Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-07-01

Artykuł opublikowany w numerze 07.2013 na stronie nr. 92.

Tekst i zdjęcia: Przemysław Kukułowicz,

Wieczór z szamanem


Po piątej tropikalny żar ustępuje, a wieczorne niebo zaczyna zmieniać kolory. Wzmaga się orkiestra owadów, ptaków oraz innych amazońskich stworzeń. Biorę liście tytoniu i koki, po czym siadam na tarasie chatki, którą dzielę z rodziną szamana don Raula.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

W skupieniu obserwuję amazoński spektakl, który w „Gawędziarzu” uchwycił Mario Vargas Llosa, gdy opisywał wieczory nad laguną Yarinacocha. Chyba nie przesadzał. Nigdzie na świecie nie ma takich zachodów słońca.
Don Raul wraca z codziennych prac gospodarskich. Dyskutuje z żoną o ostatnich wydarzeniach. W pewnym momencie zauważa mnie, żującego kokę i puszczającego dym z fajki mapacho – nabitej tradycyjnie przygotowanym tytoniem amazońskim. Uśmiecha się porozumiewawczo. Zaraz po tym, jak skończy chłodną kąpiel, dołączy do mnie i przygotuje mapacho dla siebie.
Lubimy ten wieczorny czas, kiedy można podsumować kolejny dzień. Zastanowić się raz jeszcze, jak udostępniać potrzebującym moc amazońskich lasów. Dowiedziałem się o niej kilka lat temu i to ona mnie tutaj przywiodła. Zmieniła też moje życie. Z don Raulem postanowiliśmy stworzyć dla cudzoziemców azyl, w którym mogliby uzyskiwać pomoc w przypadkach, z jakimi nie radzi sobie zachodnia medycyna. Cokolwiek byś nie robił, kimkolwiek byś nie był – zawsze możesz skorzystać z wszystkich dobrodziejstw, jakie ofiarowuje Pachamama (inkaska bogini, w języku keczua Matka Ziemia). Skorzystałem z nich i ja sam, kiedy przyjechałem do Peru.
Mija rok mojego pobytu w Amazonii, a coraz częstsze tropikalne burze zapowiadają zbliżającą się porę deszczową, czyli rychły powrót do domu. Tam jeszcze zima, a tu taki skwar, że dopiero o zmierzchu można wyjść z cienia. Siedząc na tarasie i patrząc w dal, pytam Maestro czy zgodziłby się udzielić wywiadu. Niebawem wyjeżdżam, więc chciałbym zabrać ze sobą coś, co najlepiej opisywałoby to niezwykłe miejsce.
– No tak, ale o czym miałby być ten wywiad? – drąży don Raul.
Myślę dłuższą chwilę, ale to on przerywa ciszę, proponując, abym po prostu wysłuchał jego historii.

 

PNĄCZE DUSZ

Ayahuasca (banisteriopsis caapi) od tysięcy lat stanowi fundament amazońskiego szamanizmu. Nazywana jest Rośliną Matką i Nauczycielką. Jej nazwa w języku keczua oznacza „pnącze dusz”. Liana sama w sobie nie jest w stanie wywołać psychodelicznych wizji. Dopiero wraz z liśćmi innej rośliny – chacruny (psychotria viridis) stanowi święty indiański napój.

DON RAUL W LABORATORIUM

Poprzez osobiste doświadczenia w głębokiej selwie poznaje się moc amazońskich roślin. Las deszczowy jest dla szamana odpowiednikiem laboratorium i biblioteki współczesnego medyka.

KUCHNIA SZAMANA

Podczas „diety” szaman uzdrowiciel, przebywając dłuższy czas w odosobnieniu, oddala się od zanieczyszczeń energetycznych. W poszukiwaniu wiedzy i leczniczej mocy opuszcza dom nierzadko na wiele miesięcy. W trakcie takich wypraw sam musi zapewnić sobie odpowiednie pożywienie.

