samym centrum starego miasta Colonia del Sacramento.

PAMIĄTKI Z KOLONII

Uliczka w najstarszej części Montevideo, Ciudad Vieja, gdzie odrestaurowane kamienice przypominają o kolonialnej świetności miasta.

NIE POWSTRZYMAŁ HISZPANÓW

Pozostałości muru obronnego otaczającego brukowane uliczki Barrio Historico, najstarszej części Colonia del Sacramento. Miasto przeżywało złoty okres za czasów portugalskich. Podupadło nieco, gdy zostało podbite przez Hiszpanów.

 

NASTRÓJ COLONII

 

Po kipiącym życiem argentyńskim Buenos Aires Colonia del Sacramento wydała się oazą spokoju. Być może inaczej jest tutaj w środku lata, ale ja podróżuję jesienią i w związku z tym mamy wraz z mężem to urocze historyczne miasteczko prawie dla siebie. Spacerujemy brukowanymi uliczkami Barrio Historico szukając ochłody w cieniu wspaniałych jaworów, którymi obsadzone zostały ulice. Podziwiamy architekturę pięknie utrzymanych domów i pozostałości grubych murów obronnych otaczających kiedyś całe miasto.
Zaglądamy do małych, nastrojowych muzeów szczycących się różnorodnymi kolekcjami, które przenoszą nas do czasów świetności, kiedy Colonia była znaczącym portugalskim portem, rywalizującym z hiszpańskim wówczas Montevideo. Prawie stuletni złoty okres zakończony został podbojem miasta przez Hiszpanię oraz rozkwitem Buenos Aires przejmującego rolę portu dominującego w tej części świata.
Miasto ucichło, straciło na znaczeniu, ale nie poddało się całkowicie. Przez wieki prowadziło spokojną egzystencję, stając się z czasem żywym pomnikiem historii. Jej ślady znajdujemy tu na każdym kroku. Podziwiamy rzeźbione, ciężkie drzwi pod kamiennymi portalami, stiukowe elewacje i wnętrza, których kształty oraz intensywna kolorystyka nawiązują do indiańskich i hiszpańskich tradycji.
Kuszące zapachami i oryginalnym wystrojem restauracje serwują jedzenie będące unikalną mieszaniną portugalskiej i hiszpańskiej kuchni. Tamtejsza paella jest niebiańska; kanapka ze stekiem, zwana chivito, wzbogacona serem, pomidorami, sałatą, boczkiem, szynką, oliwkami i kiszonymi ogórkami – zabójcza dla cholesterolu; grillowana wołowina i ryby – doskonałe; zaś apetyczne ciastka i kremy na bazie dulce de leche (karmel odparowany z mleka) – niepowtarzalne w smaku. Jedynym rozczarowaniem jest urugwajskie wino, które – po doskonałym argentyńskim – wydaje się cokolwiek cierpkie i kwaśne.
Nocujemy w hotelu „Don Antonio” w centrum miasta, oczarowani wewnętrznym dziedzińcem z lazurowym basenem obsadzonym bugenwillą i z różową fontanną, pięknie z nim kontrastującą. Przez otwarte okna hotelowego pokoju docierają powiewy wiatru, a ciszę zakłóca tylko szum palmowych liści.

 

 

SPOKOJNIEJSZY RYTM, WOLNIEJSZY KROK

 