 

CO UJRZAŁ WIELKI BARBA BLANCA

 

- Było tak. Mój ojciec, Gabriel Flores urodził się w Tarapoto. W wieku dziesięciu lat zaczął ciężko chorować. Wszystko wskazywało, że może umrzeć. Don Andre, jego ojciec a mój dziadek, znał pewną Indiankę, która co jakiś czas opuszczała rodzinną wioskę i przybywała do naszego miasteczka. Jej ojciec był szamanem (curandero). Zanieśli więc chłopca do schowanej przed cywilizacją wioski. Potężny szaman Barba Blanca (Biała Broda) zabrał go do swojej samotni w głębi lasu, gdzie zaczęła się… dieta. Po paru miesiącach dietowania stan zdrowia Gabicho (zdrobnienie od Gabriela) zaczął się poprawiać. Życie na łonie przyrody i w pełnej harmonii z naturą przywróciło mu zdrowie.
Na koniec, podczas pożegnania, Barba Blanca opowiedział ojcu Gabriela o swojej wizji. Zapowiadała ona, że jego syn zostanie curandero. Ostrzegł też młodzieńca, że magia to dwa światy. Jeden – magia biała, drugi zaś czarna, która będzie go kusiła, aby zboczył ze słusznej drogi.
O słowach starego szamana na długo zapomniano. Do czasu 15. urodzin Gabriela… Pewna kobieta mieszkająca w sąsiedztwie bardzo zachorowała. Wtedy matce Gabriela przypomniały się słowa Barba Blanca. Zawołano Gabriela i poproszono, by spróbował ulżyć cierpiącej. Gdy skupił się na chorej, myślami wracając do czasu, kiedy żył z dala od ludzi, przebywając w głębokiej dżungli, jego umysł otrzymał podpowiedź. Polecił więc przynieść szklankę wody, potrzymał ją w skupieniu w dłoniach i przekazał kobiecie. Po pięciu minutach od kiedy ją wypiła, ból zniknął.
Minęło kolejnych kilka lat i mojego ojca powołano do wojska. W jednostce, w której służył, był pewien dowódca, spirytysta (tak nazywają w Peru ludzi zajmujących się magią). Któregoś dnia zawołał Gabriela i powiedział, że wie o jego umiejętnościach. Polecił mu przygotować wywar, który zamierzał z nim wypić. Pomógł zorganizować składniki i zaaranżował miejsce na rytuał. Był pod wrażeniem tego, co przeżył podczas ceremonii z ojcem, więc postanowił wtajemniczyć go w delikatną sprawę. Dotyczyła złego uroku, rzuconego na innego dowódcę. Nie potrafił sobie z tym poradzić, i z bólem serca obserwował, jak pogarsza się stan jego przyjaciela. Gabriel oczywiście wyleczył chorego. Potem przez resztę służby pomagał wiele razy, przez co stał się znanym w okolicy jednostki curandero.

 

 

SAM NA SAM Z SELWĄ

 