W Montevideo, tętniącym życiem i energią, panuje ruch, który nie powinien nikogo zaskoczyć. W stolicy osiedliła się prawie jedna trzecia 3,5-milionowej populacji kraju. Urugwajczycy to w większości biali – 90 procent ludności jest pochodzenia europejskiego, zwłaszcza włoskiego i hiszpańskiego. Po plemionach indiańskich Charrua praktycznie nie pozostał ślad, zaś potomkowie zmieszanej krwi indiańskiej i hiszpańskiej, tak zwani mestizo, stanowią niewielki procent ludności. W Colonia del Sacramento napotykanymi najczęściej samochodami były zaparkowane przed laty antyki, pięknie wypolerowane, czasami zamienione na kwietniki, niekiedy wkomponowane w lokalną architekturę, i na zawsze zastygłe w bezruchu. Tutaj sznur samochodów i tłum ludzi na ulicach przypomina o wieku, w którym żyjemy.
Miasto jest rozległe i ogromnie zróżnicowane. Najstarsza jego część, Ciudad Viejo, aż do końca XVIII wieku otoczona była murami obronnymi wzniesionymi przez Portugalczyków, wiecznie walczących o wpływy i dominację z Hiszpanią. Pięknie odrestaurowane ulice przyciągają turystów i lokalną młodzież atmosferą przeszłości, ale także skupiskiem galerii, sklepów, restauracji.
Zatrzymujemy się w supernowoczesnym, niewielkim hoteliku, „zamaskowanym” antyczną fasadą. Właściciele ostrzegają nas przed zapuszczaniem się do pobliskiego portu, nie cieszącego się dobrą sławą, więc posłusznie wyruszamy w kierunku przeciwnym – do współczesnego centrum miasta, powszechnie znanego jako Centro. Przechodzimy pod historyczną bramą i wkraczamy w rejony mieszaniny architektonicznych stylów. Neoklasycystyczne pałace przeplatają się z przedstawicielami art deco, bogato rzeźbione fasady kontrastują z ponurymi, przypominającymi socrealistyczne, gmaszyskami. Lśniące, szklane tafle nowoczesnych hoteli i biurowców odbijają, wraz z niebem, kunsztowne detale budowli z innych epok. Ta architektoniczna kombinacja, wymieszana z dźwiękami, światłem i tropikalną zielenią, działa na przybyszów z innego świata niczym kieliszek dobrego szampana.
Nastrój ulicy jest prawdziwie wielkomiejski, ale jakże odmienny od amerykańskiego czy europejskiego. W otaczającym tłumie wyczuwalny jest bowiem spokojniejszy rytm i wolniejszy krok. Może to wpływ tanga – zawsze gotowego do zmiany tempa i z pasją uprawianego przez Urugwajczyków? A może pozostałość hiszpańskiej gracji w ruchach. W oczach przechodniów widać też zainteresowanie otoczeniem, otwartość – zdecydowanie mniej obojętności, tak częstej na twarzach zabieganych nowojorczyków, paryżan czy londyńczyków.
Prawie wszyscy trzymają w dłoniach tradycyjne, pękate kubeczki z metalowymi rurkami, wypełnione mieszaniną liści mate. Niektórzy dzierżą termos z wrzątkiem, zatrzymując się czasem na uzupełnienie zawartości kubeczka i kolejny łyk ukochanego napoju, połączony z chwilą refleksji.
Drugą miłością Urugwajczyków jest sztuka i teatr. Dobra kultury są tutaj łatwo dostępne. Bilet na operę kosztuje nie więcej niż 15 dolarów i nie przewyższa ceny restauracyjnego dania. Teatry są zawsze wypełnione po brzegi, a długość przedstawienia nie ma żadnego znaczenia, bo każdy widz ma ze sobą własną, miniaturową kawiarenkę, przy której czas płynie wolniej. Zdumiewająca jest też ilość galerii sprzedających dzieła lokalnych artystów oraz zainteresowanie, jakie wzbudzają one wśród przechodniów.

 

KIEDYŚ DUŻY, TERAZ WAŻNY

Oddany do użytku w 1928 roku Palacio Salvo był przez jakiś czas najwyższym budynkiem na kontynencie. Wciąż uważany jest za symbol Montevideo. Mieści się w nim siedziba władz lokalnych.

SYMBIOZA STYLÓW

Połączenie stylów w architekturze centrum Montevideo, powszechnie zwanego Centro, jest ucztą dla wzroku i wpływa na unikalny charakter miasta.

A MOŻE TU TEŻ GDZIEŚ PANIEŃSKIM RUMIEŃCEM DZIĘCIELINA PAŁA?

Jaskrawozielone urugwajskie pola ciągną się kilometrami, przypominając nasze rodzime krajobrazy.

 

UCIECZKA DO URUGWAJU

 

Wypożyczamy samochód i wyruszamy wzdłuż wybrzeża, w kierunku brazylijskiej granicy. Poza granicami Montevideo Urugwaj ponownie cichnie i pustoszeje. Towarzyszą nam, ciągnące się ponad trzysta kilometrów, wydmy, laguny i plaże. Prawie dziewicze, nieskażone i bardzo różnorodne – stanowią narodowy skarb tego kraju, i tak zresztą są traktowane. Widać to między innymi w oficjalnej kampanii promocyjnej, w której eksponowane jest hasło reklamowe „Naturalny Urugwaj!”.
Oglądamy malownicze wydmy z miałkiego piasku, kolorowe plaże zasypane wypolerowanymi kamieniami, skaliste klify porośnięte kępami strzelistej, falującej trawy i agawami o kwiatach wielkości drzew. Luksusowe ośrodki wypoczynkowe w Punta del Ester konkurować mogą z Miami, a serfowanie w pobliżu Punta del Diablo – z najbardziej znanymi akwenami Australii. Niezapomniana lokalna atrakcja to podróż na dwupoziomowych odkrytych ciężarówkach do latarni morskiej w Cabo Polonio. Jedziemy poprzez wiecznie ruchome piaski do skalistego półwyspu, gdzie na pomarańczowych skałach wylegują się lwy morskie, a wokół latarni, w kolorowych i własnymi rękami pobudowanych domach, osiedlają się współcześni naśladowcy hippisów. Ci nowi „kolonizatorzy” Urugwaju odrzucają pogoń za bogactwem i sukcesem na rzecz prostego życia, otwartych przestrzeni i bezpośredniego kontaktu z naturą.
Bardziej wymagający osadnicy, skuszeni choćby wspomnianymi rekomendacjami „Reader’s Digest”, mają tutaj do dyspozycji wiele innych możliwości – od luksusowych willi po skromniejsze, choć nie mniej urocze, domy nad samym brzegiem oceanu.
Na ogół płaski, ale zawsze zielony Urugwaj od samego początku wydaje się nam bliski. W trakcie podróży odżywają nawet widoki mazowieckich pól lub łagodnie pofałdowanych kaszubskich wzgórz. Brakuje tylko błękitnych jezior i wijących się rzek. I dopiero rozświetlone słońcem pióropusze wysokich traw, palmowe gaje i rzędy łaciatych eukaliptusów przypominają, że jesteśmy na całkiem innym kontynencie.