– Po odbyciu służby wojskowej ojciec wrócił do Amazonii i niedługo potem poznał Luisę Da Silva, która urodziła mu pierworodnego syna, czyli mnie. Wychowywałem się w Contamanie u brzegów Ukajali i z zaciekawieniem patrzyłem, jak ojciec leczył okoliczną ludność. Kiedyś zapytałem, czy mógłbym poznać tajemnice Indian i praktykować tak jak on. Ojciec odrzekł, że to nie zabawa, ale nie zignorował mnie i wytłumaczył, jak wygląda praktyka diety. Nie jest lekko – powiedział – musisz być całkowicie przekonany i zdecydowany. Byłem, więc pokazał mi, od czego zacząć. Miał w głębi lasu mały szałas, gdzie udawał się, kiedy potrzebował izolacji. Tam mnie zaprowadził. Wcześniej pomógł przygotować ekwipunek, strzelbę i jukę (czyli maniok – główną roślinę spożywaną w Amazonii; idąc na dietę, przygotowuje się podstawowe racje żywnościowe, oprócz tego samemu się poluje i łowi ryby).
Nie do końca wiedziałem, co mnie czeka, ale z tygodnia na tydzień coraz lepiej rozumiałem otaczającą mnie dżunglę. Po pewnym czasie ojciec mnie odwiedził, aby sprawdzić, czy sobie radzę. Rozmawialiśmy o tym, jak płynie czas, i co daje takie doświadczenie. Wytrzymałem. Po powrocie do domu dostałem do spróbowania szczyptę soli. (Tak kończy się proces diety jako symboliczny akt powrotu do cywilizacji. Może to być także akt rezygnacji z diety, gdy nie czujemy się najlepiej, albo po prostu jesteśmy za słabi, by osiągnąć odpowiedni stan). Po soli był czas na „wdmuchanie” (energetyzowanie czakr, do czego używa się tytoniowego dymu oraz oddechu, kierując je na określone miejsca na ciele). Ojciec zapowiedział też, że nocą napijemy się ayahuaski.
Po 15 minutach od wypicia wywaru zaczął śpiewać icaro (rodzaj modlitwy w formie świętej pieśni, za pomocą której szaman kontroluje rytuał. Icaro ma wiele zastosowań, m. in. służy do szamańskich bitew z brujos). Pojawiły się sugestywne wizje, które bardzo mnie zaskoczyły. Zobaczyłem między innymi Bufeo (mityczna nazwa delfina słodkowodnego, mocno zakorzenionego w amazońskiej kosmologii). Widziałem demony oraz wiele strasznych istot, przez które byłem atakowany. Momentami bardzo się bałem, ale ojciec mnie ochraniał i dodawał otuchy. Widziałem góry, w których nigdy wcześniej nie byłem. Tam toczyłem walkę z bestią. Walczyłem mieczem i co ściąłem łeb bestii, to pokazywały się dwa kolejne. Miałem też wizję szczególną – pędziłem na motorze gdzieś w dalekie, nieznane krainy, unosząc się wysoko. Po latach okazało się, że były to zapowiedzi tego, co niesie przyszłość.

 

NIE TA KOKA

Liście koki suszy się w słońcu. Poza zastosowaniem medycznym jest ona także zdrową używką bogatą w witaminy i mikroelementy. Żucie koki wzmaga również siłę, wytrzymałość i koncentrację. Koka jest jedną z najważniejszych roślin rdzennych ludów andyjskich.

KROPLE DO OCZU

Przemysł farmaceutyczny opiera recepturę swoich leków na wielu składnikach wyekstrahowanych z roślin Amazonii. Tymczasem selwa zapewnia esencję leczniczą w czystej, pierwotnej postaci – tak jak sok tej rośliny, którym don Raul regeneruje swój wzrok.

INDIAŃSKA PUSTELNIA

Wioska Indian Cashibo-Cacataibo leży u brzegów górnego biegu rzeki Aguaytia, w departamencie Ukajali. Jest to miejsce oddalone od cywilizacji, otoczone pierwotnym lasem deszczowym, gdzie można izolować się na czas diety szamańskiej.

 

UPADEK I PRZEBUDZENIE

 

– Mijały lata mojej młodości i postanowiłem wkroczyć w dorosłe życie, opuszczając rodzinny dom. Osiedliłem się w okolicach Pucallpy (największe miasto środkowej Amazonii peruwiańskiej). Życie w mieście, przyjemności i pokusy sprawiły, że straciłem dyscyplinę życia i oddaliłem się od praktyki szamańskiej.
Pewnego razu odezwał się szwagier, który wyjechał do Ekwadoru. Poinformował, że zdobył dobrą pracę, a warunki życia są tam lepsze niż w Peru. Postanowiliśmy z siostrą do niego dołączyć. Przed wyjazdem ojciec pobłogosławił mnie, podkreślając jednak, że czeka na mój powrót. Przygotował też naszą wspólną ceremonię z ayahuaską. Wyśpiewał wszystkie icaro, wdmuchał mi mapacho, w końcu pożegnał. Sceptycznie patrzyłem na to wszystko, bo od pewnego czasu żyłem w oddaleniu od jego nauk. On jednak dawał mi do zrozumienia, że mój właściwy czas jeszcze nadejdzie.
Ten dwuletni wyjazd był ważny dla mnie i mojej drogi. Dzięki niemu poczułem ogromną potrzebę ponowienia praktyk z roślinami. Po powrocie do rodzinnej Contamany wiele razy wspólnie z ojcem piliśmy ayahuaskę, do czasu gdy nagle odszedł na zawsze. Bardzo to przeżyłem.
Postanowiłem przeprowadzić się znów do Pucallpy. Zaczął się kolejny ważny okres w moim życiu. To była długa i trudna lekcja. Wiele doświadczałem, często upadałem, piłem alkohol, czasem źle to się kończyło. Co więcej, nadeszły czasy terroryzmu. (Paramilitarne oddziały Świetlistego Szlaku opanowały między innymi i ten rejon Peru). Pamiętam, że pracowałem wtedy jako strażnik. Moje życie było nijakie. Pewnej nocy w pracy przysnąłem. Nagle, we śnie, usłyszałem donośny głos ojca: „Raul! Obudź się!”. Zapytał mnie, co robię ze swoim życiem, gdzie moja praktyka i szacunek do przekazanych przez niego nauk. Od razu zrozumiałem. Ja też nie chciałem tak żyć. Ta ważna noc w moim życiu miała miejsce dokładnie 10 lat po śmierci ojca.
Po tej nocy rzuciłem pracę i postanowiłem przygotować ayahuaskę. Wizja ukazała to, co mnie męczyło. Mrowie złych duchów opanowało moje ciało i duszę. Ojciec przekazał mi rady, jak się oczyścić. Zdradził też sekret z chwili jego śmierci, przy której mnie nie było. Obecny był mój młodszy brat, i jako ostatniej osobie, którą dotknął, ojciec przekazał mu moce, które zbierał przez całe życie. Teraz wyznał, że to właśnie mnie chciał przekazać ten dar. Dodał też, że bratu te moce się nie należą. Podczas naszej duchowej rozmowy opowiedziałem, że potrafię sam dietować i pragnę osiągnąć mistrzostwo.

 

 

PACJENT Z DALEKIEGO KRAJU

 

– Po tym wydarzeniu wróciłem do dyscypliny i zacząłem na poważnie leczyć okoliczną ludność. Dietowałem i uzdrawiałem. Dużo przebywałem w głębokiej selwie, co dawało mi siłę potrzebną do leczenia. Moja wiedza wzrastała systematycznie. Miałem coraz więcej pacjentów i stałem się znanym w okolicy curandero. Każdy wie, że w Pampas Verde jest moje ranczo „Arco Iris”, w którym można spotkać don Raula i poprosić go o pomoc…
Oprócz ludzi znad Ukajali, z czasem zaczęli do mnie przyjeżdżać rodacy z dalszych zakątków kraju, a w końcu nawet obcokrajowcy. Leczyłem tak, jak podpowiadało mi serce. Od biednych i dzieci w ogóle nie pobierałem pieniędzy, i tak nadal czynię. Chociaż żyliśmy z Welmą i moimi dziećmi bardzo skromnie, mieliśmy co jeść, i jesteśmy wdzięczni za wszystko, co otrzymaliśmy.
Minęły kolejne lata, aż pewnego dnia w „Arco Iris” zjawił się pewien Polak o imieniu Sławek. Był bardzo chory i nikt nie potrafił mu pomóc. Podczas ceremonii ayahuaski przebadałem Sławka, zobaczyłem, że od dzieciństwa męczy go susto. (Coś w rodzaju złego uroku; negatywna energia wywołana przez traumę z przeszłości lub złe duchy). W jego przypadku uzewnętrzniało się to na wiele sposobów, między innymi poprzez epilepsję i ogólny słaby stan zdrowia. Zabierało mu to radość życia. Wytłumaczyłem, jak chcę go wyleczyć, czym jest dieta, i że nie będzie łatwo. Ale spróbował, uwalniając się od tego, co go niszczyło. W ramach wdzięczności zaprosił mnie do siebie, do Polski. I tak spełniła się jedna z proroczych wizji sprzed lat, w której przekraczałem kolejne granice, morza oraz góry i docierałem na drugi koniec świata…
Wyłączyłem dyktafon. Słońce dawno zniknęło za horyzontem. Na nieboskłonie wylała się Droga Mleczna, a ja, jak zwykle, poszukiwałem miejsca, gdzie świeci Krzyż Południa – konstelacja wyznaczająca kierunek żeglarzom mórz południowych. Dach z liści palmowych zaczął szeleścić od przedburzowej bryzy, zapowiadającej zbliżającą się porę deszczową. Nadszedł czas, by wracać.